Poniedziałek o dziwo był słoneczny. Promienie słońca
zalewały korytarz szkoły, zmieniając szarości w żywe barwy. Gwen szła do swojej
szafki, przyciskając książki do piersi. Cały weekend myślała nad nowym snem.
Nie wiedziała czy to wytwór jej wyobraźni, czy też wspomnienie. Cała tak gadka,
o poprzednich wcieleniach była bez sensu. Niby, po co jej dusza miałaby wracać?
Niezałatwione sprawy? Prychnęła.
Wprowadziła szyfr do szafki, wzięła potrzebne książki i
kopnięciem zamknęła drzwiczki. Stek bzdur i nic więcej. Wpadała do klasy tuż
przed dzwonkiem i zajęła swoje ulubione miejsce na końcu klasy, częściowo
ukryte we wnęce okna. Rzuciła podręcznik do historii na blat i uchyliła szybę,
rozpaczliwie potrzebowała teraz powietrza. Oddychała głęboko, rozkoszując się
jego świeżością. Przycisnęła palce do skroni, by choć trochę uśmierzyć ból.
Zadzwonił dzwonek i uczniowie opadli na swoje miejsca. Przez otwarte drzwi
wpadła Amy Willow wraz ze swoją świtą. Pomalowane na różowo paznokcie zaciskała
wokół iPhone w brokatowym etui. Miała na sobie bardzo krótkie szorty i czarne
szpilki. Biała, półprzezroczysta koszula była zapięta pod samą szyję, ale spod
materiału prześwitywał czerwony stanik. Jej przyjaciółki miały na sobie
identyczne czarne spodenki, dłuższe od tych, w które była ubrana ich
„przywódczyni”, ale wykonane ze skóro podobnego materiału. Obie miały na sobie
koszule w kratę. Każda z nich dzierżyła identyczną torbę od Loui Vuitton.
Usiadły w potrójnej ławce w ostatnim rzędzie, Amy pomiędzy klonami. Natychmiast
wyciągnęły telefony i zaczęły stukać długimi paznokciami w ekrany.
Gwen przewróciła oczami i oparła głowę na pięści.
Zapowiadał się ciężki dzień. Drzwi zamknęły się za nauczycielką, panią Milton.
Jej jasne włosy były przeplatane siwizną i ściągnięte w ciasnego koka. Jak
zwykle miała na sobie garsonkę, spod której wystawała biała koszula ze stójką.
Pod szyją miała przewiązaną apaszkę w kwiatowy wzór. Postawiła swoją brązową
aktówkę na biurku i wyjęła z niej okulary w „kocich” oprawkach. Nasunęła je na
długi nos i zasiadła za biurkiem. Gdy otworzyła dziennik, do klasy wszedł
ostatni uczeń.
-
Przepraszam za spóźnienie – powiedział Artur.
Jego kasztanowe włosy były rozczochrane, jakby dopiero, co
wstał z łóżka. Biała koszulka podkreślała muskulaturę jego torsu. Kilka dziewczyn
patrzyło na niego z niemym zachwytem. Obrzucił klasę szybkim spojrzeniem i
mrugnął do Gin, dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
-
Nazwisko? – Warknęła nauczycielka. Milton była mimo wszystko bardzo
tolerancyjna, ale nienawidziła, gdy ktoś się spóźniał.
-
Artur Creagh.
-
Nowy uczeń – skinął głową. Podała mu podręcznik. – Zajmij miejsce, tam na końcu
jest jedno wolne. Zapamiętaj, nie lubię spóźnialskich.
Gwen dopiero po chwili zrozumiała, że kobieta wskazała
Arturowi miejsce w jej ławce. Ukradkiem zdjęła z sąsiedniego krzesła swoją
torbę i nogą wsunęła je pod stół. Chłopak skłonił lekko głowę, szybko przeszedł
przez klasę i opadł na krzesło obok niej. Uśmiechnął się do niej. Powietrze
wypełnił zapach limonki. Gin odsunęła
włosy na ramię, zakładając nogę na nogę.
-
Dzisiaj zaczniemy omawiać dosyć mglisty okres historii naszego kraju. Historycy
nadal spierają się czy w ogóle uznawać to za historię.
-
Jeśli tak jest to, po co się o tym uczyć? – Spytała Amy, robiąc balona z gumy.
Jej przyjaciółki pokiwały energicznie głowami.
Profesor
Milton spojrzała na nią z uśmiechem. Dziwnym trafem Amy, ze swoimi ocenami i
aroganckim zachowaniem, była ulubioną uczennicą Minerwy Milton.
-
Doskonałe pytanie panno Willow, zaraz do tego przejdziemy. Każdy z was zna
historię króla Artura i okrągłego stołu, prawda?
-
Król ideał: mądry, życzliwy, dbający o poddanych, nawet o tych najbiedniejszych
– powiedziała Gwen, starając się ukryć znudzenie w swoim głosie. – Z pomocą
swoich lojalnych rycerzy, przyjaciela i czarownika Merlina i kochającej żony
Ginevry – po klasie poniósł się szmer śmiechów, ale dziewczyna nie zwróciła na
nie uwagi – zjednoczył małe państewka w Albion – państwo perfekcyjne.
Milton wydęła wargi i pokiwała głową.
- Dziękuję,
panno Ravenscar. Źródła historyczne wskazują Alfreda Wielkiego, jako władcę,
który zjednoczył królestwa Anglossasów w jedno. Jednak wiadomo także, że
wcześniej siedem królestw rywalizowało między sobą o hegemonię, a to które w
danej chwili było na szczycie sprawowało władzę nad pozostałymi. Ktoś wie,
jakie to były państwa?
Rękę
podniósł Artur.
-
Kent, Wessex, Sussex, Essex, Anglia Wschodnia, Mercja i Nortumbria.
-
Tak panie Creagh. Nikt nie może zaprzeczyć, ale też potwierdzić, że stolicą
jednego z nich był Camelot, a na tronie zasiadał ród Pendragonów, z którego
miałby się wywodzić Artur. Przez następny czas będziemy analizować podania i
legendy oraz badać faktyczną historię Anglii, następnie w parach napiszecie
esej, w którym odpowiecie na pytanie: „Czy król Artur faktycznie istniał czy to
tylko legenda?”. Wszystko jasne?
Uczniowie pokiwali głowami. Nauczycielka poprosiła dwie
osoby, by rozniosły materiały potrzebne na lekcje. Na ich ławce wylądowały dwa
pokaźne stosy, spięte spinaczem do papieru. Oboje sięgnęli po nie w tym samym
momencie, ich palce się zetknęły i pomiędzy nimi przeskoczyła iskra. Spojrzała
na Artura, jego srebrne oczy zdawały się płonąć. Zacisnął mocno dłonie i
położył je sobie na kolanach. Widziała, że czuje się nieswojo. Zresztą nie był
jedyny, ona także nie czuła się pewnie w jego obecności. Zupełnie jakby wisiała
pomiędzy nimi tajemnica taka, o której się nie wspomina. Odwrócił wzrok,
ciągnąc po blacie notatki.
Gwen przerzuciła włosy na ramię, odgradzając się od
chłopaka kurtyną czarnych włosów. Przerzucała kartki, nawet nie czytając tekstu
zapisanego drobną czcionką. Jej wzrok przykuły dziwne znaki, wyryte w kamieniu.
Przeszukała wzrokiem tekst i odnalazła wyjaśnienie. Były to druidzkie runy,
alfabet pojawiający się w brytyjskiej historii, ale nigdy nierozszyfrowany do
końca. Gin przyjrzała się literom, wśród nich znalazła te znaki, które od
jakiegoś czasu rysowała. Wyciągnęła z torby swój notatnik i porównała rysunki.
Były takie same. Z wrażenia upuściła długopis, który uderzył o blat i sturlał
się na podłogę.
Wiele osób odwróciło się w jej stronę, czuła na sobie
spojrzenie Artura. Odkaszlnęła i zniknęła pod ławką, by podnieść długopis.
Minerwa Milton spojrzała na nią zza okularów.
-
Wszystko w porządku panno Ravenscar? Zbladłaś.
-
Jak najlepszym – odparła, z trudem łapiąc powietrze. Jej serce uderzało tak
mocno, że sprawiało ból. – Najlepszym – szepnęła, by się uspokoić. Przycisnęła
dłoń do piersi, czując, że zaraz zemdleje. Przed oczami tańczyły jej kolorowe
plamki. Słyszała złośliwy rechot i spokojny baryton.
-
Gwen – głos Artura był ostatnią rzeczą, jaka do niej dotarła zanim zapadła się
w ciemność.
***
-
Czy to już czas? – Spytał cichy głos.
-
Nie, jeszcze jest za wcześnie, nie pamięta jeszcze wszystkiego – odpowiedział
mu inny głos, był niższy i należał do mężczyzny. – Blokuje je.
Gwen słyszała i czuła wszystko dookoła, ale jednak nie
mogła się obudzić. Chciała otworzyć oczy, by zobaczyć, kto nad nią stoi, ale
powieki odmówiły jej posłuszeństwa. Była więźniem we własnym ciele, mogła jedynie
słuchać krzątaniny nad jej nieposłusznym ciałem. Gdzieś w oddali skrzypnęły
drzwi, na płytkach zastukały obcasy.
-
Jak z nią? – Wysoki i śpiewny głos był znajomy, ale Gwen nie potrafiła go
przypisać do żadnej postaci.
-
Pamięć powraca – zaszeleściły kartki. – Zemdlała podczas lektury tego.
- A
jak chłopak?
-
Nie opiera się im, pamięta już prawie wszystko.
Kobieta mruknęła coś do siebie. Ginny nigdy wcześniej nie
biała tak realnego snu. Czuła zapachach szpitala i słyszała pikanie aparatury,
stojącej przy jej łóżku. Pościel, która ją otulała była szorstka i zimna.
-
Już niedługo – szepnęła tamta i delikatnie odgarnęła włosy z twarzy Gwen. Miała
delikatne dłonie. – Czas nadchodzi, wkrótce wszystko zrozumiesz.
***
Zamrugała gwałtownie. Słyszała pikanie aparatury
monitorującej jej tętno. Równy i spokojny rytm. Czuła zapach szpitala.
Zadrżała, a jej serce przyspieszyło. Co ona tu robiła? Co się stało? Powoli
przypomniała sobie, że zasłabła w szkole. Nie wiedziała, dlaczego tak się
stało, przecież była zdrowa, odżywiała się regularnie i zdrowo, nie paliła,
rzadko piła. Przypomniała sobie swój sen. Przyłożyła dłonie do twarzy. Wszystko
było tak realne, zbyt realne.
-
Obudziłaś się.
Spojrzała przez palce na pielęgniarkę, która stanęła przy
jej łóżku. Miała zielony mundurek i krótkie jasne włosy. Sprawdziła kroplówkę,
odczytała parametry aparatury stojącej obok Gwen i zapisała coś na tabliczce
wiszącej na łóżku.
-
Kiedy będę mogła wyjść?
Pielęgniarka spojrzała na nią z zaskoczeniem.
-
Najwcześniej za dwa dni.
-
Co? – Gwen uniosła się na łokciach, marszcząc brwi. Czarna grzywka opadła jej
na czoło. – To tylko zwykła utrata przytomności, zdarza się ludziom w moim
wieku.
-
Który dzisiaj jest? – Kobieta stanęła przy jej łóżku, zmieniła kroplówkę
wiszącą na stojaku.
Ginny
przewróciła oczami.
- 7
kwietnia, poniedziałek.
-
Jest 9. Kwietnia, środa – odpowiedziała jej kobieta. Widząc zdenerwowanie na
twarzy dziewczyny, usiadła na stołku i pogłaskała ją po miękkich włosach. –
Byłaś nieprzytomna przez dwa dni. Żaden lekarz nie potrafi wyjaśnić, dlaczego
byłaś w takim stanie. Serce pracowało normalnie, oddychałaś, ale nie było z
tobą kontaktu. Twój mózg pracował jak u człowieka śpiącego, rozumiesz już? –
Gwen pokiwała głową. – Zadzwonię do twojej mamy.
-
Dziękuję – Ginny odpadła na poduszkę i wpatrzyła się w sufit, gdy pielęgniarka
otworzyła drzwi, podniosła na chwilę głowę. – Czy ktoś tu był, gdy – zawahała
się – spałam?
Kobieta zatrzymała się z dłonią na klamce. Przygryzła
wargę.
-
Twoja matka, przyjaciółka i gosposia.
-
Tylko te osoby?
Pielęgniarka pokiwała głową i opuściła salę, zostawiając
Gwen samą ze swoimi myślami. Ułożyła się na boku, podkurczając zesztywniałe
nogi. Była prawie pewna, że oprócz jej najbliższych ktoś był w tej sali.
Przecież czuła delikatny dotyk dłoni kobiety i słyszała ciche glosy mężczyzn.
Musieli wiedzieć, kim była, ale najbardziej przerażające było, że wiedzieli o
jej snach. Mówili coś o chłopaku, chodziło o Artura? Chłopak wie, kim dla niego
jest. No właśnie, kim jest? Miała tyle pytań, ale nie potrafiła na nie
odpowiedzieć, nie miała nikogo, kogo mogłaby o to spytać. Gdyby poszła z tym do
matki lub Melanie te uznałyby, że oszalała, lub zbagatelizowałyby sprawę. Może
Charlotte umiałaby jej pomóc? W końcu jej wiedza o starożytnych religiach i badania
nad wędrówkami dusz już dawno przekroczyły granicę zwykłego hobby. Gwen
kilkakrotnie była w jej domu, pełnym starych woluminów i ksiąg, pełnych mitów i
podań.
Drzwi otworzyły się z cichym sykiem i do sali weszła
kobieta o krótkich, czarnych włosach, które sięgały jej do podbródka. Miała
twarz w kształcę serca, z wyraźnymi kośćmi policzkowymi i dużymi ciemno
brązowymi oczami, otoczonymi gęstymi rzęsami. Jeansowe rurki i biała koszulka
podkreślały jej szczupłą figurę, wypracowaną przez lata ćwiczeń jogi. Stanęła w
nogach łóżka i oparła dłonie na metalowej rurce. Jej serdeczny palec zdobiła
złota obrączka. Gwen wiedziała, że wewnątrz jest wygrawerowane imię jej ojca –
James. Usiadła z trudem na łóżku, ukrywając przed matką grymas bólu, który
przeszył jej ciało, gdy się podciągnęła. Aurora usiadła obok niej i przytuliła
twarz do dłoni córki, uważając na wenflon.
-
Jak tam? – Zagadnęła, siląc się na wesoły głos.
Mama
zaśmiała się, ale w jej oczach pojawiły się łzy.
-
Och Ginny tak się bałam! Gdy zadzwonili ze szkoły, że jesteś w szpitalu,
myślałam, że… Mon cherie, nie
mogłabym żyć bez ciebie – po jej policzku spłynęła łza. Gwen starła ją
kciukiem.
-
Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnęła się.
Aurora otarła oczy. Gin zobaczyła jak bardzo te dwa dni
odcisnęły się na pięknej twarzy jej matki. W okolicach oczu pojawiły się nowe
zmarszczki, powieki miała sine z braku snu, a oczy przekrwione. Lśniące włosy
straciły cały swój blask.
Do sali wszedł lekarz w białym fartuchu. Miał proste białe
zęby, lekko garbaty nos i brązowe włosy siwiejące nad uszami. Rozpoznała go
natychmiast.
-
Pan Creagh – powiedziała zaskoczona, lekarz uśmiechnął się.
-
Witaj Gwen.
Aurora
przesunęła wzrokiem do córki do doktora i z powrotem.
-
Znacie się?
-
Nie zostaliśmy sobie jeszcze przedstawieni, ale mój syn Artur chodzi z Gwen do
szkoły i wspominał mi o niej – pospieszył z wyjaśnieniami lekarz, uśmiechnął
się do pacjentki. – Czy to nie ty siedziałaś na ławce pod dębem, gdy
przyjechaliśmy z Arturem do szkoły?
Ginny pokiwała głową. Doktor Creagh odczytał informację
zapisaną przez pielęgniarkę i przez chwilę krzątał się przy jej łóżku. Później
powtórzył jej słowa pielęgniarki. Zadał jej kilka pytań dotyczących jej zdrowia
i tego jak sypia.
-
Miewasz koszmary?
Spojrzała na mężczyznę, zaciskając usta. Walczyła ze sobą,
by powiedzieć prawdę, by nie skłamać.
-
Nie – skłamała, czując, że żołądek podchodzi jej do gardła. – Znaczy tak jak
każdy.
Doktor pokiwał głową i zapisał coś w swoim notatniku.
Podrapał się po podbródku, a jego oczy prześlizgiwały się po tekście przed nim.
-
Skoro tak, to w przyszłą środę opuścisz szpital. Wykonamy w tym czasie badania,
które mam nadzieję, że wyjaśnią przyczynę tej śpiączki.
Gwen zamrugała gwałtownie. Jeszcze siedem dni miała
spędzić w zamknięciu? Odizolowana od świata, tu nie mogła nic zrobić. Słyszała,
że Aurora rozmawia cicho z lekarze, czuła na sobie ich spojrzenia. Nie chciała,
żeby w ten sposób na nią patrzyli, jakby zaraz miała umrzeć. Nie miała takiego
zamiaru, jedyne czego chciała, to dowiedzieć się, co oznaczają jej sny i
dlaczego je ma. Za oknem znów padało, niebo było ciemne, zasnute szarymi
chmurami. Krople deszczu uderzały wściekle o szybę, jakby chciały ją rozwalić.
Podobnie czuła się w środku, rozpierana przez myśli i targana emocjami, jak
zielone liście na drzewach, rosnących wzdłuż drogi. Skuliła się na łóżku,
dociskając ramiona do piersi. Jej matka usiadła obok niej w fotelu i pogłaskała
ją po głowie. Śpiewała cicho francuskie kołysanki, a Gwen poczuła się jakby
znów miała pięć lat.
Witajcie kochani!
Przepraszam, że tak długo to zajęło, ale mój laptop się popsuł i miałam problem, żeby w ogóle przenieść dokumenty na inny komputer. Jutro niosę go do naprawy. Powiedziano mi, że może to potrwać nawet miesiąc. Dlatego kolejny rozdział pojawi się najwcześniej za dwa tygodnie (rozdział 4 już jest napisany), żeby między nimi nie było zbyt wielkich odstępów czasowych.
Dziękuję za wyrozumiałość, kocham Was :*
Jak zwykle świetny *.* Ciekawi mnie dlaczego Gwen tak zareagowała na te znaki. Oczywiście też nie mogę się doczekać następnego wątku z Arthurem, który jest doprawdy intrygujacą postacią.
OdpowiedzUsuńWeny i mam nadzieję, że problemy z komputerem szybko się rozwiążą :)
Alis (z innego konta)
Nie mogłam się doczekać tego rozdziału. Według mnie wyszedł świetnie. Znalazłam parę literówek, ale nie na tyle strasznych, żeby popsuć tekst.
OdpowiedzUsuńByłam zachwycona Amazonką i sądzę, że TEN blog będzie moim nr. 1 pod wzg fabuły, stylu i ogólnej całości. Jestem zachwycona i wręcz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Życzę weny w dalszym pisaniu. :D
Cudo, cudo, cudo! Rozdział po prostu magnifique! Z niecierpliwością czekam na czwarty rozdział. Życzę dużo, dużo, dużo i jeszcze więcej weny ♥
OdpowiedzUsuń.
o mamusiu, no to się zaczęło!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Artur jej nie odwiedził, ale może to jeszcze nastąpi, mam nadzieję :)
Czy to przypadek, że Artur ma tak samo na imię jak legendarny król Camelotu? :D
Wiedz, że uwielbiam tą legendę, a ,,Przygody Merlina" oglądam nałogowo, tak więc bardzo się cieszę, że będie ona istotną częścią tego opowiadania :D
Pozdrawiam, życzę weny i naprawienia laptopa jak najszybciej :D
Faith ;*
Zaskoczyłaś mnie reakcją Gwen. Zemdlała i wylądowała w szpitalu tylko po tych znakach? Fascynujące. I tak jak moja poprzedniczka Faith też jak przeczytałam o Arturze to od razu moja wyobraźnia zaczęła działać. Czy możliwe będzie, że on będzie tym Arturem a Gwen jego Ginerwą? Nie wiem. Zobaczę w dalszych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Melete