Rozdział ten dedykuje wszystkim moim czytelnikom,
a w szczególności:
Scribo, Kasi i Loarze
a w szczególności:
Scribo, Kasi i Loarze
Poniedziałek powitał ją ciepłymi
promieniami słońca. Stanęła w oknie i wciągnęła do płuc ciepłe powietrze.
Kończył się kwiecień. Gwen spojrzała na zielone morze drzew i błyszczącą w
oddali taflę jeziora. Ptaki unosiły się nad czubkami świerków, wyśpiewując
poranne trele.
Wzięła prysznic i zrobiła
makijaż. Ubrała się w granatowe jeansy i złoty sweterek. Zbiegła po schodach i
spojrzała na swoją matkę krzątającą się w kuchni. Od dawna Aurora nie robiła
jej śniadanie przed szkołą. Uścisnęła matkę, czuła, że to będzie dobry dzień.
Parking przed szkołą powoli się zapełniał, zobaczyła Dylana stojącego ze swoimi
kumplami pod rozłożystym świerkiem i Artura siedzącego na schodach szkoły.
Słońce sprawiło, że pasma jego włosów mieniły się odcieniami miedzi i złota.
Zauważył ją i uśmiechnął się. Biała koszulka z nadrukiem, podkreślała jego
szeroki tors i rozbudowane barki. Jeansy wisiały nisko na jego biodrach. Plecak
obijał się o jego plecy. Podszedł do niej i wyciągnął ku niej dłoń. Gwen
splotła palce z jego palcami. Chłopak odsunął włosy z jej twarzy i wodził
kciukiem po policzku dziewczyny.
Czuli na sobie spojrzenia
wszystkich zgromadzonych na parkingu.
- Hej -
szepnęła, wspinając się na palce i cmokając go w policzek.
Podobało jej się to, że może go
całować i dotykać, nie zważając na to, co pomyślą inni. Był jej chłopakiem, a
ona należała do niego.
- Jak się
czuje moja dziewczyna - podkreślił ostatnie słowa. Jego dłoń błądziła po jej
twarzy.
Czuła jak każdy nerw reaguje na
jego dotyk. Mrowienie skóry było ciężkie do zniesienia, chciała znaleźć się z
nim na kompletnym odludzi, z dala od ciekawskich spojrzeń, szeptów, by móc się
nim cieszyć. Splotła palce na jego karku, przyciągając twarz Artura do siebie.
Usta chłopaka, rozchyliły się pod naporem jej warg. Czuła jego miętowy oddech i
smak jego warg.
Rozległy się ciche gwizdy.
Usta Gwen wykrzywiły się w
uśmiechu, cały czas przyciśnięte do jego warg.
-
Chciałabym stąd uciec - powiedziała, odsunęła się odrobinę.
Artur objął ją ramieniem i razem
ruszyli do szkoły.
- Nie dziś
kocie. Dzisiaj musimy powalczyć o dobrą ocenę z testu z historii.
Parsknęła śmiechem. Gwen
spojrzała na chłopaka z dołu. Uśmiechał się, widać było, że jest szczęśliwy.
Zatrzymali się przy jej szafce. Dziewczyna zostawiła w niej część książek i
poprawiła swoje długie, czarne fale.
-, Co
takiego zrobiłeś, że twoje imię powtarza co druga dziewczyna? - Spytał Will
Blake.
Był to dobrze zbudowany chłopak
o jasnych włosach i mądrych brązowych oczach. Gwen znała go od dawna, chodzili
razem na niektóre zajęcia, a wcześniej byli w jednej klasie w podstawówce.
Zamknęła szafkę i spojrzała na chłopaków. Widać było, że się zaprzyjaźnili.
- Gwen to..
- Arturze
znamy się - powiedziała. - Cześć Jokerze.
- Witaj
Kruku.
Artur spojrzał na nich ze
zdziwieniem.
- Jak to?
- Oj stary
- Will przygarnął go ramieniem. - To nie Londyn, to małe miasteczko. Tu się
wszyscy znają. Chodziłem z Krukiem do przedszkola, później do podstawówki, no a
teraz jesteśmy tu.
Artur przewrócił oczami.
Zadzwonił dzwonek, uczniowie zaczęli się przepychać do swoich klas. Trzymała go
za rękę, idąc za chłopakiem do klasy. Czuła ciepło jego dłoni na swojej skórze.
Usiedli w ławce, a za nimi weszła Amy Willow wraz ze świtą. Już nie uśmiechała
się uwodzicielsko do Artura. Obrzuciła Gwen wrogim spojrzeniem i powiedziała
bezgłośnie: zniszczę cię.
Artur zauważył wrogość między
dziewczynami. Spiorunował Amy wzrokiem, pod którym ugięło się każde kolano.
Gwen widziała w nim króla: nieugiętego, stanowczego i władczego, ale wiedziała,
że potrafi też być delikatny i wyrozumiały. Lubiła widzieć w nim tamtego
Artura, zastanawiało ją, czy on też widzi w nią tamtą Gwen. Blondynka usiadła
na swoim krześle i natychmiast zaczęła stukać paznokciami w ekran swojego
telefonu. Gwen posłała swojemu chłopakowi porozumiewawcze spojrzenie. Ścisnął
jej dłoń pod ławką.
- Dzień
dobry uczniowie - profesor Milton rozejrzała się po klasie. Jej wzrok spoczął
na chwilę na Arturze. – Mam wasze eseje. Jestem z nich zadowolona, bo poważnie
podeszliście do tematu, jednak spodziewałam się, że wielu z was spróbuje
poprzeć tezę o Arturze. Choćby ze względu na nasze miasto. Uczeni podejrzewają,
że Jezioro Avalon to nasze Srebrne Jezioro. Do tego zapisy kronik dotyczące
rodu – kobieta zawahała się – rodów, najstarszych rodów naszego miasta. Jednak,
wielu z was uważa inaczej. Dobrze, macie do tego prawo – podała dwóm uczniom,
stos prac, by je rozdali klasie. – Oceny w większości przypadków są dobre, jest
kilka bardzo dobrych i jeden celujących.
Gwen odwróciła wzrok, nie
sądziła, że to jej dotyczy ostatnie słowo. Lubiła historię, ale zdawała sobie
sprawę, że profesor Milton za nią nie przepada i dla zasady nie da jej szóstki.
Po chwili na ich stolik spadł spięty spinaczem plik kartek. Spojrzała na tytuł
„Król Artur – legenda, w której tkwi ziarno prawdy”. Uśmiechnęła się,
wspominając tamten wieczór, mieli już napisaną połowę niezbyt porywającego
tekstu o tym, że nie ma wystarczających dowodów, nie zachowały się żadne
dokumenty, które świadczyłyby o panowaniu takiego króla etc. Artur w pewnym
momencie odsunął do siebie komputer i spytał jej, czy wierzy w to, co mówi.
Stwierdził, że wierzy w istnienie króla, (co wtedy wydawało się jej śmieszne,
bo przecież kiedyś był nim, tak jak ona była jego żoną) i, że nie będzie pisał
kłamstw.
- Sześć –
mruknął chłopak i spojrzał na Gwen.
Dziewczyna pochyliła się nad
pracą. Faktycznie pod ich nazwiskami zapisanymi w prawym, górnym roku strony,
została napisana czerwonym tuszem szóstka.
-
Niemożliwe – powiedziała i przesunęła stronę, bo blacie. Ocena wciąż tam była.
– Nie u Milton.
Nauczycielka stanęła za biurkiem
i rozejrzała się po klasie. Jej brązowe oczy prześlizgiwały się po twarzach
uczniów. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Dziewczyna, która stanęła w progu miała
krótkie rudawo-brązowe włosy i ciemne oczy. Gwen znała ją z przestawień
tanecznych, które przed śmiercią wspierała, grając solowe skrzypce.
- Panna
Blake chciałaby poprosić o zwolnienie z lekcji Artura Creagha i Gwen Ravenscar.
- Na całą
lekcję? – Cienka brew nauczycielki podjechała do góry. Dziewczyna pokiwała
głową. – No dobrze, idźcie.
Gwen i Artur szybko się
spakowali i ruszyli za dziewczyną, która lekkim krokiem szła w stronę auli.
Para trzymała się trochę z tyłu. Chłopak splótł palce z jej palcami. Spojrzała
na niego kątem oka. Miał zatroskaną twarz.
- O co
chodzi? – Spytała tak cicho, by dziewczyna nie usłyszała ich rozmowy.
Artur pokręcił głową, a
kasztanowe włosy spadły mu na czoło.
- Nie jest
dla ciebie dziwne, że nasze życie jest dla innych legendą, bajką dla dzieci?
Gwen westchnęła. Zdawała sobie
sprawę, że jej chłopak jest dużo bardziej zżyty ze swoim poprzednim ja. Dla
niej tamto życie zakończyło się, a ona prowadziła teraz zupełnie inne. Widziała
cienkie powiązania między tamtym, a tym, ale starała się unikać, jak
najbardziej mówienia o Ginevrze i o sobie jednej o sobie. Może kiedyś miała się
tego nauczyć, ale wtedy nie potrafiła. Jednak Artur miał problem, by rozdzielić
tamten czas, od tego.
- To już
nie jest to samo – szepnęła. – Minęły wieki, odkąd byliśmy panami Camelotu.
Musimy pozwolić mu zniknąć w cieniu legend, którą się stał. Tak będzie lepiej
dla nas, dla niego i dla ludzi.
- Nie
rozumiem, jak może tak łatwo go porzucać. Był domem naszych ojców i naszych
dzieci – wyszarpnął dłoń z jej dłoni i przyspieszył.
Gwen wzniosła złote oczy do
nieba. Artur włożył ręce do kieszeni i praktycznie zrównał się z dziewczyną,
która po nich przyszła. Jej czarne włosy zdawały się być złote na końcach.
Dogoniła go dopiero przy drzwiach do auli. Wszedł pierwszy, poczuła ukłucie w
bólu. Wiedziała, ze będzie musiała go przeprosić, prędzej, czy później.
- Dobrze,
że już przyszliście. Dziękuję Joanne za pomoc – dziewczyna skinęła głową i
usiadła na obok swoich koleżanek.
Artur i Gwen stali niepewnie na
schodach. Rose Blake siedziała na scenie, a jej nogi zwisały z krawędzi. Will
siedział przy bębnach i stukał palcami w jeden z nich. Gwen ruszyła powoli w
dół, by podejść bliżej. Czuła na plecach palące spojrzenie Artura, starała się
ukryć złość i smutek, który czuła.
- Po co nas
pani wezwała – spytał Artur stając dwa kroki od niej.
- Jak
wiecie, zbliża się powoli koniec roku, a wcześniej czerwiec. Na początku
czerwca zostawię wystawiona adaptacja „Romea i Julii” Szekspira, jako niema
sztuka tańca. Poprosiłam Bonnie Wright, żeby zajęła się skomponowaniem muzyki.
Utwory są wspaniałe…
- W
większości inspirowane – przerwała nauczycielce Bonnie, panna Blake spojrzała
na nią z uśmiechem.
- Nie o tym
mowa. Bonnie uważa, że nikt nie zagra lepiej partii fortepianu od ciebie
Arturze – Gwen już wiedziała jakie będzie następne zdanie wypowiedziane przez
nauczycielkę. Zimno popełzło wzdłuż jej kręgosłupa, rozchodząc się po ciele. –
I nikt nie odnajdzie się lepiej w partii solowych skrzypiec.
Gwen zbladła. Nie mogła, granie
w domu, samej było dla niej ciężkie. Jak miała stanąć przed całą szkołą i
zmierzyć się ze swoim bólem? Było jeszcze zbyt wcześnie.
- Panno
Blake…
- Na
zajęciach teatralnych wszyscy mówimy sobie po imieniu. Mów mi Rosaline, albo
Rose.
- Rosaline,
ja nie mogę. Przykro mi.
Poczuła na sobie spojrzenie
całej orkiestry i tancerzy. Kątem oka zobaczyła, że Artur też jej się
przygląda. Odwrócił wzrok, gdy zobaczył, że na nią patrzy. Rose zeskoczyła
zgrabnie ze sceny i podeszła do niej. Położyła jej dłonie na ramionach i
spojrzała głęboko w oczy. Gwen miała wrażenie, że szaro-zielone oczy kobiety
spoglądają znacznie głębiej.
- Wiem, co
przeszłaś. Musisz się podnieść Gwen, to już ponad rok. Prawie dwa – dziewczyna
walczyła z łzami napływającymi do oczu. – Ona by tego nie chciała. Wiesz, co by
ci powiedziała?
Gwen uśmiechnęła się krzywo.
- Masz
talent, nie marnuj go?
- Dokładnie
dziewczyno! Weź się w garść – powiedziała łagodnie. – Pomożemy Ci, każdy z nas
codziennie przełamuje jakieś lęki. Dasz sobie radę.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zatrzymała
łzy. Była Ravenscar, a kobiety z tej rodziny nigdy nie płakały. A już na pewno
nie w towarzystwie. Usiadła obok Bonnie na schodach prowadzących do niszy
orkiestry, a Artur usiadł przy fortepianie. Rosaline wytłumaczyła im, jak będą
działały próby i rozdała terminarz prób oraz gruby stos nut. Chwilę jeszcze
porozmawiała z uczniami i opuściła aulę, gdy zadzwonił dzwonek. Sala szybko
pustoszała, aż zostali w niej tylko Artur i Gwen.
- Przepraszam
– powiedziała, wstając i opierając się o klawiaturę fortepianu.
Artur podniósł na nią swoje
srebrne oczy. Widziała w nich smutek, który przeszył jej serce. Dotknęła dłonią
jego policzka, badając palcami kształt jego policzka, żuchwy i ust. Pocałował
ją w kciuk.
- To ja
powinienem przepraszać. Wiem, że masz rację, ale bardzo trudno mi zrozumieć to
wszystko. Nie potrafię – szukał właściwych słów. – Nie potrafię tak jak ty.
Chciałbym być lepszy, uczyć się na błędach. Nie popełniać ich w kółko.
Chciałbym być lepszy dla ciebie, żebyś mogła mi ufać i mieć we mnie oparcie.
Gwen staram się naprawdę, ale mi nie wychodzi…
- Cichutko…
- Szepnęła, obejmując go za szyję. Splótł dłonie na jej plecach. – Wiem, widzę.
Nachyliła się i delikatnie go
pocałowała. Rozchylił usta i złapał zębami jej dolną wargę. Uśmiechnęła się i
pogłębiła pocałunek. Miał słodkie wargi, smakujące kawą i krwią. Ugryzł się do
krwi, gdy się złościł. Odsunęła się odrobinę i dotknęła rozcięcia. Na jej palcu
zebrała się szkarłatna kropla. Patrzyła na nią przez chwilę, zafascynowana jej
barwą. Artur złapał dziewczynę za nadgarstek i scałował krew. Pociągnął ją w
dół tak, że usiadła mu na kolanie.
- Mam
ochotę rzucić to wszystko w cholerę i nigdy stąd nie wychodzić – wymruczał jej
do ucha, dotykając wargami jej skóry.
Oparła dłoń na klawiaturze,
klawisze wydały niski, dźwięk. Spojrzała mu w oczy.
- Niestety
musimy opuścić to cudownie, puste miejsce, chociażby by iść na kolację do mojej
mamy, gdzie jesteśmy zaproszeni - Artur zamrugał. Widziała w jego srebrnych
tęczówkach cień strachu. – Nie martw się, mama przecież nie gryzie.
Przez chwilę milczał, zatopiony
w swoich myślach. Wahał się.
- A
ubierzesz sukienkę?
Roześmiała się, odrzucając głowę
do tyłu. Czarne włosy Gwen opadły kaskadą na jej plecy. Chłopak spojrzał na nią
ze zdziwieniem.
- No co?
Bez sukienki nie ma kolacji.
Gwen ujęła jego twarz w dłonie i
pocałowała krótko. Zerwała się z kolan chłopaka i rzuciła:
- Do zobaczenia na francuskim.~*~*~*~
Hej!
Wiem, że rozdział nie powala ani długością, ani treścią, ale jak wiecie zdarzają mi się fragmenty przejściowe, jak właśnie ten rozdział. Więc musicie mi wybaczyć. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, odezwało się wiele głosów, co mnie bardzo ucieszyło! Musiałybyście widzieć moją minę, jak czytałam Wasze wspaniałe komentarze :D
W każdym razie dziękuję bardzo moich kochanym fankom - tym nowym i tym, które są ze mną od czasu "Amazonki" jesteście najlepsze! :* :* :*
Wyjaśnijmy sobie coś. Po pierwsze: każdy rozdział ma idealną długość :d. Po drugie: Każdy TWÓJ rozdział POWALA treścią. Mnie powala za każdym razem. Bardzo mi się podobał, aż zaparło mi dech w piersiach. Strasznie się ciesze, że pokazałaś ich w taki sposób, że jak każda para ma swoje wzloty i upadki. Nie zrobiłaś z nich pary perfekcyjnej. Strasznie mi się to spodobało :D. Dziękuję za dedykację :* nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło :* :D Życzę ci duuuużo, dużo, dużo, dużo weny do pisania kolejnego (nieziemskiego :D) rozdziału oraz żeby nie męczyli za bardzo w szkole :D :D :D Czekam z niecierpliwością na więcej :* :D
OdpowiedzUsuńNie powalasz treścią ani długością? Że co proszę?! To co piszesz jest co najmniej genialne i cudowne! Uwielbiam twoją fabułę! Nawiązanie do króla Artura... Coś pięknego! Przepraszam że ostatnio nie komentowałam... Ale wiedz że caly czas czytam Twoje opowiadanie i z rozdziału na rozdział coraz bardziej sie w tym zakochuję.... <3
OdpowiedzUsuńSama mam masę takich "przejściowych rozdziałów", ale uwierz mi, w Twoim wykonaniu są one fenomenalne tak jak wszystkie inne. Bardzo dziękuję za dedykację <3 Nie zawsze jestem w stanie komentować każdy rozdział, choć staram się to robić, ale nawet jeśli pod postem nie pojawia się mój komentarz, wiedz, że czytam, sprawdzam, jestem :) Życzę weny i czekam na kolejny, choćby przejściowy rozdział :*
OdpowiedzUsuńRaven
OdpowiedzUsuńNie powala treścią? Serio? Och proszę cię (wnoszę oczy do sufity) Twoje rozdziały są cudowne i ty o tym wiesz. Jak coś to ci uświadomię!
Poza tym zgadzam się z Katarzyną. Nie są perfekcyjni i dobrze. Bo o to chodzi w związkach, że chociaż są kłótnie to potrafią przebaczyć- miłość <3
Lece dalej czytać ;)
Całuję, Melete