środa, 8 października 2014

Rozdział 12.

Rozdział ten dedykuje wszystkim moim czytelnikom,
a w szczególności:
Scribo, Kasi i Loarze

                Poniedziałek powitał ją ciepłymi promieniami słońca. Stanęła w oknie i wciągnęła do płuc ciepłe powietrze. Kończył się kwiecień. Gwen spojrzała na zielone morze drzew i błyszczącą w oddali taflę jeziora. Ptaki unosiły się nad czubkami świerków, wyśpiewując poranne trele.
                Wzięła prysznic i zrobiła makijaż. Ubrała się w granatowe jeansy i złoty sweterek. Zbiegła po schodach i spojrzała na swoją matkę krzątającą się w kuchni. Od dawna Aurora nie robiła jej śniadanie przed szkołą. Uścisnęła matkę, czuła, że to będzie dobry dzień. Parking przed szkołą powoli się zapełniał, zobaczyła Dylana stojącego ze swoimi kumplami pod rozłożystym świerkiem i Artura siedzącego na schodach szkoły. Słońce sprawiło, że pasma jego włosów mieniły się odcieniami miedzi i złota. Zauważył ją i uśmiechnął się. Biała koszulka z nadrukiem, podkreślała jego szeroki tors i rozbudowane barki. Jeansy wisiały nisko na jego biodrach. Plecak obijał się o jego plecy. Podszedł do niej i wyciągnął ku niej dłoń. Gwen splotła palce z jego palcami. Chłopak odsunął włosy z jej twarzy i wodził kciukiem po policzku dziewczyny.
                Czuli na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych na parkingu.
- Hej - szepnęła, wspinając się na palce i cmokając go w policzek.
                Podobało jej się to, że może go całować i dotykać, nie zważając na to, co pomyślą inni. Był jej chłopakiem, a ona należała do niego.
- Jak się czuje moja dziewczyna - podkreślił ostatnie słowa. Jego dłoń błądziła po jej twarzy.
                Czuła jak każdy nerw reaguje na jego dotyk. Mrowienie skóry było ciężkie do zniesienia, chciała znaleźć się z nim na kompletnym odludzi, z dala od ciekawskich spojrzeń, szeptów, by móc się nim cieszyć. Splotła palce na jego karku, przyciągając twarz Artura do siebie. Usta chłopaka, rozchyliły się pod naporem jej warg. Czuła jego miętowy oddech i smak jego warg.
                Rozległy się ciche gwizdy.
                Usta Gwen wykrzywiły się w uśmiechu, cały czas przyciśnięte do jego warg.
- Chciałabym stąd uciec - powiedziała, odsunęła się odrobinę.
                Artur objął ją ramieniem i razem ruszyli do szkoły.
- Nie dziś kocie. Dzisiaj musimy powalczyć o dobrą ocenę z testu z historii.
                Parsknęła śmiechem. Gwen spojrzała na chłopaka z dołu. Uśmiechał się, widać było, że jest szczęśliwy. Zatrzymali się przy jej szafce. Dziewczyna zostawiła w niej część książek i poprawiła swoje długie, czarne fale.
-, Co takiego zrobiłeś, że twoje imię powtarza co druga dziewczyna? - Spytał Will Blake.
                Był to dobrze zbudowany chłopak o jasnych włosach i mądrych brązowych oczach. Gwen znała go od dawna, chodzili razem na niektóre zajęcia, a wcześniej byli w jednej klasie w podstawówce. Zamknęła szafkę i spojrzała na chłopaków. Widać było, że się zaprzyjaźnili.
- Gwen to..
- Arturze znamy się - powiedziała. - Cześć Jokerze.
- Witaj Kruku.
                Artur spojrzał na nich ze zdziwieniem.
- Jak to?
- Oj stary - Will przygarnął go ramieniem. - To nie Londyn, to małe miasteczko. Tu się wszyscy znają. Chodziłem z Krukiem do przedszkola, później do podstawówki, no a teraz jesteśmy tu.
                Artur przewrócił oczami. Zadzwonił dzwonek, uczniowie zaczęli się przepychać do swoich klas. Trzymała go za rękę, idąc za chłopakiem do klasy. Czuła ciepło jego dłoni na swojej skórze. Usiedli w ławce, a za nimi weszła Amy Willow wraz ze świtą. Już nie uśmiechała się uwodzicielsko do Artura. Obrzuciła Gwen wrogim spojrzeniem i powiedziała bezgłośnie: zniszczę cię.
                Artur zauważył wrogość między dziewczynami. Spiorunował Amy wzrokiem, pod którym ugięło się każde kolano. Gwen widziała w nim króla: nieugiętego, stanowczego i władczego, ale wiedziała, że potrafi też być delikatny i wyrozumiały. Lubiła widzieć w nim tamtego Artura, zastanawiało ją, czy on też widzi w nią tamtą Gwen. Blondynka usiadła na swoim krześle i natychmiast zaczęła stukać paznokciami w ekran swojego telefonu. Gwen posłała swojemu chłopakowi porozumiewawcze spojrzenie. Ścisnął jej dłoń pod ławką.
- Dzień dobry uczniowie - profesor Milton rozejrzała się po klasie. Jej wzrok spoczął na chwilę na Arturze. – Mam wasze eseje. Jestem z nich zadowolona, bo poważnie podeszliście do tematu, jednak spodziewałam się, że wielu z was spróbuje poprzeć tezę o Arturze. Choćby ze względu na nasze miasto. Uczeni podejrzewają, że Jezioro Avalon to nasze Srebrne Jezioro. Do tego zapisy kronik dotyczące rodu – kobieta zawahała się – rodów, najstarszych rodów naszego miasta. Jednak, wielu z was uważa inaczej. Dobrze, macie do tego prawo – podała dwóm uczniom, stos prac, by je rozdali klasie. – Oceny w większości przypadków są dobre, jest kilka bardzo dobrych i jeden celujących.
                Gwen odwróciła wzrok, nie sądziła, że to jej dotyczy ostatnie słowo. Lubiła historię, ale zdawała sobie sprawę, że profesor Milton za nią nie przepada i dla zasady nie da jej szóstki. Po chwili na ich stolik spadł spięty spinaczem plik kartek. Spojrzała na tytuł „Król Artur – legenda, w której tkwi ziarno prawdy”. Uśmiechnęła się, wspominając tamten wieczór, mieli już napisaną połowę niezbyt porywającego tekstu o tym, że nie ma wystarczających dowodów, nie zachowały się żadne dokumenty, które świadczyłyby o panowaniu takiego króla etc. Artur w pewnym momencie odsunął do siebie komputer i spytał jej, czy wierzy w to, co mówi. Stwierdził, że wierzy w istnienie króla, (co wtedy wydawało się jej śmieszne, bo przecież kiedyś był nim, tak jak ona była jego żoną) i, że nie będzie pisał kłamstw.
- Sześć – mruknął chłopak i spojrzał na Gwen.
                Dziewczyna pochyliła się nad pracą. Faktycznie pod ich nazwiskami zapisanymi w prawym, górnym roku strony, została napisana czerwonym tuszem szóstka.
- Niemożliwe – powiedziała i przesunęła stronę, bo blacie. Ocena wciąż tam była. – Nie u Milton.
                Nauczycielka stanęła za biurkiem i rozejrzała się po klasie. Jej brązowe oczy prześlizgiwały się po twarzach uczniów. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Dziewczyna, która stanęła w progu miała krótkie rudawo-brązowe włosy i ciemne oczy. Gwen znała ją z przestawień tanecznych, które przed śmiercią wspierała, grając solowe skrzypce.
- Panna Blake chciałaby poprosić o zwolnienie z lekcji Artura Creagha i Gwen Ravenscar.
- Na całą lekcję? – Cienka brew nauczycielki podjechała do góry. Dziewczyna pokiwała głową. – No dobrze, idźcie.
                Gwen i Artur szybko się spakowali i ruszyli za dziewczyną, która lekkim krokiem szła w stronę auli. Para trzymała się trochę z tyłu. Chłopak splótł palce z jej palcami. Spojrzała na niego kątem oka. Miał zatroskaną twarz.
- O co chodzi? – Spytała tak cicho, by dziewczyna nie usłyszała ich rozmowy.
                Artur pokręcił głową, a kasztanowe włosy spadły mu na czoło.
- Nie jest dla ciebie dziwne, że nasze życie jest dla innych legendą, bajką dla dzieci?
                Gwen westchnęła. Zdawała sobie sprawę, że jej chłopak jest dużo bardziej zżyty ze swoim poprzednim ja. Dla niej tamto życie zakończyło się, a ona prowadziła teraz zupełnie inne. Widziała cienkie powiązania między tamtym, a tym, ale starała się unikać, jak najbardziej mówienia o Ginevrze i o sobie jednej o sobie. Może kiedyś miała się tego nauczyć, ale wtedy nie potrafiła. Jednak Artur miał problem, by rozdzielić tamten czas, od tego.
- To już nie jest to samo – szepnęła. – Minęły wieki, odkąd byliśmy panami Camelotu. Musimy pozwolić mu zniknąć w cieniu legend, którą się stał. Tak będzie lepiej dla nas, dla niego i dla ludzi.
- Nie rozumiem, jak może tak łatwo go porzucać. Był domem naszych ojców i naszych dzieci – wyszarpnął dłoń z jej dłoni i przyspieszył.
                Gwen wzniosła złote oczy do nieba. Artur włożył ręce do kieszeni i praktycznie zrównał się z dziewczyną, która po nich przyszła. Jej czarne włosy zdawały się być złote na końcach. Dogoniła go dopiero przy drzwiach do auli. Wszedł pierwszy, poczuła ukłucie w bólu. Wiedziała, ze będzie musiała go przeprosić, prędzej, czy później.
- Dobrze, że już przyszliście. Dziękuję Joanne za pomoc – dziewczyna skinęła głową i usiadła na obok swoich koleżanek.
                Artur i Gwen stali niepewnie na schodach. Rose Blake siedziała na scenie, a jej nogi zwisały z krawędzi. Will siedział przy bębnach i stukał palcami w jeden z nich. Gwen ruszyła powoli w dół, by podejść bliżej. Czuła na plecach palące spojrzenie Artura, starała się ukryć złość i smutek, który czuła.
- Po co nas pani wezwała – spytał Artur stając dwa kroki od niej.
- Jak wiecie, zbliża się powoli koniec roku, a wcześniej czerwiec. Na początku czerwca zostawię wystawiona adaptacja „Romea i Julii” Szekspira, jako niema sztuka tańca. Poprosiłam Bonnie Wright, żeby zajęła się skomponowaniem muzyki. Utwory są wspaniałe…
- W większości inspirowane – przerwała nauczycielce Bonnie, panna Blake spojrzała na nią z uśmiechem.
- Nie o tym mowa. Bonnie uważa, że nikt nie zagra lepiej partii fortepianu od ciebie Arturze – Gwen już wiedziała jakie będzie następne zdanie wypowiedziane przez nauczycielkę. Zimno popełzło wzdłuż jej kręgosłupa, rozchodząc się po ciele. – I nikt nie odnajdzie się lepiej w partii solowych skrzypiec.
                Gwen zbladła. Nie mogła, granie w domu, samej było dla niej ciężkie. Jak miała stanąć przed całą szkołą i zmierzyć się ze swoim bólem? Było jeszcze zbyt wcześnie.
- Panno Blake…
- Na zajęciach teatralnych wszyscy mówimy sobie po imieniu. Mów mi Rosaline, albo Rose.
- Rosaline, ja nie mogę. Przykro mi.
                Poczuła na sobie spojrzenie całej orkiestry i tancerzy. Kątem oka zobaczyła, że Artur też jej się przygląda. Odwrócił wzrok, gdy zobaczył, że na nią patrzy. Rose zeskoczyła zgrabnie ze sceny i podeszła do niej. Położyła jej dłonie na ramionach i spojrzała głęboko w oczy. Gwen miała wrażenie, że szaro-zielone oczy kobiety spoglądają znacznie głębiej.
- Wiem, co przeszłaś. Musisz się podnieść Gwen, to już ponad rok. Prawie dwa – dziewczyna walczyła z łzami napływającymi do oczu. – Ona by tego nie chciała. Wiesz, co by ci powiedziała?
                Gwen uśmiechnęła się krzywo.
- Masz talent, nie marnuj go?
- Dokładnie dziewczyno! Weź się w garść – powiedziała łagodnie. – Pomożemy Ci, każdy z nas codziennie przełamuje jakieś lęki. Dasz sobie radę.
                Dziewczyna uśmiechnęła się i zatrzymała łzy. Była Ravenscar, a kobiety z tej rodziny nigdy nie płakały. A już na pewno nie w towarzystwie. Usiadła obok Bonnie na schodach prowadzących do niszy orkiestry, a Artur usiadł przy fortepianie. Rosaline wytłumaczyła im, jak będą działały próby i rozdała terminarz prób oraz gruby stos nut. Chwilę jeszcze porozmawiała z uczniami i opuściła aulę, gdy zadzwonił dzwonek. Sala szybko pustoszała, aż zostali w niej tylko Artur i Gwen.
- Przepraszam – powiedziała, wstając i opierając się o klawiaturę fortepianu.
                Artur podniósł na nią swoje srebrne oczy. Widziała w nich smutek, który przeszył jej serce. Dotknęła dłonią jego policzka, badając palcami kształt jego policzka, żuchwy i ust. Pocałował ją w kciuk.
- To ja powinienem przepraszać. Wiem, że masz rację, ale bardzo trudno mi zrozumieć to wszystko. Nie potrafię – szukał właściwych słów. – Nie potrafię tak jak ty. Chciałbym być lepszy, uczyć się na błędach. Nie popełniać ich w kółko. Chciałbym być lepszy dla ciebie, żebyś mogła mi ufać i mieć we mnie oparcie. Gwen staram się naprawdę, ale mi nie wychodzi…
- Cichutko… - Szepnęła, obejmując go za szyję. Splótł dłonie na jej plecach. – Wiem, widzę.
                Nachyliła się i delikatnie go pocałowała. Rozchylił usta i złapał zębami jej dolną wargę. Uśmiechnęła się i pogłębiła pocałunek. Miał słodkie wargi, smakujące kawą i krwią. Ugryzł się do krwi, gdy się złościł. Odsunęła się odrobinę i dotknęła rozcięcia. Na jej palcu zebrała się szkarłatna kropla. Patrzyła na nią przez chwilę, zafascynowana jej barwą. Artur złapał dziewczynę za nadgarstek i scałował krew. Pociągnął ją w dół tak, że usiadła mu na kolanie.
- Mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę i nigdy stąd nie wychodzić – wymruczał jej do ucha, dotykając wargami jej skóry.
                Oparła dłoń na klawiaturze, klawisze wydały niski, dźwięk. Spojrzała mu w oczy.
- Niestety musimy opuścić to cudownie, puste miejsce, chociażby by iść na kolację do mojej mamy, gdzie jesteśmy zaproszeni - Artur zamrugał. Widziała w jego srebrnych tęczówkach cień strachu. – Nie martw się, mama przecież nie gryzie.
                Przez chwilę milczał, zatopiony w swoich myślach. Wahał się.
- A ubierzesz sukienkę?
                Roześmiała się, odrzucając głowę do tyłu. Czarne włosy Gwen opadły kaskadą na jej plecy. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- No co? Bez sukienki nie ma kolacji.
                Gwen ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała krótko. Zerwała się z kolan chłopaka i rzuciła:
- Do zobaczenia na francuskim.

~*~*~*~
Hej!
Wiem, że rozdział nie powala ani długością, ani treścią, ale jak wiecie zdarzają mi się fragmenty przejściowe, jak właśnie ten rozdział. Więc musicie mi wybaczyć. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, odezwało się wiele głosów, co mnie bardzo ucieszyło! Musiałybyście widzieć moją minę, jak czytałam Wasze wspaniałe komentarze :D

W każdym razie dziękuję bardzo moich kochanym fankom - tym nowym i tym, które są ze mną od czasu "Amazonki" jesteście najlepsze! :* :* :*

4 komentarze:

  1. Wyjaśnijmy sobie coś. Po pierwsze: każdy rozdział ma idealną długość :d. Po drugie: Każdy TWÓJ rozdział POWALA treścią. Mnie powala za każdym razem. Bardzo mi się podobał, aż zaparło mi dech w piersiach. Strasznie się ciesze, że pokazałaś ich w taki sposób, że jak każda para ma swoje wzloty i upadki. Nie zrobiłaś z nich pary perfekcyjnej. Strasznie mi się to spodobało :D. Dziękuję za dedykację :* nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło :* :D Życzę ci duuuużo, dużo, dużo, dużo weny do pisania kolejnego (nieziemskiego :D) rozdziału oraz żeby nie męczyli za bardzo w szkole :D :D :D Czekam z niecierpliwością na więcej :* :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie powalasz treścią ani długością? Że co proszę?! To co piszesz jest co najmniej genialne i cudowne! Uwielbiam twoją fabułę! Nawiązanie do króla Artura... Coś pięknego! Przepraszam że ostatnio nie komentowałam... Ale wiedz że caly czas czytam Twoje opowiadanie i z rozdziału na rozdział coraz bardziej sie w tym zakochuję.... <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama mam masę takich "przejściowych rozdziałów", ale uwierz mi, w Twoim wykonaniu są one fenomenalne tak jak wszystkie inne. Bardzo dziękuję za dedykację <3 Nie zawsze jestem w stanie komentować każdy rozdział, choć staram się to robić, ale nawet jeśli pod postem nie pojawia się mój komentarz, wiedz, że czytam, sprawdzam, jestem :) Życzę weny i czekam na kolejny, choćby przejściowy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Raven
    Nie powala treścią? Serio? Och proszę cię (wnoszę oczy do sufity) Twoje rozdziały są cudowne i ty o tym wiesz. Jak coś to ci uświadomię!
    Poza tym zgadzam się z Katarzyną. Nie są perfekcyjni i dobrze. Bo o to chodzi w związkach, że chociaż są kłótnie to potrafią przebaczyć- miłość <3
    Lece dalej czytać ;)
    Całuję, Melete

    OdpowiedzUsuń

Alis