wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 9.

Ognisko rzuca przerażające cienie na ściany jaskini. Gwen obejmuje swoje szczupłe ramiona i pociera, by się ogrzać. Jej cienkie spodnie, płócienna koszula i wełniany sweter są kompletnie przemoczone. Po czarnym warkoczu spływa strużka wody. Artur opożądza konie. Jego kasztanowe włosy są w nieładzie, mokre. Deszcz spływa mu po karku. Przywiązuje zwierzęta, przy wejściu, żeby mogły skubać winne liście rosnące na ścianie. Podaje jej bukłak z winem. Dziewczyna patrzy na niego ze złością.
- Czego ode mnie chcesz?
Chłopak klęka przed nią, dotykając dłonią jej nogi. Odsuwa się od niego, podciągając kolana pod brodę. Artur opuszcza głowę.
- Nie odtrącaj mnie.
- A co mam innego zrobić? - Krzyczy.- Okłamałeś mnie. Mówiłeś, że będziemy razem, a ja ci wierzyłam! A ty jutro bierzesz ślub - głos się jej łamię,  po mokrym policzku płynie łza.
Artur podchodzi do niej. Dziewczyna wstaje, ale jej głowa nadal jest niżej od jego. Ciepło jego ciała, zapach jego skóry. Unosi dłoń, by dotknąć jej twarzy. Odtrąca ją.
- Nie dotykaj mnie.
- Gwen proszę - przyciska ją do chropowatej ściany. Jego bliskość utrudnia jej myślenie. Ciepło jego ciała, rozchodzi się po jej skórze.
- Nie dotykaj!
Ogień unosi się w górę, oświetlając jej bladą twarz. Chłopak patrzy na oginisko, którego płomienie dotykają sufitu. Konie rżą, z przerażenia. Artur odwraca się do niej, w jego srebrnych oczach nie ma strachu, ani złości. Jest tylko miłość. Bezgraniczna, gorąca. Skierowana ku niej.
- Odejdź - szepcze dziewczyna. - Nie chce cię skrzywdzić.
Oduwa się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach. Tak bardzo ją zranił, gdy ogłoszono jego zaręczyny z Morganą, ale nadal trudno jej się było z nim rozstać. Chciała mu wszystko wybaczyć.
- Nie zrobisz tego. - Klęka przy niej, dotykając jej szyi. Dziewczyna nie odsuwa się. - Kochasz mnie, a ja kocham ciebie. Pozwól mi się chociaż wytłumaczyć.
- Wiesz dobrze, że nad tym nie panuję! - Krzyknęła. - Co tu jest do tłumaczenia? Okłamałeś mnie.
- To nie ja ogłosiłem zaręczyny, tylko mój ojciec, nie miałem nic do powiedzienia. Nikt nie chciał mnie słuchać, nawet ty - w jego głosie brzmi ogromny smutek. - Proszę cię Ginevro, wybacz mi, że bałem się mu o nas powiedzieć.
- A teraz już się nie boisz - pyta, zdejmując jego dłoń ze swojego karku, ale nie puszcza. - Możesz mu powiedzieć, że kochasz służącą?
Artur uśmiecha się. Nie jest to jego zwykły, radosny uśmiech, ale smutny grymas. 
- Gwen, zerwałem zaręczyny z lady Morganą. Ojciec już wie o nas - milknie, nie patrząc jej w oczy. - Wybacz mi, proszę.
Dziewczyna przyciąga jego twarz do siebie. Usta Artura są miękkie i wilgotne. Przyciska jej ciało do ściany, całuje ją mocno, prawie sprawiając jej ból. Ciało Gwen lgnie do jego ciała, dotyka dłońmi jego policzków. Odsuwają się powoli, patrząc sobie w oczy. Złote oczy dziewczyny lśnią w ciemności, jak zawsze, gdy są razem. 
- Nikt nie może wiedzieć o mojej mocy. Nawet Merlin.
- Przecież - kładzie mu palce na wargach.
- Arturze, proszę. Nie mów nikomu.
Całuje ją powoli, przytrzymując zębami jej wargę.
- Przysięgam.
Prawa ręka Artura leżała na jej brzuchu, słabe promienie słońca tańczyły na złotej powierzchni jego rodowego sygnetu. Opierała głowę na jego drugim ramieniu. Czuła oddech chłopaka łaskoczący jej policzek. Miał zamknięte powieki, ale nie spał. Patrzyła na sufit, bojąc się poruszyć, chciała, żeby myślał, że jeszcze śpi. 
Dotknęła delikatnie jego dłoni. Była duża i ciepła. Pod skórą odznaczały się grube żyły. Przesunęła po nich palcem. Uśmiechnęła się delikatnie. Ciepło, które czuła tylko w śnie, czuła też na jawie. Było to niezwykłe uczucie. Nie była zawstydzona, ani zażenowana, miała wrażenie, że jest w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Powoli przewróciła się do prawy bok, między nimi znajdywało sie kilka centymetrów wolnej przestrzeni. 
Zegar za plecami chłopaka wskazywał 5:50. Niedługo musiała wstać, żeby zdążyć do szkoły. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Chciała zostać w łóżku, otulona zapachem Artura i wtulona w jego ramię. Powieki chłopaka zadrgały, wciągnął głęboko powietrze przez nos.
- Gapisz się - powiedział cicho, głosem lekko ochrypniętym od snu. - To przerażające.
Zaśmiała się.
- Niektórzy powiedzieliby, że to romantyczne.
Uchylił powieki. Gwen za każdym razem zaskakiwała barwa jego oczu. Błyszczały jak prawdziwe srebro. Podniósł rękę z jej talii i potarł dłonia twarz.
- Która godzina?
- Za dziesięć szósta.
Artur jęknął. Przeturlał się na plecy, kładąc wolną rekę na czole. Gwen usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju. Beauty spała na swoim posłaniu, a jej ogon dragał przez sen. W pomieszczeniu było chłodno, a jej skórę poktyła gęsia skórka. Przeczesała palcami włosy, przerzucając je na jedną stronę. Łóżko zaskrzypiało, chłopak wstał i przeciągnął się. Szara koszulka podjechała mu do góry, odsłaniając kawałek jasnej skóry i umięśnione plecy. Czarna suka otworzyła jedno oko, po chwili ziewnęła szeroko i przeciągnęła się. Podeszła do Artura, podrapał ją po szyi. 
- Chcesz kawę? - spytał, przeczesując swoje włosy palcami. Pokiwała głową. - Biała?
- Czarna - uśmiechnęła się. - Zaraz zejdę, tylko się ubiorę.
Kilka minut później, zeszła po schodach, ciągnięta przez aromat świeżo zaparzonej kawy. Czarne włosy związała z luźnego koka, miała na sobie te same ubrania, które nasiąkły zapachem pokoju Artura. Sam chłopak stał przy blacie i nalewał do kubków kawy z stalowej kawiarki. Na stole, na talerzykach leżały tosty posmarowane nutellą.
- Odkąd Cathlin wyjechała lodówka systematycznie pustoszeję, więc nie mam nic oprócz nutelli - przynał z krzywym uśmiechem. Dolał sobie do kubka mleka.
Gwen przygryzła wargę. Nie liczyło się dla niej co przygotował, ale fakt, że to zrobił. Wzięła od niego kubek z kawą i upiła niewielki łyk. Przez okno wpadały promnienie słońca, przyjemnie ogrzewając jej plecy. Beauty biegała po podwórku, goniąc szare gołębie.
- Dziękuję - Artur uniósł brew. - No wiesz za wszystko. Za to, że mnie przenocowałeś, za śniadanie i za wszystko. 
Chłopak usiadł przy stole, zapraszając ją gestem. Usiadła na przeciw niego, przypadkiem dotknęła stopą jego łydki. Między ich ciałami przeszedła iskra, która popłynęła kręgosłupem Gwen, wywołując dreszcz. Dziewczyna spuściła głowę, im więcej czasu upływało od przebudzenia, czuła większe zawstydzenie bliskością Artura, a raczej tym, że w głębi duszy czuła się dobrze, mimo że znała go tak krótko. Bądź co bądź, był pierwszym facetem, z którym tak na prawde spała.
Artur odezwał się dopiero, gdy zjedli.
- Odwiozę cię do domu, tylko wezmę krótki prysznic, okej? 
- Nie ma sprawy - Gwen wstała i pozbierała naczynia. Chłopak spojrzał na nią, prawa brew zniknęła pod jego grzywką. - Pozmywam - otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Gwen uciszyła go ręką. - Pozwól mi to zrobić. Chcę zająć czymś ręcę - "i myśli" dodała w myślach.
Artur uśmiechnął się pod nosem, mijając ją musnął dłonią jej biodro. Spojrzała na niego, ale chłopak już zniknął na schodach. Zaczęła zmywać, kątem oka obserwując Beauty. Sierść czarnego psa była błyszcząca. Suka zatrzymała się w pół kroku i zaczęła węszczeć, bacznie się  rozglądając. Gwen wytarła dłonie w ręcznik, wyszła przez tylne drzwi na podwrórko i zagwizdała na psa. Powietrze było chłodne i rześkie, na jej butach osiadła rosa, która pokrywała młodą trawę. Beauty powoli podeszła do niej, obserwując bacznie ścianę lasu i głęboko warcząc. 
- Co jest mała? - Spytała. Suka nadal warczała, a jej boki trzęsły się od tubalnego dźwięku, kumulującego się w jej trzewiach. Złote oczy utkwiła w krzakach przed nimi. 
Gwen ruszyła powoli przed siebie, a pies kroczył ostrożnie obok niej. Dziewczyna czuła się pewniej, wiedząc, że nie jest sama. Usłyszała trzask gałęzi. Rzuciła się biegiem w tamtą stronę, jednak po kilku metrach Beauty wyprzedziła ją. Zniknęła w krzakach kilka sekund przed nią. Beauty zaskomlała, Gwen krzyknęła. Wyciągnęła krok, czuła, że stało się coś złego.
Beauty leżała pod klonem, a z jej pyska wisiał kawał granatowego materiału. W powietrzu unosiło się coś dziwnego. Ginny upadła na kolana przy psie i dotknęła jej łapy. Suczka zaskomlała. Noga nie  była złamana, ale pies był obolały. Zimny nos trącił jej dłoń. Wyjęła jej z pyska materiał i dokładnie mu się przyjrzała. Nie był jednym z nowoczesnych materiałów, był delikaty - na pewno drogi. Już kiedyś go gdzieś widziała. Czuła mrowienie w koniuszkach palców. 
Czuła magię, unoszącą się w powietrzu.
- Morgana...
Beauty podniosła się z wysiłkiem na nogi. Jej nos drgał przy każdym wdechu.
- Gwen?! Ginny?! Gdzie jesteś?! - Głos Artura dobiegał z daleka. Schowała materiał do kieszeni.
- Już idę. 
Wstała z ziemi, powoli ruszyła w stronę domu. Potarła dłońmi o uda, jakby chciała zdjąć z nich drżenie. Pies kulał na prawą łapę. Nogi miała jak z galarety, kolana miękkie. Kobieta, która była jej nemezis, największym zagrożeniem i wrogiem, mogła skrzywdzić każdego, który przebywał blisko niej, na którym jej zależało. Kto będzie następny? Mama? Charlotte? Melanie? A może Artur? Beauty była tylko ostrzeżeniem. Wiadomością: "jestem blisko".
- Beauty - wyjąkał chłopak, klękając przy psie. Długi palcami delikatnie uściskał łapę, badając, czy nie jest złamana. - Co się stało?
Gwen nie wiedziała, co powiedzieć. "Twojego psa dopadła czarownica, która poluje na mnie"? Przecież to brzmiało jak absurd.
- Nie wiem. Nie widziałam, usłyszałam jej skomlenie - skłamała. Kolejne kłamstwo nie przyszło jej łatwo.
Artur spojrzał na nią. Nie była pewna, czy jej uwierzył. Jednak po kilku sekundach niepewności, tkóre ciągnęły się w nieskończoność, uśmiechnął się krzywo.
- Nic jej nie będzie - mruknął, wskazując brodą na Beauty. - Wystarczy, że odpocznie kilka dni. Zbieramy się?
Dziewczyna skinęła głową.
Podczas przerwy obiadowej zaczęło lać jak z cebra, zmuszając wszystkich uczniów Liceum św. Michała do zgromadzenia się w stołówce. Stoliki szybko się zapełniły, przy każdym z nich siedziała zamknięta grupa uczniów. Kujony, śliczne panienki na czele z Amy Willow, piłkarze etc. Gwen kroczyła dumnie, starając się na nie patrzeć na ich twarze. Skórzana torba obijała się o jej biodro, a grube podeszwy creepersów stukały cicho o podłogę z linoleum. Ktoś siedział przy jej stoliku. Natychmiast rozpoznała brązowe włosy Melanie. 
Dziś miała na sobie jasne jeansy, niebieski sweter i skórzane baletki. Założyła nogę na noge, sącząc kawę z papierowego kubka z logo Starbucks'a. Gwen położyła tackę na blacie stolu i usiadła na przeciw przyjaciółki. Niebieskie oczy Mel podniosły sie znad ekranu telefon, przeniosła je na twarz Gin. 
- Hej - schowała iPhona do torebki, którą rzuciła na siedzenie obok. - Mogę? - Spytała patrząc na paczkę suszonych bananów. 
- Bierz - otworzyła puszkę spite'a. - Co tutaj robisz?
Melanie przeżuwała powoli kawałek banana.
- No tak jakby martwiłam się. Nie odbierasz telefonu, nie odpisujesz na smsy i wiadomości na Facebook'u - Gwen spuściła wzrok. Od incydentu w Dark Hole z premedytacją unikała Mel.
- Miałam dużo na głowie - mruknęła, mieszając widelcem w sałatce makaronowej.
- Czyżby? - Idealne brwi Melanie podjechały do góry, a skóra między nimi, była tak napięta, że Gwen dziwiła się, że nie pękła.
Odłożyła sztućce na talerz, świadoma tego, że gapi się na nie cała szkoła. Pochyliła się w jej stronę, splatając palce, zupełnie jak jej matka. Miała ładne okrągłe paznokcie, pomalowane na czarny, matowy kolor. 
- Co sugerujesz Mel? Nie owijajmy w bawełnę.
Melanie prychnęła, odrzucając swoje brązowe włosy na plecy. Srebrny wisiorek błysnął ostro w świetle lamp. Ginny zmrużyła oczy, przyglądając się mu bacznie. Wokół czerwonego kamienia, tkwiącego w srebrnej blaszcze, wiły się linię, które układały się w nieznane jej symbole. Jednak dziewczyna miała nie odparte wrażenie, że już wcześniej je widziała.
- Dobrze wiem, że spotykasz się z Arturem. Zadzwoniłam wczoraj wieczorem do twojego domu i wiesz co mi powiedziała Charlotte? Że jesteś u niego w domu - Gwen wyprostowała się, z szkokiem malującym się na twarzy. - Nadal twierdzisz, że miałaś tyle na głowie?
Dziewczyna nie była jednak zszokowana oskarżeniami Lancey, ale tym, skąd to wszystko wiedziała. Nie mogła rozmawiać z Lottie, bo tej nie było w domu od południa. Zostawiła jej kartkę. W domu nie było nikogo.
- Mel...
- Cześć - Artur stanął za nią, trzymając tackę. - Można?
Melanie obrzuciła go szybkim, ale przenikliwym spojrzeniem. Jej pełne wargi, wykrzywiły się w upiornym uśmiechu.
- Oczywiście, że można - powiedziała słodkim głosem. - Właśnie o tobie rozmawiałyśmy, prawda Gin?
Dziewczyna mruknęłą coś pod nosem. Artur usiadł obok niej, przypadkowo trącił jej nogę kolanem. Poczuła elektryczny dreszcz spływający od jej karku do dołu kręgosłupa. Spojrzała na niego kątem oka, obserwował Melanie, jego rzęsy rzucały cienie na policzki.
- Okropna była ta burza wczoraj, prawda? - Zagaiła Mel, obracając w palcach papierowy kubek. - Mam nadzieję, że nie w niczym wam nie przeszkodziła - powiedziała, a jej wargi wykrzywiły się jeszcze bardziej w złośliwym uśmiechu.
Gwen poczuła zimny chłód w piersi. Ona wie. Melanie wiedziała, że Gwen spędziła noc u Artura. Ginny miała nieodparte wrażenie, że brunetka wiedziała o wielu innych rzeczach. 
- Panno Lancey - chłodny głos pana Willsona, rozległ się nad ich głowami. Nauczyciel literatury oparł dłonie o oparcie wolnego krzesła. - Co tu robisz?
- Ahh... Witam profesora - Melanie spięła się, już nie czuła się na zwycięskiej pozycji. - Odwiedzam przyjaciółkę.
- Już nie jesteś uczennicą naszej szkoły panno Lancey, nie powinnaś tu przebywać. Sprawy towarzyskie proszę załatwiać poza terenem placówki, czy się rozumiemy? Ciebie także to dotyczy panno Ravenscar.
- Oczywiście - odpowiedziała spokojnie Gwen.
Melanie wstała i wygładziła sweter i założyła czarną torbę od Prady na ramię. Zatrzymała się przy dziewczynie i syknęłą jej do ucha:
- Nie uciekniesz przede mną. Jesteś mi coś winna, pamiętasz?
Gwen starała się zachować spokój, ale krew w jej żyłach huczała głośno. Czuła, że patrzy na nią cała szkoła. To nie był dobry czas na załamanie, jeśli chciała rozwiązać tą sprawę, to musiała być silna. Zachować pozory. 
Po chwili sala znów rozbrzmiała obiadowym gwarem: głośnymi rozmowami, trzaskaniem sztućcami. Głowę dziewczyny wypełniały fragmenty rozmowy z Melanie.
- Gwen - poczuła dłoń Artura na kolanie. Spojrzała na chłopaka, który przyglądał jej się zmartwionym wzrokiem. Potrząsnęła głową. - Wszystko w porządku?
Gwen rozejrzała się po sali, ale na jej szczeście Melanie zniknęła. Wiedziała, że prędzej, czy później będzie musiała poważnie porozmawiać z Arturem. Powiedzieć mu prawdę. Ponownie - dodała sarkastycznie w myślach. Zadzwonił dzwonek, który wyrwał ją z zamyślenia.
- Tak, wszystko okej. Przepraszam za to wszystko. Melanie jest odrobinę przewrażliwony, mamy teraz cięższy okres - mówiła szybko, zupełnie jakby była nakręcona.
- Gwen - spokojny głos chłopaka, przedarł się przez gwar.
Dziewczyna, która zdążyła już odejść kilka kroków, zatrzymała się w pół kroku i obróciła się na pięcie. Artrur stał z rękami w kieszeni, kasztanowe włosy opadały mu na czoło.
- Arturze?
- Prezentacja na historię. Musimy ją skończyć. 
Gwen potarła dłonią twarz, wsunęła kosmyk za ucho. Poprawiła ciężką torbę, wiszącą na ramieniu. 
- Masz rację. W bibliotece?
- Nie ma sprawy. 16? - Skinęła głową. - Do zobaczenia.
Ruszyła szybkim krokiem w kierunku wyjścia ze stołówki, jednak nie kierowała się w stronę klasy. Biegła pustoszejącymy korytarzami, czując na sobie spojrzenia kolegów. Zabrała ze swojej szafki płaszcz i wybiegła na chłodny parking. Deszcz lał się jak z cebra, ubrania dziewczyny prawie natychmiast przemokły. Wsiadła do samochodu i wyjechała z terenu szkoły. W tamtej chwili niewiele ją obchodziły konsekwencje jej małej eskapady. Musiała sobie wyjaśnić kilka spraw z Melanie i nie mogła tego zrobić w szkolnej kafeterii. Zacisnęła dłonie mocniej na kierownicy, wycieraczki starały się nadążyć ze zbieraniem wody z szyby.
Zatrzymała samochód w bocznej ulicy przy kamienicy Melanie. Wbiegła na drugie piętro i już miała zastukać w drzwi, kiedy usłyszała podniesiony głos z mieszkania.
- Mówiłam ci! Tyle razy powtarzałam! Miałaś się nie zdradzić! Nie myśl, że jest aż tak głupia! Teraz na pewno się domyśla! Musimy działać szybciej, zaprzepaściłaś kilka tygodni, które miałyśmy w zanadrzu! Teraz zostało nam kilka dni! - Krzyczał wysoki kobiecy głos. Gwen nie potrafiła go do nikogo przypisać, ponieważ był zniekształcony przez grube drzwi.
- Pani, wybacz mi. Błagam - ciche skomlenie na pewno należało do Melanie, brytyjski akcent był w nim słabszy.
Cofnęła się od drzwi, słysząc szybkie kroki na korytarzu. Miała kilka chwil na podjęcie właściwej decyzji. Gdyby zbiegła na dół, kobieta na pewno, by ją zauważyła. Gwen podejrzewała kim może być "pani", ale ta myśl była zbyt przerażająca i natychmiast ją od siebie odsunęła. Wbiegła po schodach, pietro wyżej, i ukryła się we wnętrzu starej szafy. Usłyszała kroki piętro niżej.
- Słyszałaś to? - spytała kobieta. Gwen zdusiła w sobie krzyk, po policzku spłynęła jej łza. Doskonale wiedziała do kogo należy zimny głos. - Idź sprawdź, czy nie czai się na strychu.
Melanie wspięła się po schodach i rozejrzała się po strychu. Gwen przycisnęła dłoń do ust, wcisnęła się głębiej w kąt szafy. Brunetka zajrzała w każdą wnękę, podeszła do szafy, jej dłoń zawisła w powietrzu, kiedy w głębi pomieszczenia coś zaszeleściło. Dziewczyna ruszyła w tamtą stronę i westchnęła cicho.
- To tylko gołąb buszujący na górze - powiedziała, schodząc po schodach. Jej głowa zniknęła za balustradą.
Gwen odsunęła powoli dłoń od ust, serce dziewczyny uderzało wściekle, obijając się boleśnie o żebra. Czuła wartki potok łez spływający po policzkach. Otarła je szybko, karcąc się za płacz. Jednak nie mogła powstrzymać się od niego, nie mogła, nie chciała uwierzyć w zdradę Melanie. Tyle razy broniła ją przed Charlotte, uważając, że kobieta wierzy w swoje "przeczucia", ale intuicja Lottie nigdy się nie myliła i tym razem, niestety, też miała rację. Osunęła się po ścianie. Objęła ramionami kolana i oparła o nie czoło. Powoli łzy przestawały płynąć po policzkach, a w jej głowie kształtował się plan. Odnajdzie to czego pragnie Morgana, szybciej od niej i użyje tego przeciw niej. Nie uda jej się tego zrobić samej, potrzebuje kogoś z królewskiej krwi. Uśmiechnęła się pod nosem.
Czas na poważną rozmowę.





~*~*~*~
I o to jestem!
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :)
Pamiętajcie o złotej zasadzie!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
SKORO TU JESTEŚ, POZOSTAW PO SOBIE ŚLAD :3
Trochę Was przybyło, co mnie bardzo cieszy :)
W poniedziałek zaczyna się rok szkolny, idę do 1. klasy liceum, ale nie mam zamiaru porzucać bloga. W mojej głowie jest mnóstwo pomysłów, które czekają na zapisanie :)
W ciągu tego tygodnia, max do końca przyszłego chcę ukończyć rozdział 10. Mam nadzieję, że mi się to uda.
Pamiętajcie, że istnieje możliwość bycia informowanym przeze mnie o nowych rozdziałach więcej informacji znajdziecie w zakładce informowani
Zapraszam do obserwowania mojego fanpage'a na fejsie Opowiadania Raven i Klub Herosów (gdzie znajdziecie mnie jako #Artemida).
Możecie także zadawać mi pytania na ask'u!
Także to chyba wszystko.
Buziaki :*
Wasza Rav.

4 komentarze:

  1. To było piękne. Czytałam i zrobiło mi się strasznie smutno jak skończyłam. Tak wciąga. Cóż mogę powiedzieć. Masz świetny styl.Każdy rozdział jest genialny. Jedyne co to mogę czekać na cd tej niesamowitej historii i dopingować do dalszego pisania, zwłaszcza, że za parę dni zaczyna się rok szkolny. Będę czekać i mam nadzieję, że nie długo pojawi się kolejny rozdział :D :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne! Każdy kolejny rozdział jest równie perfekcyjny! Mam nadzieję że niedługo dodasz kolejny żebym znów mogła sie nim cieszyć jak głupia. Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    szpiegostwo-poplaca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny. Nie ma co więcej mówić no może trochę bardzo bardzo perfekcyjny. Czekam, czekam zniecierplieiona na kolejne rozdziały.
    Posyłam 10 porcji weny i tyle ile jeszcze będziesz potrzebowała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział, ale ty to na pewno wiesz. Nareszcie! Melanie okazała się zła. Od początku coś mi w niej nie pasowało. Teraz już wiem.
    Co do Artura i Gwen to oni są tacy słodcy! To chyba będzie mój jeden (oprócz Percabeth) z ulubionych paringów!
    Pozdrawiam, Melete

    OdpowiedzUsuń

Alis