wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 3.

Poniedziałek o dziwo był słoneczny. Promienie słońca zalewały korytarz szkoły, zmieniając szarości w żywe barwy. Gwen szła do swojej szafki, przyciskając książki do piersi. Cały weekend myślała nad nowym snem. Nie wiedziała czy to wytwór jej wyobraźni, czy też wspomnienie. Cała tak gadka, o poprzednich wcieleniach była bez sensu. Niby, po co jej dusza miałaby wracać? Niezałatwione sprawy? Prychnęła.
Wprowadziła szyfr do szafki, wzięła potrzebne książki i kopnięciem zamknęła drzwiczki. Stek bzdur i nic więcej. Wpadała do klasy tuż przed dzwonkiem i zajęła swoje ulubione miejsce na końcu klasy, częściowo ukryte we wnęce okna. Rzuciła podręcznik do historii na blat i uchyliła szybę, rozpaczliwie potrzebowała teraz powietrza. Oddychała głęboko, rozkoszując się jego świeżością. Przycisnęła palce do skroni, by choć trochę uśmierzyć ból. Zadzwonił dzwonek i uczniowie opadli na swoje miejsca. Przez otwarte drzwi wpadła Amy Willow wraz ze swoją świtą. Pomalowane na różowo paznokcie zaciskała wokół iPhone w brokatowym etui. Miała na sobie bardzo krótkie szorty i czarne szpilki. Biała, półprzezroczysta koszula była zapięta pod samą szyję, ale spod materiału prześwitywał czerwony stanik. Jej przyjaciółki miały na sobie identyczne czarne spodenki, dłuższe od tych, w które była ubrana ich „przywódczyni”, ale wykonane ze skóro podobnego materiału. Obie miały na sobie koszule w kratę. Każda z nich dzierżyła identyczną torbę od Loui Vuitton. Usiadły w potrójnej ławce w ostatnim rzędzie, Amy pomiędzy klonami. Natychmiast wyciągnęły telefony i zaczęły stukać długimi paznokciami w ekrany.
Gwen przewróciła oczami i oparła głowę na pięści. Zapowiadał się ciężki dzień. Drzwi zamknęły się za nauczycielką, panią Milton. Jej jasne włosy były przeplatane siwizną i ściągnięte w ciasnego koka. Jak zwykle miała na sobie garsonkę, spod której wystawała biała koszula ze stójką. Pod szyją miała przewiązaną apaszkę w kwiatowy wzór. Postawiła swoją brązową aktówkę na biurku i wyjęła z niej okulary w „kocich” oprawkach. Nasunęła je na długi nos i zasiadła za biurkiem. Gdy otworzyła dziennik, do klasy wszedł ostatni uczeń.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedział Artur.
Jego kasztanowe włosy były rozczochrane, jakby dopiero, co wstał z łóżka. Biała koszulka podkreślała muskulaturę jego torsu. Kilka dziewczyn patrzyło na niego z niemym zachwytem. Obrzucił klasę szybkim spojrzeniem i mrugnął do Gin, dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- Nazwisko? – Warknęła nauczycielka. Milton była mimo wszystko bardzo tolerancyjna, ale nienawidziła, gdy ktoś się spóźniał.
- Artur Creagh.
- Nowy uczeń – skinął głową. Podała mu podręcznik. – Zajmij miejsce, tam na końcu jest jedno wolne. Zapamiętaj, nie lubię spóźnialskich.
Gwen dopiero po chwili zrozumiała, że kobieta wskazała Arturowi miejsce w jej ławce. Ukradkiem zdjęła z sąsiedniego krzesła swoją torbę i nogą wsunęła je pod stół. Chłopak skłonił lekko głowę, szybko przeszedł przez klasę i opadł na krzesło obok niej. Uśmiechnął się do niej. Powietrze wypełnił zapach limonki.  Gin odsunęła włosy na ramię, zakładając nogę na nogę.
- Dzisiaj zaczniemy omawiać dosyć mglisty okres historii naszego kraju. Historycy nadal spierają się czy w ogóle uznawać to za historię.
- Jeśli tak jest to, po co się o tym uczyć? – Spytała Amy, robiąc balona z gumy. Jej przyjaciółki pokiwały energicznie głowami.
Profesor Milton spojrzała na nią z uśmiechem. Dziwnym trafem Amy, ze swoimi ocenami i aroganckim zachowaniem, była ulubioną uczennicą Minerwy Milton.
- Doskonałe pytanie panno Willow, zaraz do tego przejdziemy. Każdy z was zna historię króla Artura i okrągłego stołu, prawda?
- Król ideał: mądry, życzliwy, dbający o poddanych, nawet o tych najbiedniejszych – powiedziała Gwen, starając się ukryć znudzenie w swoim głosie. – Z pomocą swoich lojalnych rycerzy, przyjaciela i czarownika Merlina i kochającej żony Ginevry – po klasie poniósł się szmer śmiechów, ale dziewczyna nie zwróciła na nie uwagi – zjednoczył małe państewka w Albion – państwo perfekcyjne.
Milton wydęła wargi i pokiwała głową.
- Dziękuję, panno Ravenscar. Źródła historyczne wskazują Alfreda Wielkiego, jako władcę, który zjednoczył królestwa Anglossasów w jedno. Jednak wiadomo także, że wcześniej siedem królestw rywalizowało między sobą o hegemonię, a to które w danej chwili było na szczycie sprawowało władzę nad pozostałymi. Ktoś wie, jakie to były państwa?
Rękę podniósł Artur.
- Kent, Wessex, Sussex, Essex, Anglia Wschodnia, Mercja i Nortumbria.
- Tak panie Creagh. Nikt nie może zaprzeczyć, ale też potwierdzić, że stolicą jednego z nich był Camelot, a na tronie zasiadał ród Pendragonów, z którego miałby się wywodzić Artur. Przez następny czas będziemy analizować podania i legendy oraz badać faktyczną historię Anglii, następnie w parach napiszecie esej, w którym odpowiecie na pytanie: „Czy król Artur faktycznie istniał czy to tylko legenda?”. Wszystko jasne?
Uczniowie pokiwali głowami. Nauczycielka poprosiła dwie osoby, by rozniosły materiały potrzebne na lekcje. Na ich ławce wylądowały dwa pokaźne stosy, spięte spinaczem do papieru. Oboje sięgnęli po nie w tym samym momencie, ich palce się zetknęły i pomiędzy nimi przeskoczyła iskra. Spojrzała na Artura, jego srebrne oczy zdawały się płonąć. Zacisnął mocno dłonie i położył je sobie na kolanach. Widziała, że czuje się nieswojo. Zresztą nie był jedyny, ona także nie czuła się pewnie w jego obecności. Zupełnie jakby wisiała pomiędzy nimi tajemnica taka, o której się nie wspomina. Odwrócił wzrok, ciągnąc po blacie notatki.
Gwen przerzuciła włosy na ramię, odgradzając się od chłopaka kurtyną czarnych włosów. Przerzucała kartki, nawet nie czytając tekstu zapisanego drobną czcionką. Jej wzrok przykuły dziwne znaki, wyryte w kamieniu. Przeszukała wzrokiem tekst i odnalazła wyjaśnienie. Były to druidzkie runy, alfabet pojawiający się w brytyjskiej historii, ale nigdy nierozszyfrowany do końca. Gin przyjrzała się literom, wśród nich znalazła te znaki, które od jakiegoś czasu rysowała. Wyciągnęła z torby swój notatnik i porównała rysunki. Były takie same. Z wrażenia upuściła długopis, który uderzył o blat i sturlał się na podłogę.
Wiele osób odwróciło się w jej stronę, czuła na sobie spojrzenie Artura. Odkaszlnęła i zniknęła pod ławką, by podnieść długopis. Minerwa Milton spojrzała na nią zza okularów.
- Wszystko w porządku panno Ravenscar? Zbladłaś.
- Jak najlepszym – odparła, z trudem łapiąc powietrze. Jej serce uderzało tak mocno, że sprawiało ból. – Najlepszym – szepnęła, by się uspokoić. Przycisnęła dłoń do piersi, czując, że zaraz zemdleje. Przed oczami tańczyły jej kolorowe plamki. Słyszała złośliwy rechot i spokojny baryton.
- Gwen – głos Artura był ostatnią rzeczą, jaka do niej dotarła zanim zapadła się w ciemność.
***
- Czy to już czas? – Spytał cichy głos.
- Nie, jeszcze jest za wcześnie, nie pamięta jeszcze wszystkiego – odpowiedział mu inny głos, był niższy i należał do mężczyzny. – Blokuje je.
Gwen słyszała i czuła wszystko dookoła, ale jednak nie mogła się obudzić. Chciała otworzyć oczy, by zobaczyć, kto nad nią stoi, ale powieki odmówiły jej posłuszeństwa. Była więźniem we własnym ciele, mogła jedynie słuchać krzątaniny nad jej nieposłusznym ciałem. Gdzieś w oddali skrzypnęły drzwi, na płytkach zastukały obcasy.
- Jak z nią? – Wysoki i śpiewny głos był znajomy, ale Gwen nie potrafiła go przypisać do żadnej postaci.
- Pamięć powraca – zaszeleściły kartki. – Zemdlała podczas lektury tego.
- A jak chłopak?
- Nie opiera się im, pamięta już prawie wszystko.
Kobieta mruknęła coś do siebie. Ginny nigdy wcześniej nie biała tak realnego snu. Czuła zapachach szpitala i słyszała pikanie aparatury, stojącej przy jej łóżku. Pościel, która ją otulała była szorstka i zimna.
- Już niedługo – szepnęła tamta i delikatnie odgarnęła włosy z twarzy Gwen. Miała delikatne dłonie. – Czas nadchodzi, wkrótce wszystko zrozumiesz.
***
Zamrugała gwałtownie. Słyszała pikanie aparatury monitorującej jej tętno. Równy i spokojny rytm. Czuła zapach szpitala. Zadrżała, a jej serce przyspieszyło. Co ona tu robiła? Co się stało? Powoli przypomniała sobie, że zasłabła w szkole. Nie wiedziała, dlaczego tak się stało, przecież była zdrowa, odżywiała się regularnie i zdrowo, nie paliła, rzadko piła. Przypomniała sobie swój sen. Przyłożyła dłonie do twarzy. Wszystko było tak realne, zbyt realne.
- Obudziłaś się.
Spojrzała przez palce na pielęgniarkę, która stanęła przy jej łóżku. Miała zielony mundurek i krótkie jasne włosy. Sprawdziła kroplówkę, odczytała parametry aparatury stojącej obok Gwen i zapisała coś na tabliczce wiszącej na łóżku.
- Kiedy będę mogła wyjść?
Pielęgniarka spojrzała na nią z zaskoczeniem.
- Najwcześniej za dwa dni.
- Co? – Gwen uniosła się na łokciach, marszcząc brwi. Czarna grzywka opadła jej na czoło. – To tylko zwykła utrata przytomności, zdarza się ludziom w moim wieku.
- Który dzisiaj jest? – Kobieta stanęła przy jej łóżku, zmieniła kroplówkę wiszącą na stojaku.
Ginny przewróciła oczami.
- 7 kwietnia, poniedziałek.
- Jest 9. Kwietnia, środa – odpowiedziała jej kobieta. Widząc zdenerwowanie na twarzy dziewczyny, usiadła na stołku i pogłaskała ją po miękkich włosach. – Byłaś nieprzytomna przez dwa dni. Żaden lekarz nie potrafi wyjaśnić, dlaczego byłaś w takim stanie. Serce pracowało normalnie, oddychałaś, ale nie było z tobą kontaktu. Twój mózg pracował jak u człowieka śpiącego, rozumiesz już? – Gwen pokiwała głową. – Zadzwonię do twojej mamy.
- Dziękuję – Ginny odpadła na poduszkę i wpatrzyła się w sufit, gdy pielęgniarka otworzyła drzwi, podniosła na chwilę głowę. – Czy ktoś tu był, gdy – zawahała się – spałam?
Kobieta zatrzymała się z dłonią na klamce. Przygryzła wargę.
- Twoja matka, przyjaciółka i gosposia.
- Tylko te osoby?
Pielęgniarka pokiwała głową i opuściła salę, zostawiając Gwen samą ze swoimi myślami. Ułożyła się na boku, podkurczając zesztywniałe nogi. Była prawie pewna, że oprócz jej najbliższych ktoś był w tej sali. Przecież czuła delikatny dotyk dłoni kobiety i słyszała ciche glosy mężczyzn. Musieli wiedzieć, kim była, ale najbardziej przerażające było, że wiedzieli o jej snach. Mówili coś o chłopaku, chodziło o Artura? Chłopak wie, kim dla niego jest. No właśnie, kim jest? Miała tyle pytań, ale nie potrafiła na nie odpowiedzieć, nie miała nikogo, kogo mogłaby o to spytać. Gdyby poszła z tym do matki lub Melanie te uznałyby, że oszalała, lub zbagatelizowałyby sprawę. Może Charlotte umiałaby jej pomóc? W końcu jej wiedza o starożytnych religiach i badania nad wędrówkami dusz już dawno przekroczyły granicę zwykłego hobby. Gwen kilkakrotnie była w jej domu, pełnym starych woluminów i ksiąg, pełnych mitów i podań.
Drzwi otworzyły się z cichym sykiem i do sali weszła kobieta o krótkich, czarnych włosach, które sięgały jej do podbródka. Miała twarz w kształcę serca, z wyraźnymi kośćmi policzkowymi i dużymi ciemno brązowymi oczami, otoczonymi gęstymi rzęsami. Jeansowe rurki i biała koszulka podkreślały jej szczupłą figurę, wypracowaną przez lata ćwiczeń jogi. Stanęła w nogach łóżka i oparła dłonie na metalowej rurce. Jej serdeczny palec zdobiła złota obrączka. Gwen wiedziała, że wewnątrz jest wygrawerowane imię jej ojca – James. Usiadła z trudem na łóżku, ukrywając przed matką grymas bólu, który przeszył jej ciało, gdy się podciągnęła. Aurora usiadła obok niej i przytuliła twarz do dłoni córki, uważając na wenflon.
- Jak tam? – Zagadnęła, siląc się na wesoły głos.
Mama zaśmiała się, ale w jej oczach pojawiły się łzy.
- Och Ginny tak się bałam! Gdy zadzwonili ze szkoły, że jesteś w szpitalu, myślałam, że… Mon cherie, nie mogłabym żyć bez ciebie – po jej policzku spłynęła łza. Gwen starła ją kciukiem.
- Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnęła się.
Aurora otarła oczy. Gin zobaczyła jak bardzo te dwa dni odcisnęły się na pięknej twarzy jej matki. W okolicach oczu pojawiły się nowe zmarszczki, powieki miała sine z braku snu, a oczy przekrwione. Lśniące włosy straciły cały swój blask.
Do sali wszedł lekarz w białym fartuchu. Miał proste białe zęby, lekko garbaty nos i brązowe włosy siwiejące nad uszami. Rozpoznała go natychmiast.
- Pan Creagh – powiedziała zaskoczona, lekarz uśmiechnął się.
- Witaj Gwen.
Aurora przesunęła wzrokiem do córki do doktora i z powrotem.
- Znacie się?
- Nie zostaliśmy sobie jeszcze przedstawieni, ale mój syn Artur chodzi z Gwen do szkoły i wspominał mi o niej – pospieszył z wyjaśnieniami lekarz, uśmiechnął się do pacjentki. – Czy to nie ty siedziałaś na ławce pod dębem, gdy przyjechaliśmy z Arturem do szkoły?
Ginny pokiwała głową. Doktor Creagh odczytał informację zapisaną przez pielęgniarkę i przez chwilę krzątał się przy jej łóżku. Później powtórzył jej słowa pielęgniarki. Zadał jej kilka pytań dotyczących jej zdrowia i tego jak sypia.
- Miewasz koszmary?
Spojrzała na mężczyznę, zaciskając usta. Walczyła ze sobą, by powiedzieć prawdę, by nie skłamać.
- Nie – skłamała, czując, że żołądek podchodzi jej do gardła. – Znaczy tak jak każdy.
Doktor pokiwał głową i zapisał coś w swoim notatniku. Podrapał się po podbródku, a jego oczy prześlizgiwały się po tekście przed nim.
- Skoro tak, to w przyszłą środę opuścisz szpital. Wykonamy w tym czasie badania, które mam nadzieję, że wyjaśnią przyczynę tej śpiączki.
Gwen zamrugała gwałtownie. Jeszcze siedem dni miała spędzić w zamknięciu? Odizolowana od świata, tu nie mogła nic zrobić. Słyszała, że Aurora rozmawia cicho z lekarze, czuła na sobie ich spojrzenia. Nie chciała, żeby w ten sposób na nią patrzyli, jakby zaraz miała umrzeć. Nie miała takiego zamiaru, jedyne czego chciała, to dowiedzieć się, co oznaczają jej sny i dlaczego je ma. Za oknem znów padało, niebo było ciemne, zasnute szarymi chmurami. Krople deszczu uderzały wściekle o szybę, jakby chciały ją rozwalić. Podobnie czuła się w środku, rozpierana przez myśli i targana emocjami, jak zielone liście na drzewach, rosnących wzdłuż drogi. Skuliła się na łóżku, dociskając ramiona do piersi. Jej matka usiadła obok niej w fotelu i pogłaskała ją po głowie. Śpiewała cicho francuskie kołysanki, a Gwen poczuła się jakby znów miała pięć lat.




Witajcie kochani!
Przepraszam, że tak długo to zajęło, ale mój laptop się popsuł i miałam problem, żeby w ogóle przenieść dokumenty na inny komputer. Jutro niosę go do naprawy. Powiedziano mi, że może to potrwać nawet miesiąc. Dlatego kolejny rozdział pojawi się najwcześniej za dwa tygodnie (rozdział 4 już jest napisany), żeby między nimi nie było zbyt wielkich odstępów czasowych.
Dziękuję za wyrozumiałość, kocham Was :*

5 komentarzy:

  1. Jak zwykle świetny *.* Ciekawi mnie dlaczego Gwen tak zareagowała na te znaki. Oczywiście też nie mogę się doczekać następnego wątku z Arthurem, który jest doprawdy intrygujacą postacią.

    Weny i mam nadzieję, że problemy z komputerem szybko się rozwiążą :)

    Alis (z innego konta)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogłam się doczekać tego rozdziału. Według mnie wyszedł świetnie. Znalazłam parę literówek, ale nie na tyle strasznych, żeby popsuć tekst.
    Byłam zachwycona Amazonką i sądzę, że TEN blog będzie moim nr. 1 pod wzg fabuły, stylu i ogólnej całości. Jestem zachwycona i wręcz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Życzę weny w dalszym pisaniu. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo, cudo, cudo! Rozdział po prostu magnifique! Z niecierpliwością czekam na czwarty rozdział. Życzę dużo, dużo, dużo i jeszcze więcej weny ♥

    .

    OdpowiedzUsuń
  4. o mamusiu, no to się zaczęło!
    Szkoda, że Artur jej nie odwiedził, ale może to jeszcze nastąpi, mam nadzieję :)
    Czy to przypadek, że Artur ma tak samo na imię jak legendarny król Camelotu? :D
    Wiedz, że uwielbiam tą legendę, a ,,Przygody Merlina" oglądam nałogowo, tak więc bardzo się cieszę, że będie ona istotną częścią tego opowiadania :D
    Pozdrawiam, życzę weny i naprawienia laptopa jak najszybciej :D
    Faith ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaskoczyłaś mnie reakcją Gwen. Zemdlała i wylądowała w szpitalu tylko po tych znakach? Fascynujące. I tak jak moja poprzedniczka Faith też jak przeczytałam o Arturze to od razu moja wyobraźnia zaczęła działać. Czy możliwe będzie, że on będzie tym Arturem a Gwen jego Ginerwą? Nie wiem. Zobaczę w dalszych rozdziałach.
    Pozdrawiam Melete

    OdpowiedzUsuń

Alis