niedziela, 29 marca 2015

Miniatura: Koniec początku.

                Artur uniósł miecz i ciął przeciwnika w brzuch. Nie patrzył na twarze zabitych, nie chciał znać ich twarzy. Walczył automatycznie, poddał się rytmowi walki, wyłączył umysł. Nie mógł myśleć o tym, że ci, których zabija też mają rodziny, żony, narzeczone. Poczuł ukłucie w sercu. Jej zdrada bolała tak okropnie. Nie mógł na nią spojrzeć, ale też nie mógł bez niej żyć.
                Excallibur wbił się w kolejne ciało, uśmiercając je swoim nigdy nietępiącym się ostrzem. Wyszarpnął je z bezwładnego ciała, które zwaliło się na ziemię z głuchym łoskotem.
                W niedużej odległości od niego zauważył czarnego rycerza. Nie miał hełmu, czarne włosy lśniły mu od potu i deszczu, który jeszcze przed chwilą padał. Po twarzy, wykrzywionej gniewnym grymasem, spływała mu strużka krwi. Jego szmaragdowe oczy pałały nienawiścią i gniewem.
- Mordred! – Wykrzyknął Artur.
                Zacisnął dłoń na Excalliburze i rzucił się w jego stronę. Mordred także zaczął biec w jego stronę. Zwarli się w śmiertelnym uścisku. Każdy z nich uderzał, by zabić. Z każdą sekundą walki, ich uderzenia były mocniejsze. Mimo, że nogi mdlały mu z wysiłku, a każde zamachnięcie się mieczem, przysparzało go o palący ból w mięśniach, ciął i pchał mocniej. Walczył dla niej. Jakkolwiek, by go nie zraniła, nadal ją kochał. To jej głos rozbrzmiewał w jego głowie. Była jego siłą.
                Udało mu się być szybszym od Mordreda o sekundę, ale to wystarczyło. Ostrze przeszło lekko przez zbroję i wbiło się miękko w ciało. Na twarzy mężczyzny, a właściwie jeszcze chłopaka, przemknął cień zdziwienia. Nie wypowiedziane pytanie. W tej krótkiej chwili przypominał mu tego dwunastoletniego chłopca, którego poznał dzięki Morganie.
                Poczuł palący ból w boku. Upuścił Mordreda, który martwy zwalił się na ziemię. Przeszedł kilka kroków. Wydawało mu się, że widział jej czarne włosy. Słyszał jej krzyk. Upadł na ziemię. Niebo nad nim było szare, ciemne chmury przesuwały się leniwie. Poczuł delikatny dotyk jej palców na swoich policzkach.
- Gwen – wycharczał, czując, że brakuje mu sił, by powiedzieć więcej.
                Jej złote oczy były pełne łez. Jedna z nich spadła na jego policzek i zmieszała się z łzami mężczyzny. Przyciska dłonie do jego rany, próbując zatamować krwawienie.
- Błagam, nie umieraj – szepcze, jednocześnie całując jego twarz. Zasłania ich kurtyna czarnych włosów. – Zostań ze mną.
- Zawsze będę cię kochał.
                Łapie ją za kark i przyciska do swoich ust. Chce poczuć je ostatni raz, ich miękkość, smak. Zupełnie jak pierwszym razem. Są takie same.
- Nie żegnaj się ze mną! – Krzyczy, nadal go tuląc. – Nie dam rady bez ciebie!
                Jej dłonie stają się gorące. Przez ciało kobiety przepływa fala energii, od której drży powietrze. Odrzuca głowę do tyłu, błysk światła oślepia ją i mężczyznę.
- Gwen – charczy. – Kocham Cię.

- To będzie on – szepcze, kładąc się na jego piersi i nadal tamując krew. – Będziesz miał syna.

__
Jeszcze ciepła. 
Musiałam to napisać, jakoś mnie to wołało.
Dobranoc Myszki, jutro szkoła! Jeszcze trzy dni...
Kocham Was <3
Alis