Chłopak spojrzał na nią cudownymi oczami. Łzy upadały
na jego policzek, zupełnie jak za pierwszym razem.
- Przepraszam, kochanie. Dałem
dupy.
Zaśmiała
się smutno, jej dłonie zaciskały się na ranie Artura. Gorąca krew wypływała jej
między palcami.
- Nie tym razem. Nie możesz mnie
zostawić!
Saphiro!
Potrzebuję cię…
Smoczyca
nie kazała jej na siebie długo czekać. Po chwili wylądowała ciężko na
dziedzińcu i wsadziła głowę przez drzwi. Weszła najdalej, jak pozwalał jej
ogrom ciała. Rozejrzała się po pomieszczeniu, spojrzała na Morganę, a później
na nich.
Jęknęła
głośno.
- Pomóż mi! Arturze, nie zamykaj
oczy. Nie zamykaj oczu!
Spojrzenie
chłopaka stało się mętne. Z trudem utrzymywał otwarte powieki.
Masz siłę w
sobie, by go uratować. Wiem o tym. Gwen, dasz sobie radę.
Dziewczyna
spojrzała na nią szybko, widziała w jej oczach smutek. Zaczęła szeptać
zaklęcie, dłonie zrobiły się gorące. Mówiła coraz głośniej, a jej głos był
drżący. Bała się, tak bardzo się bała. Łzy nie przestawały jej płynąć po
policzkach, wzrok robił się rozmazany. Błysnęło białe światło, które wypełniło
cały dom. Całe jej ciało zdawało się płonąć. Czuła drobne iskry prądu
przeskakiwały po jej skórze.
Siła, którą
miała do walki z Morganą, która przyciągnęła ją tu z samej Szkocji, po prostu
wyparowała. Głowa stała się ciężka, ręce jak z waty. Gwen ostatkiem
świadomości, spojrzała na swoje dłonie. Pokryte szkarłatną krwią, która powoli
zastygała. Chciała wiedzieć, czy się udało, ale upadła na bok.
***
Artur
otworzył powoli oczy. Ból przeszył jego bok, gdy tylko się poruszył. Ale ból
był dobry, znaczył, że żyje. Miał władze we wszystkich palcach, mógł mrugać.
Słyszał świszczący oddech, obok niego. Obrócił głowę. Czarne włosy rozsypane na
posadce, były ubrudzone kurzem i krwią. Blada twarz dziewczyny zdradzała jej
spokój. Tylko powieki miała zamknięte.
Nie
zważał na ból, musiał jej dotknąć. Przesunął kciukiem po jej policzku, linii
szczęki, podbródku i wydatnej dolnej wardze. Otworzyła oczy, które lśniły
złotym blaskiem. Uśmiechnęła się.
- Jesteś dupkiem – powiedziała
cicho, zachrypniętym głosem. – Nienawidzę cię.
Roześmiał
się, mimo wszystko. Z ulgi, ze szczęścia, że ją słyszy.
- Kocham cię.
Gwen
uśmiechnęła się i powoli usiadła. Przyłożyła dłoń do boku głowy, gdzie pojawił
się wielki guz. Potarła go lekko. Spojrzała na Saphirę, która uniosła głowę,
gdy poczuła na sobie jej wzrok.
To
był najgorszy kwadrans w moim życiu.
Uwierz,
że mój też.
Otworzyła
się na Saphirę. Wymienianie z nią myśli i uczuć, było jak balsam dla jej duszy.
Jej jaźń, mieszała się z umysłem smoczycy tworzą niesamowitą mieszaninę.
Przyjaciółka przelała na nią trochę swoich sił, by szybciej doszła do siebie.
Dziewczyna wstała i pomogła się podnieść swojemu chłopakowi. Artur podniósł się
z sykiem, ale uśmiechnął się, próbując zamaskować przed nią grymas bólu.
Przerzuciła sobie jego ramię, przez kark i oparła go o siebie.
- Co zrobimy z tym domem? – Zapytał
Artur, rozglądając się wokół. – Gdzie jest Melanie?
- Uciekła. Nie goniłam jej, nie
mogłam was zostawić – smoczyca warknęła. – Jeszcze ją dogonię.
- Zostaw ją. Nie chce już tego
ciągnąć – powiedziała Gwen. – Nie wiem. Spalić go? Co myślicie?
Rozległ
się huk. Saphira ryknęła i odwróciła się gwałtownie. Rozłożyła skrzydła i
skoczyła w górę. Gwen posadziła Artura na schodach przed domem i wezwała dwie
kule ognia.
- Przybyłyśmy w pokoju.
Głos
dobył się z samochodu, który wjechał na teren posiadłości. Saphira krążyła nad
domem, obserwując uważnie osoby, które wysiadły. Z czarnej terenówki wyłoniły
się cztery kobiety. Każda zupełnie inna. Pierwsza była jasnowłosą kobietą o
zielonych oczach i pełnej figurze. Druga brunetką o bardzo jasnych, prawie
białych włosach i wysokiej oraz szczupłej sylwetce. Trzecia z nich znała,
Anastazja Marshall uśmiechnęła się do niej lekko. Czwarta trzymała się z tyłu i
miała płomiennorude włosy i heterochronię tęczówek. Lewe oko było prawie
czarne, a drugie czerwone.
- Ginevra Ravenscar – powiedziała
ostatnia. – Należą ci się wyjaśnienia. Jestem Piper Lake, jestem czarownicą tak
jak ty. Jestem przywódczynią czarownic ognia. To są moje siostry – wskazała na
kobiety obok siebie. – Anastazję już znasz, reprezentuje wodę. Margo –
blondynka uśmiechnęła się lekko – ziemię. Lauren – najwyższa z nich skłoniła
się lekko – powietrze.
- Czujemy się zaszczycone, że
możemy poznać władczynię żywiołów i ostatnią towarzyszkę smoka – Margo zrobiła
krok do przodu.
Saphira
zanurkowała w dół i wylądowała obok Gwen. Napięła wargi, odsłaniając ostre
zęby. Czarownice mimowolnie cofnęły się o pół kroku do tyłu.
- Bądź pozdrowiona Szafirowa Strażniczko – Lauren odezwała się w
języku smoków. – To zaszczyt poznać
najwspanialszą z twojego gatunku.
- I ty bądź pozdrowiona władczyni
powietrza – odpowiedziała jej Saphira po angielsku.
Czarownica
uśmiechnęła się. Artur podniósł się i kulejąc, podszedł do Gwen. Objęła go w
pasie, podtrzymując go w pionie. Chłopak skrzywił się, gdy dotknęła jego rany.
Dopiero teraz przyjrzała się jego twarzy. Zaschniętej krwi na brodzie, nad
ustami i na skroni. Unikał jej wzroku.
- Czego tu szukacie?
Kobiety
spojrzały po sobie, jakby wybierały, która ma jej odpowiedzieć na to pytanie.
- Jesteśmy członkiniami Rady Pięciu
– odezwała się Margo. – Zasiadają w niej najpotężniejsze z czarownic każdego
żywiołu, a także czarownica, która jest najpotężniejsza ze wszystkich, czyli
taka, która włada kilkoma żywiołami. Od śmierci ostatniej Piątej jesteśmy
cztery. Naszym zadanie jest chronienie ludzi i nas samych przed złem i czarną
magią. Od stuleci nasze poprzedniczki tropiły Morganę, ale na próżno, brakowało
im Mocy. Jesteśmy wam ogromnie wdzięczni – powiedziała i po raz pierwszy
spojrzała na Artura. – Arturze Pendragonie, jestem rada, że jesteś cały.
- Było blisko – powiedział, ale
Gwen natychmiast poznała, że jest słabszy niż na to wygląda.
- Możemy wam pomóc, jeśli tego
potrzebujecie – Anastazja zmarszczyła brwi.
Dziewczyna
pokręciła głową.
- Poradzimy sobie – odpowiedział
chłopak.
Czarownice
popatrzyły po sobie i pożegnały się z nimi. Anastazja zostawiła koleżanki,
które weszły do domu, by rozpocząć śledztwo i posprzątać po Morganie.
Wyciągnęła z kieszeni żakietu niewielki, elegancki kartonik i podała go Gwen.
Dziewczyna spojrzała na treść wizytówki.
- Nie wiem, jaką podejmiesz
decyzję, ale jakakolwiek ona będzie, przemyśl ją dokładnie.
- Dziękuję.
Blondynka
dotknęła jej ramienia i minęła ją. Gwen patrzyła, jak znika w ciemnym domu. Nad
nimi jaśniały mocno gwiazdy. Pomyślała, że po raz pierwszy od dawna jutro
będzie już dobrze. Artur pochylił się i pocałował ją w czoło.
- Nadal cię nienawidzę –
powiedziała, odsuwając się znacznie.
Pomimo
bólu w boku zaśmiał się i przyciągnął ją do siebie. Spojrzał jej głęboko w oczy
i złapał mocno za brodę. Nie zważał na jej protesty i wbił usta w jej wargi.
Krzyknęła, ale jej głos zginął w nim. Gwen uniosła ręce gotowa, by go
odepchnąć, ale złapał ją za nadgarstki. Poddała się i powoli odwzajemniła
pocałunek. Położył rękę dziewczyny na swoim karku, a drugą splótł ze swoją.
Jęknęła cichutko.
- Arturze Pendragonie – wysyczała.
– Jesteś skończonym dupkiem i idiotą. Nienawidzę cię. To ostatni raz, gdy
ratuje ci dupę – dźgnęła go mocno w pierś. – Następnym razem, radź sobie sam. Nie
będzie mi przykro – skłamała.
Odwróciła
się i ruszyła w stronę smoczycy. Wspięła się na jej grzbiet i spojrzała na
Artura.
- Zostawiasz mnie? – Spytał.
- Odstawimy cię do domu, a potem
masz tydzień, żeby mnie udobruchać, bo będziesz szukał sobie nowej dziewczyny
na studniówkę.
Nie
mógł się nie uśmiechnąć. Powoli podszedł do Saphiry i wspiął się na jej
grzbiet. Gwen podała mu rękę i wciągnęła go. Usiadł blisko niej, czuła jego uda
przyciskające się do jej nóg.
- Mogę cię objąć?
Wiedział,
dlaczego jest zła. Rozumiał ją i to, co czuje. Jednak bolało go, gdy go
odtrącała. Cierpiał każdą sekundę, widząc zawód w jej oczach. Było blisko, dla
niej zbyt blisko i nie wiedział, czy sobie z tym poradzi. Chciał być dla niej
oparciem, wiedział, że może. Pytaniem pozostawało, czy pozwoli mu nim być.
- Oczywiście, że możesz –
wyszeptała.
Oplótł
ją ramionami, nie chcąc zmarnować żadnej chwili, w której mógł ją trzymać w
ramionach.
***
Nie powinnaś go tak traktować,
przecież wiesz, że to nie jego wina. Nie wiń go za nie jego błędy.
Gwen
westchnęła cichutko. Artur opierał policzek o jej łopatkę i chyba spał. Nie
była pewna. Kurczowo zaciskał ramiona wokół talii dziewczyny, oddychał miarowo
i spokojnie, znalazł ukojenie
w lekkim locie. Dotknęła dużej dłoni chłopaka i wyraźnych żył.
w lekkim locie. Dotknęła dużej dłoni chłopaka i wyraźnych żył.
Nie chce go karać. Po prostu tyle
przeżyłam, tak się bałam o niego, że teraz, gdy wszystko jest okay, nie czuje
ulgi. Nadal się boję.
Wiem, moja mała. Ale kochasz go,
to też wiem i on ciebie. Nie możesz tak postępować, nie teraz, gdy wszystko się
skończyło. Przeżyliście zbyt wiele, by się teraz rozstawać.
Gwen
uśmiechnęła się krzywo.
Nie chce się z nim rozstawać. Westchnęła.
Zastępujesz
mi ludzką przyjaciółkę.
Wiedziała,
że Saphira też się uśmiechnęła.
Lot trwał krótko, a przynajmniej
krótko dla Gwen. Jej zegarek wskazywał 5 rano, gdy smoczyca wylądowała w
zapuszczonym lesie na przedmieściach Londynu. Pierwsze promienie słońca
przedzierały się przez dach z liści.
Artur zszedł pierwszy i wyciągnął
do niej rękę. Ujęła ją i delikatnie zeskoczyła na ziemię. Saphira oddaliła się,
by mogli porozmawiać. Chłopak miał rozczochrane włosy, bladą twarz, od której
odznaczały się siniaki. Rany na wardze i brwi, zdążyły już zaschnąć.
- Gwen,
chciałem cię przeprosić, ale nie umiem tego ubrać w słowa, jak bardzo mi
przykro.
Położyła mu palec na ustach.
- Cii… -
Wyszeptała. – Potrzebuję czasu, żeby to wszystko przemyśleć. Muszę odnaleźć
Melanie – Artur chciał coś powiedzieć, ale pokręciła głową. – To nie twoje zadanie,
zrobiłeś już co było trzeba. Muszę wiedzieć, czy mnie zdradziła, czy Morgana
się nią posłużyła… Muszę przetrawić dzisiejszy dzień i noc. Daj mi ten tydzień,
żebym mogła podjąć decyzję.
W jego oczach pojawiły się łzy.
- Chcesz ze
mną zerwać?
Zawahała się.
- Nie wiem.
Na razie nie. Razem silniejsi, pamiętasz? Ale nie ufam ci, nie ufam, że zrobisz
wszystko, by znów nie wpakować się w śmiertelne niebezpieczeństwo.
Ujął jej twarz w dłonie i
pogładził kciukami po policzkach.
- Kocham
cię Gin i nigdy nie chciałem, żeby tak wyszło.
- Wiem –
wzięła głęboki oddech. – Ja też cię kocham.
Pocałowała go szybko i krótko.
Wyswobodziła się z jego uścisku i wskoczyła na grzbiet Saphiry. Smoczyca
wyskoczyła w górę i rozpoczęła długi lot w stronę domu.
Promienie słońca przyjemnie
ogrzewały jej skórę, ale wiatr wykradał każdą odrobinę ciepła. Leżała z policzkiem
przyciśniętym do szyi. Saphira leciała wolniej, jej ruchy były spokojne, jednak
dziewczyna czuła jej zmęczenie. Odkąd uwolniła piąty żywioł wszystko się zmieniło.
Nie miała wcześniej czasu, by się nad tym zastanowić. Była najpotężniejszą
czarownicą, która ledwie nad sobą panowała. Wyciągnęła z kieszeni wizytówkę
Anastazji Marshall.
Chcesz przyłączyć się do
czarownic?
A mam inne wyjście? Potrzebuje
nauki. Może, gdybym od początku się uczyła, dzisiaj…
Gwen. Przestań, to nic nie da.
Nie możesz roztrząsać tego, na co nie masz wpływu.
Westchnęła
cicho. Schowała gruby papier. Dzisiaj czekała ją jeszcze jedna walka. Musiała
porozmawiać z matką. Wiedziała, że Aurora była świadoma, kim są. Poznała
Anastazję w szkole czarownic – była tego pewna. Nie mogła uwierzyć, że jej
własna rodzina – dwie najważniejsze kobiety w jej życiu naraziły ją na takie
niebezpieczeństwo. Tylko Charlotte była od początku po jej stronie.
Położyła płasko dłonie na szyi
Saphiry i wlała w nią większość swoich sił. Smoczyca zaczęła mocniej bić
skrzydłami, ostry wiatr smagał jej twarz jak ostry bicz. Ułożyła się w miarę
wygodnie na plecach swojej towarzyszki, która okryła ją magiczną bańką, jak
kołdrą. Zamknęła oczy i zapadła w niespokojny sen.
Saphira wylądowała nad jeziorem
w pobliżu jej domu, z tego miejsca widać było dworek Creaghów na wzgórzu.
Wieżyczka, w której mieszkał Artur odcinała się na tle błękitnego nieba. Gwen
objęła ramionami pysk Saphiry, jej oddech parzył jej brzuch.
- Odpocznij
– powiedziała do niej, gładząc dłonią czoło smoczycy. – Spotkamy się jutro
wieczorem?
- Zgoda –
dotknęła niezwykle delikatnie jej głowy wargami, składając na niej niezwykły
pocałunek.
Wzbiła się w powietrze i
przeleciała nad jeziorem, Gwen obserwowała jak się oddala, aż nurkuje między
drzewa i znika w lesie, prawie na horyzoncie. Wzięła głęboki oddech i ruszyła
niewielką ścieżką do domu. Zegarek wskazywał kilka minut po czternastej. Była
okropnie głodna i jeszcze bardziej zmęczona. Szła powoli, z trudem stawiając
obolałe nogi, a w ręce trzymając płaszcz. Majowe powietrze było ciepłe i
świeże, niosło ze sobą zapach polnych kwiatów. Przeszła koło swojej sekwoi,
wyraźnie mniejszej od pozostałych drzew. Smukły pień kołysał się na słabym
wietrze, szeleszcząc liśćmi. Zatrzymała się i obejrzała się za siebie. Jak
przez mgłę pamiętała dzień, w którym przywiozła półmetrową sadzonkę i z pomocą
matki wkopała ją w ziemię. Dopiero teraz zauważyła, że przez czternaście lat,
żadna sekwoja nie mogła tyle urosnąć.
Weszła na werandę i chwilę
trzymała dłoń na klamce, nie wiedząc co zrobić. Usłyszała szybkie kroki swojej
matki i odskoczyła w tył, by nie dostać z drzwi. Aurora krzyknęła i zamknęła ją
w silnym uścisku. Pomimo swojej złości przytuliła ją, łzy zaczęły płynąc po jej
policzkach.
- Mój Boże,
córeczko – wyszeptała kobieta, gładząc ją po plecach. – W nocy dzwoniła do mnie
Anastazja i wszystko mi powiedziała, tak się bałam, gdy zniknęłaś podczas
antraktu. Nie wiedziałam, co robić, gdy zobaczyłam twój samochód na podjeździe,
a ciebie nie było w domu. Nie zostawiłaś mi żadnej kartki – w jej głosie
zabrzmiał żal.
- Akurat o
to nie powinnaś mieć do mnie żalu – wyszeptała i złapała Aurorę za ramiona. –
Mamy dużo do obgadania, ale nie jestem w stanie tego robić brudna i głodna –
złość, którą czuła wcześniej zniknęła. Nie wybaczyła jej do końca, ale bardzo
chciała. – Mogę liczyć na sławne gofry Ravenscar?
Kobieta roześmiała się, a w jej
brązowych oczach pojawiły się łzy. Otarła je rękawem starego swetra. Dotknęła
policzka swojej córki.
-
Oczywiście, że tak.
Razem weszły do domu i rozstały
się przy schodach. Dziewczyna powoli zaczęła się po nich wspinać. Aurora
obserwowała jej ostrożne ruchy. Zauważyła drżenie dłoni.
- Kochanie?
– Gwen zatrzymała się, prawie na szczycie schodów. – Twoje oczy się zmieniły.
~*~*~*~
Witajcie moje Miśki!
Mam nadzieję, że dajecie sobie radę w szkole.
Mam nadzieję, że dajecie sobie radę w szkole.
Co sądzicie o tym rozdziale? Dziękuję za 10000 wyświetleń i ponad 200 komentarzy!
Każdy z tych 238 komentarzy jest dla mnie ogromnie ważny,
Dlatego chciałabym, żeby było ich więcej. Każdy jest moim uśmiechem i ogromnym sukcesem.
Każdy z tych 238 komentarzy jest dla mnie ogromnie ważny,
Dlatego chciałabym, żeby było ich więcej. Każdy jest moim uśmiechem i ogromnym sukcesem.
Uwielbiam dla Was pisać ;)
Wasza Raven.
PS. Jestem dla Was na asku, instagramie i facebooku linki znajdziecie do góry po prawej.
PS2. Chyba muszę iść się uczyć na sprawdzian z angielskiego...
Aww! To jest takie boskie!!! Długo czekałam na ten rozdział i się nie zwiodłam. Jakim cudem piszesz tak cudnie? Czy oni zerwą? Tak bardzo kocham Artura... Nie chcę błagać, ale w tym wypadku chyba muszę. Błagam niech oni nie zerwą ze sobą! I to ostanie zdanie! Mdleję. Co się dzieje z Gwen? I jak wypadnie to spotkanie z Melanie? Tyle pytań!
OdpowiedzUsuńCałuski, trzymaj się cieplutko kochana!
Melete
Uwielbiam!! Czekam na następny rozdział i nie mogę się go doczekać!!!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero dzisiaj piszę, ale mam ostatnio urwanie głowy :/ Mam ochotę Cie uściskać, za to że Artur przeżył (nawet odstawiłam mój taniec radości, co jest rzadkością xD), ale po co mu jeszcze bardziej komplikujesz życie dając mu obawy związane z Gwen ?!?!?!?!?!?! Niech sobie żyją szczęśliwie i już, koniec, finito, basta !!!! No i wgl, fajne te czarownice xD i Jeziuuuuuu jak ja kocham Saphire <3 <3 <3 <3 Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział xD powodzenia w szkole xD i duuuuzio weny i szczęścia <3 ;****
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA. :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły na nowezycieheroski.blogspot.com w zakładce LBA ( pod 4 nominacją). :)
Pozdrawiam Natis :)