Czarne włosy spływały jej na plecy lekko
skręcone w loki. Biała sukienka na wąskich ramiączkach była miękka w dotyku,
kiedy muskała jej skórę. Koronkowe wykończenia na dekolcie, ściągnięcie w
talii. Gwen nałożyła na usta niewielką ilość błyszczyku w delikatnym kolorze
różu. Usłyszała stukanie obcasów o panele. Aurora stanęła w progu łazienki,
miała na sobie niebieską sukienkę z zamkiem biegnącym wzdłuż kręgosłupa.
Spojrzała na córkę z czułością.
- Ślicznie wyglądasz.
Gwen
uśmiechnęła się i założyła kosmyk za ucho.
- Wyglądam jak ty.
Aurora
stanęła obok córki. W lustrze ich twarze były na tej samej wysokości. Prawie
identyczne. Z tymi samymi miękkimi rysami, niewielkim nosem. Różniły ich tylko
oczy. Złote i brązowe. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Kobieta odsunęła swoje włosy
na plecy i uśmiechnęła się do odbicia w lustrze. Gwen poczuła zapach jej
włosów, gdy ta wychodziła z łazienki. Westchnęła cicho i skropiła swoją szyję
perfumami.
Głos
Artura rozbrzmiewał w całym domu. Śmiał się z dowcipu o dwóch koniach –
popisowego dowcipu mamy. Stanęła na drugim stopniu od dołu i spojrzała na
swojego chłopaka. Miał na sobie czarne dżinsy, białą koszulę, czarną marynarkę
i wąski, ciemny krawat. W ręce trzymał bukiet bordowych róż. Jej matka głaskała
główki swoich ulubionych żółtych tulipanów.
Chłopak
usłyszał jej kroki. Podniósł na nią wzrok i zlustrował ją przenikliwym
spojrzeniem od stóp do głów. Poczuła, że się rumieni. Aurora powiedziała, że
idzie wstawić kwiatki do wazonu i zniknęła w jadalni. Gwen zeszła po schodach i
stanęła na równi z nim. Mimo wysokich obcasów, nadal była od niego niższa, choć
już niewiele.
- Cześć piękna – powiedział ciszej, a jego głos stał się głębszy.
Srebrne tęczówki przybrały barwę grafitu. – Wydawało mi się, że jest piękna –
stwierdził, patrząc na środkową różę, ciemniejszą od pozostałych – dopóki nie
zobaczyłem ciebie.
Nie
odpowiedziała nic. Objęła go za szyję i przyciągnęła jego usta do swoich.
Rozchylił wargi, przechylając ją lekko do tyłu. Uśmiechał się, jego dłoń
przyciągnęła ją do siebie z taką siła, że wydało się to jej niemal brutalne.
- Jak było na treningu? – Przeczesała palcami jego wilgotne
włosy. Podał jej kwiaty.
- Bardzo dobrze.
Pocałowała
go w policzek. Na jej wargach nie było już śladu po błyszczyku.
- Jak zwykle niepokonany?
Roześmiał
się. Była z nim raz na treningu, jeszcze za nim zaczęli ze sobą chodzić. Starał
się, bo wiedział, że na niego patrzy. Swego rodzaju męska duma pchała go do
każdego zwycięstwa. Miał wrażenie, jakby znów zdobywał jej serce podczas
turnieju.
- Dla ciebie.
Cmoknęła
go w usta. Usłyszeli odgłos obcasów na panelach. Jej matka stanęła w progu,
dzierżąc w dłoni butelkę białego wina. Uśmiechała się. Gwen zarumieniła się.
- Idźcie do salonu. Gwen może ci coś zagrać – powiedziała.
- Czekamy jeszcze na kogoś? – Spytała Gwen.
- Tak – Aurora wróciła do jadalni.
Spojrzeli
na siebie. Artur uniósł brwi, ale Gwen tylko wzruszyła ramionami. Weszli do
salonu, chłopak przyglądał się zdjęciom, które wisiały na ścianach. Dziewczyna
usiadła przy fortepianie i delikatnie głaskała jego klawisze, nie wydając przy
tym żadnego dźwięku z instrumentu. Chłopak po chwili dołączył do niej, zrobiła
mu miejsce na ławeczce. Zaczął grać, Gwen szybko rozpoznała melodię, którą
często sama grała. Ale co to za przyjemność grać duet samemu? Uśmiechnęła się i
oparła palce na klawiszach, dołączyła swój głos. Prowadzili ze sobą muzyczną
rozmowę. Ona grała wysokie partie, on niskie. Ich palce tańczyły po klawiszach,
czasami się spotykając. Artur wciskał pedał, ale jej stopa podrygiwała w ten
sam rytm. Zakończenie było jej, zagrała długi tryl i zawiesiła dźwięk w
powietrzu.
Odwróciła
twarz w jego stronę, przygryzał dolną wargę. Delikatnie przyciągnęła go do
siebie, obejmując dłońmi jego szyję. Pocałował ją, zapierając dech w piersiach.
Wciągnęła zapach jego perfum, pragnąc zatrzymać go jak najdłużej.
- Uwielbiam to.
- Grę? Ja też kocham z tobą grać – uśmiechnęła się, a na jej
policzki wypłynął rumieniec.
Gwen
nigdy nie mówiła wprost, że go kocha, nie dlatego, że tak nie było. Czuła do
niego coś silnego, ale chciała być pewna, że jest to coś prawdziwego i żywego,
a nie kolejne wspomnienie. Potrzebowali czasu, by po raz drugi się w sobie
zakochać, poczuć motyle w brzuchu. Z jednej strony otrzymali ogromny dar od
losu, możliwość zakochania się drugi raz w tej samej osobie, w swojej jedynej
miłości. Jednak każdy medal ma dwie strony, drugą stroną tego, był fakt, że
niczego nie mogli być pewni.
- To też, ale miałem na myśli to – jego palce nagle znalazły
się na jej krzyżu, a usta na wargach.
Usłyszeli
dzwonek do drzwi, z cichym westchnieniem odsunęła się od niego. Wystała i
wygładziła sukienkę. Artur zapiął pierwszy guzik w marynarce. Gwen wyrównała
jego krawat, do klapy miał przypiętą złotą brzytwę. Dotknęła ją opuszką palca.
- Czemu brzytwa?
- Mama nazywała się z domu Blade. Pochodziła ze szlacheckiej
rodziny, która w herbie miała właśnie taką brzytwę. Dostałem ją w spadku po
dziadku.
- Więc jesteś lordem.
- W połowie – uśmiechnął się. Pocałował ją w dłoń. – Mój wuj
Fred jest ostatnim lordem Blade, jeśli nie urodzi mu się syn to nazwisko
wyginie – usłyszała smutek w jego głosie. – Na nasze nieszczęście, Fred jest
spełniającym się kawalerem i kobieciarzem.
Roześmiała
się. Artur objął ją w talii. Gwen oparła dłonie na szerokiej piersi chłopaka,
czuła spokojne bicie jego serca, które biło dla niej. Osunął włosy z jej
twarzy, musnął ustami jej skroń.
- Powinnaś częściej nosić takie sukienki – wyszeptał,
drażniąc ustami wrażliwą skórę jej ucha. Zadrżała. – Pięknie wyglądasz w bieli.
Uniosła
wąskie brwi.
- Niewinnie?
- Niewinność to ostatnie słowo, jakie mi się nasuwa, gdy na
ciebie patrzę – zamruczał.
Do
salonu weszła jej matka, uśmiechała się promiennie. Gwen spojrzała na
mężczyznę, idącego za nią. Był bardzo elegancki w szarym garniturze i krawacie
w prążki. Z kieszeni wystawała mu lazurowa poszetka, Gwen już gdzieś ją
widziała wcześniej. Artur wyprostował się, przyglądając się bacznie mężczyźnie.
Jego dłoń, opierająca się na jej plecach, zacisnęła się w pieść.
- To moja córka Gwen i jej chłopak Artur Creagh – zrobiła
krótką przerwę, jakby badała ich reakcje na to przedstawienie. – A to mój –
zawahała się, zapadła krótka, ale bardzo głęboka cisza. – Bilski przyjaciel Jack
Blackwolf.
Jack
podszedł do nich i wyciągnął rękę do Gwen. Ujęła ją niepewnie. Mężczyzna
ścisnął ją i potrząsnął.
- Miło mi cię poznać, wiele o tobie słyszałem.
- Chciałabym móc powiedzieć to samo o panu – powiedziała
chłodno, ale gość roześmiał się. Miał głęboki śmiech.
- Mów mi Jack.
Puścił
jej rękę i uścisnął dłoń Artura.
- Poznaliśmy się już wcześniej – powiedział chłopak grzecznym
tonem. Pod warstwą grzeczności i może by rzec przyjacielskości, Gwen wyczuła
chłód.
- Pamiętam to przyjęcie. Twoja matka była wspaniałą kobietą i
świetną gospodynią. Najszczersze kondolencje.
- Dziękuję.
Aurora zaprosiła wszystkich do
jadalni. Na stole stały świece, które rozświetlały półmrok. Ich płomienie
odbijały się od kryształowych kieliszków. Głównym daniem miała być pieczeń ze
śliwką w towarzystwie puree i rozmaitych surówek. Widać było trud, jaki Aurora
włożyła w to, by ta kolacja była idealna. Artur odsunął krzesło dla Gwen.
Usiadł obok niej, naprzeciw Aurory i Jacka. Mężczyzna otworzył czerwone wino i
nalał każdemu do kieliszka.
- Niewiele
– powiedział Artur, unosząc rękę, by wskazać ilość wina. – Jestem kierowcą.
Jack uśmiechnął się do niego
krzywo, jakby z ironią. Gwen wiedziała, że łączy ich jakaś tajemnica, że nie
darzą się sympatią. Chciała wiedzieć o co chodzi. Jedną ręką przystawiła
kieliszek do ust, a drugą ścisnęła dłoń Artura pod stołem. Zaczęli rozmawiać,
ale rozmowa nie kleiła się zbytnio. Jack wypytał ją o wiele rzeczy i przyglądał
się jej tak przenikliwie, że zaczęła żałować, że jej sukienka ma tak głęboki
dekolt. Aurora wydawała się być wniebowzięta i niczego nie zauważać. Gwen
zdawała sobie sprawę, że jej matka ma kochanków, ale istniał podział.
Kochankowie i ona byli rozdzielni kanałem La Manche. Nigdy jej żadnego nie przedstawiła,
aż do tamtej pory.
Miała nadzieje, że w końcu w
życiu jej matki pojawi się ktoś. Nie chciała, by Aurora toczyła samotne życie,
tak jak jej babcia – sławna, ale samotna. Zawsze, gdy wyobrażała sobie pierwsze
spotkanie jej i jej przyszłego ojczyma, widziała luźną atmosferę i fakt, że go
zaakceptuje. Jednak to spotkanie zupełnie nie było takie. W Jacku było coś, co
ją martwiło, jakiś pierwiastek zła. Roześmiała się, myśląc o tym.
Poczuła na sobie karcące
spojrzenie Aurory. Nawet nie zauważyła, że z nerwów wypiła sama pół butelki
wina. Jej matka nie miała nic przeciwko piciu przed osiemnastką, o ile jej
córka zachowywała się dorośle i odpowiedzialnie.
- Gwen,
uspokój się – szepnął jej Artur do ucha.
Jej matka i jej chłopak zniknęli
w kuchni, pod pretekstem przygotowania deseru.
- Nie mogę.
To wszystko jest nie tak – wyszeptała, opierając głowę na dłoniach. Pogłaskał
ją po plecach.
- Chcesz
porozmawiać na osobności?
Skinęła głową. Chłopak wstał i
zniknął na chwilę w kuchni. Słyszała, jak mówi Aurorze, że idą się przewietrzyć
i, że zaraz wrócą.
Usiadła na tarasie, ciepły wiatr
poruszał jej włosami. Nie było zbyt ciepło, ale alkohol w jej żyłach skutecznie
rozgrzewał jej ciało. Artur zdjął swoją marynarkę i narzucił ją na ramiona swojej
dziewczyny. Objął ją ramionami, oparła się o jego pierś. Jej głowa wpasowała
się w zagłębienie ramienia chłopaka.
- Kim jest
ten mężczyzna?
- Wpływowym
amerykańskim biznesmenem, który od jakiegoś czasu pracuje w Londynie. Znamy się
z przyjęć… - urwał.
- Nie bój
się, powiedzieć dla wyższych sfer – zaśmiała się.
- Które
organizowała moja matka. Współpracowali. Tyle wiem o jego pracy. Słynął z
krótkich romansów z modelkami, aktorkami, trochę jak Jack Bass z „Plotkary” –
zażartował. Pocałowała go w szyję.
- Mam się
bać, że to krótki romans?
Artur przygryzł wargę. Gwen
usiadła prosto i przyjrzała się jego zmartwionej twarzy, miał zamknięte oczy, a
rzęsy muskały policzki.
- Lepiej,
żeby okazał się krótki…
- Co masz
na myśli? – Zdawało jej się, że natychmiast otrzeźwiała. Westchnął. – Arturze.
-
Porozmawiamy o tym, kiedy indziej dobrze?
- Ale tu
chodzi o moją matkę! – Podniosła głos.
Położył jej palce na ustach.
- Gwen,
proszę – spuściła głowę. Wstał i pocałował ją w czoło. – Wytrwajmy do końca.
- Jedźmy do
ciebie.
Uniósł brwi. Wstała i objęła go
za szyję. Położył dłonie na jej biodrach, zanurzył nos w jej włosach.
- W domu
jest Cathlin i tata – opowiedział wymijająco. Zrobiła smutną minę. –
Wyjedziemy, ale nie dzisiaj. Nad morze, co ty na to?
Gwen pocałowała go lekko w usta,
złapał ją zębami za wargę, przyciągając bliżej. Całowali się powoli, jakby celebrując
każdy ruch swoich warg, języka. Artur wbił palce w jej biodra, z jego gardła
wydobyło się głębokie mruknięcie. Przesunęła dłońmi po jego plecach, czując pod
palcami mocne mięśnie.
- Wracamy?
Artur skinął głową i objął ją
ramieniem. Usiedli naprzeciw Aurory i Jacka, rozdzieleni stołem. Dziewczyna
wciskała się ramieniem w bok swojego chłopaka. Na stole stało ciasto
czekoladowe, przekładane dżemem. Gwen uśmiechnęła się pod nosem, jej matka nie
umiała i bardzo nie lubiła piec, a to ciasto było jednym z najlepszych jakie
robiła Lottie. Ginny tęskniła za nią, nie widziały się już tydzień.
Artur szturchnął ją kolanem.
Spojrzała w tym samym kierunku co on. W cieniu drzew, po drugiej stronie
podwórka czaiła się wysoka postać, kaptur opadał jej na twarz. Zjeżyły się jej
włosy na karku, ścisnęła dłoń chłopaka i szepnęła mu na ucho:
- Zaraz
wrócę.
Przeprosiła i wybiegła przed
dom, narzucając na siebie tylko sweter. Wieczór zrobił się chłodny, a do tego
wzmógł się wiatr, który szarpał jej czarnymi włosami, które przypominały
skrzydła. Wyciągnęła dłoń i zmieniła kierunek wiatru, by zerwał kaptur z
postaci. Brązowe włosy rozsypały się na ramiona.
- Mel.
Jej cichy głos rozbrzmiał, jakby
krzyknęła. Czuła tępe pulsowanie w skroni. Melanie zatrzymała się w spojrzała w
jej oczy. Jej niebieskie tęczówki zbladły, stały się prawie białe. Po policzku
pełza siateczka czarnych lin, układających się w skomplikowane wzory. Emanowały
czarną magią. Dopiero po chwili dziewczyna zauważyła czerwony klejnot jarzący
się na piersi Mel.
Uniosły dłonie w tej samej
chwili.
Gwen działała instynktownie,
wypchnęła przed siebie dłonie, jakby chciała ją przewrócić. Ziemia zatrzęsła
się z cichym pomrukiem. Melanie próbowała się ratować, ale dziewczyna
przekręciła nadgarstek wysyłając w jej stronę powietrzny wir.
- Gwen!
Obie odwróciły się w stronę
domu. Artur wyszedł zza domu, jego sylwetka odcinała się od jasno oświetlonego
budynku. Gwen spojrzała w stronę, gdzie leżała Melanie, ale dziewczyny już tam
nie było. Poczuła ogromne zmęczenie, zachwiała się na miękkich nogach i upadła
prosto w ramiona Artura.
- Hej, hej.
Mów do mnie – powiedział, trzymając ją mocno w talii. – Kto to był?
Nie wiedziała, jak mu
powiedzieć, że to jej najlepsza przyjaciółka, była teraz sługusem Morgany.
- Miałeś
rację – uniósł brwi. – Ona idzie po nas.
~*~*~
Mam nadzieję, że spędzacie wesoło Halloween :3
W sumie ten rozdział miał być ciut inny, ale jak to bywa, w praniu wyszło to co wyszło.
Mimo wszystko mam nadzieję, że się Wam podoba, przepraszam, że nie mogę odpisywać na wasze komentarze, które zawsze czytam (!), ale niestety coś mi się skopało z komputerem i nie mogę otwierać mojego bloga :o gdyby ktoś też miał taki problem to napiszcie mi to na moim asku lub na facebooku (link w zakładce obok).
No więc dziękuję każdemu kto napisał komentarz i nie dostał odpowiedzi :3 Wasze słowa są najcudowniejsze i bardzo inspirujące! Mogę Was tylko prosić, żebyście pisali dalej dla mnie :)
W sumie ten rozdział miał być ciut inny, ale jak to bywa, w praniu wyszło to co wyszło.
Mimo wszystko mam nadzieję, że się Wam podoba, przepraszam, że nie mogę odpisywać na wasze komentarze, które zawsze czytam (!), ale niestety coś mi się skopało z komputerem i nie mogę otwierać mojego bloga :o gdyby ktoś też miał taki problem to napiszcie mi to na moim asku lub na facebooku (link w zakładce obok).
No więc dziękuję każdemu kto napisał komentarz i nie dostał odpowiedzi :3 Wasze słowa są najcudowniejsze i bardzo inspirujące! Mogę Was tylko prosić, żebyście pisali dalej dla mnie :)
Kocham każdego z Was :3
Wasza Raven
Też cię kocham <3 i ten blog kocham <3 i tą historię <3 i wszystko co z nim związane <3 rozdział cudowny :D mam nadzieję, że nie długo pojawi się kolejny skoro "Ona idzie po nich", szykuje się rozróba i to lubię, ale jak mi kogoś uśmiercisz lub rozdzielisz (mam tu namyśli konkretnie DWIE osoby) to nie będzie tak miło i sielankowo (to tylko ostrzeżenie więc na razie się nic nie bój :P) i to chyba wszystko. Duuuuuużo weny, natchnienia i pomysłów na cd. :* :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Trudno mi opisać to jak bardzo uwielbiam Twoje opowiadanie. Brakuje mi po prostu słów. Hmnm co za nowość...
OdpowiedzUsuńJuż teraz chce więcej! Chcę wiedzieć co czeka Artura i Gwen!
Wgl... Co to za dziwny gościu? Nie lubię go, a poza tym to ta cała Melanie to idiotka. Supi, najpierw się z kimś zaprzyjaźnię, a później stanę się sługusem jego największego wroga...
Cudowne opowiadanie, życzę weny i zapraszam
szpiegostwo-poplaca.blogspot.com
Jakie dłuuugie! ♥
OdpowiedzUsuńpola-na-blogu.blogspot.com -KLIK
Cudowny rozdział! Groźba wisi w powietrzu! Nie mogę się doczekać jak to dalej pójdzie. Oby nikt nie umarł. Błagam! A jeśli chodzi o tego mężczyznę to mam co do niego złe przeczucia. Zobaczymy. A Mel. Jak ona mnie zdenerwowała. Czy w ogóle się dowiemy czemu zdradziła przyjaciółkę?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuję Melete