sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 19.

Poniedziałek minął bardzo szybko. Gwen skończyła lekcję godzinę wcześniej, bo kółko fizyczne zostało odwołane. Szła korytarzem w stronę swojej szafki, odpowiadając na pozdrowienia. Jej skóra była odrobinę ciemniejsza, niż przed przerwą, co nie umknęło uwadze jej znajomym. Wydawała się szczęśliwsza. Obcasy dziewczyny stukały wesoło o podłogę, przecząc jej nastrojowi. Odkąd wróciła znad morza, miała przeczucie, że coś jest nie tak i wcale nie chodziło o to, co zaszło w „Piwnicy”. Cały dzień w szkole panowała atmosfera oczekiwania, zazwyczaj Gwen nie miała problemów z odgadnięciem, co się dzieje, jednak tym razem było inaczej. Nikt nic nie mówi, ale wszyscy na coś czekali.
                Zamyślona doszła do swojej szafki, wprowadziła szyfr do szafki i otworzyła drzwiczki. Na podłogę wypadła biała koperta z wykaligrafowanym jej imieniem. Odłożyła książki na półeczkę i schyliła się po list. Papier był gruby i widać było, że drogi. Rozerwała go kluczem do swojego samochodu. W środku ku jej znajdywało się zaproszenie.
Sir Dylan Parker wraz z Rodzicami ma zaszczyt
zaprosić:
Pannę Ginewrę Ravenscar
na przyjęcie z okazji osiągnięcia wieku dojrzałości,
Które odbędzie się 21 maja (sobota) o godzinie 18.00 w Pałacu Willow
Serdecznie zapraszamy!
Obowiązuje strój wieczorowy. Proszę potwierdzić swoje przybycie do 14 maja.
                Gwen czytała tekst raz po raz i wreszcie zrozumiała. Pamiętała osiemnastkę starszego brata Dylana – Andrew. Była wtedy w pierwszej klasie i została zaproszona jako jedyna z pierwszoroczniaków. Wtedy wydawało jej się to zaszczytem. Nazwisko Parker widniało na tablicy, będącej kamieniem węgielnym Banetown, obok Ravenscar i Lancey. Gwen wiedziała, że nie wypada jej nie przyjść. Oprócz tego na pewno pojawi się kilka szanowanych obywateli Banetown, jak na przykład jeden z posłów w Izbie Lordów. Zadrżała na myśl, że i ona będzie musiała wyprawić takie przyjęcie, już nie długo. Miała urodziny 9 sierpnia.
- Widzę, że ciebie też zaprosił.
                Will wyrósł jak spod ziemi. Uśmiechał się cierpko.
- Cześć Jokerze – powiedziała, ściskając jego ramię. – Wybierasz się?
- Zobaczę, czy moja dziewczyna będzie chciała iść. A ty?
- Chyba będę musiała, wiesz jak to jest – uśmiechnęła się krzywo. – Słuchaj, jadę do domu. Podwieźć cię gdzieś?
- W sumie… Jeśli byś mogła.
                Ruszyli w stronę parkingu. Majowe słońce, przyjemnie ogrzewało ich ciało. Gwen otworzyła pilotem samochód i wrzuciła torbę na tylne siedzenie. Zgarnęła nuty z siedzenia i włożyła je do teczki. Will zajął miejsce i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Co z twoim autem? – spytała, gdy wyjeżdżali z parkingu.
- Jest u mechanika. Rozwaliłem stacyjkę – przyznał ze śmiechem. Nagle jednak spoważniał. – Gwen, Artur nie został zaproszony na to przyjęcie.
                Dziewczyna nacisnęła zbyt gwałtownie hamulec, chcąc się zatrzymać przed stopem. Z tylnego siedzenia spadła jej torba. Will oparł dłoń na desce rozdzielczej.
- Ja muszę iść. Wiesz przecież.
                Chłopak pokiwał głową.
- Dylan doskonale o tym wie i, dlatego to zrobił.
                Uderzyła dłonią w kierownicę. Przejechali jeszcze dwa skrzyżowania i wysadziła Willa pod jego domem. Wróciła do siebie i wbiegła po schodach. Położyła dłoń na klamce, biorąc kilka uspokajających wdechów. Nie mogła pozwolić wyprowadzić się z równowagi takiemu debilowi.
- Cześć Charlotte – rzuciła od wejścia i zdjęła buty. Klucze wrzuciła do miseczki pod lustrem.
- Zaraz podam obiad – kobieta spojrzała na nią, spod długich rzęs. – Panienko. Co się stało?
                Usiadła przy wyspie i wypiła duszkiem wodę z cytryną. Spojrzała na swoją opiekunkę, uśmiechając się krzywo. Opowiedziała jej o zaproszeniu i o swoich zobowiązaniach, o których Lottie doskonale wiedziała. Kobieta siedziała obok niej, słuchając jej uważnie. Zielone oczy utkwione były w oknie, za którym roztaczał się widok na las Ravenscarów. Brzoza Gwen delikatnie poruszała się na wietrze.
- Przykro mi, ale chyba nie można nic w tej sprawie zrobić.
- Wiem. To jest najgorsze, że doskonale o tym wiem – dokończyła jeść kaszę i wstała. – Dziękuję Lottie, ale muszę jechać na próbę. Zaczynamy za dwadzieścia minut.
                Weszła po schodach na górę, gdzie umyła zęby i poprawiła makijaż. Oparła dłonie o umywalkę i opuściła głowę. Będzie musiała powiedzieć Arturowi. Bała się. Nie chciała, żeby się przez to kłócili. Szczególnie teraz, gdy zaufanie było taką kluczową sprawą. Nie mogła po kilku dniach od sprawy z Alex, zapytać go, czy może iść na osiemnastkę do chłopaka, który się do niej dostawia. Nie po tym, jak zrobiła mu awanturę. Nie po tym, jak powiedział, że ją kocha.
                Zadzwonił jej telefon. Gwen podeszła do biurka i spojrzała na ekran.
- O wilku mowa – mruknęła. – Hej – powiedziała do słuchawki.
- Pomyślałem sobie, że mógłbym cię podrzucić do szkoły – słyszała, że schodzi po schodach.
- Za ile będziesz? – Spytała, uśmiechając się lekko.
- Siedem minut.
                Rozłączyła się.
                Zanim usłyszała silnik samochodu, zdążyła ogarnąć swój pokój. Wybiegła na ganek, po drodze żegnając się z Lottie. Artur opierał się o przednie drzwi pasażera, z ramionami skrzyżowanymi na piesi. Uśmiechał się lekko, gdy ją zobaczył. Podeszła do niego szybko i rzuciła mu się na szyję. Roześmiał się i wziął skrzypce z jej ręki. Miała teraz dwie wolne, by go objąć.
- Aż tak bardzo za mną tęskniłaś?
                Pogłaskała go po żuchwie.
- Może…
- Nie mamy za dużo czasu, musimy jechać.
                Wsiedli do samochodu i chłopak ruszył żwirową alejką. Gwen zauważyła Lottie stojącą w oknie w salonie i przyglądającą się im. Artur włączył radio i z głośników popłynęła żywa muzyka. Poczuła ścisk w żołądku, ogarnął ją dziwny niepokój. Zacisnęła palce na palcach chłopaka, odwzajemnił uścisk.
                Prawie się spóźnili, Rose spojrzała na nich krzywo, ale nic nie powiedziała. Dziewczyna rozłożyła swoje nuty na pulpicie i wyjęła skrzypce z futerały. Rozejrzała się nerwowo, przez ostatnie tygodnie miała próby jedynie z częścią zespołu, nigdy przed całym, nigdy nie z Arturem. Zaczęły się jej pocić dłonie. Wytarła je ukradkiem o spodnie. Większość z nich pamiętała czasy, gdy żadna muzyczna akademia nie mogła się odbyć bez Gwen siedzącej przy fortepianie, grającej na skrzypcach, czy śpiewającej. Jednak śmierć babci, odebrała jej radość z muzyki.
                Rozpoczął się pierwszy akt, miała trzy sceny, podczas których nie grała nic specjalnego. Normalna partia skrzypiec. Czuła na sobie spojrzenia Rose i Artura. Chłopak uśmiechał jej lekko. W momencie, gdy na scenie pozostali tylko Romeo i Julia, rozpoczął się ich dialog. Bonnie odwaliła naprawdę dobrą robotę, partie przeplatały się ze sobą, tworząc przepiękną harmonię. Dziewczyna ciągnęła smyczkiem po strunach, czasami długo przeciągając dźwięki, czasami tylko muskając je włosiem.
                Nie grali ostatniej sceny, sztuka kończyła się ostatnim uściskiem nieszczęśliwych kochanków. Drżący, wysoki ton urywał się nagle i niespodziewanie. Tak jak przychodzi śmierć. Szybko. Rose wstała ze swojego miejsca na widowni i zaczęła klaskać. Gwen szybko się do niej przyłączyła, mogła obserwować tylko kątem oka grę tancerzy na scenie, ale i tak była pod wrażeniem. Wkrótce klaskali wszyscy, Artur posłał jej długie spojrzenie, ponad klapą fortepianu.
- Dziękuję wam bardzo! – Krzyknęła Rosaline i jednocześnie uniosła dłonie, by uciszyć klaszczących. – Zrobiliśmy naprawdę dobrą robotę! Każdemu z was należy się podziękowanie z osobna. Jednak muszę powiedzieć, że jak na pierwszą próbę razem i to nie przerywaną, to zgraliście się świetnie. Wiadomo pierwsza scena była trudna, ale każda następna była lepsza. Więc teraz zakasujemy rękawy i możemy zacząć drukować plakaty. Premiera w ostatnią sobotę czerwca.
- Przecież to za trzy tygodnie! – Krzyknęła Lessie, dziewczyna tańcząca rolę Julii.
                Rose wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Gwen odłożyła skrzypce do futerału. Za dwa tygodnie miała być osiemnastka Dylana, musiała jechać kupić sukienkę na przyjęcie i premierę. Lubiła mieć takie problemy. Jednocześnie uświadomiła sobie, że wszystko jest zbyt łatwe. Morgana i Melanie nie dawały znaku życia, nie tęskniła za nimi, jednak to, że się ukrywały, nie oznaczało nic dobrego.
                Artur podszedł do niej i ujął jej dłoń. Pogłaskała go kciukiem po ręce. Powoli ludzie zaczęli się zbierać do wyjścia.
- Chcesz iść gdzieś, czy mam cię odwieść do domu?
- Możemy jechać do mnie, zrobię jakąś kolację – przygryzł wargę, rozważając jej propozycję. – Nie byłeś jeszcze w moim pokoju.
                Roześmiał się i objął ją za szyję, przyciągnął do siebie i pocałował w czoło.
- Przekonałaś mnie – mruknął w jej włosy.
                Po dwudziestu minutach znaleźli się w jej kuchni. Chłopak usiadł na krześle barowym przy wyspie i obserwował jak kroiła warzywa na sałatkę. Zarumieniła się od jego palącego wzroku, lubiła mieć go blisko. Wyciągnęła rękę, skupiając się na ręczniku lezącym na blacie po drugiej stronie kuchni. Materiał uniósł się i wpadł do jej ręki.
- Muszę ćwiczyć – powiedziała do chłopaka, wycierając dłonie. – Inaczej nie mamy szans.
                Artur wzruszył ramionami.
- Nie przeszkadza mi to, nie chcę, żebyś ukrywała przede mną jakaś swoją część. Kocham cię całą – spuściła wzrok. Dla niego te dwa słowa były takie proste, przychodziły mu z naturalnością.
                Zapaliła świeczki na stole, krótkim ruchem ręki.
- Musimy się dowiedzieć, czego szuka – powiedziała, stawiając miskę na stole.
                Chłopak rozłożył talerze i sztućce. Podała mu domowy chleb, który przyniosła rano Charlotte. Wziął skibkę i posmarował ją masłem.
- Broń.
- Co? – Jej widelec zawisł w połowie drogi do ust.
- Jest nieśmiertelna tak? Więc jedyne, czego może się obawiać to broń, która może ją zabić. Przecież nawet, gdyby szukała jeszcze jakiegoś potężnego magicznego przedmiotu, to nic by jej nie dał, gdyby ktoś mógł ją zabić.
- Arturze! Jesteś geniuszem!
                Chłopak uśmiechnął się krzywo.
- Zdarzają mi się takie przebłyski.
                Gwen doznała nagle olśnienia.
- Mogła mnie zabić, ale nie zrobiła tego, bo wtedy nie moglibyśmy jej zaprowadzić do tej broni. Czyli ona myśli, że my wiemy, co to jest i gdzie to jest.
- Albo ma nadzieję, że się dowiemy.
- I wtedy mogłaby się nas pozbyć i tej broni. Ale nie wie o mojej mocy i o Saphirze. Jesteśmy o krok przed nią.



~*~*~
Hej, hej :))
Przepraszam, że tak długo, ale jak na razie, jestem zajęta szkołą :/
Ale cały czas o Was pamiętam i piszę dla Was :*
Możecie się ze mną kontaktować przez fb, insta i aska - wszystkie linki w zakładce do góry :)
No to mam nadzieję, że ktoś to w ogóle przeczytał :D

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 18.

                Gwen obudziła się, gdy Artur położył się na łóżku. Czuła od niego zapach burzy i papierosów. Zaczął ją dusić. Zakaszlała.
- Gwen? – Spytał tak cicho, że gdyby nie spała, nigdy by go nie usłyszała.
                Odwróciła się do niego i spojrzała w jego pełne bólu oczu. Był przemoczony do suchej nitki i trząsł się z zimna. Usiadła z zrzuciła kurtkę z jego ramion. Materiał wydał z siebie ciche plaśnięcie, gdy upadł na drewnianą podłogę. Przesunęła dłonią po jego piersi i obojczyku, zatrzymując się na jego sercu. Podjęła decyzję.
- Gwen…
- Cichutko – szepnęła, wsuwając palce w jego włosy. Chłopak obserwował uważnie jej twarz. Drugą ręką gładziła jego szorstkie policzki, niewielką bliznę przy brwi. – Nic nie mów.
                Uklęknęła, dzięki czemu ich twarze były na tym samym poziomie. Oparła czoło o jego czoło, ich nosy się dotknęły. Owiewał ją jego ciężki oddech. Pachniał tytoniem i miętową pastą do zębów. Dziwna, kusząca mieszanką. Najpierw powoli musnęła jego wargi. Rozchylił swoje usta, w oczekiwaniu na więcej. Jego ramiona zacisnęły się na jej talii, przyciągając ją do siebie. Otworzyła oczy, spoglądając prosto w jego srebrne oczy. Pocałowała go jeszcze raz, mocniej, łapiąc jego dolną wargę ustami. Napierał na nią całym ciałem, ledwie mogła utrzymać równowagę. Wiedziała, że chce więcej. Podobało jej się to, że to ona ma kontrolę nad całą sytuacją, nad nim. Artur jęknął zniecierpliwiony. Szybko objęła go nogą i przewróciła na plecy. Siedziała na jego brzuchu, opierając dłonie na ramionach chłopaka. Roześmiał się.
- Co cię tak cieszy?
                Nie odpowiedział, zamiast tego próbował się podnieść, ale ona skutecznie przytrzymała go przy materacu. Nawet nie zauważyła kiedy złapał ją za nadgarstki i obrócił. Teraz on opierał się na jej brzuchu, jednocześnie podpierając się łokciem. Odsunął włosy z jej twarzy i założył kosmyki za ucho.
- Widzisz jaki ze mnie dobry chłopak?
- Bardzo – mruknęła z przekąsem.
                Artur zacmokał i pocałował ją w szyję. Jednocześnie bardzo delikatnie się na niej położył, mimo to poczuła, że dużo trudniej się jej oddycha. Jego ciężar wtłaczał ją w łóżko, ale ona nie miała zamiaru się go pozbywać. Czuła usta chłopaka całujące każdy skrawek jej szyi. Język drażniący skórę dziewczyny.
- Ciężko ci? – wyszeptał, dotykając ustami płatka jej ucha.
- Ciężko, ale to miły ciężar.
                Roześmiał się. Uniósł się na łokciach i spojrzał w jej złote oczy.
- Chcesz porozmawiać? – Pokręciła głową. – Zostawiamy tą sprawę?
- Pod warunkiem, że więcej żadna jędza cię nie pocałuje. Obiecujesz?
                Stopa Gwen cały czas przesuwała się po jego łydce, skutecznie utrudniając mu myślenie.
- Obiecuję.
                Zadowolona z siebie dziewczyna, przyciągnęła go do siebie. Artur usiadł i pociągnął ją na poduszki. Oparł się tyłem głowy o wezgłowie i pogłaskał ją po odkrytym ramieniu. Dziewczyna oparła brodę o jego pierś i zamknęła oczy. Wodziła palcem po jego brzuchu, rysując skomplikowane kształty. Każdy jej drobny ruch, przyprawiał go o uderzenia gorąca.
- Gin? – mruknęła, dając sygnał, że go słucha. – Chcesz jutro wrócić?
                Dłoń dziewczyny nagle zamarła. Położyła ją płasko na jego żebrach. Jej palce pasowały w szczeliny między kościami chłopaka. Splótł palce za swoim karkiem, czekając na odpowiedź.
- Chyba chce, nie chodzi tu o ciebie, czy o nas. Ale o to, co nas czeka. Musimy poznać odpowiedzi na pytania, które sobie postawiliśmy.
                Artur milczał przez kilka minut, patrząc na rysę w suficie. Wziął głęboki oddech, jakby dopiero zaczął oddychać. Gwen patrzyła na niego, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Dotknęła jego policzka, obracając jego twarz w swoją stronę.
- Arturze?
- Broń.
                Usiadła na kolanach, kołdra zsunęła się z jej pleców. Oparła ręce o uda i spojrzała na swojego chłopaka. Odgarnęła włosy do tyłu.
- Masz na myśli Excalibura?
- Sama powiedziałaś, że wtedy go ukryłaś. Tylko on może ją zabić, ale w dłoniach odpowiedniej osoby – zarumienił się lekko, ale kontynuował – teraz, gdy historia się powtarza, możemy mieć okazję, by odzyskać nasze życie. I raz na zawsze zakończyć historię króla Artura i rycerzy okrągłego stołu.
- Chcesz powiedzieć, że gdy to się skończy, chcesz żyć nowym życiem.
                Usiadł i objął ją w talii. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, w jego srebrnych oczach błyskała nadzieja. Przytuliła się do szyi chłopaka i przewróciła go na plecy. Wtulił się w jej włosy, przekładając jej nogę przez swoje biodro.
- Chcę poznać cię od nowa, chce przeżyć z tobą wszystkie pierwsze razy.
- Co nieco mamy już za sobą – roześmiała się. – Pierwszy pocałunek, taniec, noc spędzoną razem, kłótnię. Niewiele nam zostało.
- Wciąż wiele – szepnął i pocałował ją mocno.
                Całowali się długo. Gwen czuła każdy nerw swojego ciała, który reagował na Artura, a reagowały wszystkie. Jego dłonie powodowały, że przechodziły ją dreszcze. Miękkie włosy, łaskotały jej twarzy, gdy całował jej obojczyki. Lubiła dotykać ustami jego szyi, czuć pod wargami szybkie uderzenia jego serca, pulsującą krew w żyłach, gdy wodziła po ich grubych liniach wargami. W końcu zapadli w sen, stając się plątaniną nóg, rąk, włosów i oddechów.
                Następny dzień spędzili na plaży. Znaleźli miejsce, gdzie nie było nikogo poza nimi. Gwen leżała na brzuchu, opalając plecy. Mimo, że woda była ciepła, dla niej nadal była za zimna. Artur poszedł pływać, widziała tylko jego głowę co jakiś czas wychodzącą ponad falę, by mógł zaczerpnąć powietrza. Zamknęła oczy rozkoszując się promieniami słońca, całującymi jej skórę.
                Konie ochoczo brną przez fale. Chłodna woda przyjemnie schładza ich rozgrzaną skórę. Kropelki wniesione przez kopyta spadają na twarz dwójki ludzi. Dziewczyna uśmiecha się szeroko, jej czarne włosy rozwiewa wiatr. Jej siwa klaczy galopuje szybko, wyciągając mocno swoją szyję. Chłopak, którego kary ogier pozostał odrobinę w tyle, popędza go łydkami.
- Nigdy mnie nie przegonisz! – Krzyczy Gwen i pochyla się nad grzywą zwierzęcia.
                Artur śmieje się głośno i cmoka na swojego konia. Po chwili wyścig do skał dobiega do końca. Siwa klaczy dotarła tam pierwsza. Kopie nogą w białe fale, rozrzucając dookoła wodę. Gwen klepie ją obiema rękami po szyi, mrucząc pod nosem pochwały. Wbija w niego przeszywające złote oczy. Artur zeskakuje z konia na miękki piasek, udając, że nie czuje jej wzroku. Zdejmuje siodło i odkłada je na bok, konia przywiązuje do drzewa, czy kawałku masztu, wyrzuconego przez sztorm. Dziewczyna pozwala swojej klaczy zostać w wodzie, ale zabiera jej sprzęt.
- Nie boisz się, że ucieknie?
- Rosa? Nie. Moje maleństwo tak nie robi.
                Siada na miękkim piasku i spogląda daleko w horyzont. Artur kładzie się obok niej. Jego kasztanowe włosy lśnią w słońcu. Przygląda się Gwen kątem oka, lubi patrzeć na jej piękną twarz i usta, jest ciekawy jak smakują. Zgania się za tą myśl. Nie wolno mu.
                Gwen otworzyła oczy. Artur wychodził właśnie z wody, jej krople lśniły na jego szerokiej piersi. Wyciągnęła ze swojej torby okulary i nasunęła je na nos. Słońce było wysoko i prażyło niemiłosiernie. Jak na Anglię to pogoda była wyjątkowo udana. Wiał lekki wiatr, który chłodził jej nagrzaną skórę. Chłopak opadł ciężko na ręcznik obok niej. Pocałował ją w policzek.
- Jak się pływało? – Spytała, głaszcząc jego mokry kark.
- Bardzo dobrze – uśmiechnęła się. – Powinnaś sama spróbować – szepnął z szelmowskim uśmiechem na ustach.
                Ułożyła się na boku, podpierając głowę na dłoni. Ręka Artura od razu wylądowała na jej talii, zadrżała z zimna. Chłopak pocałował ją w usta i przyciągnął do siebie, częściowo przyduszając ciężarem swojego ciała. Pisnęła, na znak protestu, jej spodenki prawie natychmiast przemokły, ziębiąc jej skórę. Im bardziej chciała odepchnąć Artura, tym bardziej się na niej kład.
- Nie chciałaś wejść do wody, woda przyszła do ciebie – powiedział, między krótkimi pocałunkami.
                Gwen udało się uwolnić spod swojego chłopaka. Spojrzała na siebie, stanik od bikini i szorty były mokre. Zrzuciła spodenki i położyła je na torbie, żeby wyschły. Artur przyglądał jej się, przygryzając wargę.
- Górę też masz mokrą – mruknął.
                Roześmiała się, uklęknęła na kocu i ujęła jego brodę.
- Nie ma tak łatwo – pocałowała go krótko w usta.
                Jego ręka powędrowała po jej plecach do zapięcia stanika. Dziewczyna wykazała się jednak znacznym refleksem i złapała go za nadgarstek. Chłopak wstał i spojrzał na nią podejrzliwie. Gwen pisnęła i rzuciła się do ucieczki. Przebiegła kilka metrów, gdy poczuła jego ramiona zaciskające się na jej talii. Artur zarzucił ją sobie na ramię i ruszył dziarsko w stronę morza. Prosiła, by ją postawił, ale on tylko prychnął i klepnął ją w pośladek.
                Gdy zobaczyła, że piasek ustępuje miejsca wodzie, która coraz bardziej zbliża się do jej twarzy, krzyknęła. Artur jednak tylko zaśmiał się cicho.
- Przysięgam, że to jest ostatni raz, jak jadę z tobą gdziekolwiek.
                Nagle Artur zatrzymał się. Fale sięgały mu do pasa, a Gwen musiała się podpierać dłońmi o jego plecy, by nie zamoczyć twarzy. Chłopak zdjął ją z ramienia i wylądowała po szyję w wodzie. Pierwsze wrażenie było okropne, woda była lodowata. Objęła się ramionami, starając się, by ciepło ani trochę nie uciekło z jej ciała. Jednak po chwili poczuła ciepły prąd opływający jej ciało. Rozluźniła się. Nigdy by się nie spodziewała, że woda w Morzu Północnym może być aż tak przyjemna. Wyprostowała się, opuszczając dłonie luźno wokół ciała.
- I jak? Nadal uważasz, że się myliłem.
- Nie. Przepraszam.
- Musisz mi to jakoś wynagrodzić – powiedział, pocierając swoją dolną wargę.
                Objęła go za kark i przyciągnęła do siebie. Musnęła jego usta krótkim pocałunkiem.
- Hmm… Trochę mało.
                Pocałowała go jeszcze raz, tym razem rozchylając jego wargi językiem, przesunęła nim po jego górnej szczęce.
- Lepiej – zamruczał z wargami przyciśniętymi do jej skóry.
                Roześmiała się. Spojrzała mu w oczy i pocałowała go powoli, celebrując każdy ruch swoich warg. Wplotła palce w jego miękkie włosy. Chłopak złapał ją poniżej pośladków i uniósł do góry, objęła go nogami w biodrach, przyciskając swój brzuch do jego.
                Pływali, chlapali się wodą. Spędzili ten dzień jak para zwykłych nastolatków. Bez żadnych zobowiązań, bez bagażu przeszłości. Byli tylko oni i byli tylko sobą. Nikim innym. Gdy słońce zbliżało się coraz bardziej do horyzontu ruszyli w drogę do domu. Z radia płynęła wiązanka utworów, które Gwen wybrała specjalnie dla niego. Oparła głowę o szybę i stopy o deskę rozdzielczą. Artur spojrzał na nią krótko i ujął jej dłoń. Przycisnęła ją do swojego brzucha, chłopak pogładził ją kciukiem po ręce.
- Jesteś zmęczona?
- Odrobinkę. A ty? Może cię zmienić?
                Artur uśmiechnął się i podkręcił temperaturę, na dworze zrobiło się szaro i zaczęło mżyć.
- Nie trzeba. Już tęsknię za słońcem na wybrzeżu.
- Śniłam o tamtej plaży – powiedziała cicho, głaszcząc wypukłe żyły na jego ręce. – Byłeś tam. Jeździliśmy po plaży. Wtedy jeszcze nie byliśmy parą – uśmiechnęła się delikatnie. – To była bardzo beztroska chwila.
- Tęsknisz za tamtym czasem?
                Milczała przez chwilę. Mżawka przeszła w prawdziwą ulewę i musieli zwolnić.
- Nie.
                Artur uniósł brwi.
- Dlaczego?
                Gwen roześmiała się i pocałowała go w kącik ust. Artur starał się jednocześnie nie spuszczać oczu z drogi i ją pocałować.

- Bo mogę zrobić to. Wtedy nie mogłam.

~*~*~
Hej, hej ;)
Rozdział ku mojej radości pisał się praktycznie sam! :)
Coś czuję, że idzie mi z tą historią co raz lepiej, co raz bardziej wiem, o czym piszę xd (ta logika)
Co o tym myślicie?
W ogóle to dziękuję za 5500 wyświetleń! Wow! :3 
Słuchajcie, jeśli macie jakieś fp na fejsie, to chętnie Was udostępnię na Klubie Herosów, Opowiadaniach Raven lub tutaj (blogów też ta oferta dotyczy) w zamian za udostępnienie na fb/blogu :) Jeśli ktoś byłby chętny, to odezwijcie się na asku lub fejsie :)
Kocham Was :* <3

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 17.

                Klub o adekwatnej nazwie „piwnica” mieścił się pod starą kamienicą. Był ciemny i ponury. Parkiet oświetlały czerwone reflektory. Kilkadziesiąt osób tańczyło w rytm elektryzującej muzyki. Przy barze siedziało kilka grup, popijających piwo i sączących drinki. Artur objął ją i pociągnął w stronę kontuaru. Barman pomachał do niego. Chłopak odpowiedział skinieniem głowy.
- Co chcesz do picia? – Zapytał, bawiąc się korkową podkładką, leżącą na blacie.
- To co ty.
                Spojrzał na nią, a w jego srebrnych oczach pojawił się błysk. Wiedziała, co to oznacza, a raczej czego nie. Nie mogło to być coś dobrego.
- Jesteś pewna? – Przewróciła oczami, ale skinęła głową. – Odważnie. Poprosimy wódkę.
                Po kilku kolejkach Gwen czuła się już wstawiona, a spojrzenie Artura stało się przymglone. Trzymając pion, pociągnęła swojego chłopaka na parkiet pełen ludzi. Otaczała ją kakofonia dźwięków: muzyki, rozmów, oddechów. Czuła ciało Artura blisko swojego, jej dłoń w jego. Ręka chłopaka na jej talii. Przetańczyli kilkanaście kawałków. Po plecach dziewczyny spływał pot, przez co sukienka przykleiła się do jej pleców.
- Chcesz się napić? – Spytał, wyciągając ją z tłumu. – Poprosimy coś na ochłodę.
                Barman podał im drinki, a dziewczyna szybko opróżniła swoją szklankę. Siedziała na wysokim krześle, a Artur trzymał dłoń na jego oparciu.
- Artur Creagh? – głos z słabym akcentem przebił się przez głośną muzykę.
                Oboje spojrzeli na dziewczynę, która do nich podeszła. Gwen od razu tego pożałowała. Blondynka, miała długie włosy, zebrane w kitkę. Duże zielone oczy, były otoczone gęstymi rzęsami. Miała ciało top modelki, szczupłe nogi, przy których nogi Gwen przypominały kolana słonia. Wąską talię i okrągłe pośladki. Brunetka obciągnęła swoją krótką sukienkę, która nagle wydała się zbyt kusa.
- Alexandra Iwanowiczówna – rosyjskie nazwisko dziwnie brzmiało w jego ustach. – Nie spodziewałem się tutaj ciebie.
                Rosjanka roześmiała się perliście, a po chwili przyciągnęła chłopaka do siebie i pocałowała go mocno w usta. Gwen zakrztusiła się drinkiem. Kaszlała chwilę, ale nikt nie zwracał na nią uwagę.
- Alex – Artur był wyraźnie zmieszany i nie wiedział, co zrobić.
- Przepraszam, muszę iść do toalety.
                Dziewczyna zeskoczyła ze stołka i ruszyła w stronę najbliższych drzwi, które nie prowadziły do toalet. Wybiegła na ulicę, która o tej porze była prawie pusta. Kilku mężczyzn stało w cieniu domów po drugiej stronie drogi. Zagwizdali i rzucili pod jej adresem jakieś zboczone uwagi. Objęła się ramionami i ruszyła w stronę hotelu. Po pokonaniu połowy dystansu szpilki obtarły jej piętę. Zdjęła je i dalej poszła na boso. Kamienie wbijały jej się w stopy, ale mało jej to przeszkadzało. Kobieta w recepcji spojrzała na nią krzywo, gdy poprosiła o klucz do ich pokoju. Prawdopobnie ze względu na rozmazany tusz do rzęs. Pozwoliła sobie płakać bardzo krótko, ale jednak. Wbiegła do sypialni i zamknęła drzwi. Gwałtownie rozpięła sukienkę, prawie ją rozrywając. Materiał upadł cicho na podłogę, koło niego wylądowały szpilki. Wpadła do łazienki jak huragan i włączyła wodę pod prysznicem.
                Nie wiedziała, co o tym myśleć. Kim była Alexandra i co ją łączyło z Arturem. Zastawiała się, dlaczego jej po prostu nie odepchnął. Czy to co do niej czuł, nie było wystarczająco silne. Zamkneła oczy. Próbowała się od ciąć od wszystkiego, ale nie potrafiła wyłączyć głosu w swojej głowie. Wykąpała się, a później zmyła makijaż i związała włosy. Od jej powrotu do pokoju minęło trzydzieści minut, chłopak powinien zacząć jej szukać. W głębi serca miała nadzieję, że pójdzie za nią. Położyła się po swojej stronie łóżka. Było dziwnie cicho. Nie słyszała oddechu Artura, ani nie wyczuwała jego obecności, bo go po prostu nie było. Samotność spadła na nią z wielkim hukiem i przydusiła ją do materaca.
                Pociągnęła nosem. Łzy nie chciały przestać płynąć. Otulona szlafrokiem z czarnego aksamitu i wtulona w poduszkę czekała na sen, na Artura, na cokolwiek. Po piętnastu minutach ktoś przekręcił klucz w zamku. Zacisnęła powieki, udając, że śpi. Chłopak rzucił klucze na stolik i zniknął w łazience. Otworzyła oczy, przyglądając się morzu, które uderzało gniewnie o falę. Wiat wył i zbliżał się sztorm. Artur wyszedł w samych spodniach dresowych. Opadł na łóżko obok niej. Jego ręka objęła ją w talii, natychmiast zesztywniała.
- Wiem, że nie śpisz – żadnej reakcji. – Dlaczego mnie okłamałaś?
                Krew się w niej zagotowała. Usiadła gwałtownie, zrzucając jego ramie ze swojego ciała. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem zmieszanym ze złością.
- Pytasz się mnie, dlaczego uciekłam z klubu, chwilę potem, gdy na moich oczach pocałowałeś inną?! Naprawdę jesteś, aż tak głupi? Jak mogłeś?! – Krzyczała dalej, wylewając z siebie swoje wszystkie przeczucia, wątpliwości. – Nie rozumiem, dlaczego nie mogłeś mi powiedzieć, jeśli miałeś jakieś wątpliwości. Żądasz ode mnie szczerości, a sam mi jej nie okazujesz. Jak mamy zrobić cokolwiek razem, jeśli ty tak łatwo się ode mnie odwracasz.
                Podeszła do okna i otarła łzy złości. Znowu płakała, zaczynało ją to wkurzać, kiedyś była silna, odkąd go poznała, wszystko bolało bardziej. Każde jego słowo, mogło ją skrzywdzić. Artur stanął za nią, opierając dłonie o zimną szybę, jednocześnie zamykając ją w ciasnej przestrzeni między jego ciałem, a oknem. Odwróciła się i odważyła się spojrzeć w jego srebrne oczy.
- Alex jest moją starą znajomą. Mieszkaliśmy obok siebie prawie całe życie. Ma dosyć specyficzny sposób okazywania uczuć.
- Bardzo specyficzny – prychnęła. Artur wykrzywił usta w słabym uśmiechu.
- Wyjaśniłem jej kim jesteś. Prosiła, żebym cię przeprosił w jej imieniu. Gwen, naprawdę przepraszam. Nie wiedziałem, jak się zachować. Przepraszam też, za to co czujesz. Nie miałem pojęcia, że masz jakieś wątpliwości. – Nachylił się w jej stronę, ale dziewczyna przywarła plecami od okna. Chłopak opuścił głowę, gdy na nią spojrzał, jego oczy mieniły się dziwnym blaskiem. – Kocham cię.
- Słucham?
                Dziewczyna nie miała pojęcia, dlaczego to powiedziała. Powinna była odpowiedzieć, coś innego prawda? Bo przecież też go kochała. Więc, dlaczego nie mogła tego powiedzieć. Artur się odważył, bo takie słowa zawsze wiążą się z odpowiedzialnością. Od teraz był za nią odpowiedzialny, jak Mały Książę za Lisa.
- Kocham cię, Gwen. Jestem tego pewien, jak tego, że twoje oczy są złote i masz moc – zaśmiał się smutno.
- Przepraszam.
                Jego twarz zdradzała zaskoczenie.
- Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
- Arturze, ja… Nie umiem tego powiedzieć. To nie jest takie proste. Przepraszam
                Przeszła pod jego ramieniem i zwinęła się w kłębek pod kołdrą. Artur ułożył się obok, dopasowując swoje ciało do jej ciała. Wtulił twarz w jej włosy i zaciągnął się ich zapachem. Splótł dłonie na jej brzuchu, przyciągając ją do siebie.
- Do niczego cię nie zmuszam – wyszeptał do jej ucha. – Na wszystko mamy czas. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że cię kocham i nigdy nie chciałbym cię skrzywdzić. Przepraszam za dzisiaj.
- Jest bardzo ładna. Byliście parą?
                Artur nie odpowiadał długo. Odwróciła się w jego stronę i zobaczyła odpowiedź, wypisaną na jego twarzy.
- Może i jest ładna. Ale ty jesteś najpiękniejsza – prychnęła cicho, jak kotka. – Gwen, daj już spokój. Alex to przeszłość, jest moją przyjaciółką. Ja się nie czepiam o twoich przyjaciół.
- Bo oni nie całują mnie na powitanie w usta!
                Przewrócił oczami. Dotknął jej twarzy, gładząc linię żuchwy.
- Zrozum wreszcie, że jesteś tylko ty i nie szukaj problemów, gdzie ich nie ma. Kocham cię, nie potrafisz tego zrozumieć?
                Jego dłoń spoczywająca na jej brzuchu, zacisnęła się na materiale szlafroka. Widziała, że bieleją mu kłykcie. Zagryzła mocno wargę. Poczuła słonawy smak krwi.
- Nie, nie potrafię.
                Artur jęknął głośno. Gwen zacisnęła powieki, by się nie rozpłakać. Chciała mu uwierzyć, chciała mu powiedzieć prawdę, bo kochała go tak bardzo, że w tamtej chwili jej serce zdawało się pękać na najdrobniejsze kawałki. Chciała tak wiele rzeczy. Przytulić go i odepchnąć.
- Dlaczego?
                Nie przytulał jej już. Siedział na łóżku, jego nogi były lekko zgięte w kolanach, opierał dłonie o swoje łydki. Jego kasztanowa czupryna prawie całkowicie zasłoniła jego oczy, które wypełniły się łzami. Leżeli tak bez słowa, a cisza, gdyby można by ją nazwać dźwiękiem, była najgłośniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszała. Gwen także usiadła i objęła ramionami swoje łydki.
- Kochałam ojca, ale odszedł. Kochałam Melanie ona także zniknęła. Wcześniej kochałam ciebie, umarłeś na moich kolanach. Boję się tych słów.
                Artur spojrzał na nią. Był blady jak otaczające ich ściany. Zaczął się nie kontrolowanie trząść. Jego mocne ramiona drżały.
- Gin. Gin. Gin…
                Siedzieli obok siebie wpatrując się w niespokojne morze. Nagle chłopak po prostu wstał, wziął kurtkę i ruszył na plaże. Opadła na poduszki, słysząc wycie wiatru. Marzły jej stopy. Zdjęła szlafrok i położyła go na krześle obok łóżka. Wpełzła pod kołdrę, zamknęła oczy. Nie chciała zasnąć, ale zmęczenie było silniejsze od niej. Zamrugała kilka razy, próbując odgonić Morfeusza, ale za którymś razem powieki po prostu odmówiły jej posłuszeństwa.

___
Hej :)
Mam nadzieję, że się dobrze spisałam.
Cieszę się, że Was tylu przybywa. Mój blog wyświetla coraz więcej osób, chciałabym jeszcze więcej, ale do tego też dojdę. A raczej dojdziemy.

Nie będę się zbyt rozpisywać. Chcę życzyć Wam tego co najlepsze w nowym roku 2015, wiecie, że to nasz już drugi Nowy Rok razem? Pierwszy 2014 był z "Amazonką".
Przeczytajcie także życzenia Bożonarodzeniowe, które dla Was napisałam. Znajdują się przed rozdziałem 16.

Buziaki.

Alis