czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 33.

                Londyn po północy zdawał się zwalniać, nie zamierał, a toczył się wolniej. Samochodów na ulicy było mniej, a ludzie znikali w domach i klubach. Wyszli przed salę, w której odbywał się bal, by pooddychać w miarę świeżym powietrzem.
- Coś cię trapi cały wieczór Gwen – powiedział miękko, dotykając lekko jej żuchwy, przewróciła oczami. – Kochanie – dodał już twardszym głosem.
- Jutro mam zasiąść w Radzie – zadrżała pod wpływem chłodnego wiatru.
                Objął ją ramionami w pasie i przyciągnął do swojej piersi.
- Tam jest twoje miejsce, na czele innych – uśmiechnął się do niej. – A ja zawszę będę obok ciebie.
                Odpowiedziała mu lekkim uśmiechem, gdy ponownie spojrzała w jego oczy zobaczyła smutek. Położyła mu dłonie na policzkach, gładząc kciukiem wargi.
- A co z tobą?             
                Artur pocałował jej palce. Złapał nadgarstki i przyłożył jej dłonie do swojej klatki piersiowej, tuż nad sercem. Dziewczyna czuła pod palcami jego równy rytm. Skurcz, rozkurcz. Ciche dudnienie.
- To nie to samo, co Banetown. Ci ludzie to tylko znajomi. Czegoś mi brakuje.
- Wracamy? – Nie sprecyzowała, do którego domu.
                Pocałował ją lekko. Nie był to pierwszy raz, ani pierwszy raz tego wieczoru, ale dotyk jego ust sprawił, że zapomniała o Bożym świecie. Objęła jego szyję ramionami, stając na palcach. Chłopak przywarł do niej całym ciałem. Jej luźne włosy łaskotały ich twarze.
- Znajdźcie sobie pokój! – Krzyknął jakiś chłopak, przechodzący obok.
                Roześmiali się i ruszyli wolnym krokiem w stronę domu Artura.
                Artur skinął głową portierowi i przepuścił ją w drzwiach windy. Gwen zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Złota sukienka z głębokim dekoltem podkreślała jej talię i okrągłe biodra, kontrastując z hebanowymi włosami, które opadały na jej lewe ramię. Artur wyglądał nieprzyzwoicie przystojnie w białej koszuli i granatowej marynarce, jego krawat był rozluźniony i niedbale wisiał na szyi chłopaka.
- Wyglądasz niesamowicie w tej sukience, żałuję, że śpimy u mnie… - wyszeptał jej do ucha, uważnie obserwując jej odbicie.
                Szkarłatny rumieniec wpełzł na jej policzki i pokrył także szyje. Tylko oczy, o złotej barwie błyszczały mocno. Artur uśmiechnął się zawadiacko i przygryzł płatek jej ucha. Westchnęła cicho. Delikatne pocałunki znaczyły jej policzek, szyję i ramię. Winda szarpnęła, przerywając jego pieszczotę. Chłopak chrząknął, odsunął się od niej na kilka centymetrów.
                Państwo Creagh już spali, przy drzwiach powitała ich Beauty, która chwilę pokręciła się wokół ich nóg i położyła się na posłaniu przy wejściu do pokoju Artura. Zostawili buty w garderobie i na boso przemknęli do jego sypialni. Chłopak zapalił słabe światło i zamknął drzwi. Gwen delikatnie zaczęła rozwiązywać jego krawat. Zrzucił marynarkę i powiesił ją na wieszaku, wrócił do niej, jednocześnie wyciągając koszulę ze spodni.
- I co teraz? – Spytała, odkładając torebkę na biurko.
- Możemy iść się wykąpać – przewróciła oczami. – No co?
- Idę się wykąpać. Sama.
                Pocałowała go krótko.
                Artur rozpiął koszulę i wrzucił ją do kosza na brudną bieliznę. Usiadł na fotelu i zapatrzył się przez okno.
- Mógłbyś mi pomóc? – Usłyszał cichy sopran z łazienki.
                Na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmiech. Wszedł do pomieszczenia i zobaczył Gwen ze zmytym makijażem i włosami zebranymi w luźnego koka. Oniemiał, była najpiękniejszą kobietą, jaką widział. Zarumieniła się pod wpływem intensywności jego spojrzenia.
- Co się stało?
- Suwak, zaciął się, a nie chce rozerwać materiału.
                Odwróciła się do niego plecami. Przesunął palcem po linii kręgosłupa dziewczyny i lekko zarysowanych kręgach. Delikatnie pociągnął zamek, rozchylając poły sukienki. Zobaczył koronkowe wykończenie jej czarnych majtek. Przesunął opuszkami po nim.
- Arturze – wyszeptała, odwróciła się, trzymając sukienkę w górze. – Proszę.
- Wiesz, że nie mogę się oprzeć.
                Roześmiała się, ale wypchnęła go z łazienki.
- Samokontrola to podstawa.
***
                Gwen obudził hałas na korytarzu. Przez chwilę leżała i próbowała sobie przypomnieć, gdzie jest. Przez przeszkloną ścianę widziała panoramę centrum Londynu. Jasne światła raziły jej oczy. Ciepłe ramię, otaczało jej talię i podpierało głowę. Czuła oddech na swoim policzku. Usiadła i skupiła się na dźwiękach na korytarzu. Głosy, które wcale nie ukrywały swojej rozmowy, głośne nerwowe kroki.
- Arturze – powiedziała, potrząsając jego ramieniem i nachylając się do ucha chłopaka. – Obudź się, proszę.
                Chłopak oparł się na łokciach i spojrzał na nią zamglonym wzrokiem.
- Co się dzieje? – Wskazała palcem na korytarz. Przez chwilę nasłuchiwał w milczeniu. – O kuźwa.
                Mrucząc coś pod nosem, wciągnął koszulkę i spodnie, poczym wyszedł na korytarz. Gwen złapała tylko jego bluzę i pobiegła za nim. Victor Creagh rozmawiał przez telefon, nerwowo zbierając rzeczy i wrzucając je do torby. Cathlin siedziała spokojnie w fotelu, w salonie i gładziła swój duży brzuch.
- To już? – Zapytał Artur, zerkając na macochę.
- Tak, właśnie załatwiam jej miejsce w klinice Johnsona – położył rękę na ramieniu syna. – Pomożesz nam załadować się do samochodu.
- Jasne, tato. Mam jechać z wami?
                Victor spojrzał na żonę, a po chwili przeniósł wzrok na Gwen. Dziewczyna założyła włosy za uszy.
- Przyjedźcie rano, jeśli będziecie chcieli. Cat i tak potrzebuje spokoju. Będziemy w kontakcie. Odpocznijcie przed jutrem.
                Pomógł wstać żonie i objął ją w talii. Kobieta uśmiechnęła się do Gwen i pogładziła jej policzek. Artur objął ją z drugiej strony w wolnej ręce, trzymając torbę. Po chwili zniknęli w windzie. Dziewczyna rozejrzała się w poszukiwaniu psa. Beauty leżała skulona przed lodówką, widać po niej było, że stresuje się całym porodem. Zagwizdała, a czarna suczka podeszła do niej niepewnie, pogłaskała ją po szyi, wkładając palce w miękką sierść.
- Wszystko będzie dobrze, Beauty. Nic się nie bój – powiedziała łagodnie do psa. – Chodź położymy się, a zaraz wróci twój pan, co?
                Beauty pomachała szybko ogonem. Gwen wzięła to za „tak”. Razem weszły do pokoju Artura, ona położyła się na łóżku, a suczka obok niej. Dziewczyna gładziła dłonią jej pysk. Po kilku minutach w drzwiach pojawił się Artur. Zdjął koszulkę i z przeciągłym westchnieniem opadł na łóżko. Leżał na plecach z ręką na czole, wpatrując się w sufit.
                Dziewczyna obróciła się na drugi bok i położyła mu dłoń na piersi. Drugą ręką nakrył jej rękę i uścisnął.
- Będę starszym bratem – wyszeptał, a w jego głosie pojawił się strach.
                Gwen uniosła się i oparła brodę na ręce. Pogłaskał ją po kręgosłupie.
- Najlepszym na świecie. Jesteś wspaniałym mężczyzną Arturze. Masz piękne serce – wyszeptała, całując jego pierś, a jednocześnie czując uderzenia jego serca pod skórą.
                Uśmiechnął się lekko. Oparła głowę na jego obojczyku, przycisnął policzek do jej włosów. Splótł ich palce razem i położył na swoim brzuchu.
- Chciałbym być taki, jaki mówisz, że jestem – powiedział cicho. – Chcę ci jutro towarzyszyć. I właściwie nie przyjmuję odmowy. Ktoś musi cię bronić.
                Zesztywniała.
- O co ci chodzi? Myślisz, że coś mi grozi?
                Westchnął.
- Mam takie przeczucie, że nie wszystkich może cieszyć twoje przybycie. Czarownic nie jest mało i wątpię, żeby w społeczności były tylko takie popierające Anastazję.
                Milczała, rozważając jego słowa. Nie myślała o tym w ten sposób wcześniej. Dla niej było jasne, co ma zrobić. Podjęła decyzję i przestała o niej myśleć. Nie zastanawiała się nad tym, co mogą myśleć o niej inne. W szkole przyjęto ją ciepło, ale czy sabaty pójdą za głosem Rady? Była potężna, ale niedoświadczona. Amelia, władająca dwoma żywiołami miała większą wiedzę niż ona.
- O czym myślisz?
                Zmarszczyła brwi.
- O miejscu w Radzie decyduje Moc, jeśli pojawią się problemy, zademonstruję, co umiem – powiedziała zimno. – Dopilnuję, żeby nigdy żadna czarownica, nie popełniła błędu Morgany i nie próbowała skupić całej władzy w swoich rękach. Rada mi to umożliwi – przez chwilę słuchała szybszego bicia jego serca. Wiedziała, co myśli. Że to co planuje jest apodyktyczne. Możliwe, że miał rację. – Twoja obecność mi pomoże.
                Przewrócił się na bok i spojrzał w jej oczy. Przesunął palcami po krzywiźnie policzka dziewczyny.
- Dlaczego?
- Sam widziałeś, jak radne cię szanują. Pamiętaj, co ci powiedziałam. Jesteś moją siłą, Arturze. Gdyby nie ty nie byłoby mnie.
                Uśmiechnął się i pocałował lekko między brwiami. Przytulił swoje czoło do jej czoła.
- I vice versa, kotek.
                Później już nic nie mówili, leżeli patrząc sobie w oczy. Aż w końcu powieki Gwen opadły i już się nie podniosły. Zniknęła zmarszczka między jej brwiami, twarzy była spokojna, a na ustach tańczył niepozorny uśmiech. Mógłby na nią patrzeć każdego dnia i każdego razu odnalazłby w niej coś nowego, coś w czym mógł się zakochać.
                Obudził go zapach tostów. Usiadł w pustym łóżku, rozejrzał się po pokoju zalanym miękkim światłem poranka, była dopiero ósma, a czuł się kompletnie wyspany. Nie znalazł koszulki, którą ubrał w nocy, więc zarzucił na nagie ramiona dresową bluzę. Wciągnął pierwsze dżinsy, które wpadły mu w ręce. Beauty wyjrzała z kuchni, przekręcając lekko głowę. Spojrzała na niego i wróciła z powrotem do pomieszczenia.
                Gwen parzyła kawę, stojąc do niego plecami, na które opadały czarne włosy. Od razu odnalazł swoją niebieską koszulkę. Sięgała jej prawie do połowy uda. Syk ekspresu zagłuszył jego kroki. Odsunął kurtynę włosów i pocałował ją w bark. Podskoczyła.
- Arturze!
                Zrobił niewinną minę i pocałował ją mocniej w usta. Od razu odpowiedziała na jego pocałunek, łapiąc go za kark i przyciągając do siebie.
 - Zawsze tak całujesz chłopaków, którzy pocałują cię w ramię? – Posłała mu spojrzenie spod rzęs, jednoczenie wzdychając. – No co? Bo jeśli tak, będę to robił częściej.
                Uśmiechnęła się, gładząc jego kark.
- Musisz poczekać na śniadanie.
- Pójdę na szybki spacer z Beauty – powiedział i cmoknął na psa.
                Jak szybko wszedł do kuchni, tak szybko wyszedł. Po chwili rozległ się stuk windy i odgłos rozsuwania i zsuwania się drzwi. Gwen wyciągnęła z lodówki kilka jajek, sama lubiła śniadania na słodko: płatki, dżemy, ale Artur ze wszystkim dżemów najbardziej lubił omlety z pomidorami. Roztrzepała jajka w misce, dodała trochę ziół i pokrojone warzywa.
                Wlewała składniki na rozgrzaną patelnię, gdy usłyszała otwierające się drzwi windy. Spojrzała na zegar na piekarniku, minęło dopiero dziesięć minut. Artur nie zdążyłby przejść do najbliższego parku i dać czas Beauty na nacieszenie się świeżym powietrzem i zielenią trawy i drzew. Gwen zacisnęła dłoń, zbierając w sobie Moc. Lekkie kroki rozległy się na korytarzu. Młoda kobieta o smukłej budowie i kasztanowych włosach Artura stanęła w progu.
- Ty musisz być Gwen – powiedziała miękko z wyraźnym brytyjskim akcentem. Miała piękny głos. – Jestem…
- Victoria. Jesteś siostrą Artura.
                Vicki uśmiechnęła się z podobnym do Artura błyskiem w oku. Zdjęła sweterek i rzuciła go na stół.
- Pięknie pachnie. Sądząc po tym, że nie widzę ani mojego brata, ani jego psa to musi oznaczać, że wyszedł na spacer, a ciebie zostawił przy garach, co?
                Gwen poczuła się skrępowana bezpośredniością dziewczyny. Splotła ramiona na piersi i pokiwała lekko głową.
- Można tak powiedzieć. Zadam może i głupie pytanie, ale czy nie powinnaś być w Nowym Jorku?
- W sumie tak, semestr kończy się dopiero za tydzień, ale już zaliczyłam wszystkie egzaminy – Gwen westchnęła cicho, no tak: musiała być tak samo uzdolniona jak brat. – Byłam u znajomych na zachodzie Anglii, ale rano dostałam wiadomość, że rodzi mi się siostra, więc jestem tu gdzie powinnam – uśmiechnęła się i dodała powoli: Jestem strasznie głodna, to omlet z pomidorami, prawda?
                Nie pytając o pozwolenie, ukroiła sobie kawałek i włożyła sobie do ust. Gwen nalała jej kawy do kubka i usiadła naprzeciwko niej przy stole. Przysunęła bliżej ciepłe tosty i biały serek. Victoria podziękowała jej skinieniem głowy i zabrała się do jedzenia.
- Muszę powiedzieć – odezwała się dopiero, gdy zjadła połowę omletu i zahamowała swój głód – że jesteś dużo ładniejsza w rzeczywistości niż na zdjęciach.
                Na policzki Gwen wypłynął rumieniec.
 - Dziękuję.
                Victoria otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał jej dźwięk kroków w korytarzu i szczekanie psa. Artur wszedł na boso do kuchni i spojrzał na dziewczyny przy stole. Jego srebrne oczy rozjaśniły się na widok siostry. Otworzył ramiona i dziewczyna wpadła w nie z impetem. Przez chwilę przytulali się, rozmawiając cicho. Gwen wyszła szybko z kuchni i zniknęła w jego pokoju. Zabrała z walizki czarne rurki i białą luźną koszulkę. Chciała im dać chwilę dla siebie.
                Po szybkim prysznicu, wróciła do kuchni. Artur siedział naprzeciwko siostry i rozmawiał z nią, na jego twarzy jaśniał szeroki uśmiech. Spojrzał na nią, a jego spojrzenie pociemniało. Wyciągnął do niej rękę i przyciągnął do siebie. Usiadła mu na udzie, z ramieniem przyciśniętym do klatki piersiowej. Sięgnęła po swój kubek z kawą i wypiła trochę.
- Cieszę się, że oboje tu jesteście. Młoda Creagh zasługuje na huczne powitanie na tym świecie – Victoria wodziła wzrokiem po ich twarzach. – Pyszne śniadanie Gwen, pójdę się odświeżyć i rozpakować.
                Mrugnęła do brata i z gracją opuściła pokój.
                Artur pocałował jej odsłonięte ramię. Dotknęła jego szorstkiego policzka i nabiła na widelec kawałek pomarańczy.
- Czuje twoje zdenerwowanie – wyszeptał, z ustami przyciśniętymi do skóry dziewczyny. – To przez Vic?
- Może trochę, zaskoczyła mnie – odpowiedziała, jedząc pokrojony owoc. – Zjadłeś tego omleta, czy nic ci nie zostawiła?
                Uśmiechnął się szelmowsko.
- Zjadłem, był bardzo dobry. Masz rękę do gotowania.
                Pocałowała go lekko w usta. Złapał ją zębami za wargę, przeciągając pocałunek.
***
                Gwen mogła policzyć w pamięci sytuacje, w których Artur się trząsł. Zazwyczaj był przy tym zdenerwowany, choć było to coś więcej niż wściekłość. Tym razem było inaczej. Po prostu drżał na całym ciele, a jego dłonie pokrywała warstwa potu, której nie powodowało bynajmniej gorąco.
                Poczekalnia w szpitalu była klimatyzowana. Na niebieskich ścianach wisiały zdjęcia roześmianych dzieci i mam karmiących piersią. Na stoliku obok niej leżały popularne magazyny i ulotki związane z macierzyństwem. Victoria zdawała się być oazą spokoju. Z lekkim znudzeniem wymalowanym na twarzy, przerzucała strony „People” co jakiś czas zatrzymując się na jakimś artykule.
                Po kilku minutach, a może godzinie w drzwiach pojawił się ojciec rodu. Dopiero, gdy Creagowie byli w komplecie Gwen dostrzegła ich rodzinne podobieństwo. Nonszalancje, podobny nos i włosy – w odcieniu między brązem, a miedzią w zależności od światła. Artur zerwał się z krzesła, chrząknął, zdając sobie sprawę ze swojej nerwowości. Dziewczyna położyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się kojąco.
- Dasz sobie radę – wyszeptała, tak że tylko on usłyszał.
                Pokiwał krótko głową.
                Cathlin leżała na trzyosobowej sali pod oknem. Wysokie ściany były w wesołym kanarkowym odcieniu. Przez uchylone okno wpadał zapach drzew i kwiatów z pobliskiego parku. Miała zmęczoną, ale uśmiechniętą twarz. W jej ramionach, owinięta w różowy becik leżała mała dziewczynka. Spała. Jej drobne piąstki były zaciśnięte na palcu matki.
                Gwen poczuła dziwny ucisk w żołądku. Artur zwolnił kroku, jakby sam nie wiedział, co tu robi.
- Witaj – powiedziała Victoria, całując macochę w policzek. Dotknęła czółka i policzka siostrzyczki opuszką palca. – Cześć kwiatuszku.
                Artur stanął z drugiej strony i również ucałował Cathlin. Ucałował dwa palce i delikatnie dotknął nimi twarzyczki dziecka. Dziewczynka otworzyła oczy i spojrzała na niego. Miała prześliczne błękitne oczy. Gwen poczuła ulgę, że nie okazały się złote.
- Chcesz ją potrzymać? – Zapytała kobieta, patrząc na chłopaka.
- Nie wiem, czy potrafię.
                Victoria zmierzyła brata wzrokiem.
- Oczywiście, że umiesz. Usiądź – rozkazała, wysuwając nogą spod łóżka taboret.
                Chłopak posłusznie usiadł, Vic uśmiechnęła się do dziecka i delikatnie przełożyła je z ramion Cathlin do jego rąk. Młoda matka poinstruowała go jak ma ułożyć dłonie. Dziewczynka wyglądała na jeszcze mniejszą przy swoim starszym bracie. Gwen zauważyła łzy w oczach swojego chłopaka.
- Jest przepiękna – powiedział, a na ostatniej sylabie głos mu się załamał. – Jak dacie jej na imię?
- Violet – odezwał się Victor. – Violet Mary.
                Na twarzach rodzeństwa pojawiło się zaskoczenie. Spojrzeli na siebie, nie wierząc własnemu słuchowi.
- Po mamie? – Zapytała Victoria, a jej głos był o oktawę wyższy i bardziej świszczący. – Dziękuję Cathlin – wyszeptała.
                Gwen uśmiechnęła się i znów spojrzała na Artura. Nachylał się nad małą istotką w swoich ramionach i coś do niej cicho mówił. Wyciągnęła telefon i zrobiła mu zdjęcie na pamiątkę. Dobre chwile należy utrwalać. Objęła go za szyję i zapatrzyła się na twarz Violet. Malutki nosek i różowiutkie usteczka. Powieki znów miała zamknięte.
- Chcesz ją potrzymać? – Zapytał.
                Pokiwała głową.
                Delikatnie wzięła dziecko, które znów otworzyło oczy zainteresowane zmianą położenia. Jej błękitne oczy lśniły jak diamenty. Ważyła niewiele, prawie tyle co nic, ale był to jeden z najpiękniejszych ciężarów w jej życiu. Przypomniała sobie małą Amy, kiedy ją pierwszy raz spotkała. To samo ciepło rozchodzące się po ciele.
                Oddała Violet mamie i stanęła pod ścianą. Victor siedział obok żony i z patrzył na wszystkie swoje dzieci z czułością. Artur spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. Odpowiedziała mu uśmiechem. Powoli wstał, rozprostowując długie nogi. Objął ją za szyję i pocałował w czoło.
- Do twarzy ci z dziećmi – powiedział, gdy wyszli już ze szpitala i podążali w stronę metra.
- Tobie też.
                Zatrzymał się i przyciągnął ją do siebie. Złożył na jej ustach mocny pocałunek, jedną ręką obejmował ją w talii, a drugą gładził policzek. Objęła go ramionami za szyję i stanęła na palcach.
- Kocham cię – wyszeptał. – Planujesz coś?
- Kto wie Arturze, kto wie...

Witajcie Kochani!
Przede wszystkim składam Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia - swoją drogą już drugich na moim blogu.
Samych dobrych dni, słońca, miłości, wytrwałości, siły. Żeby każdy z Was każdego dnia mógł się cieszyć zdrowiem i szczęściem rodzinnym - dwoma najważniejszymi rzeczami w życiu.
A co do rozdziału...
Mam nadzieję, że się podobał. Wiem, że wielu z Was przeczyta go po Świętach, ale ja składam Wam go na ręce 24. grudnia 2015 roku o godzinie 2:00. Idealnie.
Wesołych Świat!
Wasza Raven

4 komentarze:

  1. Wow... Jednak w każdym rozdziale możesz mnie zaskoczyć. Cudowny rozdzial aż mnie wena odzwiedzila! Wybacz za błędy, ale jestem na komórce. Poza tym życzę ci naprawdę wspaniałych świat w gronie najbliższych. Owocnego nowego roku, zdrowia i wszystkiego czego sobie zapragniesz! Kocham cię i powodzenia przy dalszym pisaniu!
    Całuski, Melete

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sadzilam, ze mozesz w kazdym komentarzu napisac cos co poruszy moje serce! A jednak!
      Dziekuje kochana bardzo i czekam na Twoj rozdzial... :)
      Raven

      Usuń
    2. Tak samo ty mnie zaskakujesz w rozdziałach to i w komentarzach. Dla mnie to żaden problem.
      Mówisz o moim rozdziale? Ha kiepsko z nim... No cóż. Trzymaj się kochana,

      Usuń
  2. Jak zawsze idealny <3 Porywa człowieka w całości! ^^ Czekam na więcej :D
    P.S. Widzę, że obie jesteśmy w Londynie. :P

    OdpowiedzUsuń

Alis