- Panno Ravenscar jesteś z nami? - Usłyszała głos Minervy Milton. Natychmiast poczuła na sobie spojrzenie całej klasy.
Powoli podniosła głowę, zupełnie nie zwracając uwagi na wpatrzonych w nią uczniów.
- Tak - wyprostowała się, jej ciało natychmiast się spięło, gdy zobaczyła kpiący uśmiech Amy Willow.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Gwen przeklnęła w myślach, wyłączyła się z lekcji, próbując użyć swoich "mocy", ale jak na razie była daleka od czegokolwiek, co można by nazwać sukcesem. Jedyne co osiągnęła to niewielkie drżenie i zainteresowanie całej klasy.
Artur pochylił się, by coś napisać. Po chwili przesunął zeszyt nieznacznie w jej stronę, by mogła zobaczyć jego pochyłe pismo.
Pyta o to dlaczego Mordred zabił Artura.
- Taki miał rozkaz od Morgany - odpowiedziała szybko i spojrzała na nauczycielkę, której mina zdradzała zaskoczenie.
- Owszem panno Ravenscar, ale proszę bardziej uważać na moich lekcjach.
Gwen skinęła głową i rozwinęła kulkę papieru leżącą na ławce. Napisała na niej krótkie "dziękuję". Przesunęła ją w stronę chłopaka, uśmiechnął się i odpisał "nie ma za co". Zgniotła kartkę i wrzuciła ją do torby. Czas do dzwonka dłużył się niemiłosiernie. Ginny przeklinała w myślach moment, gdy zapisała się na zajęcia z historii, a mogła przecież mieć w tym czasie łacinę z kulturą antyczą, czy inny przedmiot z bardziej znośnym nauczycielem.
Dzwonek zadzwonił punktualnie o 8:45, gdy tylko rozległ się jego dźwięk, głos profesor Milton został zagłuszony przez gwar rozmów dobiegający z korytarza. Zanim nauczycielka zdążyła ją złapać na "pogawędkę" Gwen wyślizgnęła się z klasy i ruszyła szybkim krokiem w stronę swojej szafki. Nie zauważyła dziewczyny stojącej obok i zachaczyła o jej ramię barkiem. Książki, które trzymała upadły na podłogę. Z pomiędzy ich stron wysypały się kartki zapisane dużymi, pękatymi literami. Ginny bąknęła przepraszam i przykucnęła, by pomóc pozbierać dziewczynie notatki.
- Proszę - powiedziała oddając jej książki, uczennica patrzyła na nią z mieszaniną zaskoczenia i strachu. - Jeszcze raz przepraszam za to, że cię potrąciłam.
- Ty jesteś Gwen Ravenscar - duże, brązowe oczy dziewczyny otworzyły się jeszcze szerzej. Przytuliła podręczniki do piersi, obejmując je kościstymi ramionami. Miała brązowe włosy z miedzianymi pasmami. Szara sukienka, wisiała na jej chudym ciele. - Dziękuję.
Przez chwilę Ginny nie rozumiała, dlaczego dziewczyna była tak bardzo zaskoczona jej zachowaniem. Gwen Melanie nie pomogłaby jej, minęłaby ją bez słowa. Poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku - wcale nie była wtedy lepsza od Amy Willow.
Przyjrzała się uważnie szczupłej twarzy brunetki.
- Bonnie, prawda? Chodzisz ze mną na muzykę.
Dziewczyna pokiwała głową. Kilka kosmyków wyślizgnęło się z jej gładkiego koka i spadło na twarz, dodając jej dziecięcego uroku. Odgarnęła je zniecierpliwonym gestem.
- Miałyśmy razem wuef w pierwszej klasie.
- Racja - uśmiechnęły się do siebie. - Muszę iść, do zobacznia w piątek Bonnie.
Bonnie skinęła jej głową i ruszyła w stronę zachodniego skrzydła szkoły. Gwen ruszyła w przeciwnym kierunku, wprowadziła szyfr do szafki i kopnęłą ją w róg, by się otworzyła. Wymieniła podręczniki i poprawiła makijaż. Zamknęła drzwiczki i krzyknęła z zaskoczenia.
- Oszalałeś? - Artur roześmiał się i założył jej za ucho kosmyk czarnych włosów. - Nigdy więcej tak nie rób! - Pogroziła mu palcem.
Dłoń chłopaka przez chwilę dotykała jej policzka, czuła delikatne mrowienie w miejsce, gdzie jej skóra stykała się z palcami Artura. Powoli opuścił ją w dół, muskając jej biodro.
- Pamiętasz o naszym projekcie?
- Jakim projekcie? - Westchnęła. - Masz na myśli historię?
- Tak. Podczas twojej nieobecności Milton wyznaczyła termin na za dwa tygodnie, więc myślę, że powinniśmy się spiąć.
Gwen spojrzała na jego luźną postawę, stał oparty ramieniem o szafki w czarnych dżinsach i koszuli w tym samym kolorze. Ostatnie guziki zostawił rozpięte, jasna skóra kontrastowała z kolorem materiału. Podwinął rękawy, prezentując umięśnione przedramiona. Oparła się plecami o chłodny metal, wkładając palce za szlufki swoich rurek.
- Co proponujesz w takim razie? - Spytała głosem, który zarezerowała tylko dla interesujących ją chłopaków.
- Wpadnij dzisiaj do mnie, możemy się tym zająć.
- Nie ma problemu - uśmiechnęłą się do niego lekko, chłopak nieznacznie przysunął się w jej stronę. - Gdzie i o której mam być?
Artur spojrzał w jakiś punkt za jej plecami. Jego srebrne oczy zdawały się lśnić własnym blaskiem, wpatrywała się w nie otoczona delikatną mgiełką jego zapachu, powietrza przesyconego jego ciepłem i męskimi perfumami.
- Przyjadę po ciebię koło 16, okej?
Gwen przewróciła oczami.
- Mam własny samochód - powiedziała, a w jej głosie, można było wyczuć zaczepną nutę.
Artur roześmiał się, przesunął palcem wzdłuż jej policzka, żuchwy i ujął brodę dziewczyny. Jego twarz znajdywała się kilkanaście centymetrów od jej twarzy.
- Och, nie bądź już taką feministką - rzucił i odwrócił się na pięcie. Przeszedł kilka kroków z plecakiem obijającym się o jego seksowny tyłek. Nagle zatrzymał się i spojrzał na nią przez ramię. - Będę o 16.
Przewróciła oczami, ale się uśmiechnęła. Może ten dzień jeszcze nie był stracony?
Cyfry zegara na desce rozdzielczej wskazywały 14:58, gdy zjechała z asfaltowej drogi. Dzień okazał się wyjątkowo dobry, zdobyła kilka dobrych ocen i zjadła lunch ze znajomymi z fracuskiego. Powoli udawało jej się zatrzeć jej stary wizerunek "zimnej królowej", nadal była najbardziej znaczącą osobą w szkole, ale granica między nią, a innymi przestawała być tak wyraźna jak była kiedyś. Samochodu Charlotte nie było na podjeździe - najwyraźniej gosposia uwinęła się ze wszystkim i wróciła do domu. Gwen nie miała jej tego za złe, w końcu nie codziennie przyjeżdża do niej jedyna wnuczka. Poza tym dziewczyna miała już wystraczające wyrzuty sumienia, że Lottie poświęca jej dużo więcej czasu niż obejmowała jej umowa.
Weszła bocznym wejściem do domu i rzuciła torbę przy schodach. W kuchni unosił się zapach potrawki z kurczaka. Na ciemnym blacie, obok miski z jabłkami, leżała kartka pokryta drobnym, prostym pismem Charlotte.
Panienko, obiad jest w mikrofali. Zakupy są zrobione, gdyby brakowało Ci towarzystwa zapraszam do nas. Odezwij się wieczorem, Charlotte.
Gwen uśmiechnęła się, podgrzała obiad i ruszyła z talerzem w stronę salonu. Włączyła telewizor na jej ulubionym kanale. Akurat leciał dokument o kolonizacji Ameryki przez konie. Zjadła więc potrawkę z ryżem w towarzystwie indian, europejczyków i zdziczałych koni. Program został przerwany przez serwis informacyjny, w którym spikerka ubrana w krwiście czerwoną garsonkę i koszulę z głębokim dekoltem mówiła o gwałtownych burzach przetaczających się na południu kraju. Gwen odstawiła talerz na stół i podciągnęła pod siebie nogi, splotła dłonie na łydkach i uważnie obserwowała obrazy przesuwające się po ekranie telewizora. Połamane drzewa, pozrywane dachy, samochody zgniecione przez potężne konary. Dziennikarka podała liczbę ofiar, dziewczyna wzdrygnęła się słysząc ogromną liczbę rannych. Nikt nie zginął. Jeszcze.
Wyłączyła wiadomości i spojrzała na zegar, który stał w salonie. Było prawie w pół do czwartej, musiała się zacząć ogarniać przez przyjazdem Artura. Weszła do swojego pokoju, rzuciła torbę na podłogę koło biurka i zniknęła w łazience. Umyła dokładnie zęby, wyszczotkowała włosy. Poprawiła makijaż, pudrując delikatnie twarz. Nałożyła na wargi swoja ulubioną szminkę w czerwonym kolorze, nie był to ostry kolor, jaki lubiła nakładać na imprezy, ale subtelniejszy, jednak nie mniej seksowny. Zdjęła koszulkę. Wychodząc, wrzuciła ją do kosza na brudną bieliznę. Przez dłuższą chwilę przyglądała się swoim ubraniom, wiszącym w równym rzędzie w garderobie. Spojrzała na swoje szare rurki, próbując coś do nich dobrać. W końcu zdecydowała się na luźną, czarną bokserkę i szary, długi sweter. Spojrzała na siebie w lustrze i pokiwała głową. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Wróciła do łazienki i spryskała się perfumami. Uwielbiała ich zapach. Rozpyliła odrobinę w powietrzu i przeszła przez powstałą mgłę, która osiadła na jej ubraniach.
Usłyszała dźwięk silnika. Wzięła swoją torebkę i wrzuciła do środka telefon. Zbiegła po schodach i przerzuciła włosy na ramię. Wsunęła stopy w creepersy, akurat w momencie, w którym zadzwonił dzwonek. Dowiązała sznurówki i wyprostowała się. Wzięła głęboki oddech, kładąc dłoń na klamce.
Artur stał z rękoma w kieszeniach dżinsów. Na jego kasztanowych włosach osiadły krople deszczu. Patrzył na nią spod rzęs, delikatnie się uśmiechając. Barwa jego srebrnych oczu, zapierała dech w piersi.
- Hej - powiedziała z lekkim westchnieniem.
- Cześć piękna - przygryzła dolną wargę, słysząc komplement. Od dawna żaden nie sprawił jej takiej przyjemności, jak ten wypowiedziany przez Artura.
Wzięła płaszcz z wieszaka i wsunęła do niego ramiona.
- Jedziemy?
Chłopak skinął głową i zrobił jej miejsce, by mogła zamknąć dom. Otworzył przed nią drzwi srebrnego volvo. Uśmiechnęłą się do niego, gdy z gracją opadła na skórzany fotel. W samochodzie pachniało pomarańczowym odświeżaczem powietrza i Arturem. Chłopak przekręcił kluczyki w stacyjce i silnik obudził się do życia. Wrzucił pierwszy bieg i wyjechał z podwórka. Dziewczyna kątem oka obserwowała jak zmienia biegi, idealnie wyczuwając moment. Z głośników płynęła piosenka Imagine Dragons "Demons". Artur gwizdał melodię.
- Dzisiaj nie motorem? - Zapytała, ukrywając rozczarowanie. Liczyła, że przez kilka minut, będzie mogła przylgnąć do jego mocnego ciała i poczuć jego bliskość.
- Uznałem, że kilka minut adrenaliny, może ci nie zekompesować mokrych włosów - wyszczerzył do niej białe zęby.
Prychnęła teatralnie.
- Deszcz mało mi przeszkadza.
Spojrzał na nią w taki sposób, że gdyby stała to zmiękłyby jej kolana.
- Będę o tym pamiętał następnym razem - zawahał się, ale po chwili milczenia dodał: Będziesz musiała znaleść inny sposób na poprzytulanie się do mnie.
Wybuchnęła śmiechem. Lubiła jego swawolne teksty, w którym wiedziała, że ją podrywa. Wiadomości puszczane na karteczkach na ich wspólnych lekcjach, których okazało się, że nie mają aż tak mało. Oprócz muzyki i historii widywali się na francuskim, matematyce i chemii. Krótkie zdania wymieniane na przerwach, przypadkowy dotyk, gdy mijali się na korytarzu.
- Skąd pomysł, że chodziło o ciebie? - Postanowiła odbić piłeczkę. Podjąć flirt. - Chodziło mi o motor.
Uśmiechnął się, opierając głowę o zagłówek. Skręcił w asfaltową drogę prowadzącą do starego dworu, mieszącego się dwa kilometry drogi przez las od jej domu. Słyszała, że ktoś się tam wprowadził, ale nie połączyła tego z przeprowadzką Artura.
- Oczywiście - odpowiedział, ale w jego głosie czuć było, że jej nie uwierzył. I o to chodziło.
Samochód zatrzymał się przed domem pokrytym białym tynkiem z dużymi oknami. Dworek miał nawet wieżyczkę porośniętą bluszczem. Wokół niego rosły rozmaite krzewy. Widziała drewnianą konstrukncje podtrzymującą pnące róże, które kolorowe pąki były wciąż zamknięte. Koło nich stała huśtawka, ławka, stół i kilka krzeseł. Artur otworzył jej drzwi i podał rękę. Wysiadła z samochodu, trzymając dłoń na jego dłoni. Wbiegli na ganek, a ich palce pozostały splecione. Spojrzała na nie z zaskoczeniem. Chłopak otworzył zamek i wpuścił ją do środka. W korytarzu panował półmrok, w powietrzu unosił się zapach płynu do czyszczenia drewnianych podłód o delikatnej kwiatowej nucie.
Artur wziął od niej mokry płaszcz i prowadził ją korytarzem, który kończył się dużym salonem, którego okna wychodziły na zachód. Jedna ściana miała nieregularny kształt, co znaczyło, że jest cześcią konstrukcji wieżyczki. We wnęcie stał elegancki fortepian, wykonany z ciemnego drewna. Ściany były purpurowe, nad komodą wisiał obraz przedstawiający polowanie.
- Masz piękny dom - powiedziała dotykając delikatnie pokrywy instrumentu.
Wzruszył ramionami.
- To zasługa mojej macochy. Mogę za nią nie przepadać, ale gust ma dobry - wsunął dłonie w kieszenie. - Grasz?
- Tak - uśmiechnęła się. - Mogę?
- Proszę - powiedział i odsunął dla niej taboret.
Usiadła i poklepała miejsce obok siebie. Artur opadł na krzesełko, czuła na sobie jego przenikliwe spojrzenie, gdy dotknęła klawiszy. Spojrzała mu w oczy, jego twarz znajdywała się tak blisko jej, że czuła gorący oddech chłopaka muskający jej policzek.
- Co mam ci zagrać?
Uśmiechnął się delikatnie. Długie rzęsy Artura rzucały cień na jego wysokie kości policzkowe. Potarł dłońmi uda.
- Twój ulubiony utwór.
Przygryzła wargę.
Zaczęła grać delikatnie i powoli, badająć klawiturę. Z każdą kolejną nutą, jej dłonie zyskiwały pewności i zgrabności. Każdy akord brzmiał dokładnie tak jak chciała, raz ciszej, raz głośniej. Przejścia były raz płynne, nuty zlewały się w jedną barwną frazę, a raz były urwane tak, że w jednej chwili trwał tylko jeden akord.
- Uwielbiam Cartera Burwella - wymruczał jej do ucha, gdy skończyła grać. - Uważam, że to jego muzyka to jedyne, co ratuje "Zmierzch" przed nazwaniem go totalnym dnem.
Roześmiała się.
- Ja też tak uważam, gdyby nie jego muzyka, w ogóle nie obejrzałabym tego filmu!
Chłopak spojrzał na nią z uśmiechem w oczach. Odsunął kasztanową czuprynę z czoła, jednak nie wsukrał nic z wyjątkiem jeszcze większego potargania swojej fruzyry.
- Gdyby nie ta muzyka nie obejrzałbym go sześć razy.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Widziałeś "Zmierzch" sześć razy?
- Tak. Nie chcesz wiedzieć ile razy widziałem scenę, gdy Edward grał Belli ten utwór - otowrzyła usta, by go jednak zapytać, ale on położył jej palcec na wargach. - Nie potrafię nawet tego policzyć.
Czuła smak jego skóry na ustach. Spojrzała w jego oczy, które patrzyły na nią spod rzęs. Artur opuścił dłoń i pogłaskał klawisze fortepianu. Za oknem deszcz przybierał na sile, uderzając coraz mocniej w szyby. Chłopak wstał i przez chwilę przyglądał się nawałnicy, szalejącej na dworze.
- Musimy się wziąść do roboty - stwierdził smutno, podnosząc z podłogi jej torbę. - Niestety.
Weszli razem po schodach, które kończyły się dopiero na niewielkim korytarzy na szczycie wieżyczki. Pchnął drzwi z ciemnego drewna, przepuścił ją w progu. Pokój był idealnym kwadratem, z trzema oknami wychodzącymi na wchód, zachód i południe. Na przeciw niej stało niskie łóżko z czarną pościelą. W kącie stał wygodny fotel, a obok niego na podłodze pietrzyły się książki. Poczuła, że coś chłodnego dotyka jej dłoni.
- Witaj Beauty - pogłaskała sukę za uszami. Zwierzę podeszło do swojego pana i oparło się o jego nogi. Artur przykucnął i podrapał ją po szyi.
Usiedli na podłodze, ona oparta o łóżko, a chłopak położył się na brzuchu, kładąc przed sobą laptopa. Rozłożyli wokół siebie zebrane materiały. Beauty początkowo obwąchiwała kartki, ale szybko jej się to znudziło i ułożyła się na swoim posłaniu. Po chwili słychać było jej głębokie pochrapywanie. Pracowali szybko, Gwen dyktowała kolejne zdania eseju tłumacząc w nim, że nie ma prawdziwych dowodów na istnienie króla Artura, choć miała ochotę wykrzyczeć całemu światu, że istniał i, że jego sobowtór leży teraz obok niej.
Po kilku godzinach pracy, Gwen odłożyła notatki na bok i strzeliła palcami. Artur usiadł i zamknął pokrywę laptopa. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, nasłuchując odgłosów burzy na dworze. Wiatr wściekle uderzał w dom, jakby chciał go rozwalić. Światło rozbłysło i zgasło.
- Chyba wysiadł prąd - stwierdził Artur wstając. Gwen straciła go z oczu w ciemności. Po chwili mrok rozjaśnił płomień świecy. Chłopak porozstawiał je po całym pokoju, by dać im choć trochę światła. Dziewczyna pozbierała notatki i odłożyła je na biurku. - To chyba koniec na dzisiaj?
- Obawiam się, że tak. Co teraz?
Artur oparł się o biurko i skrzyżował dłonie na piersi.
- Nie ma prądu, na zewnątrz szaleje burza, więc nie mogę cię odwieść do domu. Chyba tu utknęliśmy - powiedział z uśmiechem. - Chodź, poszukamy czegoś do jedzenia.
Wyciągnął do niej rękę, którą ujęła. Jego ciepła dłoń dawała jej poczucie bezpieczeństwa, poza tym nie miała ochoty spaść ze schodów, czy potknąć się na dywaniku. Beauty ruszyła za nimi, ciche stukanie jej pazurów o stopnie było jedynym znakiem, że idzie za nimi. Jej czarne futro spowodowało, że nie było jej w ogóle widać. Słabe światło świecy, ledwie starczało, by oświetlić schody. Artur pozapalał świece w kuchni i zajrzał do lodówki.
- Mam tylko sałatkę z kurczakiem - powiedział stawiając na blacie szklaną miskę. - Może być?
- Pewnie - postawiła na stole dwa talerze, które znalazła w szafce nad zlewem.
Usiedli przy stole, Gwen nie czuła, że jest aż tak głodna. Pochłonęła połowę sałatki, do której mieli jeszcze odrobinę chleba z masłem czosnkowym. Zabytkowy zegar w korytarzu wybił ósmą. Beaty ułożyła się na ich nogach, dając im odrobinę ciepła.
- Nie działa piec, więc napalę w kominku.
- Pomogę ci - spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Mama zadbała o to, żebym umiała rozpalać drewno. Wiem co robić.
Owszem Aurora dbała o to, by córka była nieznależna, ale Gwen chodziło o to, by przetestować swoje moce. Wiedziała już, że potrafi unosić coś siłą woli, roztrzaskiwać to na kawałki, a teraz chciała się przekonać, czy potrafiłaby wzniecić ogień. Artur ułożył drewno w kominku i podał jej zapałki. Zdążyła wepchnąć między drewa kawałki gazety, by się łatwiej rozpalało.
- Nastawię wodę na herbatę, dasz sobie tu radę sama?
Pokiwała głową. Chłopak zniknął w kuchni. Założyła włosy za uszy i wzięłą głęboki oddech. Przykmnęłą powieki, wyobrażając sobie jak drewno płonie, czuła ciepło ognia na skórze i zapach dymu. Nagle coś zaiskrzyło i drewno na prawdę zapłonęło. Potarła zapałką draskę, w powietrzu uniósł się zapach siarki, wrzuciła ją do kominka i ruszyłą po omacku do kuchni. W półmroku twarz Artura zdawała się być jeszcze bardziej męska. Podał jej ciepły kubek, powąchała herbatę.
- Jaśmin? - spytała, nie będąc pewna, czy dobrze rozpoznała zapach.
- I biała herbata.
Usiedli na kanapie przed kominkiem, jego blask odbijał się w złotych oczach Beauty. Burza nadal trwała, deszcz wcale nie tracił na sile, a Gwen odniosła wrażenie, że wiatr wyje głośniej. Zadrżała.
- Wszystko w porządku? - Spytał chłopak, przysuwając się bliżej niej. Czuła bijące od niego ciepło, oparła głowę o jego ramię.
- Tak, cieszę się, że nie jestem teraz sama w domu - objął ją ramieniem. - Dziękuję za herbatę, przepyszna.
- Możesz zostać, mogę cię podrzucić rano do domu.
Niebo przecięła błyskawica. Gwen zmarszczyła brwi, miała dziwne wrażenie, że to nie jest zwykła nawałnica. Nad Banetown burze nigdy nie pojawiały się tak wcześnie. Ta była zbyt silna i trwała już byt długo.
- Chyba będę musiała - stwiedziła, podciągając nogi pod siebie. - Ale nie mam nawet szczoteczki do zębów.
- Spokojnie, mam zapasową u siebie w łazience.
Głaskał ją po ramieniu, jakby chciał ją uspokoić, ale ona była spokojna. Przytulając się do niego, wiedziała, że nic jej nie grozi i, że jest bezpieczna.
- Powinnam zadzwonić do Charlotte, że nie ma mnie w domu - wyjęła z kieszeni i spojrzała na wskaznik zasięgu. - Cudownie. Nie ma sygnału.
Artur wyjął swoją i spojrzał na ekran.
- U mnie też nie ma. Coś musiało się stać z nadajnikiem.
Przez kilka minut siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w burzę. Z każdą kolejną chwilą oddech chłopaka stawał się głębszy i spokojniejszy. Słyszała, że jego serce zwalnia, do miarowego rytmu. Spał. W śnie jego twarz była łagodna, wydawał się też odrobinę młodszy, znikał cały ból, który czaił się w kącikach jego oczu. Lekki uśmiech wygiął jego usta. Przyglądała mu się, jakby chciała zapamietać każdy szczegół. Delikatnie pogłaskała go po policzku, czuła po palcami szorstkość jednodniowego zarostu.
Obudził się godzinę później, zamrugał kilka razy i ziewnął. Spojrzał na Gwen, która pogrążyła się w stanie między snem, a jawą.
- Chyba czas, by było iść spać - powiedziała, patrząc na niego zamglonym wzrokiem.
Zgodził się kiwnięciem głowy. W łazience zostawił dla niej szczoteczkę, szczotkę do włosów i świeży T-Shirt, żeby miała w czym spać. Umyła dokładnie zęby, przeczesała włosy szczotką, którą nosiła w torebce. Artur zostawił jej także odrobinę płynu do demakijażu, który musiał pochodzić z zapasu jego macochy, zmyła makijaż i umyła twarz. Przebrała się w koszulkę, która kończyła się jej w połowie uda. Złożyła swoje rzeczy i położyła je koło swojej torebki, leżacej na jego biurku. Chłopak zniknął na kilka minut w łazience, gdy wrócił siedziała na łóżku i pisała sms do Lottie, licząc, że jakimś cudownym sposobem dojdzie do niej, zanim ta dostanie zawału, nie znajdując rano Gwen w domu.
Położyli się obok siebie, ale nie dotykali się. Pościel pachniała chłopakiem i była miękka w dotyku. Zgasili wszystkie świeczki, więc jedynym źródłem światła były błyskawice rozdzierające niebo za oknem.
- Gdzie jest twój tata i macocha? - Spytała, przerywając ciszę, która zawisła, ciężko między nimi.
- Tata na dyżurze, a Cathlin pojechała odwiedzić matkę w Londynie i wróci dopiero w piątek - skinęłą głową i ziewnęła mocno. Usłyszała jego cichy śmiech. - Śpij już Gwen.
Grzmot przetoczył się przez noc. Po kręgosłupie dziewczyny przeszedł lodowaty dreszcz.
- Dobranoc Artrurze.
- Słodkich snów.
Zamknęłą oczy, starając się odciąć od przeraźliwej burzy. Jego dłoń delikatnie stykała się z jej ręką. Splotła swoje palce z palcami Artura i zapadła w sen.
____
Witajcie!
Rozdział jeszcze nie poprawiony, zajmę się tym w najbliższym czasie :3
Proszę o komentarze, każdy czytam i każdy daję mi siłę ;)
Buziaki xoxo
Witajcie!
Rozdział jeszcze nie poprawiony, zajmę się tym w najbliższym czasie :3
Proszę o komentarze, każdy czytam i każdy daję mi siłę ;)
Buziaki xoxo
Pierwsza! Rozdział cudowny i wgl. Masz wielki talent do pisania i mam nadzieje ze chęci tez masz xD ale jak piszesz to znaczy ze masz. Tak wiem mój tok rozumowania jest genialny xD mniejsza z tym życzę weny, czasu na pisanie i jeszcze czego Ci tam potrzeba. *.*
OdpowiedzUsuńChęci są, ale z weną czasem gorzej :D Dziękuję bardzo :D
UsuńSuper rozdzial. Serio mi się podoba. Nie mogę uwierzyć w to jak cudownie wszystko opisujesz. Pewnie ci to już mówiłam, ale po prostu muszę się powtarzać i obwieszczać to całemu światu!!! Mam nadzieję że wpadniesz do mnie. Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńtheeternalkids.blogspot.com
Dziękuję bardzo <3
UsuńDzięki za zaproszenie, chętnie wpadnę :3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy. Pisząc, by Gwen zagrała swój ulubiony utwór, który okazał się być utworem Cartera Burwella miałaś na myśli jakiś konkretny? Jeżeli tak, to mogłabym się dowiedzieć jaki? =) Jeszcze raz powiem, że rozdział cudowny. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńPS. Pokochałam Cię (tak jak czytelnik może pokochać pisarza) jeszcze bardziej za "Demons" Imagine Dragons oraz Cartera Burwella ;*
Pozdrawiam i życzę weny, Scribo.
Kołysankę Belli :) to jeden z moich ulubionych utworów :)
UsuńDziękuję ;* Ja Ciebie też kocham <3
Hej.:)
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny. Cieszę się, że pomiędzy nimi zaczyna się coś dziać.xD
No i Kołysanka Belli... Jedyny fragment Zmierzchu, który wielbię.:) Dzięki Bogu, że nauczyłam się go grać.xD
Pozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
Mi brakuje dłoni do tego utworu, ale sobie radzę :))
UsuńDzięki <3
Super rozdział! Chciałabym pisać tak dobrze jak ty
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam
szpiegostwo-poplaca.blogspot.com
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://the-mistical-story.blogspot.com/
Kurde miałam nadzieję, że się pocałują, a tu klops :c
OdpowiedzUsuńCudny rozdział, ale ty to pewnie wiesz.
Jest już późno, więc nie będę się rozpisywać, bo będę plotła głupoty xd
Buziaczki ;*
Faith
Cudowny rozdział. Gwen i Artur... Są tacy słodcy! I fragment z zmierzchu. Genialne! Jednak wiesz co sądzę o twojej twórczości, więc co tu się rozpisywać.
OdpowiedzUsuńPs. Mam do ciebie pytanie. Jak zdobyłaś tyle czytelników?
Twoja fanka, Melete
http://bo-zycie-to-nie-basn.blogspot.com/
Dziekuje!
UsuńMoj blog byl udostepniany przez wiele zyczliwych osob na fb i dziwnym trafem znalazly sie osoby, ktore uczynily mi ten zaszczyt i zostaly :)
w razie pytan bardziej technicznych napisz do mnie na fb (link do gory) to udziele Ci kilku rad :*
Dobrze. Dziękuję bardzo :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Melete