Gwen wróciła
do domu, gdzie zastała swoją mamę w towarzystwie Jacka, po kuchni krzątała się
Lottie. Jej rude włosy były spięte w ciasnego koka, uśmiechała się, ale jej
oczy były smutne. Dziewczyna nalała sobie soku i usiadła przy blacie.
- Wszystko
w porządku?
Kobieta postawiła przed nią
talerz z obiadem.
- Tak,
jestem tylko trochę zmęczona – powiedziała. Pogłaskała ją po ręce. – Niech
panienka się nie przejmuje mną, niedługo egzaminy, teraz na tym powinnaś się
skupić.
Przewróciła oczami i zabrała się
do jedzenia. Szybko zjadła i poszła do swojego pokoju, przebrała się w wygodne
legginsy i koszulkę Artura. Miała ich już kilka, często mu je podkradała,
dzięki temu miała wrażenie, że zawsze jest blisko. Wyjęła zbiory zadań i
sfatygowany już zeszyt, w którym obliczała zadania. Wstępnie miała już
zagwarantowane stypendium na Cambridge, ponieważ rok wcześniej wzięła udział w
konkursie fizycznym i zaliczyła wakacyjny kurs, ale i tak wszystko zależało od
tego egzaminu. Wiedziała, że umie, ale gdzieś z tyłu głowy czaił się niepokój,
że Morgana może wykorzystać każdą chwilę, gdy są oddzielnie. A mimo wszystko
przyszłość nie kończyła się na zakończeniu przeszłości, oni mieli żyć dalej.
Głos matki wyrwał ją z
skupienia, przetarła oczy i spojrzała na zegarek w telefonie. Pracowała już od
czterech godzin.
- Gwen,
kolacja!
Przeciągnęła się, plecy jej
zesztywniały, a noga ścierpła. Odkrzyknęła, że zaraz będzie i weszła do
łazienki, związała swoje czarne włosy w luźnego koka na czubku głowy i obmyła
twarz. Zmyła resztki makijażu, które wytarła podczas nauki i zeszła na dół.
Aurora z Jackiem siedzieli już w
jadalni i rozmawiali o czymś żywo.
- Dobrze,
że już jesteś – powiedział mężczyzna. Przesunął do niej półmisek z sałatką. –
Obryta na środę? Od czego zaczynasz?
- Jutro
jeszcze powtarzam matematykę. Angielski, w czwartek francuski, piątek mam
wolne, poniedziałek matematyka i wtorek fizyka. Później zostaje mi tylko chemia
i biologia.
Jack skinął głową.
- Dlaczego
astronomia?
Gwen wzruszyła ramionami.
- Uwielbiam
gwiazdy, chce je poznać. Pracować z nimi.
Jack pokiwał głową. Resztę
kolacji milczała. Obserwowała narzeczonego matki, szukała w nim oznak tego
mężczyzny, o którym opowiadał jej Artur – gwałciciela. Dla niej był miły, dla
Aurory czuły i kochający. Z jednej strony czuła, że coś z nim jest nie w
porządku, a z drugiej wierzyła w drugą szansę.
Po skończonej kolacji napuściła
wody do wanny i dolała olejku różanego. Przygasiła światło i otworzyła okno,
wpuszczając do środka majowe powietrze przesycone zapachem kwiatów, rosnących w
ogrodzie. Zrzuciła z siebie ubrania i posłała je ruchem ręki do kosza na brudną
bieliznę. Weszła do wanny i powoli zanurzyła się w pachnącej wodzie. Zsunęła
się plecami po ściance, aż woda zamknęła się nad jej twarzą. Czarne włosy
unosiły się wokół niej niczym macki. Otworzyła oczy i spojrzała w ciemniejące
niebo za oknem.
Wyciągnęła głowę dopiero, gdy
zabrakło jej powietrza. Uniosła do góry wodną kulę i cisnęła nią przez
łazienkę. Przecięła pomieszczenie jak pocisk i robiła się na kafelkowej
ścianie. Uniosła brwi. Wyciągnęła dłoń i palcami nakazała się podnieść wodzie.
Krople przesunęły się po podłodze i ścianie i znów wróciły do kuli, która
powoli już przewędrowała przez łazienkę i zawisła nad jej ręką. Zacisnęła pięść
i woda wróciła do wanny.
Owinęła się ręcznikiem i
zawinęła włosy w miękki turban. Jedną ręką myła zęby, a drugą odpisywała
Arturowi na wiadomości. W końcu odłożyła telefon na szafkę i wypłukała usta.
Nakładała krem na twarz, gdy usłyszała, że ktoś wszedł do jej pokoju. Wyjęła z
szuflady miękką piżamę i szybko się ubrała.
- Mamo?
Nie usłyszała odpowiedzi, więc
ostrożnie otworzyła drzwi.
- To tylko
ja – usłyszała zimny głos Jacka, od które zjeżyła się jej skóra na karku.
Gwen skrzyżowała dłonie na
piersiach, próbując ukryć brak stanika. Nie spodziewała się go tutaj.
- Gdzie
jest mama? I czego chcesz?
Mężczyzna siedział na jej łóżku
i opierał łokcie na kolanach. W dłoniach obracał małe niebieskie pudełko.
- Bierze
prysznic, chciałem ci to dać dzisiaj – podał jej pudełko. Wzięła je niepewnie.
– To taki prezent, przyniesie ci szczęście na egzaminach. Jutro rano lecę do
Stanów na trzy tygodnie, więc sobie odpoczniesz. – Przyjrzał się uważnie jej
twarzy. Podszedł do niej powoli, jak drapieżnik. – Nie lubisz mnie, co?
Wzięła ciężki oddech. Czuła od
niego zapach szkockiej. Stłumiła w sobie dreszcz.
- Nie o to
chodzi. Chcę, żeby mama była szczęśliwa. Będę cię lubiła tak długo, jak
będziesz jej to dawał. Ale spróbuj ją zranić, a uwierz mi, że będziesz tego
żałował do końca życia.
Zaczęły jej drżeć palce.
Zacisnęła je w pięść. Pomyślała, że wybuch przed nim byłby najgorszym, co może
zrobić. Jack odsunął się od niej, na jego twarzy malowało się zdziwienie.
- Twój
kochaś powiedział ci, prawda? – Skinęła głową. – A opowiedział ci, co mi
zrobił?
Prychnęła.
- Gdybym
była na jego miejscu, już byś nie żył. Skończyłam tą dyskusję, wyjdź – czekała
na jego ruch, ale się nie poruszył. Z nerwów trzęsły się jej ręce, wazon na
biurku zaczął drżeć – Chyba nie chcesz, żeby mama się o wszystkim dowiedziała,
czyż nie?
Syknął i ruszył w stronę drzwi,
które zamknęły się za nim z hukiem. Rzuciła pudełko na biurko i dotknęła dłonią
swojego czoła. Było gorące. Odetchnęła ciężko i padła na łóżko. Z kieszeni
spodenek wyjęła swój telefon i wykręciła numer Artura.
- Co tam
kochanie? – Jego głos od razu przywołał uśmiech na jej twarz.
- Nic
specjalnego. Uczyłam się cały dzień, a ty?
Ułożyła się wygodnie na plecach
i bawiła się wykończeniem koszulki.
- Gdy
pociąg tylko opuścił dworzec, powitałem biologię na randce.
- Zdradzasz
mnie? – Zapytała z uśmiechem.
Roześmiał się.
- Nie. Ona
myśli, że to na poważnie, a dla mnie to tylko służbowa relacja. Mojego serca
nawet nie ma w Londynie.
Po piersi Gwen rozeszło się
przyjemne ciepło.
- Och, to
dobrze. Randkowałam dzisiaj z fizyką – dodała cichutko.
- Mam być
zazdrosny? Już widzę jak marszczysz te swoje brwi – westchnął przeciągnę. –
Chciałbym pocałować tą pionową zmarszczkę między nimi.
-
Chciałabym, żebyśmy byli razem.
- Przyjedziesz
w następny piątek, prawda?
- Wsiadam w
pociąg zaraz po egzaminie z chemii. Jutro kupię bilet.
Ziewnął mocno. Jej też się to
udzieliło.
- Chyba
pora iść spać, co? – Spytał.
- Tak
naprawdę jest dopiero 22. Wyspałeś się w ogóle dzisiaj?
Przez chwilę milczał.
- Miałem
koszmary. Zwykłe, nie retrospekcje. Pospolity koszmar, który mnie kompletnie
przetyrał. Gwen ledwo się trzymam, pogadamy jutro, okay?
- Jasne,
misiek. Kocham cię.
- I ja
ciebie. Dobranoc.
- Dobranoc.
Przez chwilę jeszcze słuchała
jego oddechu, żadne z nich nie chciało się pierwsze rozłączyć. W końcu to ona
nacisnęła czerwony klawisz i odłożyła telefon na szafce. Wsunęła się pod kołdrę
i zgasiła lampkę nocną. Pokój pogrążył się w ciemności, sen długo nie
nadchodził. Czekała na niego w bezruchu, w końcu, gdy zegar wskazał dwudziestą
trzecią, jej powieki zamknęły się, a ona zasnęła, niespokojnie śniąc.
***
Deszcz uderzał o szybę i dach
samochodu Gwen, gdy powoli zbliżała się do szkoły. Uczniowie mieli się stawić
dopiero o 8.45, ale ona nie mogła wyczekać w domu. Mimo zaciśniętego z głodu
żołądka zjadła przygotowane przez Lottie gofry z owocami, ubrała pożyczoną
przez Aurorę bransoletkę z delikatnej czerwonej wstążki, na której wisiała
zawieszka przedstawiająca jedną z druickich run. Po kilku miesiącach znała je
na tyle, by wiedzieć, że ta wzmacnia umysł. Była ciekawa, czy to przypadek, czy
jednak Lottie się myliła i jej matka wiedziała więcej niż myślała.
Zaparkowała na swoim ulubionym
miejscu i naciągnęła kaptur płaszcza na głowę. Przeszła przez parking, na tyle
szybko na ile pozwalały jej wysokie obcasy. Szkoła była cicha, ci uczniowie,
którzy już dotarli spojrzeli na nią pusto, niektórzy uśmiechnęli się.
Ocieplanie jej wizerunku na pewno przyniosło korzyść.
Zostawiła w swojej szafce
torebkę i płaszcz, do kieszeni sukienki wrzuciła telefon i zaczęła bezwiednie
chodzić po korytarzu. Po kilku minutach zatrzymała się przed drzwiami Sali
muzycznej, na zewnątrz rozległ się grzmot. Zadrżała. Z lekkim wahaniem
nacisnęła klamkę, która ustąpiła pod wpływem jej nacisku.
Gwen dotknęła czarnej pokrywy
fortepianu, przypomniała sobie dzień, w którym znalazła Artura grającego
„Preludium e-moll” Chopina. Otworzyła klawiaturę i dotknęła dłonią jednego z
czarnych klawiszy. Uśmiechnęła się. Usiadła i kontynuowała melodię, którą
doskonale znała. Jej stopa naciskała pewnie pedał, a dłonie poruszały się
sprawnie nad klawiaturą. Długie palce zakończone okrągłymi, czarnymi paznokciami
uderzały w klawisze. Pochylała się lekko do przodu, włosy zsunęły się z jej
ramienia i przysłoniły twarz.
- Tak
myślałem, że to ty.
Głos Dylana wyrwał ją z
zamyślenia. Gwałtownie przerwała grę, dźwięk urwał się w pół. Spojrzała na
niego zimnym spojrzeniem. Jednocześnie w głębi czuła wstyd, że przerwał jej w
tak intymnej chwili. Wyglądał bardzo swobodnie, nonszalancko opierając się o
framugę.
- Czego
znowu chcesz?
Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni
jedwabną białą chusteczkę i zamachał nią.
- Pokoju. A
przynajmniej pertraktacji.
Gwen opuściła głowę, by ukryć
uśmiech. Chłopak podszedł bliżej i oparł się o instrument. Owionął ją jego
zapach. Pachniał świeżo skoszoną trawą z nutką sosny, która miała ukryć zapach
papierosa oraz skórzaną kurką, którą przewiesił sobie przez bark.
-
Pertraktuj w takim bądź razie.
- Przestanę
wkurzać twojego faceta dostawianiem się do ciebie, o ile przestaniesz mnie
zwalczać. To bardzo pociągające.
Przewróciła oczami.
- Dylan,
zrozum wreszcie. To, że cię odtrącam za każdym razem nie oznacza, że cię
podrywam. Po prostu mnie wkurzasz – miała inne słowo na końcu języka, ale
przecież miała nie przeklinać.
- Co nie
zmienia faktu, że działa to w inną stronę – uśmiechnął się.
- Czyli
jeśli się zgodzę to będziemy po prostu kumplami z rocznika?
Pokiwał głową.
- Ale
spróbuj złamać postanowienia tego układu, to pożałujesz – wstała i wyciągnęła
dłoń w jego stronę. – Zgoda.
Uścisnął jej dłoń. Miał mocne
dłonie, dużo bardziej szorstkie od Artura, ale jednocześnie dużo słabsze.
Dotykając dłoni swojego chłopaka, czuła się bezpiecznie. Skarciła się w myślach
za porównywanie obu chłopaków.
- Lubię
dobre układy. Powinniśmy to opić, Raven.
Uśmiechnęła się.
- Nikt już
tak do mnie nie mówi.
- Postaraj
się, żeby sobie przypomnieli o tej ksywce. Do twarzy ci z nią było.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł
z sali. Usiadła z powrotem do fortepianu i położyła palce na klawiszach. Jednak
wena ją opuściła. Wyciągnęła telefon, akurat gdy zaczął dzwonić.
- Hej.
- Hej.
Dzwonię tylko, żeby życzyć ci powodzenia – głos Artura był balsamem dla jej
duszy, którego teraz potrzebowała ponad wszystko. W tle słychać było gwar
rozmów i nawoływania. – Jesteś już w szkole?
- Dziękuję
i wzajemnie. Od pół godziny – wiedziała, że się uśmiechnął. – Zakopałam topór
wojenny z Dylanem.
Po drugiej stronie słuchawki
zapadła cisza.
- Teraz
naprawdę zaczynam być zazdrosny.
- Głównym
postanowieniem jest fakt, że jeśli zejdzie ze stopy koleżeńskiej układ jest
zerwany. Nie musisz się martwić. Kocham cię ponad wszystko, nie zauważyłeś?
Roześmiał się.
- Coś tam
mi mignęło.
- Arturze.
Zaśmiał się jeszcze raz.
- Wybacz
kochanie. Muszę się zbierać, zabierają telefony do depozytu na czas egzaminu.
Odezwę się później. Kocham cię.
-
Powodzenia. Ja ciebie też.
Gwen też musiała się zbierać.
Zostawiła torbę w szafce i do klasy weszła tylko z przyborami do pisania. Podpisała
się na karcie i zajęła wylosowane miejsce. Obok niej siedziała Jules, która
grała na wiolonczeli w orkiestrze. Uśmiechnęła się do niej ciepło,
pokrzepiająco. Dziewczyna odpowiedziała podobnym uśmiechem. Zaciskała palce
mocno na długopisie i nerwowo kreśliła nim po kartce. Głos przewodniczącego
komisji egzaminacyjnej przywrócił ją do rzeczywistości. Spojrzała na swój
brudnopis i zdębiała.
Całą stronę pokrywały druickie
runy, niektóre znała, a niektórych nigdy wcześniej nie widziała. Szybko
przewróciła kartkę na drugą stronę i przycisnęła ją dłonią do blatu. Znowu
drżały jej ręce. Strząsnęła nimi, by pozbyć się drżenia.
- Wszystko
w porządku, Gwen? – Zapytała Jules, pochylając się w jej stronę.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Tak, nic
mi nie jest. To tylko stres.
- Panno
Ravenscar – głos profesor Milton, która zasiadała w komisji skutecznie uciszył
salę. – Zbladłaś, na pewno wszystko w porządku? Nie chcemy powtórki, prawda?
Kilka osób zachichotało. Gwen
poczuła, że czerwienieje na twarzy.
- Naprawdę,
pani profesor. Nie ma powodu do zmartwień.
Rosaline pogłaskała ją
pokrzepiająco po ręce, gdy położyła na jej ławce zestaw pytań. Gwen wyjrzała
przez okno, deszcz zacinał w szyby, po których spływały krople zostawiając za
sobą ślad i łącząc się w sieć. Stopniowo wyciszała swój umysł, kiedy zegar nad
tablicą wskazał dziewiątą, ledwie usłyszała, że mogą zaczynać. Otworzyła
zestaw, a jej głowa była czysta i gotowa do pracy.
~*~*~
Dodaje dla Was rozdział o 1.05 dziękuję Wam za to, że jesteście.
Miłego dnia!
Kocham Was.
Od pewnego czasu współpracuje z Julią (swoją drogą moją przyjaciółką) z "Książki według Wącham Książki", która została moją betą. Zabetowała mi ten rozdział i poprzedni.
Dziękuję bardzo!
Miłego dnia!
Kocham Was.
Od pewnego czasu współpracuje z Julią (swoją drogą moją przyjaciółką) z "Książki według Wącham Książki", która została moją betą. Zabetowała mi ten rozdział i poprzedni.
Dziękuję bardzo!
Co tu dużo mówić? Cudo kochana. Tak się boję końca tego opowiadania. Pomysł świetny. Niech no Jack zbliży się tylko do Gwen albo skrzywdzi Aurorę, to zabiję go! Kocham jak opisujesz sceny z Arturem. On jest taki ach... Czemu musi być taki boski! Co do zakopania toporu wojennego z Dylanem- ŚWIETNE! Dawna krzywka Raven. Przypadek? Nie sądzę xD
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło!
Całuję, M
Z ksywka wyjasnie: Raven to moje ulubione zenskie imie (serio), ktore przemycilam w swoim pierwszym opowiadaniu, w pierwowzorze Gwen miala uzywac tego imienia jako przezwiska, ale uzylam je jako czesc nazwiska, ktore jest nazwiskiem Nocnego Lowcy (ach Cassie, dziekuje za to!). Wiec wolali na nia Raven, co oznacza kruk.
UsuńDziekuje bardzo za mile slowa :* chcialabym zobaczyc jak zabijasz Jacka - serio to az kusi 😂
Buziaki i czekam na rozdzial u Ciebie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńByłoby to widowiskowe. Coś też zauważyłam, że lubisz to imię i kruki. Taka to ja jestem spostrzegawcza. Co do następnego rozdziału to za niedługo się pojawi!
UsuńCałusy, M