Poniedziałek minął bardzo szybko. Gwen skończyła lekcję
godzinę wcześniej, bo kółko fizyczne zostało odwołane. Szła korytarzem w stronę
swojej szafki, odpowiadając na pozdrowienia. Jej skóra była odrobinę
ciemniejsza, niż przed przerwą, co nie umknęło uwadze jej znajomym. Wydawała
się szczęśliwsza. Obcasy dziewczyny stukały wesoło o podłogę, przecząc jej
nastrojowi. Odkąd wróciła znad morza, miała przeczucie, że coś jest nie tak i
wcale nie chodziło o to, co zaszło w „Piwnicy”. Cały dzień w szkole panowała
atmosfera oczekiwania, zazwyczaj Gwen nie miała problemów z odgadnięciem, co
się dzieje, jednak tym razem było inaczej. Nikt nic nie mówi, ale wszyscy na
coś czekali.
Zamyślona doszła do swojej
szafki, wprowadziła szyfr do szafki i otworzyła drzwiczki. Na podłogę wypadła
biała koperta z wykaligrafowanym jej imieniem. Odłożyła książki na półeczkę i
schyliła się po list. Papier był gruby i widać było, że drogi. Rozerwała go
kluczem do swojego samochodu. W środku ku jej znajdywało się zaproszenie.
Sir Dylan Parker wraz z Rodzicami ma zaszczyt
zaprosić:
Pannę Ginewrę Ravenscar
na przyjęcie z okazji osiągnięcia wieku dojrzałości,
zaprosić:
Pannę Ginewrę Ravenscar
na przyjęcie z okazji osiągnięcia wieku dojrzałości,
Które odbędzie się 21 maja (sobota) o godzinie 18.00 w Pałacu Willow
Serdecznie zapraszamy!
Obowiązuje strój wieczorowy. Proszę potwierdzić swoje przybycie do 14 maja.
Serdecznie zapraszamy!
Obowiązuje strój wieczorowy. Proszę potwierdzić swoje przybycie do 14 maja.
Gwen czytała tekst raz po raz i
wreszcie zrozumiała. Pamiętała osiemnastkę starszego brata Dylana – Andrew.
Była wtedy w pierwszej klasie i została zaproszona jako jedyna z
pierwszoroczniaków. Wtedy wydawało jej się to zaszczytem. Nazwisko Parker
widniało na tablicy, będącej kamieniem węgielnym Banetown, obok Ravenscar i
Lancey. Gwen wiedziała, że nie wypada jej nie przyjść. Oprócz tego na pewno
pojawi się kilka szanowanych obywateli Banetown, jak na przykład jeden z posłów
w Izbie Lordów. Zadrżała na myśl, że i ona będzie musiała wyprawić takie
przyjęcie, już nie długo. Miała urodziny 9 sierpnia.
-
Widzę, że ciebie też zaprosił.
Will wyrósł jak spod ziemi.
Uśmiechał się cierpko.
-
Cześć Jokerze – powiedziała, ściskając jego ramię. – Wybierasz się?
-
Zobaczę, czy moja dziewczyna będzie chciała iść. A ty?
-
Chyba będę musiała, wiesz jak to jest – uśmiechnęła się krzywo. – Słuchaj, jadę
do domu. Podwieźć cię gdzieś?
- W
sumie… Jeśli byś mogła.
Ruszyli w stronę parkingu.
Majowe słońce, przyjemnie ogrzewało ich ciało. Gwen otworzyła pilotem samochód
i wrzuciła torbę na tylne siedzenie. Zgarnęła nuty z siedzenia i włożyła je do
teczki. Will zajął miejsce i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Co
z twoim autem? – spytała, gdy wyjeżdżali z parkingu.
-
Jest u mechanika. Rozwaliłem stacyjkę – przyznał ze śmiechem. Nagle jednak
spoważniał. – Gwen, Artur nie został zaproszony na to przyjęcie.
Dziewczyna nacisnęła zbyt
gwałtownie hamulec, chcąc się zatrzymać przed stopem. Z tylnego siedzenia
spadła jej torba. Will oparł dłoń na desce rozdzielczej.
- Ja
muszę iść. Wiesz przecież.
Chłopak pokiwał głową.
-
Dylan doskonale o tym wie i, dlatego to zrobił.
Uderzyła dłonią w kierownicę.
Przejechali jeszcze dwa skrzyżowania i wysadziła Willa pod jego domem. Wróciła
do siebie i wbiegła po schodach. Położyła dłoń na klamce, biorąc kilka
uspokajających wdechów. Nie mogła pozwolić wyprowadzić się z równowagi takiemu
debilowi.
-
Cześć Charlotte – rzuciła od wejścia i zdjęła buty. Klucze wrzuciła do miseczki
pod lustrem.
-
Zaraz podam obiad – kobieta spojrzała na nią, spod długich rzęs. – Panienko. Co
się stało?
Usiadła przy wyspie i wypiła
duszkiem wodę z cytryną. Spojrzała na swoją opiekunkę, uśmiechając się krzywo.
Opowiedziała jej o zaproszeniu i o swoich zobowiązaniach, o których Lottie
doskonale wiedziała. Kobieta siedziała obok niej, słuchając jej uważnie.
Zielone oczy utkwione były w oknie, za którym roztaczał się widok na las
Ravenscarów. Brzoza Gwen delikatnie poruszała się na wietrze.
-
Przykro mi, ale chyba nie można nic w tej sprawie zrobić.
-
Wiem. To jest najgorsze, że doskonale o tym wiem – dokończyła jeść kaszę i
wstała. – Dziękuję Lottie, ale muszę jechać na próbę. Zaczynamy za dwadzieścia
minut.
Weszła po schodach na górę,
gdzie umyła zęby i poprawiła makijaż. Oparła dłonie o umywalkę i opuściła
głowę. Będzie musiała powiedzieć Arturowi. Bała się. Nie chciała, żeby się
przez to kłócili. Szczególnie teraz, gdy zaufanie było taką kluczową sprawą.
Nie mogła po kilku dniach od sprawy z Alex, zapytać go, czy może iść na
osiemnastkę do chłopaka, który się do niej dostawia. Nie po tym, jak zrobiła mu
awanturę. Nie po tym, jak powiedział, że ją kocha.
Zadzwonił jej telefon. Gwen
podeszła do biurka i spojrzała na ekran.
- O
wilku mowa – mruknęła. – Hej – powiedziała do słuchawki.
-
Pomyślałem sobie, że mógłbym cię podrzucić do szkoły – słyszała, że schodzi po
schodach.
- Za
ile będziesz? – Spytała, uśmiechając się lekko.
-
Siedem minut.
Rozłączyła się.
Zanim usłyszała silnik
samochodu, zdążyła ogarnąć swój pokój. Wybiegła na ganek, po drodze żegnając
się z Lottie. Artur opierał się o przednie drzwi pasażera, z ramionami
skrzyżowanymi na piesi. Uśmiechał się lekko, gdy ją zobaczył. Podeszła do niego
szybko i rzuciła mu się na szyję. Roześmiał się i wziął skrzypce z jej ręki.
Miała teraz dwie wolne, by go objąć.
- Aż
tak bardzo za mną tęskniłaś?
Pogłaskała go po żuchwie.
-
Może…
-
Nie mamy za dużo czasu, musimy jechać.
Wsiedli do samochodu i chłopak
ruszył żwirową alejką. Gwen zauważyła Lottie stojącą w oknie w salonie i
przyglądającą się im. Artur włączył radio i z głośników popłynęła żywa muzyka.
Poczuła ścisk w żołądku, ogarnął ją dziwny niepokój. Zacisnęła palce na palcach
chłopaka, odwzajemnił uścisk.
Prawie się spóźnili, Rose
spojrzała na nich krzywo, ale nic nie powiedziała. Dziewczyna rozłożyła swoje
nuty na pulpicie i wyjęła skrzypce z futerały. Rozejrzała się nerwowo, przez
ostatnie tygodnie miała próby jedynie z częścią zespołu, nigdy przed całym,
nigdy nie z Arturem. Zaczęły się jej pocić dłonie. Wytarła je ukradkiem o spodnie.
Większość z nich pamiętała czasy, gdy żadna muzyczna akademia nie mogła się
odbyć bez Gwen siedzącej przy fortepianie, grającej na skrzypcach, czy
śpiewającej. Jednak śmierć babci, odebrała jej radość z muzyki.
Rozpoczął się pierwszy akt,
miała trzy sceny, podczas których nie grała nic specjalnego. Normalna partia
skrzypiec. Czuła na sobie spojrzenia Rose i Artura. Chłopak uśmiechał jej
lekko. W momencie, gdy na scenie pozostali tylko Romeo i Julia, rozpoczął się
ich dialog. Bonnie odwaliła naprawdę dobrą robotę, partie przeplatały się ze
sobą, tworząc przepiękną harmonię. Dziewczyna ciągnęła smyczkiem po strunach,
czasami długo przeciągając dźwięki, czasami tylko muskając je włosiem.
Nie
grali ostatniej sceny, sztuka kończyła się ostatnim uściskiem nieszczęśliwych
kochanków. Drżący, wysoki ton urywał się nagle i niespodziewanie. Tak jak
przychodzi śmierć. Szybko. Rose wstała ze swojego miejsca na widowni i zaczęła
klaskać. Gwen szybko się do niej przyłączyła, mogła obserwować tylko kątem oka
grę tancerzy na scenie, ale i tak była pod wrażeniem. Wkrótce klaskali wszyscy,
Artur posłał jej długie spojrzenie, ponad klapą fortepianu.
-
Dziękuję wam bardzo! – Krzyknęła Rosaline i jednocześnie uniosła dłonie, by
uciszyć klaszczących. – Zrobiliśmy naprawdę dobrą robotę! Każdemu z was należy
się podziękowanie z osobna. Jednak muszę powiedzieć, że jak na pierwszą próbę
razem i to nie przerywaną, to zgraliście się świetnie. Wiadomo pierwsza scena
była trudna, ale każda następna była lepsza. Więc teraz zakasujemy rękawy i
możemy zacząć drukować plakaty. Premiera w ostatnią sobotę czerwca.
-
Przecież to za trzy tygodnie! – Krzyknęła Lessie, dziewczyna tańcząca rolę
Julii.
Rose wyszczerzyła zęby w
uśmiechu. Gwen odłożyła skrzypce do futerału. Za dwa tygodnie miała być
osiemnastka Dylana, musiała jechać kupić sukienkę na przyjęcie i premierę.
Lubiła mieć takie problemy. Jednocześnie uświadomiła sobie, że wszystko jest
zbyt łatwe. Morgana i Melanie nie dawały znaku życia, nie tęskniła za nimi,
jednak to, że się ukrywały, nie oznaczało nic dobrego.
Artur podszedł do niej i ujął
jej dłoń. Pogłaskała go kciukiem po ręce. Powoli ludzie zaczęli się zbierać do
wyjścia.
-
Chcesz iść gdzieś, czy mam cię odwieść do domu?
-
Możemy jechać do mnie, zrobię jakąś kolację – przygryzł wargę, rozważając jej
propozycję. – Nie byłeś jeszcze w moim pokoju.
Roześmiał się i objął ją za
szyję, przyciągnął do siebie i pocałował w czoło.
-
Przekonałaś mnie – mruknął w jej włosy.
Po dwudziestu minutach znaleźli
się w jej kuchni. Chłopak usiadł na krześle barowym przy wyspie i obserwował
jak kroiła warzywa na sałatkę. Zarumieniła się od jego palącego wzroku, lubiła
mieć go blisko. Wyciągnęła rękę, skupiając się na ręczniku lezącym na blacie po
drugiej stronie kuchni. Materiał uniósł się i wpadł do jej ręki.
-
Muszę ćwiczyć – powiedziała do chłopaka, wycierając dłonie. – Inaczej nie mamy
szans.
Artur wzruszył ramionami.
-
Nie przeszkadza mi to, nie chcę, żebyś ukrywała przede mną jakaś swoją część.
Kocham cię całą – spuściła wzrok. Dla niego te dwa słowa były takie proste,
przychodziły mu z naturalnością.
Zapaliła świeczki na stole,
krótkim ruchem ręki.
-
Musimy się dowiedzieć, czego szuka – powiedziała, stawiając miskę na stole.
Chłopak rozłożył talerze i
sztućce. Podała mu domowy chleb, który przyniosła rano Charlotte. Wziął skibkę
i posmarował ją masłem.
-
Broń.
-
Co? – Jej widelec zawisł w połowie drogi do ust.
-
Jest nieśmiertelna tak? Więc jedyne, czego może się obawiać to broń, która może
ją zabić. Przecież nawet, gdyby szukała jeszcze jakiegoś potężnego magicznego
przedmiotu, to nic by jej nie dał, gdyby ktoś mógł ją zabić.
-
Arturze! Jesteś geniuszem!
Chłopak uśmiechnął się krzywo.
-
Zdarzają mi się takie przebłyski.
Gwen doznała nagle olśnienia.
-
Mogła mnie zabić, ale nie zrobiła tego, bo wtedy nie moglibyśmy jej zaprowadzić
do tej broni. Czyli ona myśli, że my wiemy, co to jest i gdzie to jest.
-
Albo ma nadzieję, że się dowiemy.
- I
wtedy mogłaby się nas pozbyć i tej broni. Ale nie wie o mojej mocy i o
Saphirze. Jesteśmy o krok przed nią.
~*~*~
Hej, hej :))
Przepraszam, że tak długo, ale jak na razie, jestem zajęta szkołą :/
Hej, hej :))
Przepraszam, że tak długo, ale jak na razie, jestem zajęta szkołą :/
Ale cały czas o Was pamiętam i piszę dla Was :*
Możecie się ze mną kontaktować przez fb, insta i aska - wszystkie linki w zakładce do góry :)
No to mam nadzieję, że ktoś to w ogóle przeczytał :D
Możecie się ze mną kontaktować przez fb, insta i aska - wszystkie linki w zakładce do góry :)
No to mam nadzieję, że ktoś to w ogóle przeczytał :D
Oooo jak mi miło, że o nas pamiętasz :* i ja przeczytałam, wiem znowu się opóźniłam, ale już wracam na właściwe tory xD rozdizał jast bardzo fajny, taki lekki i przyjemny co mi się bardzo BARDZO (piszę dużymi literami dla podkreślenia jak bardzo xP) podobał no i wgl kocham Gwen+Artur - paring idealny ;* co ja ci jeszcze mogę powiedzieć, kochana ? Czekam na kolejne rozdziały, mam nadzieję, że nie długo będziesz miała ferie, by móc nam (czytelnikom=fanom) dawać kolejne swoje rozdziały do czytania. Szczęścia i powodzenia w szkole i weny xD xD pisz szybkooooooooo xD :D ;* ;* ;*
OdpowiedzUsuńJezuuu przepraszam Was bardzo! Drugi raz doznali tego olsnienia... Nie wiem jak moglam to przegapic -.-
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak dziekuje za Wasze mega komentarze! :* ♥
Jezuuu przepraszam Was bardzo! Drugi raz doznali tego olsnienia... Nie wiem jak moglam to przegapic -.-
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak dziekuje za Wasze mega komentarze! :* ♥
Cudowny rozdział. Cud- miód jak to mówią. Nareszcie się skapnęli chociaż co się dzieję z tą Morgana. Poza tym nie chcę, żeby się znów pokłócili o tą imprezę. Nie przejmuj się. Szkoła jest ważna. Niestety tak jest.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Melete