Gwen siedziała skulona przy boku
Saphiry. Jej gorące ciało ogrzewało ją, mimo chłodu jaskini. Nad nimi unosiły
się skały, przez tunel prowadzący do wyjścia wpadały promienie Słońca. Co jakiś
czas przelatywał przez nie nietoperz. Dziewczyna czytała kolejne strony zaklęć,
miała otwarty umysł, dzięki czemu smoczyca mogła bez problemu czytać z nią, co
jakiś czas podsuwała jej myśl, wspomnienie.
Cały czas szukała zaklęcia,
którym zapieczętowała grotę.
-
Saphiro? – Jej głos po kilku godzinach milczenia był cichy i szorstki.
Odkaszlnęła. – Pomóż mi. Musisz czuć Excalibura – błagalny ton, sprawił, że
smoczyca spojrzała na nią swoim błyszczącym okiem.
-
Nie mogę.
Gwen wzięła głęboki oddech,
nakazując sobie spokój. Wstała i przyłożyła dłonie do chłodnej ściany.
Otworzyła umysł, czuła Saphirę. Szukała słabego punktu.
-
Opowiedz mi o swoim talencie.
Odwróciła się do Saphiry.
- O
czym?
-
Każda osoba obdarzona magicznymi zdolnościami ma zazwyczaj jeden talent
związany z jedym żywiołem: powietrzem, wodą, ogniem lub ziemią. Czasem jakaś
czarownica włada dwoma talentami, tylko jedna czarownica, którą znam, władała
trzeba.
- A
cztery? Co się dzieje, gdy ktoś ma cztery talenty – przypomniało jej się, jak
wznieciła ogień, uchroniła siebie i Artura pod tarczą. Obudziło to w
dziewczynie nadzieję.
Saphira uniosła się z ziemi i
rozprostowała skrzydła. Jedno z nich układało się dziwnie, jakby oprócz dziury
w błonie, źle się zrosło.
-
Istnieje legenda – zaczęła smoczyca, podchodząc do niej – która mówi, że cztery
żywioły dają piąty. Najsilniejszy. Nie znam nikogo, ani nie słyszałam o nikim,
kto by znał czarownicę o takiej mocy.
Gwen wspięła się na jej grzbiet,
wsunęła nogi pod skrzydła Saphiry, objęła dłońmi kolec wystający z jej pleców.
Smoczyca odbiła się mocno umięśnionymi nogami, wyskoczyła na kilka metrów w
górę, uderzając skrzydłami, wbiła pazury w skałę i zaczęła wspinaczkę.
Dziewczyna miała wrażenie, że jej nogi przykleiły się do ciała smoka. Czuła, że
jej towarzyszka chciałaby polecieć.
- Nie znam swojego talentu. Potrafię rozniecić ogień, wpłynąć na rośliny. Ale równie dobrze mógł być to przejaw mojej mocy, zanim zaczęłam ją świadomie rozwijać.
- Na pewno wkrótce się tego dowiemy. Może masz dwa talenty. Ogień i ziemia.
-
Saphiro? O jakiej czarownicy mówiłaś?
- O Morganie la Fay.
***
Eleganckie przyjęcia miały to do
siebie, że pojawiała się zazwyczaj ta sama grupa ludzi. Członkowie najstarszych
rodów przyozdabiali swoje przedstawicielki w najstarszą rodzinną biżuterię i
największe diamenty. Mężczyźni krążyli w smokingach, a kobiety w
różnokolorowych sukniach. W tym roku postawiono na pastele, więc czerwona
sukienka Gwen wyróżniała się z tłumu.
Starała się trzymać na uboczu,
jednak nie było to łatwe. Kłaniała się znajomym jej babci i mamy. Miała
wrażenie, że osiemnastka Melanie wyglądała podobnie. To samo jedzenie, ten sam
kwintet smyczkowy i ten sam szampan, który mimo wszystko był wyśmienity. Oparła
się o ścianę koło okna, obserwując zachód słońca. Czuła na swojej skórze jego
ciepło. Jej matka stała nieopodal z Jackiem, na jej serdecznym palcu lśnił
ogromny brylant w oprawie z białego złota.
Mimo, że wydarzyło się to kilka
dni wcześniej, pamiętała to jakby zdarzyło się przed godziną. Wykwintna kolacja
przyrządzona przez Charlotte, zapach lilii, które przywiózł Jack dla Aurory.
Jej szeroki uśmiech, gdy pokazała jej pierścionek. Zgodziła się przy niej.
Ginny kochała matkę i chciała dla niej jak najlepiej, ale nie ufała Jackowi.
Gdzieś głęboko w sercu miała nadzieję, że jej ojciec wróci do niej i do mamy.
Jednak klątwa Morgany nie pozwalała na to, dziewczyna wiedziała, że z tym
małżeństwem będzie podobnie.
-
Czuje się jak na przyjęciu Bożonarodzeniowym – powiedziała Aurora, stając obok
niej. Jej złota sukienka, podkreślała ciepło jej oczu. Dziewczyna spojrzała na
nią z uśmiechem. – Widzę tu mnóstwo choinek.
Wybuchnęły cichym śmiechem.
-
Jak się bawisz?
-
Ujdzie. Wolałabym tu być z Arturem albo w ogóle tu nie być.
Aurora pogłaskała ją po
ramieniu.
-
Gdzieś mignęły mi Jessica i Bonnie, widziałam też Willa od Blake'ów. Jak ten
chłopak wydoroślał! Całkiem niezły facet się z niego zrobił.
-
Mamo!
Kobieta uśmiechnęła się do córki
i objęła ją ramieniem.
-
Idź, baw się ze swoimi.
Lekko popchnęła ją w tłum.
*Muzyka do walca*
Zauważyła szafirową sukienkę Bonnie, skierowała się w jej
kierunku, kiedy jakiś mężczyzna zagrodził jej drogę.
-
Cześć Gwen.
Dylan górował na nią o pół
głowy. Jego blond włosy były ułożone na żel, musiała przyznać, że wyglądał
bardzo przystojnie w ciemno granatowym garniturze i błękitnym krawacie. W klapie miał wpiętą niebieską różę.
-
Wszystkiego najlepszego Dylan. Mam nadzieje, że w końcu przestaniesz być takim
dupkiem – powiedziała z najbardziej czarującym uśmiechem na jakim było ją stać.
Chłopak skrzywił się.
-
Dziękuję Gin, twoja uprzejmość nie zna granic – wyszczerzyła zęby w uśmiechu. –
Może w ramach rekompensaty zatańczysz ze mną?
Przewróciła oczami. Chłopak
wyciągnął w jej stronę dłoń w zapraszającym geście. Delikatnie położyła na niej
swoją rękę. Poprowadził ją na środek parkietu, wokół którego ustawił się
wianuszek gości. Gwen rozpoznała w tłumie rodziców Dylana – państwa Parkerów, jego
matka miała takie same jasne włosy i arogancki uśmiech, ale twarz chłopaka była
podobna do ojca.
Pary ustawiły się w kole.
Niedaleko od nich stała Aurora i Jack, kobieta uśmiechnęła się do niej
pokrzepiająco. Do kwintetu dołączył pianista, który zaczął grać walca Straussa.
Przez kilka taktów wsłuchiwali się w muzykę. Dylan ułożył swoją dłoń na jej
talii i ruszyli. Prowadził ją pewnie w rytm doskonale znanej muzyki, najpierw
powoli, stopniowo przyspieszając do odpowiedniego tempa. Dobrze im się tańczyło,
kiedyś chodzili razem na lekcje tańca. Wirowali wśród innych par, a jej
sukienka delikatnie muskała parkiet.
Chłopak obrócił ją i kontynuował
taniec. Uśmiechał się lekko pod nosem. Zignorowała jego uśmieszek. Skupiła się
na krokach. Kątem oka zauważyła Willa tańczącego z Bonnie. Dziewczyna
uśmiechała się szeroko, patrzyli na siebie z taką intensywnością, jakby byli sami na sali. Tańczyli ciało przy ciele, niestosownie blisko. Zauważyła ją i
puściła jej oko. Gwen odpowiedziała szerokim uśmiechem.
-
Kurwa – przeklął Dylan tak cicho, że go prawie nie usłyszała. – To nie tak
miało być.
Muzyka znów przyspieszyła, ale ona wybiła się z rytmu i
potknęła o jego stopę. Zacisnął mocniej dłoń na jej talii. Przyciskając ją zbyt mocno do swojej piersi, odsunęła się lekko, mrucząc, żeby pamiętał o ramie. Rozejrzała się po
tłumie gości, w poszukiwaniu tego, co go zezłościło. Za wszelką cenę próbował
ją utrzymać tyłem do wejścia. Wykręciła głowę i zobaczyła jego.
Nie mogłaby nie rozpoznać tej kasztanowej czupryny. Muzyka
zwolniła, schodząc do piano. Wyciągnęła dłoń z jego ręki i nie zważając na oczy
wpatrzone w nią, ruszyła w jego stronę. Dylan chciał ją złapać za ramię, ale
iskra, która przeskoczyła między nimi, zmusiła go do odsunięcia ręki. Goście
spoglądali po sobie i mruczeli, ale kompletnie nie zwracała na nich uwagi.
Praktycznie przebiegła obok wielkiej dekoracji z białych róż i lilii, które
natychmiast rozchyliły swoje kwiaty.
Artur wyglądał nieprzyzwoicie przystojnie w czarnym
smokingu, śnieżnobiałej koszuli z czarnymi guzikami i wąskiej muszce w tym samym
kolorze. Rozchylił ramiona i na ostatnie pociągnięcie smyczkami zamknął je
wokół niej. Wbiła się wargami w jego usta, objęła rękami jego kark. Uniósł ją
kilka centymetrów ponad parkiet.
Roześmiała się, czując pod
powiekami łzy szczęścia.
- Co
tu robisz? – Spytała, stojąc już na podłodze. – Jak to?
Splótł palce z jej palcami i
pocałował.
-
Jest tu ze mną – powiedział Will, zanim zdążył jej odpowiedzieć. Bonnie
zniknęła w tłumie. – Cathlin i ja to już… Przeszłość. Więc poszukiwałem kogoś,
kto będzie się prezentował wystarczająco dobrze przy moim boku – odgarnął włosy
teatralnym gestem. – Artur prezentuje się wystarczająco dobrze.
Gwen roześmiała się. Wygładziła
klapy jego marynarki i spojrzała na goździka wbitego obok brzytwy. Spojrzała na
niego z ciepłym uśmiechem.
Podeszła
do nich Aurora i rzuciła się chłopakowi na szyję.
-
Tak się cieszę, że tu jesteś – wyszeptała tak cicho, że tylko on mógł ją
usłyszeć. – Od razu wygląda lepiej.
-
Gwen zawsze wygląda świetnie, Auroro – odpowiedział Artur. – Gratulację z
okazji zaręczyn.
Ucałował oba policzki kobiety i
uścisnął mocno dłoń Jacka.
-
Dobrze, że tu jesteś. Panny Ravenscar zasługują na dobrą obstawę. Nie, żebym
miał coś do solenizanta.
Wszyscy zanieśli się śmiechem.
Artur ścisnął mocniej jej dłoń, odpowiedziała mu delikatnym ściśnięciem.
Poczuła na sobie jego wzrok, zakreślił kciukiem koło we wnętrzu jej dłoni. Po
kręgosłupie dziewczyny przebiegł elektryzujący dreszcz. Usiedli przy stoliku z
Willem, Bonnie i Jess, która przyszła ze swoim przyjacielem. Widać było już na
pierwszy rzut oka, że chłopak coś czuje do blondynki, ale ona zdawała się tego
nie dostrzegać. Podano wyśmienitą kolację, później wzniesiono toast na cześć
solenizanta. Powoli muzyka stawała się coraz bardziej młodzieżowa, a atmosfera
coraz luźniejsza. Will zajął się polewaniem przy ich stoliku.
-
Wznieśmy toast – powiedziała Gwen, kilka kieliszków później. Czuła, że alkohol
rozchodzi się już po jej ciele i wprawia ją w dobry nastrój. Wszyscy spojrzeli
na nią, zamykając dłonie na swoich małych kieliszkach. – Wypijmy za nas. Za
wspaniałych ludzi, których spotkaliśmy na swojej drodze.
Uniosła szkło w górę, delikatnie
stuknęła się nim z innymi. Wychyliła szybko zawartość, zanim wódka zaczęła
palić jej gardło. Artur lekko się wzdrygnął.
-
Zatańcz ze mną – wychrypiał jej do ucha.
Odwróciła głowę, a jego usta
znalazły się bardzo blisko jej. Lekko je musnęła. Wplótł palce w miękkie włosy
dziewczyny przyciągając ją do siebie. Zaprowadził ją na parkiet, obejmując w
talii. Zespół zaczął grać spokojny utwór. Oparła dłoń na jego barku, a chłopak
przywarł do niej ciałem. Prowadził ją lekko w rytm walca. Szybko się
zsynchronizowali i sunęli między parami. Czuła się jak w bajce.
-
Czy to nie Melanie? – Spytał z niepokojem wypisanym na twarzy.
-
Gdzie?
Przesunął się tak, by i ona
mogła zobaczyć. Serce podeszło Gwen do gardła. Brązowe włosy miała upięte w
luźnego warkocza spływającego na plecy. Obcisła góra sukienki podkreślała jej
talię i biust, rozmawiała z Dylanem uśmiechając się kokieteryjnie. Obok niej
stał wysoki, dobrze zbudowany chłopak, wyglądał na dwadzieścia lat. Chyba miał
na imię Jack.
-
Gwen!
Odwróciła się w stronę głosu.
Dylan przywoływał ją gestem. Zmusiła się, żeby nie przewrócić oczami. Artur
spojrzał na nią niepewnie, Gwen uścisnęła jego dłoń pokrzepiająco. Melanie
zmierzyła ją wzrokiem, a czerwony klejnot na jej piersi błyszczał
niebezpiecznie. Dziewczyna czuła od niego magię. Subtelną woń zaklęcia. Jej
serce podskoczyło, zastanawiała się, czy jest jakaś nadzieja, że jej
przyjaciółka jest omamiona przez Morganę, a nie współpracuje z nią na czystych
warunkach.
-
Witaj Mel – powiedziała, starając się, by jej ton zabrzmiał neutralnie.
-
Cześć Gwen – powiedziała jakby nigdy nic. Przesunęła wzrokiem po Arturze – hej.
-
Cześć – rzucił, a jego głos był chłodny i ostry jak stal.
Objął ją ramieniem w talii,
przyciągając do siebie. Dylan obserwował go kątem oka. W jednej chwili
atmosfera zrobiła się ciężka, a temperatura zdawała się opaść o kilka stopni.
- To
Hamilton Jackson – przedstawiła im swojego towarzysza, przywołując na usta swój
krzywy uśmiech, który nigdy nie zwiastował nic dobrego.
-
Wszyscy mówią mi Jack – podał dłoń Arturowi.
Chłopak potrząsnął nią, może
zbyt mocno, bo Hamilton skrzywił się. Gwen zmusiła się do uśmiechu, ten
Amerykanin był zbyt elegancki i delikatny. Nie pasował do przebojowej, odważnej
Melanie, która na pewno nie spełniała się na salonach nowojorskiej elity. Mógł
to być tylko dodatek do jej szybkiego życia.
Odsunęła od siebie myśli o
dziewczynie, przysłuchując się pozornie luźniej rozmowie między Arturem i
Jackiem.
-
Moja siostra studiuje wokalistykę na Julliardzie. Byłem u niej w zeszłe
wakacje.
- I
podobał ci się Nowy Jork?
-
Tak. W szczególności ludzie. Ogromna mieszanka, to było niezwykłe
doświadczenie.
-
Przyniosę nam coś do picia – przerwała im Melanie. – Gwen, pójdziesz ze mną?
Artur rzucił dziewczynie krótkie
spojrzenie. Uścisnął jej rękę i puścił ją. Zrównała się z Mel i równym krokiem
ruszyły w stronę stołu z napojami. Kilka osób spojrzało na nie dziwnie, jakby
nie rozumieli, o co chodzi. Zresztą Gwen sama nie rozumiała, dlaczego idzie
obok Melanie. Odnalazła w tłumie Bonnie i Willa, obydwoje przyglądali jej się z
twarzami pozbawionymi wyrazu. Próbowała się do nich uśmiechnąć, ale jej po ich
minach poznała, że jej to nie wyszło.
- Co
u ciebie? – Zapytała Melanie, jak gdyby nigdy nic. – Przestałaś się do mnie
odzywać.
Gwen prychnęła,
-
Ciekawe dlaczego – nalała sobie kieliszek wódki i szybko go wychyliła.
-
Chodzi ci o ten mały incydent przed twoim domem?
Dziewczyna odstawiła z hukiem
szkło na stół. Odwróciła się powoli i spojrzała Melanie prosto w oczy. Ich
twarze były na tej samej wysokości, widziała swoje odbicie w dużych źrenicach
brunetki.
-
Też. Zdradziłaś mnie Melanie, współpracujesz z Morganą. Myślisz, że nie wiem,
po co tu jesteś? Wiem, że masz być szpiegiem. Jesteś szpiegiem kobiety, która
chce mnie zabić. Mnie i mojego chłopaka.
Melanie patrzyła na nią pustym
wzrokiem.
-
Ona nie chce was zabić – wyszeptała, a jej głos był lodowaty. Złapała ją za
nadgarstek. – Odpuść Gwen, nie szukaj broni, zapomnij, a nic wam się nie
stanie.
Zacisnęła mocniej palce na jej
przegubie, syknęła. Jej uścisk robił się coraz mocniejszy i palący.
-
Melanie. Krzywdzisz mnie.
-
Odpuść Gwen. Obiecaj mi to – w oczach brunetki pojawiła się troska, błaganie.
Gwen patrzyła w nie zaszokowana, nie wiedziała, co o tym myśleć.
Powoli
wyciągnęła swoją rękę z uścisku dłoni Melanie, rozmasowała bolący nadgarstek.
Skóra na nim była zaczerwieniona, jakby go przypaliła. Patrzyła na niego i
nagle wszystko stało się jasne.
- Dała ci moc, prawda? Jeden żywioł. Jesteś
czarownicą ognia – powiedziała cicho. Melanie spuściła wzrok. – Nie mogę ci
tego obiecać, nawet nie chce. Morgana zabrała mi wszystko. To życie jest darem,
żebym mogła naprawić błędy z przeszłości. Mel, zrozum. Ona przeklęła moją
rodzinę, to przez nią nie mam ojca, a moja mama męża. Odbierze jej Jacka, a mi w końcu odbierze mi
Artura, jeśli kiedyś będę miała dziecko odbierze mu ojca. Chciałabyś tego dla
swoich dzieci? Chciałabyś mieć takie perspektywy? Jesteśmy prawie dorosłe, zaczynamy patrzeć inaczej na życie. Nie
proś mnie o coś, czego nie mogę dla ciebie zrobić.
Patrzyła
na Melanie, ale dziewczyna opuściła głowę i nie odważyła się spojrzeć w złote
oczy Gwen. Westchnęła cicho, kręcąc głową. Włosy rozsypały się po jej
ramionach. Chwyciła za dwa kieliszki z czerwonym winem. Odwróciła się na pięcie i wmieszała się w tłum.
~*~*~*~
Ta dam!
Cześć!
Witam Was na moim blogu i na pierwszym rozdziale po naszej pierwszej rocznicy!
Tak! 22. kwietnia minęło 365 od zaistnienia "Ponad czasem" na blogosferze. Kupa czasu, prawda? Zdaję sobie sprawę, że to opowiadanie nie jest takim sukcesem jak "Amazonka", aczkolwiek jestem z niego strasznie dumna. Dlaczego? Bo od początku trzymam się jednej koncepcji, "Amazonka" pływała była pisana ot tak, bez planu, bez niczego. To opowiadanie od początku idzie prostą drogą do celu, przynajmniej tak mi się wydaje.
W każdym razie: chciałabym Wam podziękować za wszystkie komentarze (146), odwiedziny (ponad 7200). Jesteście najlepsi!
A teraz kilka uwag do rozdziału: pisany bardzo długo, wybaczcie mi to, ale chciałam, żeby był jak najlepszy. Opis walca nie zgadza się z muzyką, wiem, ale zgubiłam ten konkretny utwór, przy którym go pisałam (ból i smutek :c), dlatego starałam się jak najlepiej dopasować tej, mam nadzieję, że w miarę się wpasował. Szybki powrót Artura, co? Nie dałam im się na długo rozstać :) Cieszy Was to? A może niekoniecznie?
Powoli zbliżamy się do końca, ale spokojnie, jeszcze trochę się ze mną pomęczycie ;) Zbliżamy się do finału!
Kocham Was,
Wasza Rav.
Ps. Ale się rozpisałam xd
~*~*~*~
Ta dam!
Cześć!
Witam Was na moim blogu i na pierwszym rozdziale po naszej pierwszej rocznicy!
Tak! 22. kwietnia minęło 365 od zaistnienia "Ponad czasem" na blogosferze. Kupa czasu, prawda? Zdaję sobie sprawę, że to opowiadanie nie jest takim sukcesem jak "Amazonka", aczkolwiek jestem z niego strasznie dumna. Dlaczego? Bo od początku trzymam się jednej koncepcji, "Amazonka" pływała była pisana ot tak, bez planu, bez niczego. To opowiadanie od początku idzie prostą drogą do celu, przynajmniej tak mi się wydaje.
W każdym razie: chciałabym Wam podziękować za wszystkie komentarze (146), odwiedziny (ponad 7200). Jesteście najlepsi!
A teraz kilka uwag do rozdziału: pisany bardzo długo, wybaczcie mi to, ale chciałam, żeby był jak najlepszy. Opis walca nie zgadza się z muzyką, wiem, ale zgubiłam ten konkretny utwór, przy którym go pisałam (ból i smutek :c), dlatego starałam się jak najlepiej dopasować tej, mam nadzieję, że w miarę się wpasował. Szybki powrót Artura, co? Nie dałam im się na długo rozstać :) Cieszy Was to? A może niekoniecznie?
Powoli zbliżamy się do końca, ale spokojnie, jeszcze trochę się ze mną pomęczycie ;) Zbliżamy się do finału!
Kocham Was,
Wasza Rav.
Ps. Ale się rozpisałam xd
Idealna lektura na wieczór- odfajkowane ❤ ;*
OdpowiedzUsuńOby tak dalej mała ^^http://ksiazkiwdgwachamksiazki.blogspot.com/?m=1
Dzieki kochanie! :*
Usuńmoi drodzy wbijajcie na jej bloga!!!!
O jejku! O jejku! O jejku!
OdpowiedzUsuńCo to ma być?! I jeszcze takie zakończenie. Dziewczyno, błagam, nie graj więcej na moich emocjach!
Co do powrotu Artura to nie cieszy mnie to, szczerze mówiąc. Ale każdy ma inny gust :')
A to, że powoli zbliża się koniec... jednocześnie Cię podziwiam, że zdołałaś mieć dwa *bardzo cudowne* blogi z niesamowitymi opowiadaniami a zarazem jest mi smutno, bo to koniec tego. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz nas zaskoczysz i otworzysz kolejne blogi!
Pozdrawiam i życzę dużo weny, Julia :*
http://obroncy-julie.blogspot.com
Wiedziałam, że będzie osoba, która się nie ucieszy! Ale to dobrze :D cieszy mnie to, bo to znaczy, że każdy odbiera tego bloga po swojemu. Dla mnie wrócił za szybko, ale nie chciałam pisać dwóch zapychaczy, bo mi to nie szło (y)
UsuńNa razie tylko zblizamy się do końca, ale czy to będzie koniec to nie wiem :)
Czekam na kolejne rozdziały u Ciebie :* Dziękuję i wzajemnie <3
WOW ! Szybko minął już ten rok :D jeszcze pamiętam jak się cieszyłam z powodu tego bloga <3 Rozdział świetny i jeszcze Artur (rozpływam się za każdym razem jak o nim czytam <3 - ideał xD). Smuci mnie myśl, że niedługo koniec, zwłaszcza, że ty masz talent do pisania końcówek, choćby takich jak ta xD Duży szacunek xD Mam nadzieję, że nie zakończysz na tym blogu i będziesz pisać dalej i dalej, a my (twoi czytelnicy) będziemy mogli Cię wspierać, dopingować i czytać te dzieła sztuki <3 no to chyba już wszystko, mam nadzieję, że się nie zanudziłaś czytając ten dłuugi jak nie wiem co komentarz. Czekam na kolejny rozdział i postaram się napisać wcześniej swój kom <3 trzymaj się ;******
OdpowiedzUsuńNa razie mam zamiar, napisać taką końcówkę, która wryje Wam się w pamięć :3 tylko jeszcze nie wiem jak to zrobię :D dziękuję za te w sumie dwa lata (razem z Amazonką), gdzie zawsze dopingowałaś mnie swoimi słowami, nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy!!! Bo znaczy ogromnie dużo :))
UsuńArtur jak Logan - ideał, choć Artur jest bardziej moim "nowym" typem :D
KONIEC?! Jak to? Nie wierzę, nie może być! Wbijasz mi sztylet w serce. Nie kończ jeszcze. Błagam!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Jakim cudem Artur tak szybko wrócił? Ciekawe. Rozdział cudowny!
Idę się cieszyć jeszcze tymi dwoma rozdziałami i mam nadzieję, że tak szybko się nie skończą.
Całuję, Melete