Wypiła szybko zawartość obu
kieliszków, odstawiła je na najbliższy stolik, nie zwracając uwagi na to, gdzie
je stawia. Zakręciło jej się w głowie, wiedziała, że przesadza, ale ta sytuacja
ją przerastała. Nie rozumiała ruchów Morgany, kobieta stawiała tak
nieprzewidywalne ruchy, że wprowadzała w ich rozgrywkę kompletny chaos. Oparła
się o najbliższe krzesło.
- Gin, wszystko
okej? – Bonnie złapała ją za ramię i spojrzała na nią podejrzliwie.
- Taaa, przesadziłam
dzisiaj.
- Chodź, coś na to
poradzimy.
Złapała ją pod ramię i
pociągnęła do łazienki. W pomieszczeniu znajdywało się kilka młodszych
dziewczyn, którym udało się wbić na przyjęcie. Gdy zobaczyły Bonnie szybko
zebrały się i zostawiły je same sobie. Brunetka sprawdziła kabiny, czy są puste
i zamknęła drzwi na klucz. Gwen oparła się o umywalkę i oddychała głęboko. Jej
oczy były lekko szkliste, na czoło wystąpiły kropelki potu. Brunetka sięgnęła
do białek kopertówki i wyjęła fioletową fiolkę.
- Co to? – Gwen
spojrzała podejrzliwie na małe, okrągłe tabletki.
- Nie są to
narkotyki, to nawet nie leki. Moja babcia sprowadza je od pewnej zielarki
mieszkającej w lesie. Są ziołowe. Zawsze działają.
Widząc niezdecydowanie Gwen,
wyjęła jej fiolkę z ręki, odkorkowała i wysypała na jej dłoń dwie tabletki.
Rzuciła dziewczynie ponaglające spojrzenie. Brunetka wzruszyła ramionami i połknęła
zawartość swojej dłoni.
Po kilku minutach ciało Gwen
zaczęło się uspokajać, ustąpił pot z czoła dziewczyny. Otarła skórę bibułkami
matującymi i z pomocą przyjaciółki poprawiła makijaż. Po kilku minutach wyszły
z łazienki, pod drzwiami której ustawiła się kolejka kobiet. Rzuciły
dziewczynom nieprzyjemne spojrzenie, od którego włosy jeżą się na karku. Jedna
z nich syknęła jakąś kąśliwą uwagę.
Gwen zatrzymała się, zaciskając
mocniej palce na kopertówce. Zmierzyła kobietę lodowatym wzrokiem swoich
złotych oczu.
- Przepraszam,
mówiła coś pani?
Bonnie zauważyła, że jej
przyjaciółka dała się sprowokować i natychmiast zawróciła na pięcie, ale nie
podeszła do niej blisko. Gwen wyprostowała się, czarne włosy opadły jej na ramię
lekkimi falami. Uniosła brodę, a jej rysy nabrały ostrości.
- Zadałam pani
pytanie.
Głos dziewczyny był cichy i
twardy. Bonnie wzdrygnęła się, nie słyszała tego tonu od dawna. Odkąd Mel
opuściła ich liceum.
- Tak mówiłam –
kobieta, przyszpilona do ściany przez brunetkę, zdawała się być zbita z tropu.
Nie wiedziała jak się zachować. Gin skinęła głową, zachęcając ją do mówienia.
Jej prawa brew pojechała do góry. – Smarkule jak ty nie powinny się upijać.
Gwen odrzuciła głowę do tyłu,
śmiejąc się. Powietrze stało się cięższe. Żyrandol nad ich głowami zamigotał.
- Tu jesteś kochanie
– usłyszała głos swojej matki. Była uśmiechnięta, lekko zarumieniona od
alkoholu. Jej twarz stężała, gdy poczuła atmosferę pod drzwiami toalety. – Co
się tu dzieje?
- Pani ma problem z
tym, że zajęłam z Bonnie łazienkę na pięć minut.
Gin nie musiała widzieć, żeby
wiedzieć, że Aurora przewraca oczami. Złapała córkę za ramię, delikatnie
wskazując jej drogę. Dziewczyna ustąpiła pod dotykiem matki, pozwoliła się jej
prowadzić. Bonnie stanęła z jej drugiej strony, lekko pobladła.
- Wasza rodzina
zeszła na psy.
Aurora zacisnęła mocniej palce
na przegubie Ginny. Przystanęła. Brązowymi oczami zmierzyła kobietę, która
rozpoczęła kłótnie. Kilka osób przystanęło, czekali na dalszy rozwój wydarzeń.
Gwen zdążyła posłać mamie ostrzegawcze spojrzenie, by nie dała się sprowokować
jeszcze bardziej. Skinęła lekko głową.
- Kim pani jest, by
wypowiadać się w ten sposób o mojej rodzinie.
- Hanna Hastings.
Którakolwiek z was dorosła w nierozbitej rodzinie? – Aurora milczała. Odpowiedź
znali wszyscy, więc nie było sensu jej zaprzeczać. To była prawda – Ravenscar
naznaczone były pechem do stałych związków. – Teraz ty planujesz ślub, a twoje
poprzednie małżeństwo?
Gwen poczuła ucisk w sercu.
Nigdy nie sądziła, że ludzie gadają, aż tak dużo. Nie rozumiała jak można być
tak okrutnym! Aurora wyprostowała się jeszcze bardziej, mimo że już stała prosta
jak struna w fortepianie. Widziała żyłę pulsującą na jej szyi.
- Nie masz prawa
wypowiadać się o Gregu. Nie wiesz nic.
Odwróciła się na pięcie i
pociągnęła córkę za sobą. Gwen szła, będąc w szoku. Wiedziała jak jej ojciec
się nazywał, ale nigdy nie słyszała jak jej matka wypowiada jego imię. Po
prawie osiemnastu latach nadal słychać było czułość z jaką wymawia to imię.
Janette zawsze mówiła, że gdy kogoś kochamy, to wypowiadamy jego imię w taki
sposób, by było najbezpieczniejsze na naszych wargach.
- Mamo – Aurora
spojrzała na nią ciepło, dotykając policzka. – Wszystko w porządku?
- Tak, kochanie.
Jestem zmęczona, znajdę Jacka i pojedziemy do niego, dobrze? Potrzebuję teraz
chwili spokoju – Gwen rozumiała, o co jej chodzi. Ścisnęła jej dłoń. – Mon cherie, ufam ci. Więc jeśli chcesz,
żeby Artur spał dzisiaj u nas to nie mam nic przeciwko. Ale ma belle, bądź rozsądna.
Dziewczyna spłonęła szkarłatnym
rumieńce. Czuła, że policzki palą ją. Nigdy nie miała z matką tematów tabu, ale
cała ta sytuacja była dziwna. Aurora pocałowała ją w czoło, aby to zrobić
musiała stanąć na palcach. Artur stał kilka metrów dalej, z rękoma w
kieszeniach spodni. Kasztanowa grzywka opadała mu na czoło, sięgając do brwi.
Uśmiechnął się do matki Gwen i wymienił z nią kilka zdań. Wskazał głową na
taras, dziewczyna przerzuciła włosy na plecy i wyszła na ogromny balkon.
Księżyc w pierwszej kwarcie
skąpał ogród w srebrnym blasku. Kwiaty róż błyszczały jak kamienie szlachetne.
Oparła się rękami o balustradę, chłopak objął ją od tyłu w talii. Oparła głowę
o jego bark.
- Nie masz pojęcia,
jak mi tego brakowało.
Uśmiechnęła się.
- Zostań w takim razie.
Spiął się i skrzywił. Odwróciła
się do niego przodem, oparła się biodrami o balustradę, a miedzy nimi zrobiło
się kilka centymetrów wolnej przestrzeni. Uniosła prawą brew, czekając na jego
odpowiedź.
- Nie mogę –
pogłaskał ją po policzku. – Ojciec zablokował większość moich oszczędności. Do
tego, mimo że jestem pełnoletni, nie mogę przenieść sam dokumentów ze szkoły do
szkoły. Muszę wytrzymać bez ciebie jeszcze kilka tygodni – oparł usta, o jej
czoło.
Odetchnęła głęboko. Oplotła jego
kark ramionami, przytulając się do niego. Artur pocałował ją w czubek głowy.
- Chcesz jechać do
domu?
- O ile jedziesz ze
mną.
Uśmiechnął się, tak jak tylko on
potrafił. Lekko unosząc lewy kącik ust, a jednocześnie śmiała się cała jego
twarz.
- Miałem nadzieję,
że to powiesz.
Dotarli do jej domu prawie
godzinę później. Była trzecia nad ranem. Gwen spojrzała w niebo, była to
najciemniejsza godzina nocy, tuż przed świtem, ale nadal ciemna. Artur położył
jej dłoń na talii, wzdrygnęła się. Spojrzał na nią niepewnie. Uśmiechnęła się
krzywo, dotykając jego żuchwy.
- Wystraszyłeś mnie. Chłodno tu,
wejdźmy do środka.
- Przepraszam.
Pierwsza
weszła po schodkach na werandę, odnalazła w torebce klucze do domu i otworzyła
zamki. Artur zapalił światło w korytarzu. Zdjął z jej ramion długą marynarkę i
zawiesił na wieszaku. Zrzuciła buty i położyła niedbale torebkę pod lustrem.
Postawił swoją walizkę obok wysokiego lustra.
- Chcesz się czegoś napić? –
Zapytała.
Coś
się między nimi zmieniło. Może winna była temu godzina, zmęczenie, a może fakt,
że ojciec Artura coraz bardziej blokował swojego syna. Chłopak złapał ją za
nadgarstek i przyciągnął do siebie. Odwróciła wzrok. Dotknął jej twarzy,
przesuwając kciukiem po wydatnych wargach.
- Gwen, kochanie – spojrzała na niego
spod przymrużonych powiek. – Pozwól nam nacieszyć się sobą.
- Nie pokonam jej – wyszeptała, a jej
oczy wypełniły się łzami. Zamrugała ze złością. – Ona jest potężniejsza, włada
trzema żywiołami. Arturze, ma tysiącletnie doświadczenie. Nie mamy szans.
Wczepiła
się w jego pierś, oparł się o framugę drzwi, by ich twarze mogły być na
podobnym poziomie. Pocałował ją lekko w czubek nosa. Dziewczyna oparła czoło o
jego policzek. Oddech chłopaka omiatał jej twarz, drażniąc zakończenia nerwów w
jej skórze.
- Nie wierzę w to. Ty też nie
powinnaś. Miejmy nadzieję.
- Chce to skończyć, Arturze. Jak
najszybciej, nie pozwolę, by drugi mąż mojej matki zniknął tak jak mój ojciec.
Nie widzisz, że ten czar działa też na nas? Świat odciąga nas od siebie. Staram
się jak umiem, by utrzymać nas razem, wiem, że ty też – otworzył usta, by coś
powiedzieć, ale położyła mu palce na wargach. – Skończę to, choćby nie wiem co.
Zapłacę każdą cenę, dla mnie, dla mamy i dla ciebie. Pójdę nalać ci wody.
*Muzyka*
Uniosła
lekko dół sukienki, by nie zawadzała jej w chodzeniu. Wyjęła dwie szklanki i
napełniła je wodą, słyszała kroki Artura na piętrze, który rozpakowywał swoje
rzeczy w jej sypialni. Usiadła w salonie przy fortepianie, uniosła pokrywę i
dotknęła białych klawiszy. Mimo zmęczenia, które czuła, wyjęła pierwsze z brzegu
nuty i rozstawiła je na pulpicie. Nie zwróciła uwagi na tytuł, po prostu
położyła palce na klawiaturze i zaczęła grać.
Artur
wszedł do salonu kilka minut później i oparł się o instrument. Pozbył się
muszki i marynarki, rozpiął górne guziki koszuli odsłaniając jasny tors. Gwen
skupiła się na dźwięku, który wydobywał się spod jej palców. Bosą stopą
naciskała zimny pedał, który wciskał się w jej podeszwę. Artur przewrócił
kartkę, by nie musiała przerywać gry.
- Dawno nie słyszałem tego utworu.
Uwielbiam „Clair de lune”.
Uśmiechnęła
się.
- Chyba mama porządkowała nuty, bo
nie grałam tego sto lat – roześmiała się cicho. – Powinno być gdzieś na samym
spodzie.
Artur
podał jej szklankę wody, ale jej palce minęły się ze szkłem, które z hukiem
rozbiło się o podłogę. Chłopak odskoczył do tyłu, by uniknąć skaleczenia.
- Napraw
się. – Wyszeptała, patrząc na kawałki na podłodze.
Szkło
zbiło się w jedną kupkę, by z powrotem uformować się w szklankę. Artur podniósł
ją i obejrzał dokładnie, patrząc pod światło. Gwen spojrzała na kałużę przy
krzesełku. Pomyślała, że dobrze, by było, gdyby mogła jakoś nad nią zapanować.
Ale magia nie mogła dotyczyć bezpośrednio żywiołu. Czarownica ognia nie mogła
wpłynąć bezpośrednio na ani na wodę, ani na ziemię, ani na powietrze. Mogła
używać zaklęć, by wpływać na przedmioty, ale była to magia, która kosztowała.
Woda
jednak zbiła się w kulę i uniosła z ziemi. Gwen otworzyła oczy szeroko ze
zdziwienia, Artur wziął szybki oddech przez zęby. Dziewczyna wyciągnęła rękę i
poruszyła nią na boki, woda powtórzyła jej gest. Nakazała jej w myślach
powrócić do szklanki.
- Matko – wyszeptała, gdy napój opadł
na dno szklanki.
Chłopak
odstawił ją na drewnianą ławę. Gwen poczuła nagły przypływ siły i odwagi.
Zgarnęła z pulpitu nuty do „Clair de lune” i podeszła z nimi do kominka. Bez
skrupułów rzuciła je na palenisko.
- Co ty robisz? – Artur przykucnął
obok niej.
- Chce ci coś pokazać – zmarszczyła brwi,
wyciągając rękę nad papier. – A jednocześnie udowodnić coś sobie.
Zacisnęła
dłoń w pięść i papier stanął w ogniu, była to najprostsza rzecz. Robiła to już
wcześniej, wielokrotnie. Według książki Ravenscar, ogień był najpopularniejszym
żywiołem wśród czarownic i o dziwo najłatwiej można było nad nim zapanować i
okiełznać. Poczekała, aż strawi kartki na szary popiół. Druga część wymagała od
niej więcej skupienia. Starała się odnaleźć siłę Matki Natury w pyle
spoczywającym na dnie kominka. Dotknęła go dłońmi, poczuła delikatny ruch.
Cienka i delikatna, zielona łodyżka wyłoniła się z popiołu. Rosła coraz
bardziej, w szybkim tempie, rozwijając po drodze okrągłe listki. Artur wydał z
siebie cichy okrzyk, gdy roślina otworzyła błękitny kwiat.
- O to, co powstaje z „Clair de lune”.
~*~*~*~
Wytrzymujecie ze mną jeszcze? :)
Wiem, motam się, ale staram się wyprowadzić to opowiadanie na prostą. Z jednej strony chciałabym je ciągnąć jak najdłużej, ale zdaję sobie sprawę, że na każdą historię przychodzi czas. Rozwodzę jakby to był koniec - o nie, nie.
Jeszcze mnie tu zobaczycie :*
Pamiętajcie!
Czytasz = komentujesz!
To strasznie mnie motywuje, a bardzo tego teraz potrzebuję.
Kocham Was,
Wiem, motam się, ale staram się wyprowadzić to opowiadanie na prostą. Z jednej strony chciałabym je ciągnąć jak najdłużej, ale zdaję sobie sprawę, że na każdą historię przychodzi czas. Rozwodzę jakby to był koniec - o nie, nie.
Jeszcze mnie tu zobaczycie :*
Pamiętajcie!
Czytasz = komentujesz!
To strasznie mnie motywuje, a bardzo tego teraz potrzebuję.
Kocham Was,
Wasza Raven.
wietny blog .POLECAM Zapraszam na mojego: wikiandmarta.blogspot.com Komentarz za komentarz ?Obserwacja za obserwacje?:)
OdpowiedzUsuńNie bawię się w coś takiego. Publikuje tutaj moje opowiadanie i zależy mi na prawdziwych komentarzach, a nie tylko na kom/kom i fałszywych obserwacjach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńEj ja tez tak chce ! Wiesz jak bardzo ułatwiłoby mi to życie ? Odpowiedź brzmi: strasznie ! No ale trudno, muszę pogodzić się, że nie mam takich zdolności xD Rozdział <3 <3 <3 Niech oni się już nie smutają, tylko żyją chwilą, powiedzą sobie "YOLO" "CARPE DIEM" lub "Hakuna Mata" i po sprawie, uwierz znacznie ułatwia życie xD Czekam na więcej i mam nadzieję, że mój kom choć trochę cię zmotywuje do pisania xD <3 ;* ;* ;*
OdpowiedzUsuńTaaak! Dziekuje! Od dzisiaj YOLO i Hakuna Matata :D masz racje - koniec z pitoleniem o pupie Maryni (ja wcale nie przeklinam!) :D
Usuńtroche jak ja sie zachowuja, niestety ja tez sie rozwodze nad problemem :( trzymaj sie :*
Cudowny rozdział! Współczuję Gwen i Aurorze. Nienawidzę ludzi, którzy tak się zachowują jak ta kobieta przy łazience.
OdpowiedzUsuńDo tego kocham Gwen za jej determinacje. Za to, że chcę dla swoich dzieci i mamy dobra. Poświeci tyle, żeby tego dokonać. Oby tylko nie zabrnęła za daleko! Poza tym wydaję mi się czy nasza Ginny robi się coraz silniejsza? Jeśli tak to świetnie!
Pozdrawiam, całuję Melete