piątek, 31 października 2014

Rozdział 13.

                 Czarne włosy spływały jej na plecy lekko skręcone w loki. Biała sukienka na wąskich ramiączkach była miękka w dotyku, kiedy muskała jej skórę. Koronkowe wykończenia na dekolcie, ściągnięcie w talii. Gwen nałożyła na usta niewielką ilość błyszczyku w delikatnym kolorze różu. Usłyszała stukanie obcasów o panele. Aurora stanęła w progu łazienki, miała na sobie niebieską sukienkę z zamkiem biegnącym wzdłuż kręgosłupa. Spojrzała na córkę z czułością.
- Ślicznie wyglądasz.
                Gwen uśmiechnęła się i założyła kosmyk za ucho.
- Wyglądam jak ty.
                Aurora stanęła obok córki. W lustrze ich twarze były na tej samej wysokości. Prawie identyczne. Z tymi samymi miękkimi rysami, niewielkim nosem. Różniły ich tylko oczy. Złote i brązowe. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Kobieta odsunęła swoje włosy na plecy i uśmiechnęła się do odbicia w lustrze. Gwen poczuła zapach jej włosów, gdy ta wychodziła z łazienki. Westchnęła cicho i skropiła swoją szyję perfumami.
                Głos Artura rozbrzmiewał w całym domu. Śmiał się z dowcipu o dwóch koniach – popisowego dowcipu mamy. Stanęła na drugim stopniu od dołu i spojrzała na swojego chłopaka. Miał na sobie czarne dżinsy, białą koszulę, czarną marynarkę i wąski, ciemny krawat. W ręce trzymał bukiet bordowych róż. Jej matka głaskała główki swoich ulubionych żółtych tulipanów.
                Chłopak usłyszał jej kroki. Podniósł na nią wzrok i zlustrował ją przenikliwym spojrzeniem od stóp do głów. Poczuła, że się rumieni. Aurora powiedziała, że idzie wstawić kwiatki do wazonu i zniknęła w jadalni. Gwen zeszła po schodach i stanęła na równi z nim. Mimo wysokich obcasów, nadal była od niego niższa, choć już niewiele.
- Cześć piękna – powiedział ciszej, a jego głos stał się głębszy. Srebrne tęczówki przybrały barwę grafitu. – Wydawało mi się, że jest piękna – stwierdził, patrząc na środkową różę, ciemniejszą od pozostałych – dopóki nie zobaczyłem ciebie.
                Nie odpowiedziała nic. Objęła go za szyję i przyciągnęła jego usta do swoich. Rozchylił wargi, przechylając ją lekko do tyłu. Uśmiechał się, jego dłoń przyciągnęła ją do siebie z taką siła, że wydało się to jej niemal brutalne.
- Jak było na treningu? – Przeczesała palcami jego wilgotne włosy. Podał jej kwiaty.
- Bardzo dobrze.
                Pocałowała go w policzek. Na jej wargach nie było już śladu po błyszczyku.
- Jak zwykle niepokonany?
                Roześmiał się. Była z nim raz na treningu, jeszcze za nim zaczęli ze sobą chodzić. Starał się, bo wiedział, że na niego patrzy. Swego rodzaju męska duma pchała go do każdego zwycięstwa. Miał wrażenie, jakby znów zdobywał jej serce podczas turnieju.
- Dla ciebie.
                Cmoknęła go w usta. Usłyszeli odgłos obcasów na panelach. Jej matka stanęła w progu, dzierżąc w dłoni butelkę białego wina. Uśmiechała się. Gwen zarumieniła się.
- Idźcie do salonu. Gwen może ci coś zagrać – powiedziała.
- Czekamy jeszcze na kogoś? – Spytała Gwen.
- Tak – Aurora wróciła do jadalni.
                Spojrzeli na siebie. Artur uniósł brwi, ale Gwen tylko wzruszyła ramionami. Weszli do salonu, chłopak przyglądał się zdjęciom, które wisiały na ścianach. Dziewczyna usiadła przy fortepianie i delikatnie głaskała jego klawisze, nie wydając przy tym żadnego dźwięku z instrumentu. Chłopak po chwili dołączył do niej, zrobiła mu miejsce na ławeczce. Zaczął grać, Gwen szybko rozpoznała melodię, którą często sama grała. Ale co to za przyjemność grać duet samemu? Uśmiechnęła się i oparła palce na klawiszach, dołączyła swój głos. Prowadzili ze sobą muzyczną rozmowę. Ona grała wysokie partie, on niskie. Ich palce tańczyły po klawiszach, czasami się spotykając. Artur wciskał pedał, ale jej stopa podrygiwała w ten sam rytm. Zakończenie było jej, zagrała długi tryl i zawiesiła dźwięk w powietrzu.
                Odwróciła twarz w jego stronę, przygryzał dolną wargę. Delikatnie przyciągnęła go do siebie, obejmując dłońmi jego szyję. Pocałował ją, zapierając dech w piersiach. Wciągnęła zapach jego perfum, pragnąc zatrzymać go jak najdłużej.
- Uwielbiam to.
- Grę? Ja też kocham z tobą grać – uśmiechnęła się, a na jej policzki wypłynął rumieniec.
                Gwen nigdy nie mówiła wprost, że go kocha, nie dlatego, że tak nie było. Czuła do niego coś silnego, ale chciała być pewna, że jest to coś prawdziwego i żywego, a nie kolejne wspomnienie. Potrzebowali czasu, by po raz drugi się w sobie zakochać, poczuć motyle w brzuchu. Z jednej strony otrzymali ogromny dar od losu, możliwość zakochania się drugi raz w tej samej osobie, w swojej jedynej miłości. Jednak każdy medal ma dwie strony, drugą stroną tego, był fakt, że niczego nie mogli być pewni.
- To też, ale miałem na myśli to – jego palce nagle znalazły się na jej krzyżu, a usta na wargach.
                Usłyszeli dzwonek do drzwi, z cichym westchnieniem odsunęła się od niego. Wystała i wygładziła sukienkę. Artur zapiął pierwszy guzik w marynarce. Gwen wyrównała jego krawat, do klapy miał przypiętą złotą brzytwę. Dotknęła ją opuszką palca.
- Czemu brzytwa?
- Mama nazywała się z domu Blade. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny, która w herbie miała właśnie taką brzytwę. Dostałem ją w spadku po dziadku.
- Więc jesteś lordem.
- W połowie – uśmiechnął się. Pocałował ją w dłoń. – Mój wuj Fred jest ostatnim lordem Blade, jeśli nie urodzi mu się syn to nazwisko wyginie – usłyszała smutek w jego głosie. – Na nasze nieszczęście, Fred jest spełniającym się kawalerem i kobieciarzem.
                Roześmiała się. Artur objął ją w talii. Gwen oparła dłonie na szerokiej piersi chłopaka, czuła spokojne bicie jego serca, które biło dla niej. Osunął włosy z jej twarzy, musnął ustami jej skroń.
- Powinnaś częściej nosić takie sukienki – wyszeptał, drażniąc ustami wrażliwą skórę jej ucha. Zadrżała. – Pięknie wyglądasz w bieli.
                Uniosła wąskie brwi.
- Niewinnie?
- Niewinność to ostatnie słowo, jakie mi się nasuwa, gdy na ciebie patrzę – zamruczał.
                Do salonu weszła jej matka, uśmiechała się promiennie. Gwen spojrzała na mężczyznę, idącego za nią. Był bardzo elegancki w szarym garniturze i krawacie w prążki. Z kieszeni wystawała mu lazurowa poszetka, Gwen już gdzieś ją widziała wcześniej. Artur wyprostował się, przyglądając się bacznie mężczyźnie. Jego dłoń, opierająca się na jej plecach, zacisnęła się w pieść.
- To moja córka Gwen i jej chłopak Artur Creagh – zrobiła krótką przerwę, jakby badała ich reakcje na to przedstawienie. – A to mój – zawahała się, zapadła krótka, ale bardzo głęboka cisza. – Bilski przyjaciel Jack Blackwolf.
                Jack podszedł do nich i wyciągnął rękę do Gwen. Ujęła ją niepewnie. Mężczyzna ścisnął ją i potrząsnął.
- Miło mi cię poznać, wiele o tobie słyszałem.
- Chciałabym móc powiedzieć to samo o panu – powiedziała chłodno, ale gość roześmiał się. Miał głęboki śmiech.
- Mów mi Jack.
                Puścił jej rękę i uścisnął dłoń Artura.
- Poznaliśmy się już wcześniej – powiedział chłopak grzecznym tonem. Pod warstwą grzeczności i może by rzec przyjacielskości, Gwen wyczuła chłód.
- Pamiętam to przyjęcie. Twoja matka była wspaniałą kobietą i świetną gospodynią. Najszczersze kondolencje.
- Dziękuję.
                Aurora zaprosiła wszystkich do jadalni. Na stole stały świece, które rozświetlały półmrok. Ich płomienie odbijały się od kryształowych kieliszków. Głównym daniem miała być pieczeń ze śliwką w towarzystwie puree i rozmaitych surówek. Widać było trud, jaki Aurora włożyła w to, by ta kolacja była idealna. Artur odsunął krzesło dla Gwen. Usiadł obok niej, naprzeciw Aurory i Jacka. Mężczyzna otworzył czerwone wino i nalał każdemu do kieliszka.
- Niewiele – powiedział Artur, unosząc rękę, by wskazać ilość wina. – Jestem kierowcą.
                Jack uśmiechnął się do niego krzywo, jakby z ironią. Gwen wiedziała, że łączy ich jakaś tajemnica, że nie darzą się sympatią. Chciała wiedzieć o co chodzi. Jedną ręką przystawiła kieliszek do ust, a drugą ścisnęła dłoń Artura pod stołem. Zaczęli rozmawiać, ale rozmowa nie kleiła się zbytnio. Jack wypytał ją o wiele rzeczy i przyglądał się jej tak przenikliwie, że zaczęła żałować, że jej sukienka ma tak głęboki dekolt. Aurora wydawała się być wniebowzięta i niczego nie zauważać. Gwen zdawała sobie sprawę, że jej matka ma kochanków, ale istniał podział. Kochankowie i ona byli rozdzielni kanałem La Manche. Nigdy jej żadnego nie przedstawiła, aż do tamtej pory.
                Miała nadzieje, że w końcu w życiu jej matki pojawi się ktoś. Nie chciała, by Aurora toczyła samotne życie, tak jak jej babcia – sławna, ale samotna. Zawsze, gdy wyobrażała sobie pierwsze spotkanie jej i jej przyszłego ojczyma, widziała luźną atmosferę i fakt, że go zaakceptuje. Jednak to spotkanie zupełnie nie było takie. W Jacku było coś, co ją martwiło, jakiś pierwiastek zła. Roześmiała się, myśląc o tym.
                Poczuła na sobie karcące spojrzenie Aurory. Nawet nie zauważyła, że z nerwów wypiła sama pół butelki wina. Jej matka nie miała nic przeciwko piciu przed osiemnastką, o ile jej córka zachowywała się dorośle i odpowiedzialnie.
- Gwen, uspokój się – szepnął jej Artur do ucha.
                Jej matka i jej chłopak zniknęli w kuchni, pod pretekstem przygotowania deseru.
- Nie mogę. To wszystko jest nie tak – wyszeptała, opierając głowę na dłoniach. Pogłaskał ją po plecach.
- Chcesz porozmawiać na osobności?
                Skinęła głową. Chłopak wstał i zniknął na chwilę w kuchni. Słyszała, jak mówi Aurorze, że idą się przewietrzyć i, że zaraz wrócą.
                Usiadła na tarasie, ciepły wiatr poruszał jej włosami. Nie było zbyt ciepło, ale alkohol w jej żyłach skutecznie rozgrzewał jej ciało. Artur zdjął swoją marynarkę i narzucił ją na ramiona swojej dziewczyny. Objął ją ramionami, oparła się o jego pierś. Jej głowa wpasowała się w zagłębienie ramienia chłopaka.
- Kim jest ten mężczyzna?
- Wpływowym amerykańskim biznesmenem, który od jakiegoś czasu pracuje w Londynie. Znamy się z przyjęć… - urwał.
- Nie bój się, powiedzieć dla wyższych sfer – zaśmiała się.
- Które organizowała moja matka. Współpracowali. Tyle wiem o jego pracy. Słynął z krótkich romansów z modelkami, aktorkami, trochę jak Jack Bass z „Plotkary” – zażartował. Pocałowała go w szyję.
- Mam się bać, że to krótki romans?
                Artur przygryzł wargę. Gwen usiadła prosto i przyjrzała się jego zmartwionej twarzy, miał zamknięte oczy, a rzęsy muskały policzki.
- Lepiej, żeby okazał się krótki…
- Co masz na myśli? – Zdawało jej się, że natychmiast otrzeźwiała. Westchnął. – Arturze.
- Porozmawiamy o tym, kiedy indziej dobrze?
- Ale tu chodzi o moją matkę! – Podniosła głos.
                Położył jej palce na ustach.
- Gwen, proszę – spuściła głowę. Wstał i pocałował ją w czoło. – Wytrwajmy do końca.
- Jedźmy do ciebie.
                Uniósł brwi. Wstała i objęła go za szyję. Położył dłonie na jej biodrach, zanurzył nos w jej włosach.
- W domu jest Cathlin i tata – opowiedział wymijająco. Zrobiła smutną minę. – Wyjedziemy, ale nie dzisiaj. Nad morze, co ty na to?
                Gwen pocałowała go lekko w usta, złapał ją zębami za wargę, przyciągając bliżej. Całowali się powoli, jakby celebrując każdy ruch swoich warg, języka. Artur wbił palce w jej biodra, z jego gardła wydobyło się głębokie mruknięcie. Przesunęła dłońmi po jego plecach, czując pod palcami mocne mięśnie.
- Wracamy?
                Artur skinął głową i objął ją ramieniem. Usiedli naprzeciw Aurory i Jacka, rozdzieleni stołem. Dziewczyna wciskała się ramieniem w bok swojego chłopaka. Na stole stało ciasto czekoladowe, przekładane dżemem. Gwen uśmiechnęła się pod nosem, jej matka nie umiała i bardzo nie lubiła piec, a to ciasto było jednym z najlepszych jakie robiła Lottie. Ginny tęskniła za nią, nie widziały się już tydzień.
                Artur szturchnął ją kolanem. Spojrzała w tym samym kierunku co on. W cieniu drzew, po drugiej stronie podwórka czaiła się wysoka postać, kaptur opadał jej na twarz. Zjeżyły się jej włosy na karku, ścisnęła dłoń chłopaka i szepnęła mu na ucho:
- Zaraz wrócę.
                Przeprosiła i wybiegła przed dom, narzucając na siebie tylko sweter. Wieczór zrobił się chłodny, a do tego wzmógł się wiatr, który szarpał jej czarnymi włosami, które przypominały skrzydła. Wyciągnęła dłoń i zmieniła kierunek wiatru, by zerwał kaptur z postaci. Brązowe włosy rozsypały się na ramiona.
- Mel.
                Jej cichy głos rozbrzmiał, jakby krzyknęła. Czuła tępe pulsowanie w skroni. Melanie zatrzymała się w spojrzała w jej oczy. Jej niebieskie tęczówki zbladły, stały się prawie białe. Po policzku pełza siateczka czarnych lin, układających się w skomplikowane wzory. Emanowały czarną magią. Dopiero po chwili dziewczyna zauważyła czerwony klejnot jarzący się na piersi Mel.
                Uniosły dłonie w tej samej chwili.
                Gwen działała instynktownie, wypchnęła przed siebie dłonie, jakby chciała ją przewrócić. Ziemia zatrzęsła się z cichym pomrukiem. Melanie próbowała się ratować, ale dziewczyna przekręciła nadgarstek wysyłając w jej stronę powietrzny wir.
- Gwen!
                Obie odwróciły się w stronę domu. Artur wyszedł zza domu, jego sylwetka odcinała się od jasno oświetlonego budynku. Gwen spojrzała w stronę, gdzie leżała Melanie, ale dziewczyny już tam nie było. Poczuła ogromne zmęczenie, zachwiała się na miękkich nogach i upadła prosto w ramiona Artura.
- Hej, hej. Mów do mnie – powiedział, trzymając ją mocno w talii. – Kto to był?
                Nie wiedziała, jak mu powiedzieć, że to jej najlepsza przyjaciółka, była teraz sługusem Morgany.

- Miałeś rację – uniósł brwi. – Ona idzie po nas.




~*~*~
Mam nadzieję, że spędzacie wesoło Halloween :3
W sumie ten rozdział miał być ciut inny, ale jak to bywa, w praniu wyszło to co wyszło.
Mimo wszystko mam nadzieję, że się Wam podoba, przepraszam, że nie mogę odpisywać na wasze komentarze, które zawsze czytam (!), ale niestety coś mi się skopało z komputerem i nie mogę otwierać mojego bloga :o gdyby ktoś też miał taki problem to napiszcie mi to na moim asku lub na facebooku (link w zakładce obok).
No więc dziękuję każdemu kto napisał komentarz i nie dostał odpowiedzi :3 Wasze słowa są najcudowniejsze i bardzo inspirujące! Mogę Was tylko prosić, żebyście pisali dalej dla mnie :)
Kocham każdego z Was :3
Wasza Raven

4 komentarze:

  1. Też cię kocham <3 i ten blog kocham <3 i tą historię <3 i wszystko co z nim związane <3 rozdział cudowny :D mam nadzieję, że nie długo pojawi się kolejny skoro "Ona idzie po nich", szykuje się rozróba i to lubię, ale jak mi kogoś uśmiercisz lub rozdzielisz (mam tu namyśli konkretnie DWIE osoby) to nie będzie tak miło i sielankowo (to tylko ostrzeżenie więc na razie się nic nie bój :P) i to chyba wszystko. Duuuuuużo weny, natchnienia i pomysłów na cd. :* :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Trudno mi opisać to jak bardzo uwielbiam Twoje opowiadanie. Brakuje mi po prostu słów. Hmnm co za nowość...
    Już teraz chce więcej! Chcę wiedzieć co czeka Artura i Gwen!
    Wgl... Co to za dziwny gościu? Nie lubię go, a poza tym to ta cała Melanie to idiotka. Supi, najpierw się z kimś zaprzyjaźnię, a później stanę się sługusem jego największego wroga...
    Cudowne opowiadanie, życzę weny i zapraszam
    szpiegostwo-poplaca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział! Groźba wisi w powietrzu! Nie mogę się doczekać jak to dalej pójdzie. Oby nikt nie umarł. Błagam! A jeśli chodzi o tego mężczyznę to mam co do niego złe przeczucia. Zobaczymy. A Mel. Jak ona mnie zdenerwowała. Czy w ogóle się dowiemy czemu zdradziła przyjaciółkę?
    Pozdrawiam i całuję Melete

    OdpowiedzUsuń

Alis