wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 9.

Ognisko rzuca przerażające cienie na ściany jaskini. Gwen obejmuje swoje szczupłe ramiona i pociera, by się ogrzać. Jej cienkie spodnie, płócienna koszula i wełniany sweter są kompletnie przemoczone. Po czarnym warkoczu spływa strużka wody. Artur opożądza konie. Jego kasztanowe włosy są w nieładzie, mokre. Deszcz spływa mu po karku. Przywiązuje zwierzęta, przy wejściu, żeby mogły skubać winne liście rosnące na ścianie. Podaje jej bukłak z winem. Dziewczyna patrzy na niego ze złością.
- Czego ode mnie chcesz?
Chłopak klęka przed nią, dotykając dłonią jej nogi. Odsuwa się od niego, podciągając kolana pod brodę. Artur opuszcza głowę.
- Nie odtrącaj mnie.
- A co mam innego zrobić? - Krzyczy.- Okłamałeś mnie. Mówiłeś, że będziemy razem, a ja ci wierzyłam! A ty jutro bierzesz ślub - głos się jej łamię,  po mokrym policzku płynie łza.
Artur podchodzi do niej. Dziewczyna wstaje, ale jej głowa nadal jest niżej od jego. Ciepło jego ciała, zapach jego skóry. Unosi dłoń, by dotknąć jej twarzy. Odtrąca ją.
- Nie dotykaj mnie.
- Gwen proszę - przyciska ją do chropowatej ściany. Jego bliskość utrudnia jej myślenie. Ciepło jego ciała, rozchodzi się po jej skórze.
- Nie dotykaj!
Ogień unosi się w górę, oświetlając jej bladą twarz. Chłopak patrzy na oginisko, którego płomienie dotykają sufitu. Konie rżą, z przerażenia. Artur odwraca się do niej, w jego srebrnych oczach nie ma strachu, ani złości. Jest tylko miłość. Bezgraniczna, gorąca. Skierowana ku niej.
- Odejdź - szepcze dziewczyna. - Nie chce cię skrzywdzić.
Oduwa się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach. Tak bardzo ją zranił, gdy ogłoszono jego zaręczyny z Morganą, ale nadal trudno jej się było z nim rozstać. Chciała mu wszystko wybaczyć.
- Nie zrobisz tego. - Klęka przy niej, dotykając jej szyi. Dziewczyna nie odsuwa się. - Kochasz mnie, a ja kocham ciebie. Pozwól mi się chociaż wytłumaczyć.
- Wiesz dobrze, że nad tym nie panuję! - Krzyknęła. - Co tu jest do tłumaczenia? Okłamałeś mnie.
- To nie ja ogłosiłem zaręczyny, tylko mój ojciec, nie miałem nic do powiedzienia. Nikt nie chciał mnie słuchać, nawet ty - w jego głosie brzmi ogromny smutek. - Proszę cię Ginevro, wybacz mi, że bałem się mu o nas powiedzieć.
- A teraz już się nie boisz - pyta, zdejmując jego dłoń ze swojego karku, ale nie puszcza. - Możesz mu powiedzieć, że kochasz służącą?
Artur uśmiecha się. Nie jest to jego zwykły, radosny uśmiech, ale smutny grymas. 
- Gwen, zerwałem zaręczyny z lady Morganą. Ojciec już wie o nas - milknie, nie patrząc jej w oczy. - Wybacz mi, proszę.
Dziewczyna przyciąga jego twarz do siebie. Usta Artura są miękkie i wilgotne. Przyciska jej ciało do ściany, całuje ją mocno, prawie sprawiając jej ból. Ciało Gwen lgnie do jego ciała, dotyka dłońmi jego policzków. Odsuwają się powoli, patrząc sobie w oczy. Złote oczy dziewczyny lśnią w ciemności, jak zawsze, gdy są razem. 
- Nikt nie może wiedzieć o mojej mocy. Nawet Merlin.
- Przecież - kładzie mu palce na wargach.
- Arturze, proszę. Nie mów nikomu.
Całuje ją powoli, przytrzymując zębami jej wargę.
- Przysięgam.
Prawa ręka Artura leżała na jej brzuchu, słabe promienie słońca tańczyły na złotej powierzchni jego rodowego sygnetu. Opierała głowę na jego drugim ramieniu. Czuła oddech chłopaka łaskoczący jej policzek. Miał zamknięte powieki, ale nie spał. Patrzyła na sufit, bojąc się poruszyć, chciała, żeby myślał, że jeszcze śpi. 
Dotknęła delikatnie jego dłoni. Była duża i ciepła. Pod skórą odznaczały się grube żyły. Przesunęła po nich palcem. Uśmiechnęła się delikatnie. Ciepło, które czuła tylko w śnie, czuła też na jawie. Było to niezwykłe uczucie. Nie była zawstydzona, ani zażenowana, miała wrażenie, że jest w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Powoli przewróciła się do prawy bok, między nimi znajdywało sie kilka centymetrów wolnej przestrzeni. 
Zegar za plecami chłopaka wskazywał 5:50. Niedługo musiała wstać, żeby zdążyć do szkoły. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Chciała zostać w łóżku, otulona zapachem Artura i wtulona w jego ramię. Powieki chłopaka zadrgały, wciągnął głęboko powietrze przez nos.
- Gapisz się - powiedział cicho, głosem lekko ochrypniętym od snu. - To przerażające.
Zaśmiała się.
- Niektórzy powiedzieliby, że to romantyczne.
Uchylił powieki. Gwen za każdym razem zaskakiwała barwa jego oczu. Błyszczały jak prawdziwe srebro. Podniósł rękę z jej talii i potarł dłonia twarz.
- Która godzina?
- Za dziesięć szósta.
Artur jęknął. Przeturlał się na plecy, kładąc wolną rekę na czole. Gwen usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju. Beauty spała na swoim posłaniu, a jej ogon dragał przez sen. W pomieszczeniu było chłodno, a jej skórę poktyła gęsia skórka. Przeczesała palcami włosy, przerzucając je na jedną stronę. Łóżko zaskrzypiało, chłopak wstał i przeciągnął się. Szara koszulka podjechała mu do góry, odsłaniając kawałek jasnej skóry i umięśnione plecy. Czarna suka otworzyła jedno oko, po chwili ziewnęła szeroko i przeciągnęła się. Podeszła do Artura, podrapał ją po szyi. 
- Chcesz kawę? - spytał, przeczesując swoje włosy palcami. Pokiwała głową. - Biała?
- Czarna - uśmiechnęła się. - Zaraz zejdę, tylko się ubiorę.
Kilka minut później, zeszła po schodach, ciągnięta przez aromat świeżo zaparzonej kawy. Czarne włosy związała z luźnego koka, miała na sobie te same ubrania, które nasiąkły zapachem pokoju Artura. Sam chłopak stał przy blacie i nalewał do kubków kawy z stalowej kawiarki. Na stole, na talerzykach leżały tosty posmarowane nutellą.
- Odkąd Cathlin wyjechała lodówka systematycznie pustoszeję, więc nie mam nic oprócz nutelli - przynał z krzywym uśmiechem. Dolał sobie do kubka mleka.
Gwen przygryzła wargę. Nie liczyło się dla niej co przygotował, ale fakt, że to zrobił. Wzięła od niego kubek z kawą i upiła niewielki łyk. Przez okno wpadały promnienie słońca, przyjemnie ogrzewając jej plecy. Beauty biegała po podwórku, goniąc szare gołębie.
- Dziękuję - Artur uniósł brew. - No wiesz za wszystko. Za to, że mnie przenocowałeś, za śniadanie i za wszystko. 
Chłopak usiadł przy stole, zapraszając ją gestem. Usiadła na przeciw niego, przypadkiem dotknęła stopą jego łydki. Między ich ciałami przeszedła iskra, która popłynęła kręgosłupem Gwen, wywołując dreszcz. Dziewczyna spuściła głowę, im więcej czasu upływało od przebudzenia, czuła większe zawstydzenie bliskością Artura, a raczej tym, że w głębi duszy czuła się dobrze, mimo że znała go tak krótko. Bądź co bądź, był pierwszym facetem, z którym tak na prawde spała.
Artur odezwał się dopiero, gdy zjedli.
- Odwiozę cię do domu, tylko wezmę krótki prysznic, okej? 
- Nie ma sprawy - Gwen wstała i pozbierała naczynia. Chłopak spojrzał na nią, prawa brew zniknęła pod jego grzywką. - Pozmywam - otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Gwen uciszyła go ręką. - Pozwól mi to zrobić. Chcę zająć czymś ręcę - "i myśli" dodała w myślach.
Artur uśmiechnął się pod nosem, mijając ją musnął dłonią jej biodro. Spojrzała na niego, ale chłopak już zniknął na schodach. Zaczęła zmywać, kątem oka obserwując Beauty. Sierść czarnego psa była błyszcząca. Suka zatrzymała się w pół kroku i zaczęła węszczeć, bacznie się  rozglądając. Gwen wytarła dłonie w ręcznik, wyszła przez tylne drzwi na podwrórko i zagwizdała na psa. Powietrze było chłodne i rześkie, na jej butach osiadła rosa, która pokrywała młodą trawę. Beauty powoli podeszła do niej, obserwując bacznie ścianę lasu i głęboko warcząc. 
- Co jest mała? - Spytała. Suka nadal warczała, a jej boki trzęsły się od tubalnego dźwięku, kumulującego się w jej trzewiach. Złote oczy utkwiła w krzakach przed nimi. 
Gwen ruszyła powoli przed siebie, a pies kroczył ostrożnie obok niej. Dziewczyna czuła się pewniej, wiedząc, że nie jest sama. Usłyszała trzask gałęzi. Rzuciła się biegiem w tamtą stronę, jednak po kilku metrach Beauty wyprzedziła ją. Zniknęła w krzakach kilka sekund przed nią. Beauty zaskomlała, Gwen krzyknęła. Wyciągnęła krok, czuła, że stało się coś złego.
Beauty leżała pod klonem, a z jej pyska wisiał kawał granatowego materiału. W powietrzu unosiło się coś dziwnego. Ginny upadła na kolana przy psie i dotknęła jej łapy. Suczka zaskomlała. Noga nie  była złamana, ale pies był obolały. Zimny nos trącił jej dłoń. Wyjęła jej z pyska materiał i dokładnie mu się przyjrzała. Nie był jednym z nowoczesnych materiałów, był delikaty - na pewno drogi. Już kiedyś go gdzieś widziała. Czuła mrowienie w koniuszkach palców. 
Czuła magię, unoszącą się w powietrzu.
- Morgana...
Beauty podniosła się z wysiłkiem na nogi. Jej nos drgał przy każdym wdechu.
- Gwen?! Ginny?! Gdzie jesteś?! - Głos Artura dobiegał z daleka. Schowała materiał do kieszeni.
- Już idę. 
Wstała z ziemi, powoli ruszyła w stronę domu. Potarła dłońmi o uda, jakby chciała zdjąć z nich drżenie. Pies kulał na prawą łapę. Nogi miała jak z galarety, kolana miękkie. Kobieta, która była jej nemezis, największym zagrożeniem i wrogiem, mogła skrzywdzić każdego, który przebywał blisko niej, na którym jej zależało. Kto będzie następny? Mama? Charlotte? Melanie? A może Artur? Beauty była tylko ostrzeżeniem. Wiadomością: "jestem blisko".
- Beauty - wyjąkał chłopak, klękając przy psie. Długi palcami delikatnie uściskał łapę, badając, czy nie jest złamana. - Co się stało?
Gwen nie wiedziała, co powiedzieć. "Twojego psa dopadła czarownica, która poluje na mnie"? Przecież to brzmiało jak absurd.
- Nie wiem. Nie widziałam, usłyszałam jej skomlenie - skłamała. Kolejne kłamstwo nie przyszło jej łatwo.
Artur spojrzał na nią. Nie była pewna, czy jej uwierzył. Jednak po kilku sekundach niepewności, tkóre ciągnęły się w nieskończoność, uśmiechnął się krzywo.
- Nic jej nie będzie - mruknął, wskazując brodą na Beauty. - Wystarczy, że odpocznie kilka dni. Zbieramy się?
Dziewczyna skinęła głową.
Podczas przerwy obiadowej zaczęło lać jak z cebra, zmuszając wszystkich uczniów Liceum św. Michała do zgromadzenia się w stołówce. Stoliki szybko się zapełniły, przy każdym z nich siedziała zamknięta grupa uczniów. Kujony, śliczne panienki na czele z Amy Willow, piłkarze etc. Gwen kroczyła dumnie, starając się na nie patrzeć na ich twarze. Skórzana torba obijała się o jej biodro, a grube podeszwy creepersów stukały cicho o podłogę z linoleum. Ktoś siedział przy jej stoliku. Natychmiast rozpoznała brązowe włosy Melanie. 
Dziś miała na sobie jasne jeansy, niebieski sweter i skórzane baletki. Założyła nogę na noge, sącząc kawę z papierowego kubka z logo Starbucks'a. Gwen położyła tackę na blacie stolu i usiadła na przeciw przyjaciółki. Niebieskie oczy Mel podniosły sie znad ekranu telefon, przeniosła je na twarz Gin. 
- Hej - schowała iPhona do torebki, którą rzuciła na siedzenie obok. - Mogę? - Spytała patrząc na paczkę suszonych bananów. 
- Bierz - otworzyła puszkę spite'a. - Co tutaj robisz?
Melanie przeżuwała powoli kawałek banana.
- No tak jakby martwiłam się. Nie odbierasz telefonu, nie odpisujesz na smsy i wiadomości na Facebook'u - Gwen spuściła wzrok. Od incydentu w Dark Hole z premedytacją unikała Mel.
- Miałam dużo na głowie - mruknęła, mieszając widelcem w sałatce makaronowej.
- Czyżby? - Idealne brwi Melanie podjechały do góry, a skóra między nimi, była tak napięta, że Gwen dziwiła się, że nie pękła.
Odłożyła sztućce na talerz, świadoma tego, że gapi się na nie cała szkoła. Pochyliła się w jej stronę, splatając palce, zupełnie jak jej matka. Miała ładne okrągłe paznokcie, pomalowane na czarny, matowy kolor. 
- Co sugerujesz Mel? Nie owijajmy w bawełnę.
Melanie prychnęła, odrzucając swoje brązowe włosy na plecy. Srebrny wisiorek błysnął ostro w świetle lamp. Ginny zmrużyła oczy, przyglądając się mu bacznie. Wokół czerwonego kamienia, tkwiącego w srebrnej blaszcze, wiły się linię, które układały się w nieznane jej symbole. Jednak dziewczyna miała nie odparte wrażenie, że już wcześniej je widziała.
- Dobrze wiem, że spotykasz się z Arturem. Zadzwoniłam wczoraj wieczorem do twojego domu i wiesz co mi powiedziała Charlotte? Że jesteś u niego w domu - Gwen wyprostowała się, z szkokiem malującym się na twarzy. - Nadal twierdzisz, że miałaś tyle na głowie?
Dziewczyna nie była jednak zszokowana oskarżeniami Lancey, ale tym, skąd to wszystko wiedziała. Nie mogła rozmawiać z Lottie, bo tej nie było w domu od południa. Zostawiła jej kartkę. W domu nie było nikogo.
- Mel...
- Cześć - Artur stanął za nią, trzymając tackę. - Można?
Melanie obrzuciła go szybkim, ale przenikliwym spojrzeniem. Jej pełne wargi, wykrzywiły się w upiornym uśmiechu.
- Oczywiście, że można - powiedziała słodkim głosem. - Właśnie o tobie rozmawiałyśmy, prawda Gin?
Dziewczyna mruknęłą coś pod nosem. Artur usiadł obok niej, przypadkowo trącił jej nogę kolanem. Poczuła elektryczny dreszcz spływający od jej karku do dołu kręgosłupa. Spojrzała na niego kątem oka, obserwował Melanie, jego rzęsy rzucały cienie na policzki.
- Okropna była ta burza wczoraj, prawda? - Zagaiła Mel, obracając w palcach papierowy kubek. - Mam nadzieję, że nie w niczym wam nie przeszkodziła - powiedziała, a jej wargi wykrzywiły się jeszcze bardziej w złośliwym uśmiechu.
Gwen poczuła zimny chłód w piersi. Ona wie. Melanie wiedziała, że Gwen spędziła noc u Artura. Ginny miała nieodparte wrażenie, że brunetka wiedziała o wielu innych rzeczach. 
- Panno Lancey - chłodny głos pana Willsona, rozległ się nad ich głowami. Nauczyciel literatury oparł dłonie o oparcie wolnego krzesła. - Co tu robisz?
- Ahh... Witam profesora - Melanie spięła się, już nie czuła się na zwycięskiej pozycji. - Odwiedzam przyjaciółkę.
- Już nie jesteś uczennicą naszej szkoły panno Lancey, nie powinnaś tu przebywać. Sprawy towarzyskie proszę załatwiać poza terenem placówki, czy się rozumiemy? Ciebie także to dotyczy panno Ravenscar.
- Oczywiście - odpowiedziała spokojnie Gwen.
Melanie wstała i wygładziła sweter i założyła czarną torbę od Prady na ramię. Zatrzymała się przy dziewczynie i syknęłą jej do ucha:
- Nie uciekniesz przede mną. Jesteś mi coś winna, pamiętasz?
Gwen starała się zachować spokój, ale krew w jej żyłach huczała głośno. Czuła, że patrzy na nią cała szkoła. To nie był dobry czas na załamanie, jeśli chciała rozwiązać tą sprawę, to musiała być silna. Zachować pozory. 
Po chwili sala znów rozbrzmiała obiadowym gwarem: głośnymi rozmowami, trzaskaniem sztućcami. Głowę dziewczyny wypełniały fragmenty rozmowy z Melanie.
- Gwen - poczuła dłoń Artura na kolanie. Spojrzała na chłopaka, który przyglądał jej się zmartwionym wzrokiem. Potrząsnęła głową. - Wszystko w porządku?
Gwen rozejrzała się po sali, ale na jej szczeście Melanie zniknęła. Wiedziała, że prędzej, czy później będzie musiała poważnie porozmawiać z Arturem. Powiedzieć mu prawdę. Ponownie - dodała sarkastycznie w myślach. Zadzwonił dzwonek, który wyrwał ją z zamyślenia.
- Tak, wszystko okej. Przepraszam za to wszystko. Melanie jest odrobinę przewrażliwony, mamy teraz cięższy okres - mówiła szybko, zupełnie jakby była nakręcona.
- Gwen - spokojny głos chłopaka, przedarł się przez gwar.
Dziewczyna, która zdążyła już odejść kilka kroków, zatrzymała się w pół kroku i obróciła się na pięcie. Artrur stał z rękami w kieszeni, kasztanowe włosy opadały mu na czoło.
- Arturze?
- Prezentacja na historię. Musimy ją skończyć. 
Gwen potarła dłonią twarz, wsunęła kosmyk za ucho. Poprawiła ciężką torbę, wiszącą na ramieniu. 
- Masz rację. W bibliotece?
- Nie ma sprawy. 16? - Skinęła głową. - Do zobaczenia.
Ruszyła szybkim krokiem w kierunku wyjścia ze stołówki, jednak nie kierowała się w stronę klasy. Biegła pustoszejącymy korytarzami, czując na sobie spojrzenia kolegów. Zabrała ze swojej szafki płaszcz i wybiegła na chłodny parking. Deszcz lał się jak z cebra, ubrania dziewczyny prawie natychmiast przemokły. Wsiadła do samochodu i wyjechała z terenu szkoły. W tamtej chwili niewiele ją obchodziły konsekwencje jej małej eskapady. Musiała sobie wyjaśnić kilka spraw z Melanie i nie mogła tego zrobić w szkolnej kafeterii. Zacisnęła dłonie mocniej na kierownicy, wycieraczki starały się nadążyć ze zbieraniem wody z szyby.
Zatrzymała samochód w bocznej ulicy przy kamienicy Melanie. Wbiegła na drugie piętro i już miała zastukać w drzwi, kiedy usłyszała podniesiony głos z mieszkania.
- Mówiłam ci! Tyle razy powtarzałam! Miałaś się nie zdradzić! Nie myśl, że jest aż tak głupia! Teraz na pewno się domyśla! Musimy działać szybciej, zaprzepaściłaś kilka tygodni, które miałyśmy w zanadrzu! Teraz zostało nam kilka dni! - Krzyczał wysoki kobiecy głos. Gwen nie potrafiła go do nikogo przypisać, ponieważ był zniekształcony przez grube drzwi.
- Pani, wybacz mi. Błagam - ciche skomlenie na pewno należało do Melanie, brytyjski akcent był w nim słabszy.
Cofnęła się od drzwi, słysząc szybkie kroki na korytarzu. Miała kilka chwil na podjęcie właściwej decyzji. Gdyby zbiegła na dół, kobieta na pewno, by ją zauważyła. Gwen podejrzewała kim może być "pani", ale ta myśl była zbyt przerażająca i natychmiast ją od siebie odsunęła. Wbiegła po schodach, pietro wyżej, i ukryła się we wnętrzu starej szafy. Usłyszała kroki piętro niżej.
- Słyszałaś to? - spytała kobieta. Gwen zdusiła w sobie krzyk, po policzku spłynęła jej łza. Doskonale wiedziała do kogo należy zimny głos. - Idź sprawdź, czy nie czai się na strychu.
Melanie wspięła się po schodach i rozejrzała się po strychu. Gwen przycisnęła dłoń do ust, wcisnęła się głębiej w kąt szafy. Brunetka zajrzała w każdą wnękę, podeszła do szafy, jej dłoń zawisła w powietrzu, kiedy w głębi pomieszczenia coś zaszeleściło. Dziewczyna ruszyła w tamtą stronę i westchnęła cicho.
- To tylko gołąb buszujący na górze - powiedziała, schodząc po schodach. Jej głowa zniknęła za balustradą.
Gwen odsunęła powoli dłoń od ust, serce dziewczyny uderzało wściekle, obijając się boleśnie o żebra. Czuła wartki potok łez spływający po policzkach. Otarła je szybko, karcąc się za płacz. Jednak nie mogła powstrzymać się od niego, nie mogła, nie chciała uwierzyć w zdradę Melanie. Tyle razy broniła ją przed Charlotte, uważając, że kobieta wierzy w swoje "przeczucia", ale intuicja Lottie nigdy się nie myliła i tym razem, niestety, też miała rację. Osunęła się po ścianie. Objęła ramionami kolana i oparła o nie czoło. Powoli łzy przestawały płynąć po policzkach, a w jej głowie kształtował się plan. Odnajdzie to czego pragnie Morgana, szybciej od niej i użyje tego przeciw niej. Nie uda jej się tego zrobić samej, potrzebuje kogoś z królewskiej krwi. Uśmiechnęła się pod nosem.
Czas na poważną rozmowę.





~*~*~*~
I o to jestem!
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :)
Pamiętajcie o złotej zasadzie!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
SKORO TU JESTEŚ, POZOSTAW PO SOBIE ŚLAD :3
Trochę Was przybyło, co mnie bardzo cieszy :)
W poniedziałek zaczyna się rok szkolny, idę do 1. klasy liceum, ale nie mam zamiaru porzucać bloga. W mojej głowie jest mnóstwo pomysłów, które czekają na zapisanie :)
W ciągu tego tygodnia, max do końca przyszłego chcę ukończyć rozdział 10. Mam nadzieję, że mi się to uda.
Pamiętajcie, że istnieje możliwość bycia informowanym przeze mnie o nowych rozdziałach więcej informacji znajdziecie w zakładce informowani
Zapraszam do obserwowania mojego fanpage'a na fejsie Opowiadania Raven i Klub Herosów (gdzie znajdziecie mnie jako #Artemida).
Możecie także zadawać mi pytania na ask'u!
Także to chyba wszystko.
Buziaki :*
Wasza Rav.

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 8.

Nowy dzień przywitał ją deszczem. Ciemne chmury wisiały nisko nad miastem, które widziała przez okno sali historycznej. Siedzący obok niej Artur, rysował znudzony po marginesie zeszytu. Nikt nie miał sił wysłuchiwać pani Milton, która swoim monotonnym głosem próbowała przedstawić im szczegóły "domniemanego" panowania króla z rodu Pendragonów. Gwen ściągnęła brwi, próbując się skupić na uniesieniu siłą woli zgniecionej kartki.
- Panno Ravenscar jesteś z nami? - Usłyszała głos Minervy Milton. Natychmiast poczuła na sobie spojrzenie całej klasy.
Powoli podniosła głowę, zupełnie nie zwracając uwagi na wpatrzonych w nią uczniów.
- Tak - wyprostowała się, jej ciało natychmiast się spięło, gdy zobaczyła kpiący uśmiech Amy Willow.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Gwen przeklnęła w myślach, wyłączyła się z lekcji, próbując użyć swoich "mocy", ale jak na razie była daleka od czegokolwiek, co można by nazwać sukcesem. Jedyne co osiągnęła to niewielkie drżenie i zainteresowanie całej klasy.
Artur pochylił się, by coś napisać. Po chwili przesunął zeszyt nieznacznie w jej stronę, by mogła zobaczyć jego pochyłe pismo.
Pyta o to dlaczego Mordred zabił Artura.
- Taki miał rozkaz od Morgany - odpowiedziała szybko i spojrzała na nauczycielkę, której mina zdradzała zaskoczenie.
- Owszem panno Ravenscar, ale proszę bardziej uważać na moich lekcjach.
Gwen skinęła głową i rozwinęła kulkę papieru leżącą na ławce. Napisała na niej krótkie "dziękuję". Przesunęła ją w stronę chłopaka, uśmiechnął się i odpisał "nie ma za co". Zgniotła kartkę i wrzuciła ją do torby.  Czas do dzwonka dłużył się niemiłosiernie. Ginny przeklinała w myślach moment, gdy zapisała się na zajęcia z historii, a mogła przecież mieć w tym czasie łacinę z kulturą antyczą, czy inny przedmiot z bardziej znośnym nauczycielem.
Dzwonek zadzwonił punktualnie o 8:45, gdy tylko rozległ się jego dźwięk, głos profesor Milton został zagłuszony przez gwar rozmów dobiegający z korytarza. Zanim nauczycielka zdążyła ją złapać na "pogawędkę" Gwen wyślizgnęła się z klasy i ruszyła szybkim krokiem w stronę swojej szafki. Nie zauważyła dziewczyny stojącej obok i zachaczyła o jej ramię barkiem. Książki, które trzymała upadły na podłogę. Z pomiędzy ich stron wysypały się kartki zapisane dużymi, pękatymi literami. Ginny bąknęła przepraszam i przykucnęła, by pomóc pozbierać dziewczynie notatki.
- Proszę - powiedziała oddając jej książki, uczennica patrzyła na nią z mieszaniną zaskoczenia i strachu. - Jeszcze raz przepraszam za to, że cię potrąciłam.
- Ty jesteś Gwen Ravenscar - duże, brązowe oczy dziewczyny otworzyły się jeszcze szerzej. Przytuliła podręczniki do piersi, obejmując je kościstymi ramionami. Miała brązowe włosy z miedzianymi pasmami. Szara sukienka, wisiała na jej chudym ciele. - Dziękuję.
Przez chwilę Ginny nie rozumiała, dlaczego dziewczyna była tak bardzo zaskoczona jej zachowaniem. Gwen Melanie nie pomogłaby jej, minęłaby ją bez słowa. Poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku - wcale nie była wtedy lepsza od Amy Willow.
Przyjrzała się uważnie szczupłej twarzy brunetki.
- Bonnie, prawda? Chodzisz ze mną na muzykę.
Dziewczyna pokiwała głową. Kilka kosmyków wyślizgnęło się z jej gładkiego koka i spadło na twarz, dodając jej dziecięcego uroku. Odgarnęła je zniecierpliwonym gestem.
- Miałyśmy razem wuef w pierwszej klasie.
- Racja - uśmiechnęły się do siebie. - Muszę iść, do zobacznia w piątek Bonnie.
Bonnie skinęła jej głową i ruszyła w stronę zachodniego skrzydła szkoły. Gwen ruszyła w przeciwnym kierunku, wprowadziła szyfr do szafki i kopnęłą ją w róg, by się otworzyła. Wymieniła podręczniki i poprawiła makijaż. Zamknęła drzwiczki i krzyknęła z zaskoczenia.
- Oszalałeś? - Artur roześmiał się i założył jej za ucho kosmyk czarnych włosów. - Nigdy więcej tak nie rób! - Pogroziła mu palcem.
Dłoń chłopaka przez chwilę dotykała jej policzka, czuła delikatne mrowienie w miejsce, gdzie jej skóra stykała się z palcami Artura. Powoli opuścił ją w dół, muskając jej biodro.
- Pamiętasz o naszym projekcie?
- Jakim projekcie? - Westchnęła. - Masz na myśli historię?
- Tak. Podczas twojej nieobecności Milton wyznaczyła termin na za dwa tygodnie, więc myślę, że powinniśmy się spiąć.
Gwen spojrzała na jego luźną postawę, stał oparty ramieniem o szafki w czarnych dżinsach i koszuli w tym samym kolorze. Ostatnie guziki zostawił rozpięte, jasna skóra kontrastowała z kolorem materiału. Podwinął rękawy, prezentując umięśnione przedramiona. Oparła się plecami o chłodny metal, wkładając palce za szlufki swoich rurek.
- Co proponujesz w takim razie? - Spytała głosem, który zarezerowała tylko dla interesujących ją chłopaków.
- Wpadnij dzisiaj do mnie, możemy się tym zająć.
- Nie ma problemu - uśmiechnęłą się do niego lekko, chłopak nieznacznie przysunął się w jej stronę. - Gdzie i o której mam być?
Artur spojrzał w jakiś punkt za jej plecami. Jego srebrne oczy zdawały się lśnić własnym blaskiem, wpatrywała się w nie otoczona delikatną mgiełką jego zapachu, powietrza przesyconego jego ciepłem i męskimi perfumami.
- Przyjadę po ciebię koło 16, okej?
Gwen przewróciła oczami.
- Mam własny samochód - powiedziała, a w jej głosie, można było wyczuć zaczepną nutę.
Artur roześmiał się, przesunął palcem wzdłuż jej policzka, żuchwy i ujął brodę dziewczyny. Jego twarz znajdywała się kilkanaście centymetrów od jej twarzy.
- Och, nie bądź już taką feministką - rzucił i odwrócił się na pięcie. Przeszedł kilka kroków z plecakiem obijającym się o jego seksowny tyłek. Nagle zatrzymał się i spojrzał na nią przez ramię. - Będę o 16.
Przewróciła oczami, ale się uśmiechnęła. Może ten dzień jeszcze nie był stracony?
Cyfry zegara na desce rozdzielczej wskazywały 14:58, gdy zjechała z asfaltowej drogi. Dzień okazał się wyjątkowo dobry, zdobyła kilka dobrych ocen i zjadła lunch ze znajomymi z fracuskiego. Powoli udawało jej się zatrzeć jej stary wizerunek "zimnej królowej", nadal była najbardziej znaczącą osobą w szkole, ale granica między nią, a innymi przestawała być tak wyraźna jak była kiedyś. Samochodu Charlotte nie było na podjeździe - najwyraźniej gosposia uwinęła się ze wszystkim i wróciła do domu. Gwen nie miała jej tego za złe, w końcu nie codziennie przyjeżdża do niej jedyna wnuczka. Poza tym dziewczyna miała już wystraczające wyrzuty sumienia, że Lottie poświęca jej dużo więcej czasu niż obejmowała jej umowa.
Weszła bocznym wejściem do domu i rzuciła torbę przy schodach. W kuchni unosił się zapach potrawki z kurczaka. Na ciemnym blacie, obok miski z jabłkami, leżała kartka pokryta drobnym, prostym pismem Charlotte.
Panienko, obiad jest w mikrofali. Zakupy są zrobione, gdyby brakowało Ci towarzystwa zapraszam do nas. Odezwij się wieczorem, Charlotte.
Gwen uśmiechnęła się, podgrzała obiad i ruszyła z talerzem w stronę salonu. Włączyła telewizor na jej ulubionym kanale. Akurat leciał dokument o kolonizacji Ameryki przez konie. Zjadła więc potrawkę z ryżem w towarzystwie indian, europejczyków i zdziczałych koni. Program został przerwany przez serwis informacyjny, w którym spikerka ubrana w krwiście czerwoną garsonkę i koszulę z głębokim dekoltem mówiła o gwałtownych burzach przetaczających się na południu kraju. Gwen odstawiła talerz na stół i podciągnęła pod siebie nogi, splotła dłonie na łydkach i uważnie obserwowała obrazy przesuwające się po ekranie telewizora. Połamane drzewa, pozrywane dachy, samochody zgniecione przez potężne konary. Dziennikarka podała liczbę ofiar, dziewczyna wzdrygnęła się słysząc ogromną liczbę rannych. Nikt nie zginął. Jeszcze.
Wyłączyła wiadomości i spojrzała na zegar, który stał w salonie. Było prawie w pół do czwartej, musiała się zacząć ogarniać przez przyjazdem Artura. Weszła do swojego pokoju, rzuciła torbę na podłogę koło biurka i zniknęła w łazience. Umyła dokładnie zęby, wyszczotkowała włosy. Poprawiła makijaż, pudrując delikatnie twarz. Nałożyła na wargi swoja ulubioną szminkę w czerwonym kolorze, nie był to ostry kolor, jaki lubiła nakładać na imprezy, ale subtelniejszy, jednak nie mniej seksowny. Zdjęła koszulkę. Wychodząc, wrzuciła ją do kosza na brudną bieliznę. Przez dłuższą chwilę przyglądała się swoim ubraniom, wiszącym w równym rzędzie w garderobie. Spojrzała na swoje szare rurki, próbując coś do nich dobrać. W końcu zdecydowała się na luźną, czarną bokserkę i szary, długi sweter. Spojrzała na siebie w lustrze i pokiwała głową. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Wróciła do łazienki i spryskała się perfumami. Uwielbiała ich zapach. Rozpyliła odrobinę w powietrzu i przeszła przez powstałą mgłę, która osiadła na jej ubraniach.
Usłyszała dźwięk silnika. Wzięła swoją torebkę i wrzuciła do środka telefon. Zbiegła po schodach i przerzuciła włosy na ramię. Wsunęła stopy w creepersy, akurat w momencie, w którym zadzwonił dzwonek. Dowiązała sznurówki i wyprostowała się. Wzięła głęboki oddech, kładąc dłoń na klamce.
Artur stał z rękoma w kieszeniach dżinsów. Na jego kasztanowych włosach osiadły krople deszczu. Patrzył na nią spod rzęs, delikatnie się uśmiechając. Barwa jego srebrnych oczu, zapierała dech w piersi.
- Hej - powiedziała z lekkim westchnieniem.
- Cześć piękna - przygryzła dolną wargę, słysząc komplement. Od dawna żaden nie sprawił jej takiej przyjemności, jak ten wypowiedziany przez Artura.
Wzięła płaszcz z wieszaka i wsunęła do niego ramiona.
- Jedziemy?
Chłopak skinął głową i zrobił jej miejsce, by mogła zamknąć dom. Otworzył przed nią drzwi srebrnego volvo. Uśmiechnęłą się do niego, gdy z gracją opadła na skórzany fotel. W samochodzie pachniało pomarańczowym odświeżaczem powietrza i Arturem. Chłopak przekręcił kluczyki w stacyjce i silnik obudził się do życia. Wrzucił pierwszy bieg i wyjechał z podwórka. Dziewczyna kątem oka obserwowała jak zmienia biegi, idealnie wyczuwając moment. Z głośników płynęła piosenka Imagine Dragons "Demons". Artur gwizdał melodię.
- Dzisiaj nie motorem? - Zapytała, ukrywając rozczarowanie. Liczyła, że przez kilka minut, będzie mogła przylgnąć do jego mocnego ciała i poczuć jego bliskość.
- Uznałem, że kilka minut adrenaliny, może ci nie zekompesować mokrych włosów - wyszczerzył do niej białe zęby.
Prychnęła teatralnie.
- Deszcz mało mi przeszkadza.
Spojrzał na nią w taki sposób, że gdyby stała to zmiękłyby jej kolana.
- Będę o tym pamiętał następnym razem - zawahał się, ale po chwili milczenia dodał: Będziesz musiała znaleść inny sposób na poprzytulanie się do mnie.
Wybuchnęła śmiechem. Lubiła jego swawolne teksty, w którym wiedziała, że ją podrywa. Wiadomości puszczane na karteczkach na ich wspólnych lekcjach, których okazało się, że nie mają aż tak mało. Oprócz muzyki i historii widywali się na francuskim, matematyce i chemii. Krótkie zdania wymieniane na przerwach, przypadkowy dotyk, gdy mijali się na korytarzu.
- Skąd pomysł, że chodziło o ciebie? - Postanowiła odbić piłeczkę. Podjąć flirt. - Chodziło mi o motor.
Uśmiechnął się, opierając głowę o zagłówek. Skręcił w asfaltową drogę prowadzącą do starego dworu, mieszącego się dwa kilometry drogi przez las od jej domu. Słyszała, że ktoś się tam wprowadził, ale nie połączyła tego z przeprowadzką Artura.
- Oczywiście - odpowiedział, ale w jego głosie czuć było, że jej nie uwierzył. I o to chodziło.
Samochód zatrzymał się przed domem pokrytym białym tynkiem z dużymi oknami. Dworek miał nawet wieżyczkę porośniętą bluszczem. Wokół niego rosły rozmaite krzewy. Widziała drewnianą konstrukncje podtrzymującą pnące róże, które kolorowe pąki były wciąż zamknięte. Koło nich stała huśtawka, ławka, stół i kilka krzeseł. Artur otworzył jej drzwi i podał rękę. Wysiadła z samochodu, trzymając dłoń na jego dłoni. Wbiegli na ganek, a ich palce pozostały splecione. Spojrzała na nie z zaskoczeniem. Chłopak otworzył zamek i wpuścił ją do środka. W korytarzu panował półmrok, w powietrzu unosił się zapach płynu do czyszczenia drewnianych podłód o delikatnej kwiatowej nucie.
Artur wziął od niej mokry płaszcz i prowadził ją korytarzem, który kończył się dużym salonem, którego okna wychodziły na zachód. Jedna ściana miała nieregularny kształt, co znaczyło, że jest cześcią konstrukcji wieżyczki. We wnęcie stał elegancki fortepian, wykonany z ciemnego drewna. Ściany były purpurowe, nad komodą wisiał obraz przedstawiający polowanie.
- Masz piękny dom - powiedziała dotykając delikatnie pokrywy instrumentu.
Wzruszył ramionami.
- To zasługa mojej macochy. Mogę za nią nie przepadać, ale gust ma dobry - wsunął dłonie w kieszenie. - Grasz?
- Tak - uśmiechnęła się. - Mogę?
- Proszę - powiedział i odsunął dla niej taboret.
Usiadła i poklepała miejsce obok siebie. Artur opadł na krzesełko, czuła na sobie jego przenikliwe spojrzenie, gdy dotknęła klawiszy. Spojrzała mu w oczy,  jego twarz znajdywała się tak blisko jej, że czuła gorący oddech chłopaka muskający jej policzek.
- Co mam ci zagrać?
Uśmiechnął się delikatnie. Długie rzęsy Artura rzucały cień na jego wysokie kości policzkowe. Potarł dłońmi uda.
- Twój ulubiony utwór.
Przygryzła wargę.
Zaczęła grać delikatnie i powoli, badająć klawiturę. Z każdą kolejną nutą, jej dłonie zyskiwały pewności i zgrabności. Każdy akord brzmiał dokładnie tak jak chciała, raz ciszej, raz głośniej. Przejścia były raz płynne, nuty zlewały się w jedną barwną frazę, a raz były urwane tak, że w jednej chwili trwał tylko jeden akord.
- Uwielbiam Cartera Burwella - wymruczał jej do ucha, gdy skończyła grać. - Uważam, że to jego muzyka to jedyne, co ratuje "Zmierzch" przed nazwaniem go totalnym dnem.
Roześmiała się.
- Ja też tak uważam, gdyby nie jego muzyka, w ogóle nie obejrzałabym tego filmu!
Chłopak spojrzał na nią z uśmiechem w oczach. Odsunął kasztanową czuprynę z czoła, jednak nie wsukrał nic z wyjątkiem jeszcze większego potargania swojej fruzyry.
- Gdyby nie ta muzyka nie obejrzałbym go sześć razy.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Widziałeś "Zmierzch" sześć razy?
- Tak. Nie chcesz wiedzieć ile razy widziałem scenę, gdy Edward grał Belli ten utwór - otowrzyła usta, by go jednak zapytać, ale on położył jej palcec na wargach. - Nie potrafię nawet tego policzyć.
Czuła smak jego skóry na ustach. Spojrzała w jego oczy, które patrzyły na nią spod rzęs. Artur opuścił dłoń i pogłaskał klawisze fortepianu. Za oknem deszcz przybierał na sile, uderzając coraz mocniej w szyby. Chłopak wstał i przez chwilę przyglądał się nawałnicy, szalejącej na dworze.
- Musimy się wziąść do roboty - stwierdził smutno, podnosząc z podłogi jej torbę. - Niestety.
Weszli razem po schodach, które kończyły się dopiero na niewielkim korytarzy na szczycie wieżyczki. Pchnął drzwi z ciemnego drewna, przepuścił ją w progu. Pokój był idealnym kwadratem, z trzema oknami wychodzącymi na wchód, zachód i południe. Na przeciw niej stało niskie łóżko z czarną pościelą. W kącie stał wygodny fotel, a obok niego na podłodze pietrzyły się książki. Poczuła, że coś chłodnego dotyka jej dłoni.
- Witaj Beauty - pogłaskała sukę za uszami. Zwierzę podeszło do swojego pana i oparło się o jego nogi. Artur przykucnął i podrapał ją po szyi.
Usiedli na podłodze, ona oparta o łóżko, a chłopak położył się na brzuchu, kładąc przed sobą laptopa. Rozłożyli wokół siebie zebrane materiały. Beauty początkowo obwąchiwała kartki, ale szybko jej się to znudziło i ułożyła się na swoim posłaniu. Po chwili słychać było jej głębokie pochrapywanie. Pracowali szybko, Gwen dyktowała kolejne zdania eseju tłumacząc w nim, że nie ma prawdziwych dowodów na istnienie króla Artura, choć miała ochotę wykrzyczeć całemu światu, że istniał i, że jego sobowtór leży teraz obok niej.
Po kilku godzinach pracy, Gwen odłożyła notatki na bok i strzeliła palcami. Artur usiadł i zamknął pokrywę laptopa. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, nasłuchując odgłosów burzy na dworze. Wiatr wściekle uderzał w dom, jakby chciał go rozwalić. Światło rozbłysło i zgasło.
- Chyba wysiadł prąd - stwierdził Artur wstając. Gwen straciła go z oczu w ciemności. Po chwili mrok rozjaśnił płomień świecy. Chłopak porozstawiał je po całym pokoju, by dać im choć trochę światła. Dziewczyna pozbierała notatki i odłożyła je na biurku. - To chyba koniec na dzisiaj?
- Obawiam się, że tak. Co teraz?
Artur oparł się o biurko i skrzyżował dłonie na piersi.
- Nie ma prądu, na zewnątrz szaleje burza, więc nie mogę cię odwieść do domu. Chyba tu utknęliśmy - powiedział z uśmiechem. - Chodź, poszukamy czegoś do jedzenia.
Wyciągnął do niej rękę, którą ujęła. Jego ciepła dłoń dawała jej poczucie bezpieczeństwa, poza tym nie miała ochoty spaść ze schodów, czy potknąć się na dywaniku. Beauty ruszyła za nimi, ciche stukanie jej pazurów o stopnie było jedynym znakiem, że idzie za nimi. Jej czarne futro spowodowało, że nie było jej w ogóle widać. Słabe światło świecy, ledwie starczało, by oświetlić schody. Artur pozapalał świece w kuchni i zajrzał do lodówki.
- Mam tylko sałatkę z kurczakiem - powiedział stawiając na blacie szklaną miskę. - Może być?
- Pewnie - postawiła na stole dwa talerze, które znalazła w szafce nad zlewem.
Usiedli przy stole, Gwen nie czuła, że jest aż tak głodna. Pochłonęła połowę sałatki, do której mieli jeszcze odrobinę chleba z masłem czosnkowym. Zabytkowy zegar w korytarzu wybił ósmą. Beaty ułożyła się na ich nogach, dając im odrobinę ciepła.
- Nie działa piec, więc napalę w kominku.
- Pomogę ci - spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Mama zadbała o to, żebym umiała rozpalać drewno. Wiem co robić.
Owszem Aurora dbała o to, by córka była nieznależna, ale Gwen chodziło o to, by przetestować swoje moce. Wiedziała już, że potrafi unosić coś siłą woli, roztrzaskiwać to na kawałki, a teraz chciała się przekonać, czy potrafiłaby wzniecić ogień.  Artur ułożył drewno w kominku i podał jej zapałki. Zdążyła wepchnąć między drewa kawałki gazety, by się łatwiej rozpalało.
- Nastawię wodę na herbatę, dasz sobie tu radę sama?
Pokiwała głową. Chłopak zniknął w kuchni. Założyła włosy za uszy i wzięłą głęboki oddech. Przykmnęłą powieki, wyobrażając sobie jak drewno płonie, czuła ciepło ognia na skórze i zapach dymu. Nagle coś zaiskrzyło i drewno na prawdę zapłonęło. Potarła zapałką draskę, w powietrzu uniósł się zapach siarki, wrzuciła ją do kominka i ruszyłą po omacku do kuchni. W półmroku twarz Artura zdawała się być jeszcze bardziej męska. Podał jej ciepły kubek, powąchała herbatę.
- Jaśmin? - spytała, nie będąc pewna, czy dobrze rozpoznała zapach.
- I biała herbata.
Usiedli na kanapie przed kominkiem, jego blask odbijał się w złotych oczach Beauty. Burza nadal trwała, deszcz wcale nie tracił na sile, a Gwen odniosła wrażenie, że wiatr wyje głośniej. Zadrżała.
- Wszystko w porządku? - Spytał chłopak, przysuwając się bliżej niej. Czuła bijące od niego ciepło, oparła głowę o jego ramię.
- Tak, cieszę się, że nie jestem teraz sama w domu - objął ją ramieniem. - Dziękuję za herbatę, przepyszna.
- Możesz zostać, mogę cię podrzucić rano do domu.
Niebo przecięła błyskawica. Gwen zmarszczyła brwi, miała dziwne wrażenie, że to nie jest zwykła nawałnica. Nad Banetown burze nigdy nie pojawiały się tak wcześnie. Ta była zbyt silna i trwała już byt długo.
- Chyba będę musiała - stwiedziła, podciągając nogi pod siebie. - Ale nie mam nawet szczoteczki do zębów.
- Spokojnie, mam zapasową u siebie w łazience.
Głaskał ją po ramieniu, jakby chciał ją uspokoić, ale ona była spokojna. Przytulając się do niego, wiedziała, że nic jej nie grozi i, że jest bezpieczna.
- Powinnam zadzwonić do Charlotte, że nie ma mnie w domu - wyjęła z kieszeni i spojrzała na wskaznik zasięgu. - Cudownie. Nie ma sygnału.
Artur wyjął swoją i spojrzał na ekran.
- U mnie też nie ma. Coś musiało się stać z nadajnikiem.
Przez kilka minut siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w burzę. Z każdą kolejną chwilą oddech chłopaka stawał się głębszy i spokojniejszy. Słyszała, że jego serce zwalnia, do miarowego rytmu. Spał. W śnie jego twarz była łagodna, wydawał się też odrobinę młodszy, znikał cały ból, który czaił się w kącikach jego oczu. Lekki uśmiech wygiął jego usta. Przyglądała mu się, jakby chciała zapamietać każdy szczegół. Delikatnie pogłaskała go po policzku, czuła po palcami szorstkość jednodniowego zarostu.
Obudził się godzinę później, zamrugał kilka razy i ziewnął. Spojrzał na Gwen, która pogrążyła się  w stanie między snem, a jawą.
- Chyba czas, by było iść spać - powiedziała, patrząc na niego zamglonym wzrokiem.
Zgodził się kiwnięciem głowy. W łazience zostawił dla niej szczoteczkę, szczotkę do włosów i świeży T-Shirt, żeby miała w czym spać. Umyła dokładnie zęby, przeczesała włosy szczotką, którą nosiła w torebce. Artur zostawił jej także odrobinę płynu do demakijażu, który musiał pochodzić z zapasu jego macochy, zmyła makijaż i umyła twarz. Przebrała się w koszulkę, która kończyła się jej w połowie uda. Złożyła swoje rzeczy i położyła je koło swojej torebki, leżacej na jego biurku. Chłopak zniknął na kilka minut w łazience, gdy wrócił siedziała na łóżku i pisała sms do Lottie, licząc, że jakimś cudownym sposobem dojdzie do niej, zanim ta dostanie zawału, nie znajdując rano Gwen w domu.
Położyli się obok siebie, ale nie dotykali się. Pościel pachniała chłopakiem i była miękka w dotyku. Zgasili wszystkie świeczki, więc jedynym źródłem światła były błyskawice rozdzierające niebo za oknem.
- Gdzie jest twój tata i macocha? - Spytała, przerywając ciszę, która zawisła, ciężko między nimi.
- Tata na dyżurze, a Cathlin pojechała odwiedzić matkę w Londynie i wróci dopiero w piątek - skinęłą głową i ziewnęła mocno. Usłyszała jego cichy śmiech. - Śpij już Gwen.
Grzmot przetoczył się przez noc. Po kręgosłupie dziewczyny przeszedł lodowaty dreszcz.
- Dobranoc Artrurze.
- Słodkich snów.
Zamknęłą oczy, starając się odciąć od przeraźliwej burzy. Jego dłoń delikatnie stykała się z jej ręką. Splotła swoje palce z palcami Artura i zapadła w sen.
____
Witajcie!
Rozdział jeszcze nie poprawiony, zajmę się tym w najbliższym czasie :3
Proszę o komentarze, każdy czytam i każdy daję mi siłę ;)
Buziaki xoxo
Alis