sobota, 27 września 2014

Rozdział 11

Artur wyłączył silnik motocyklu przed swoim domem, na podjeździe stał czerwony kabriolet. Gwen zdjęła kask i rozejrzała się po pustym podwórku, pod pergolą siedziała smukła blondynka, oklurary zsunęły się jej na czubek nosa, ale zdawała się tego nie zauważać, zaczynana w książce. Beauty wybiegła zza domu, szczekając głośno. Chłopak pogłaskał psa, tarmosząc mocno jej uszy. Suczka machała ogonem, ciesząc się na jego widok. Po chwili podeszła do Gwen, prosząc się
o pieszczoty. 
- Arturze - kobieta wstała i położyła dłonie na lekko zaokrąglonym brzuchu. Gwen starała się ukryć wyraz zdziwienia na twarzy. Artur nie wspominał, że jego macocha jest w ciąży.
- Witaj Cathlin - powiedział. Objął dziewczynę w talii i lekko pociągnął ją w stronę gospodyni. - Gwen poznaj moją macochę Cathlin Forwood-Creagh. Cathin to Ginevra Ravenscar, moja przyjaciółka ze szkoły - dziewczyna uścisnęła dłoń kobiety, jednocześnie odnotowując w pamięci, że nazwał ją swoją "przyjaciółką".
- Miło mi cię poznać Ginevro.
- Wzajemnie, proszę mnie nazywać Gwen.
Cathlin uśmiechnęła się do niej ciepło. Była bardzo ładną kobietą, o dużych brązowych oczach w kształcie migdałów, delikatnych rysach i jasnych lekko kręconych włosach do ramion. Miała na sobie kremową, zwiewną sukienkę do kolan. Poczuła dłoń Artura trochę zbyt mocno zaciskającą się na jej talii i ciągnącą ją w stronę domu. Beauty zniknęła w ogrodzie. 
Stanęli w przestronnej kuchni, gdzie jakiś czas temu jedli kolację. Gwen uśmiechnęła się na to wspomnienie. Artur obrócił ją do siebie, kładąc dłoń na policzku. Zatonęła w jego srebrzystym spojrzeniu. Oplotła ramionami jego szyję, jednym krokiem przekraczając dzielącą ich przestrzeń. Położył swoje dłonie na jej biodrach, delikatnie pocałował ją w czoło. Wargi chłopaka zsunęły się po jej nosie do ust. Ze stoickim spokojem, jakby miał czas na najdrobniejszy szczegół pocałował ją. Przekręciła głowę, przyciągając go jeszcze mocniej. 
Odsunął się od niej i szepnął:
- Tęskniłem za tobą.
Zamruczała.
- Ja za tobą też.
- Jesteś głodna?
Pokiwała głową. Cmoknął ją krótko i wziął się za przygotowywanie śniadania. Zegar na mikrofalii wskazywał dopiero 10 rano, w normalną sobotę Gwen dopiero zwlekłaby się z łóżka, ale ten dzień był inny. Tego dnia wydarzyło się tyle rzeczy, że nadal nie wiedziała co o nich myśleć. Zaburczało jej głośno w brzuchu. Wskoczyła na blat, na twarz dziewczyny padały promienie słońca. Wiosna na dobre zagościła w Banetown, ogród był pełen kwiatów, a las rozbrzmiewał chórem ptasich śpiewów. 
- Gdzie twój ojciec? 
Artur podał jej kubek kawy. Przez moment ich palce się stykały.
- Pewnie poszedł na ryby. Zazwyczaj to robi w soboty.
Dłoń chłopaka leżała na jej udzie. Czuła mrowienie w miejscu, gdzie jego skóra dotykała materiału dżinsów. Przesunęła opuszką po grawerowanym smoku na palcu wskazującym Artura. Wydawał się być ciepły. Przyglądała się swojej drobnej dłoni, na tle dłoni chłopaka. Wydawała się być jeszcze drobniejsza.
- Cathlin nie ma nic przeciwko?
- Ostatnio mają gorsze dni - odpowiedział, bez cienia emocji w głosie. 
Jednak wiedziała, że taki ton jego głosu świadczy o tym, że nie chce o czymś rozmawiać. Odstawiła prawie pusty kubek na bok i położyła dłonie płasko na jego policzkach.
- Nie musimy dzisiaj oglądać tych ruin, jeśli nie masz na to ochoty - szepnęła. Spojrzał na nią ze zdziwieniem w oczach. - Poczekają, nic nas nie pogania - kłamstwo wyślizgnęło się z jej ust tak łatwo, że nawet nie zdążyła się nad nim zastanowić. W głębi duszy wiedziała, że chciała, by słowa stały się prawdą. 
Uśmiechnął się i oparł się ustami o jej czoło. Gwen czuła gorący oddech chłopaka, muskający jej włosy.
- Więc, jeśli chce leżeć w łóżku cały czas trzymając cię w ramionach to pójdziemy na górę, a nie będziemy się szlajać po lesie? - Spytał z nadzieją w głosie.
Zeskoczyła z blatu, spletli palce. Artur spojrzał na nią, a kąciki jego ust uniosły się do góry. Gwen pociągnęła go w stronę schodów, stanęła na pierwszym stopniu, a jej twarz znalazła się prawie na tej samej wysokości, co twarz chłopaka.
- Szlajanie po lesie jest fajne, ale trzeba mieć na to siły - powiedziała wesoło.
Artur objął ją w talii. Wplotła palce w jego włosy, przyciągając go do siebie. Kreśliła kciukami wzory na jego policzkach. Chłopak patrzył na nią z niepewnością. Czuła, że jest nie pewien tego, co się dzieje. Nie dziwiła mu się. Nie brała pod uwagę takiego obrotu spraw. Pocałowała go powoli. 
Chwilę później leżeli na jego łóżku, w powietrzu unosiły się drobiny kurzu, które tańczyły w promieniach słońca. Gwen leżała z głową opartą na ramieniu chłopaka. Palcami głaskała go po brzuchu. Przerzuciła prawą nogę przez jego biodro. Prawą ręką głaskał ją po ramieniu, a lewą trzymał jej udo.
- Martwi cię coś - stwierdził, patrząc się w belki pod sufitem.
- Nie - szepnęła, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. Poczuła, że się uśmiecha. - Jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
- Wiem, kiedy mi czegoś nie mówisz i wiem, kiedy kłamiesz. Dopiero, co do siebie wróciliśmy, a ty już nie mówisz mi prawdy - ból, który brzmiał w jego głosie, postawił ją na nogi. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele widział i jak dobrze ją znał, teraz i kiedyś.
Usiadła, nie patrząc na niego. Nie potrafiła. Poczuła jego dłonie na brzuchu.
- Chcę być z tobą - powiedział cicho do jej ucha, jego wargi dotykały jej skóry, utrudniając jej myślenie. - Ale nie zbudujemy zaufania na kłamstwie ani na zatajonych sprawach. Jeśli chcemy, żeby się nam udało to musimy sobie mówić wszystko.
Artur przesunął ustami po płatku jej ucha. Odchyliła głowę do tyłu, opierając ją na barku chłopaka.
- Boję się, że to z czym musieliśmy się zmierzyć wcześniej wróci - powiedział.
Otworzyła oczy z zaskoczenia.
- Co masz na myśli?
- Morgana. Jej mieszanie w naszych uczuciach, sianie ziarna zwątpienia.
Gwen usiadła między jego nogami i spojrzała mu głęboko w oczy. Jej bursztynowe tęczówki, błyszczały jak najczystsze złoto. Czuła delikatne wibracje powietrza. Włosy Artura zaczęły podrygiwać na wietrze, choć wszystkie okna były zamknięte. Wzięła głęboki oddech, by się uspokoić.
- To się nigdy nie stanie. Nie pozwolimy jej ponownie stanąć między sobą. Obiecuje.
Wiatr ustał, Artur odsunął sobie włosy z twarzy.
- Obiecujesz mówić mi całą prawdę?
- To znaczy?
- Pamiętasz, co się stało, gdy ostatni raz ukrywałaś przede mną, że wiesz o powrocie Lancelota?
- Chciałam cię chronić - szepnęła. Ból tamtych dni, mimo że odległych tak bardzo, odległych o poprzednie życie, pojawił się w jej piersi, jakby nigdy nie zniknął. W jej gardle pojawiła się ciężka gula, która zaciskała się coraz mocniej. - Byłam przekonana, że będzie ci łatwiej myśleć, że odszedł...
Artur prychnął. Widać było, że pamięta tamten okres lepiej niż ona. Gwen nie pamiętała go prawie wcale, z wyjątkiem jakiś urywków z ich kłótni i jego śmierci, nie mogła się niczego przyczepić. 
- Pozwoliłaś mi myśleć, że mnie nie kochasz. To też, by mnie chronić? - Spuściła głowę. - Nie zrobiłaś nic, żebym zmienił zdanie.
Nie rozumiał, że nie mogła inaczej. Zależało jej wtedy tylko na tym, by go chronić. Wstała z łóżka i podeszła do okna, krzyżując ramiona na piersi. Czuła ogromną złość, rozpierającą jej wnętrze. Krew gotowała się w żyłach dziewczyny.
- Co chcesz osiągnąć wypominając mi tamte błędy? - Nie czekała, aż odpowie. - Myślisz, że niczego się nie nauczyłam? Że nie cierpiałam już wystarczająco? Odszedłeś, a ja żyłam ze świadomością, że umarłeś, a ja nie zdążyłam cię przeprosić - dziewczynie załamał się głos. Jednak szybko się opanowała. - A może chcesz udowodnić, że mimo wszystko nie uda nam się?
Chłopak zamarł. Wyglądał, jakby właśnie go spoliczkowała. Przez chwilę gapił się na nią z lekko otwartymi ustami.
- Gwen...
- Wiesz co? Może masz rację, może za wcześnie się zdecydowaliśmy. Może nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi.
- Gwen...
Wzięła buty i zbiegła po schodach. Artur zamarł na łóżku, wpatrywał się w drzwi jakby liczył, że Gwen zaraz w nich stanie i się uśmiechnie. Czekał na odgłos jej kroków, które nie nadchodziły. W końcu zrozumiał, że ona nie wróci. Zranił ją, okazując brak zaufania.
Zerwał się z łóżka i pobiegł za nią. Znów popełniał te same błędy, tylko że tym razem to była jego wina. Pozwolił, by jego strach zawładnął jego myślami, mącił w jego umyśle. Na zewnątrz zerwał się wiatr, który kołysał koronami drzew. Czarne włosy dziewczyny tańczyły wokół jej twarzy, gdy dumnie szła w stronę lasu. 
Dobiegł do niej, gdy znalazła się przy rozłożystym klonie. Złapał ją za ramię i odwrócił. Gwen spojrzała na niego ze złością, Artur zauważył krystalicznie czystą łzę, która zatrzymała się na jej policzku.
- Gwen, proszę - szepnął. 
- Puść - powiedziała twardo, a jej oczy błysnęły złowrogo. Jego palce rozluźniły się na jej ramieniu, jednak szybko zacisnął je z powrotem. Szarpnęła ręką. - Puszczaj mnie!
Przycisnął dziewczynę do drzewa, obejmując jej nadgarstki dłońmi. W jej złotych oczach pojawiły się łzy, jednocześnie ich spojrzenie było zimne jak lód. Poczuł chłód przeszywający go od czubka głowy aż do kostek.
- Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz - włosy Gwen łaskotały go po twarzy. - Musisz mnie wysłuchać.
- Do cholery! Nic nie muszę! - Krzyknęła.
Przewrócił oczami i pocałował ją.
Zaskoczona takim obrotem sytuacji, pisnęła. Przez chwilę wydawało mu się, że odpuszcza, ale znów się spięła i tym razem go odepchnęła.
- Co to ma być?! Myślisz, że jednym pocałunkiem możesz mnie udobruchać, o nie nie ma tak łatwo!
Artur roześmiał się. Jego śmiech, zbił ją z tropu. Patrzyła na niego z zniesmaczeniem malującym się na twarzy. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w las. Chłopak pobiegł za nią i zagrodził jej drogę. Próbowała go minąć, ale on cały czas był przed nią. 
- Wysłuchaj mnie - poprosił, łapiąc ją za nadgarstek. Jego dłoń zsunęła się po jej skórze, jego palce idealnie pasowały między jej. - Tylko tyle, nie musisz nic mówić.
Wzruszyła ramionami i przewróciła oczami. Uśmiechnął się.
- Po prostu nie chce popełniać błędów przeszłości. Znam cię i wiem, kiedy coś cię trapi. Chce być osobą, na której możesz polegać, która będzie twoim oparciem. Jednocześnie chce ci ufać i chce, żebyś mi ufała. Przepraszam, głupio powiedziałem. Jestem totalnym debilem. Wybacz mi, proszę.
- Powtórz to.
Zaskoczony, uniósł brwi.
- Wybacz mi - powiedział głośniej.
- Nie to - na wargach dziewczyny zatańczył lekki uśmiech.
- Jestem debilem. Jestem totalnym debilem! Idiota! Durniem! Nazwij mnie jak chcesz.
Roześmiała się. Dwoma krokami pokonał dzielącą ich odległość i wziął Gwen w ramiona. Odchyliła się lekko do tyłu, opierając ciężar ciała na przedramionach chłopaka. Artur nachylił się do przodu, oparł czoło o jej czoło. Ich nosy stykały się. 
- Wystarczy? - Uśmiechnęła się tajemniczo. Jeszcze bardziej zbliżył twarz do jej twarzy. - Wybacz mi - gdy mówił, jego usta otarły się o wargi dziewczyny.
Gwen objęła go za szyję i delikatnie pocałowała. Chłopak pogłębił pocałunek, przesuwając dłonie z talii dziewczyny na jej krzyż. Czuła jego ręce niewiele ponad tylnymi kieszeniami swoich spodni. 
- Przekonałeś mnie.
Artur odwiózł ją do domu dopiero, gdy zapadł zmierzch. Jej włosy były w lekkim nieładzie, policzki zaróżowione. Oparła się o drzwi i odsunęła włosy z twarzy. Była na prawdę szczęśliwa.  Słyszała dźwięki telewizora dobiegające z salonu. Zrzuciła płaszcz i odwiesiła go na wieszak. Gwen stanęła przed lustrem i uśmiechnęła się szeroko do swojego odbicia. Jej telefon zapikał cicho w kieszeni dziewczyny. Odczytała sms'a od Artura, przygryzając wargę. 
- Hej mamo - powiedziała wchodząc do salonu i cmokając, siedzącą na kanapie Aurorę.
Opadła na siedzenie, obok niej i zabrała z miski winogron. 
- Hej córeczko - jej ciepłe brązowe oczy, wpatrywały się z nią z zainteresowaniem. - Pachniesz męskimi perfumami.
Gwen zakrztusiła się owocem. Przez chwilę kaszlała, aż w końcu spojrzała na mamę i spytała:
- O co Ci chodzi?
Aurora roześmiała się i objęła córkę ramieniem. 
- Mon cherie, jestem twoją matką. Ja wiem takie rzeczy. I jak było? - Miała lekki, beztroski ton. Na jej ustach tańczył delikatny uśmiech. - Dobrze całuje?
- Mamo! - Krzyknęła Gwen, rzucając w nią poduszką. 
Policzki dziewczyny zrobiły się szkarłatne. Aurora złapała jaśka i odrzuciła go na miejsce. Śmiała się, Gwen dawno nie widziała jej takiej rozbawionej. Jednocześnie czuła się strasznie głupio. Nie spodziewała się, że tak szybko się wyda.
- No co? Jako twoja matka, chce wiedzieć, czy chłopak mojej córki jest wystarczająco dobry dla niej.
- Mamo... - on nie jest moim chłopakiem, chciała dodać, ale się wstrzymała.
Mimo, że się jej o to nie zapytał, mówił i zachowywał się, jakby nic się nie zmieniło. Jakby zobaczyli się po tygodniu rozłąki, a nie po kilkuset latach i no cóż w innym życiu. Artur z poprzedniego życia i Artur teraz byli tą samą osobą. Czego ona nie mogła powiedzieć o sobie. Ginevra i Gwen były dla niej zupełnie inne. Ciągle nie potrafiła ich w sobie połączyć, choć one były sobą. Były nią, jedną osobą.
- Bardzo dobrze. Jest najlepszy - powiedziała, a policzki paliły ją, jakby były z rozgrzanego żelaza.
- Może powinnam go poznać bliżej? - Aurora zastanawiała się głośno.
Z głośników płynęła piosenka Adele. Kanał muzyczny powtarzał ulubiony koncert jej matki po raz dziesiąty. W tle błyszczały żarówki, orkiestra grała, a Adele śpiewała i była sobą. Piękna, stanowcza i hipnotyczna. Gwen zapatrzyła się w ekran tak mocno, że nie słyszała co do niej mówi mama.
- Pytałam cię, co robisz w poniedziałek wieczorem.
- Nie mam planów, a co?
Aurora pokręciła głową, ale na jej ustach czaił się uśmiech. 
- Chciałabym, żebyś zaprosiła Artura. Chcę go poznać. Lottie ma wolne, ale myślę, że poradzę sobie w kuchni - widząc zaskoczoną minę córki, szybko dodała - w razie czego są telefony, więc nie ma stresu Lottie mnie wspomoże.
Gwen roześmiała się.
- Może mam od razu zawiadomić staż pożarną, co? 
Aurora pacnęła ją poduszką.
- Wystarczy, że zaprosisz Artura.
Dziewczyna pokiwała głową i pocałowała matkę w policzek. Weszła po schodach, a jej palce sprawnie poruszały się po ekranie telefonu odpisując na sms'a. 
Boże już za tobą tęsknie, Gwen.
Ja za tobą też.
Wzięła szybki prysznic i usiadła na łóżku, przez otwarte okno wpadało ciepłe kwietniowe powietrze. Niebo było czyste, a srebrna tarcza księżyca wspinała się coraz wyżej po granatowym niebie. Gwiazdy świeciły jasno, jaśniej niż zwykle. Wszystko zdawało się piękniejsze: noc, muzyka, gwiazdy. Jednak Gwen miała świadomość, że to tylko pozorny spokój, gdzieś daleko, ukryta głęboko w mroku, czaiła się Morgana. Nie wiedziała, co planuje, ale wiedziała, że cokolwiek to jest, będzie wymierzone w ją i Artura. Dlatego za wszelką cenę, musiała rozwinąć swoje skrzydła, by ochronić siebie i chłopaka, w którym z każdym kolejnym oddechem zakochiwała się mocniej.

~*~*~
I o to kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce :)
Mam nadzieję, że się podoba :)
Liczę na dużo komentarzy, których mi bardzo brakuje :c tęsknie za kontaktem z Wami :*
Wiem, że to czytacie, ale chciałabym znać Wasze przemyślenia.
Trzymajcie się ciepło,
kocham Was <3
Wasza Raven

środa, 3 września 2014

Rozdział 10.

Telefon Gwen zadzwonił zanim budzik wskazał siódmą. Była sobota, a dziewczyna liczyła na to, że chociaż raz w tygodniu się wyśpi. Przewróciła się na bok i spojrzała na jaśniejący ekran. Dzwonił Artur.
- Tak? - Spytała, jednocześnie ziewając.
- Wstawaj, jedziemy na wycieczkę - w jego głosie rozbrzmiewała wesołość, jak widać był typem faceta, który lubił zrywać się z samego rano.
Usiadła na łóżku, przetarła oczy i spojrzała na drzwi. Miała nadzieję, że dzwonek nie obudził jej matki, która po powrocie do domu prawie natychmiast padła do łóżka.
- Ale po co tak wcześnie - jęknęła do słuchawki, gwałtownie opadając na poduszki.
- Skoro już nie śpisz to, co za różnica? - Spytał przekornie.
Punkt dla ciebie, dodała w myślach.
- Powiesz mi chociaż dokąd jedziemy? - Zaprzeczył mruknięciem. - A jak mam się ubrać?
- Ciepło. A teraz uważaj, jedziemy motorem. Będziesz miała szansę się poprzytulać - rzucił uwodzicielsko do słuchawki. Przewróciła oczami, z jej gardła wydobyło się ciche westchnienie. - Nie wzdychaj tylko się zbieraj, będę za pół godziny.
W słuchawce rozległo się piknięcie. Rozmowa zakończona. Podniosła się z łóżka i weszła pod prysznic, szybko się wykąpała i umyła włosy. Szybkim pociągnięciem pędzla narysowała kreskę na powiece i wytuszowała rzęsy, podkreśliła kości policzkowe bronzerem i przejechała usta błyszczykiem. Skropiła szyję perfumami. Owinięta w ręcznik weszła do garderoby i ubrała się w dżinsowe rurki i czarny, luźny sweter. Starała się jak naciszej zejść po schodach, ale jeden z nich i tak zaskrzypiał pod jej ciężarem.
- Dzień dobry Gwen - usłyszała melodyjny głos swojej matki. Aurora wyszła ze swojego gabinetu, ubrana w spodnie od dresu i poplamiony farbą T-Shirt. Pod prawym okiem miała żółtą plamę. - Wybierasz się gdzieś?
- Tak, jadę na wycieczkę z kolegą. Czemu malujesz o tak wczesnej porze?
Aurora uniosła brwi, jej wargi wygięły się w uśmiechu. Spojrzała ponad jej ramieniem przez okno. Gwen także się odwróciła i zobaczyła Artura zatrzymującego swój motocykl przed domem. Zdjął kask i przeczesał włosy palcami.
- Obudziłam się, czując, że muszę przenieść swoje myśli na płótno. Kto to?
- Artur Creagh. Właśnie z nim jadę.
Kobieta pokiwała głową.
- Mężczyzna na motocyklu - westchnęła. - Masz mój gust córeczko - powiedziała z ciepłym uśmiechem. - Mogę go poznać?
Gwen skinęła głową. Wysunęła stopy w trampki, naciągnęła na ramiona czarną parkę i wyszła na werandę. Aurora kroczyła lekko za nią, na nogach miała materiałowe baletki, a na ramiona narzuciła obszerny kardigan. Objęła się szczupłymi ramionami, stając obok córki. Artur uśmiechnął się do nich lekko, wbiegł po schodach.
- Dzień dobry pani Ravenscar - przywitał się grzecznie.
Kobieta wyciągnęła ku niemu rękę.
- Mów mi Aurora - odpowiedziała, chłopak uścisnął jej dłoń i przeniósł wzrok na Gwen.
Jego srebrne oczy wpatrywały się w nią tak mocno, że czuła jakby spoglądał na dno jej duszy.
- Nie masz nic przeciwko, żebym porwał Gwen na cały dzień? - Dziewczynę zdziwiło jak szybko przeszedł z jej matką na "ty".
Kobieta pokręciła głową i cmoknęła córkę w policzek.
- Dobrej zabawy - powiedziała i wróciła do domu.
- Pa mamo - Gwen spojrzała na chłopaka, który obracał w palcach kluczyki. - To jaki jest plan?
Artur uśmiechnął się pod nosem. Wyciągnął do niej rękę, którą delikatnie ujęła. Spletli palce, dziewczyna przyglądała się przez chwile ich splecionym dłoniom. Stanęli przy motocyklu, chłopak ostrożnie założył jej kask na głowę.
- Wszystkiego dowiesz się w odpowiednim czasie.
Silnik obudził się z rykiem. Gwen objęła chłopaka w pasie, łapiąc się sprzączki jego paska. Oparła głowę o jego plecy, para z jej ust osadzała się na przyłbicy kasku. Wiatr szarpał jej włosami, wychodzącymi spod kasku. Pędzili pustymi drogami, mijając lasy, farmy, niewielkie miasteczka. Obserwując słońce dziewczyna zorientowała się, że jadą na zachód, ale nic poza tym. Nazwy miast, które widniały na mijanych tablicach nic jej nie mówiły. Rozkoszowała się zapachem perfum Artura, świeżym powietrzem i prędkością. Zapadła w półsen i nawet nie zauważyła, kiedy zjechali z asfaltowej drogi i ruszyli leśnym duktem.
Artur wyłączył silnik i oparł motocykl na nóżce. Zdjął kask i powiesił go na kierownicy, Gwen poszła w jego ślady i powiesiła swój naprzeciw jego. Rozejrzała się po polanie, trawa była soczyście zielona, a rosnące na niej kwiaty były w każdych kolorach tęczy. Na jej środku rosło samotne potężne drzewo, jego grube konary były poskręcane. Jeden z nich zwisał nisko nad ziemią. Dziewczyna wciągnęła głośno powietrze. Była już tutaj, nie osobiście, ale we śnie.
Zarumieniła się.
- O czym myślisz?
Pomógł jej zsiąść i wyjął ze schowka plecak i zrolowany koc. Spojrzała na niego, nie bardzo wiedząc co opowiedzieć. Wzięła głęboki oddech, wciągając do płuc słodki zapach kwiatów.
- Byłam już tu - uniósł brew. Uśmiechnęła się. - Jakbym miała deja vu...
- Wiem, co masz na myśli - powiedział cicho, rozkładając koc pod rozłożystym dębem. Spojrzała na niego. Widziała w jego twarzy, że ze sobą walczy. Nie wiedział, czy chce o tym mówić. W końcu jednak wziął głęboki oddech i szepnął: śniłem o tym miejscu.
Położył się w cieniu drzewa, opierając głowę na zgiętym ramieniu. Pojedyncze promienie słońca tańczyły na jego policzku i sprawiały, że włosy chłopaka mieniły się różnymi odcieniami złota i czerwieni. Gwen widziała oczami swojej podświadomości swój sen, który nakładał się jak kalka na prawdziwy świat.
- Zrozumiem, jeśli uznasz mnie za totalnego wariata, ale...
- Tylko wariaci są coś warci - uśmiechnęła się do niego i położyła obok. Jego dłoń muskała jej udo.
- Gwen musisz wiedzieć, że ja mam sny. Odkąd skończyłem szesnaście lat. Byłaś w nich - dodał cicho. Gładziła kciukiem linię jego żuchwy, przymknął powieki, długie rzęsy rzuciły cień na policzki. - Na początku była tylko jedna scena, przez kilka miesięcy opatrywałaś moją ranę. Za każdym razem czułem ból i kiedy twoja ręką dotykała mojej skóry, on ustępował. Byłaś najpiękniejszą istotą, którą widziałem. Wiosną, gdy zobaczyłem cię siedzącą pod dębem, myślałem, że znów śnię. Jednak się myliłem, siedziałaś w Drew, chodziłaś do mojej szkoły. Sny się zmieniły - wiedziała, o czym mówi. Odkąd się poznali, sny wyciągały z jej pamięci coraz to inne wspomnienia. Na początku się im opierała, bała się ich, ale od jakiegoś czasu pozwoliła sobie się w nich zatracić. - Śniłem o twoim dotyku, pocałunkach. Były takie...
- Prawdziwe? - Spytała szeptem, jej palce znieruchomiały na jego policzku. - Realne? Wydawało ci się, że czujesz krople deszczu na policzku, moje dłonie na swojej twarzy, zupełnie jak w tej chwili?
Zgodził się krótkim skinieniem głowy. Zamknął oczy, zupełnie jakby zatracał się w jej słowach, dotyku. Podniósł się i usiadł po turecku, jego dłoń opadła na jej bioro. Kolano chłopaka znalazło się za jej plecami, ich twarze znajdywały się na tej samej wysokości. Ciepły oddech Artura muskał policzek dziewczyny. Srebrne oczy chłopaka pociemniały, miały kolor nieba kilka chwil przed burzą. Przesunął rękę wyżej, na jej krzyż. Poczuła ciepło rozchodzące się po jej ciele. Jego dłoń znalazła się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie w śnie. Palcami drugiej ręki delikatnie ujął jej brodę. Ich twarze były tak blisko, że stykali się czubkami nosów.
- Wiesz, że nic nie musisz, prawda? - Szepnełą, drżącym głosem. Chciała, żeby wiedział, że te sny nie zrzucają na nich żadnego obowiązku.
- Wiem. Chce tego - powiedział cicho, jego oddech pachniał miętową pastą do zębów.
Gdy ich wargi się zetknęły, Gwen poczuła falę emocji, poruszającą każdą pojedynczą komórkę w jej ciele. Tęsknota, pragnienie i nieidentyfikowane ciepło przepłynęło przez nią. Wplotła palce w jego miękkie włosy. Jedwabiste usta chłopaka wyczyniały cuda z jej własnymi, ich języki prowadziły dziki taniec. Wszystkie te odczucia: jego dotyk, ciepło, a nawet smak wydawały się jej być doskonale znane, ale także nowe. Zupełnie, jakby uczyła się go na nowo. Przyciągnęła jego twarz bliżej, upadli na ziemię, śmiejąc się głośno.
Artur przesunął dłonią po jej talii, odchylając materiał kurtki. Przez cienki sweter poczuła ciepło jego ciała. Oplotła nogą jego nogę, jednocześnie przyciągając go ramionami za szyję. Badała dłońmi każdy skrawek umięśnionego torsu chłopaka i jego pleców. Drżał pod wpływem jej dotyku. Połaskotał ją po żebrach.
- Hej, nie rób tak - powiedziała, śmiejąc się. Próbowała się wyplątać z jego uścisku, ale chłopak skutecznie jej to uniemożliwił. Czuła jego ciężar, opierający się na jej brzuchu.
- Jak? - Spytał, jakby zupełnie nie miał pojęcia, o czym mówi. - Tak? - Połaskotał ją, wiła się, starając się unikać jego palców.
Przeturlała go na plecy i usiadła mu na brzuchu. Westchnęła z ulgą, słońce przyjemnie grzało, więc mogła już zdjąć parkę. Rzuciła ją na bok i związała włosy w artystycznego koka. Oparła dłonie na udach i spojrzała z góry na chłopaka. Uśmiechał się, włosy miał rozczochrane.
- Jesteś z siebie zadowolona? - Zapytał, unosząc brwi do góry.
- Tak.
Po chwili znów leżała na ziemi, przygnieciona jego ciężarem. Oparł łokieć koło jej głowy, podpierając się na nim. Artur odsunął grzywkę z czoła dziewczyny i założył kosmyk czarnych włosów za jej ucho. Zbliżył usta do jej ucha i mruknął zmysłowo:
- Nadal jesteś z siebie zadowolona, panno Ravenscar - jego wargi, musnęły płatek ucha Gwen.
- Tak.
Uśmiechnął się, a ona poczuła jak jego mocny wydech łaskocze jej szyję. Pocałował ją w to samo miejsce, a jego wargi zsunęły się wzdłuż jej tętnicy i zatrzymały się na jej obojczyki. Jęknęła cichutko, gdy przygryzł jej skórę. W jej umyśle pojawił się kompletny bajzel, wspomnienia mieszały się z teraźniejszością. Obraz dawnego Artura i teraźniejszego Artura nakładał się na siebie i mieszał jej w głowie.
Usiadła i przyłożyła palce do skroni. Chłopak objął ją i coś do niej mówił, ale jego słowa nakładały się z innymi, tworząc mieszaninę głosów, które wbijały się w jej umysł z siłą miecza. Powoli z każdym oddechem, uczyła się oddzielać wypływające wspomnienia od rzeczywistości.
- Gin? Gwen? Spójrz na mnie, hej - ujął ją za brodę i spojrzał jej głęboko w oczy. - Dasz sobie rade, tak? Przejdziesz przez to. - On wiedział, co jej jest. Wierzyła mu. Patrzyła w jego srebrne tęczówki i powoli sobie z tym radziła. Nakazała milczenie duchom przeszłości, chciała żyć teraźniejszością. - Widzisz? Już lepiej, prawda?
- Dlaczego?
Położyli się na kocu, skąpani w promieniach słońca, które coraz wyżej wznosiło się po błękitnym niebie. Leżeli obok siebie, jego dłoń na jej biodrze, gładząca plecy dziewczyny. Głaskała policzek Artura, szorstki od krótkiego zarostu. Lubiła to w nim, tą męskość, która była stałym elementem jego wyglądu.
- U mnie było tak, że wystarczył przyjazd tu, czy pojawienie się nad jeziorem, by wywołać salwę wspomnień - zaśmiał się cicho. - Ta łąka sprowadza ich wiele, prawda?
Przygryzła wargę, wiedziała, co ma na myśli. Widziała wspomnienia, o których mówił.
- Wróć. Jezioro? Nasz pomost?
- Stare ruiny, nie wiem dokładnie. Tam czuje coś, ale nic nie widzę.
Znała wszystkie stare kamienie w okolicy Banetown. Tak była przekona. Jako mała dziewczynka zbadała każdą ruinę, wszystko co miało ponad sto lat. Pomagała jej w tym matka, a ona jako kustosz muzeum wiedziałaby o jakiś ukrytych ruinach przy jeziorze.
- Zawieź mnie tam - poprosiła. Głos jej drżał. - Proszę, Arturze.
Spojrzał na nią z niepokojem.
- Co jest w nich tak niezwykłego?
Prychnęła z niecierpliwością.
- To, że według mnie nad jeziorem nie ma żadnych ruin. Więc jeśli faktycznie coś tam jest i czujesz tam coś, to ja też poczuję. No chyba, że po prostu boisz się nawiedzonych miejsc - dodała sarkastycznie.
Pocałował ją w usta.
- Zapomniałem, jak bardzo bywasz sarkastyczna, kiedy się denerwujesz - przewróciła oczami. - Nie pamiętam wielu rzeczy, ale mam jeszcze całe życie, by nauczyć się ciebie od nowa.
- Całe życie to szmat czasu, skąd pewność, że wytrzymam tyle z tobą?- Podniósł ją i objął w talii. Musiała odchylić głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Raz nam się udało, możemy spróbować jeszcze raz - powiedział Artur i delikatnie pocałował jej wargi.
~*~*~*~

Ta da :3
Wiem, że króciutki, ale nie chciałam więcej w niego wpychać.
Dziękuję, za wspaniałe komentarze, za przesyłaną wenę (dotarła!) :)
Niestety poszłam do I klasy liceum (dla zainteresowanych II LO im. M. Kopernika w Lesznie. Mój profil to dwujęzyczny biolchem). Mam dużo godzin i do tego dojazdy + nauka, więc będzie ciężko z kolejnymi rozdziałami. Obawiam się, że będę pisać tylko w weekendy, więc kolejny rozdział nie pojawi się zbyt szybko. Z góry przepraszam :(|
Mam nadzieję, że podoba Wam się nowa/stara szkoła i, że mimo nauki macie trochę luzu.
Trzymajcie się kochani,
Kocham Was <3
Alis