Gwen wróciła do domu piechotą.
Odnalezienie drogi wśród drzew okazało się dużo łatwiejsze niż myślała. Wbiegła
po schodach i zamknęła się w łazience. Promienie zachodzącego słońca odbijały
się od zielonych kafelek, nalała wody do wanny i ukryła swoje osmalone ubrania głęboko
w koszu na pranie. Rozwiązała włosy i weszła do gorącej wody. Ból w plecach
eksplodował, zagryzła mocno zęby, żeby nie krzyknąć. Wanna była na tyle duża, że
mogła w niej wygodnie leżeć, zsunęła się po ściance i ukryła się pod wodą.
Dźwięki przestały do niej dochodzić, była w całkowitej ciszy. Nikt nie mógł jej
przeszkodzić. Czarne włosy unosiły się wokół jej głowy, jak czarna aureola.
Rozumiała gniew Artura. Nie
miała do niego o to pretensji. Jednak bolało, że odszedł zostawiając ją samą w
środku lasu. Po powrocie do domu zastała swoją torbę leżącą na ganku, to
zabolało jeszcze bardziej. Płuca zaczęły się domagać powietrza, ból z pleców
przeszedł do klatki piersiowej. Wypuściła ostatek powietrza z płuc i wychyliła
głowę nad powierzchnię.
-
Panienko – głos Charlotte był tłumiony przez drzwi. – Wszystko w porządku?
Stłumiła jęk.
-
Tak, zaraz wychodzę.
-
Proszę zejść na obiad, dzisiaj ulubiony krem panienki.
Umyła szybko włosy i skórę i
ubrała się w świeże dżinsy i koszulkę zakrywającą ramiona. Na prawej łopatce
miała czerwony ślad po oparzeniu, skóra lekko się na niej marszczyła,
sprawiając jej ciągły ból. Wysuszyła włosy ręcznikiem i zeszła do kuchni.
Lottie postawiła przed nią talerz kremu ze szparagów. Uśmiechnęła się do
gospodyni. Jednak, gdy zaczęła jeść wydawało jej się, że zupa pozbawiona jest
smaku. Zjadła szybko i podziękowała. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo była
głodna. Wróciła na górę i rzuciła się na łóżko. Na szafce nocnej stał bukiet,
który dostała od Artura. Dotknęła delikatnych płatków. On miał odwagę
powiedzieć jej prawdę o sobie, dlaczego ona nie potrafiła tego zrobić? Niczego
się nie nauczyła.
- A
panienka dokąd się wybiera?
Lottie stanęła w progu kuchni
trzymając w dłoniach mały rondel, który przed chwilą wycierała. Kilka kosmyków
wysunęło się z jej koka. Zmarszczyła brwi, przez co jej oczy wydawały jej
jeszcze jaśniejsze.
- Do
Artura – Gwen oparła się biodrem o ścianę i wsunęła stopy w creepersy.
Charlotte chciała coś
powiedzieć, ale się powstrzymała i tylko pokręciła głową. Zanim Gwen zdążyła
się odezwać zniknęła w kuchni. Dziewczyna stała chwilę w milczeniu, patrząc na
swoje odbicie. Krzyknęła, że wróci przed 22 i wybiegła na dwór. Jazda
samochodem przez tereny otaczające Banetown była bardzo przyjemna, wszystko
dokoła niej obudziło się już do życia. Kwiaty wyrosły na łące zamieniając ją w
różnokolorowe morze. Po kilkunastu minutach zatrzymała samochód przed domem
Creagh’ów.
Stanęła przed drzwiami i
zapukała.
-
Witaj Gwen.
Cathlin uśmiechnęła się do niej
ciepło, ale nie wpuściła jej do środka.
-
Cathlin – wydusiła z siebie, nie wiedząc czemu dostała zadyszki - muszę
porozmawiać z Arturem.
Kobieta pokręciła głową i oparła
rękę na brzuchu, który coraz bardziej odznaczał się po jej luźną sukienką.
-
Artur powiedział, że nie chce nikogo widzieć. Odkąd wrócił do domu nie wychodzi
ze swojego pokoju, zamknął się i nie wpuścił nawet Beauty.
-
Proszę – poczuła, że łzy wypełniają jej oczy. Wcale nie miała zamiaru brać
macochy chłopaka na litość, ale podziałało.
Cathlin pchnęła drzwi i
pozwoliła jej wejść. Gwen rzuciła szybkie dziękuję i zostawiła buty w
korytarzyku. Wbiegła po schodach na samą górę. Pod zamkniętymi drzwiami do
pokoju Artura leżała Beauty. Łeb położyła na swoich łapach, ale gdy usłyszała
jej kroki spojrzała na nią swoimi żółtymi ślepiami. Machnęła kilka razy ogonem.
Dziewczyna przykucnęła przy niej i pogłaskała ją po miękkiej sierści.
-
Dasz nam chwilę?
Beauty wstała i zeszła po
schodach. Gwen położyła dłoń na klamce i po kilku wdechach weszła do środka.
Artur leżał w poprzek łóżka z twarzą ukrytą w poduszce. Jego włosy były
rozczochrane. Miał na sobie tylko ciemne dżinsy. Widziała napięte mięśnie
pleców chłopaka.
-
Powiedziałem, że nie chce nikogo widzieć.
Gwen zamknęła za sobą drzwi i
oparła się o chłodne drewno. W pokoju było kilka stopni chłodniej niż w reszcie
domu.
-
Mnie też nie?
Artur spiął się cały, ale nie
odpowiedział. Podeszła do niego, zostawiając bluzę na krześle. Wspięła się na
łóżko i usiadła obok niego. Przesunęła palcem po jego kręgosłupie. Zadrżał.
-
Wyjdź –głos chłopaka był zimny jak lód i ostry jak brzytwa.
Jej dłoń gładziła owalne znamię
na jego łopatce.
-
Nie zachowuj się tak.
Zerwał się tak szybko, że
wydawała z siebie niekontrolowany pisk. Usiadł opierając się plecami o
wezgłowie łóżka, podciągając jednocześnie nogi pod siebie. Warga chłopaka nie
była już spuchnięta, ale nadal zaczerwieniona, a na brwi pojawił się czerwony
stup. Jego oczy, srebrne i błyszczące, na ich widok, Gwen poczuła ukłucie w
sercu. Wpatrywał się w nią wściekłym wzrokiem.
-
Jak możesz mi mówić, jak mam się zachowywać?! – Krzyknął. – Po ty wszystkim, co
ty zrobiłaś! Okłamywałaś mnie, nie wiem, czy w ogóle mogę ci wierzyć!
Gwen skuliła się jakby ją
uderzył.
-
Arturze, proszę.
- O
czym jeszcze kłamałaś?! W tym, czy tamtym życiu, co za różnica. Może to dziecko
wcale nie było moje?
Po policzku dziewczyny spłynęła
łza.
-
Nigdy cię nie zdradziłam, robiłam wszystko, by cię chronić. Zawsze. To dziecko,
było naszym dzieckiem. Nie mogło być inaczej, bo byłeś jedyną osobą, z którą
spałam!
Artur ukrył twarz w dłoniach, a
jego ciałem wstrząsnął szloch. Dziewczyna podeszła do niego na kolanach. Objęła
jego nadgarstki i odsłoniła twarz chłopaka. Ze złością wyrwał swoją rękę z
uścisku i otarł pośpiesznie policzki.
-
Skąd wiesz? Przecież pozwoliłaś mu odejść w świat legend – zacytował ją
cynicznie.
Pogładziła jego policzek, wciąż
mokry od łez.
-
Musisz wiedzieć, że to Morgana rzuciła na mnie zaklęcie, które spowodowało
tylko to, że pozwoliłam mu się pocałować. Do niczego więcej nie doszło. Poza
Camelotem byłam samotna. Kochałam tylko ciebie.
- A
teraz jak jest?
Zamarła, nie wiedząc, co
odpowiedzieć, jakiej odpowiedzi oczekiwał. Złapał ją za ramiona, wbijając palce
w jej ciało. Zabolało, ale ból pozwolił jej się na czymś skupić. Na jego
dotyku, choć bolesnym, nadal przyjemnym, bo to jego palce dotykały jej skóry.
-
Jestem tylko ja? – Jego pytanie przypominało jej pytanie zadawane przez
dziecko, które upewnia się, że jest najważniejsze w życiu rodzica. Dziecko
spragnione miłości.
Przyciągnęła jego twarz do
siebie i wpiła się ustami w jego wargi. Rozchyliła je językim, ugięły się pod
jej naporem. Chłopak przesunął dłonie z jej ramion na plecy i przywarł do niej.
Nie czuła nic poza jego rękami, gładzącymi jej ciało, ustami pieszącymi jej
usta. Pociągnęła Artura na siebie. Oparł się na dłoniach równo opartych obok
jej głowy, by nie przygnieść jej swoim ciężarem. Po chwili jego dłoń przesunęła
się po jej szyi, w dół między piersiami, do pępka, gdzie dotknęła odsłoniętej
skóry. Spojrzał na nią, niepewny co ona na to, złapała jego dłoń i położyła
sobie na talii pod koszulką. Zaczął całować jej szyję, nie przestając dotykać
jej brzucha, bioder. Wsunął ręce pod nią i nagle przestał.
Posadził ją szybkim ruchem i
zdjął z niej koszulkę. Okrążył ją i spojrzał na jej plecy.
-
Gwen – miał łamiący się głos. – Co to jest?
Podniosła leżącą koszulkę i
zakryła nią swój biust. Cały romantyczny nastrój, gdzieś zniknął.
-
Nic takiego.
Przełożyła T-Shirt przez głowę,
ale Artur zatrzymał go na jej karku.
- To
oparzenie – dziewczynie udało się założyć koszulkę i wstać. Podeszła do jednego
z trzech dużych okien i oparła się o parapet. – Gwen, to nie jest nic. To przez
ten ogień, prawda? Myślałem, że wytworzyłaś jakąś tarczę, czy coś.
Gwen zamrugała powiekami, by
pozbyć się łez.
-
Wyczarowałam, ale odrobinę się spóźniłam. Nic mi nie będzie. Naprawdę.
Artur podszedł do niej i objął
ją, kładąc dłonie na biodrach dziewczyny. Oparł czoło o jej ramię i wyszeptał:
- Chroniłaś mnie, chociaż to ja powinienem chronić ciebie. Do tego te chore pretensje. Nie wiem, skąd mi się to bierze.
- Chroniłaś mnie, chociaż to ja powinienem chronić ciebie. Do tego te chore pretensje. Nie wiem, skąd mi się to bierze.
-
Gdybym była na twoim miejscu i to ty okłamywałbyś mnie, to przeżyłbyś piekło –
poczuła, że się uśmiecha.
-
Jednak powinienem ci ufać.
-
Jednak powinnam była nie nadużywać twojego zaufania, ani teraz, ani wcześniej.
- Pocałował ją w obojczyk. – Przepraszam.
Chłopak spojrzał w jej złote
oczy i uśmiechnął się do niej. Pogłaskał ją po twarzy, wtuliła się w jego dłoń.
Pachniał oliwkowym mydłem i męskimi perfumami. Sygnet, który nosił na placu
chłodził jej skórę. Ujęła jego rękę i po raz pierwszy mogła się dokładnie
przyjrzeć smokowi wygrawerowanemu na okrągłej tabliczce. Jedną łapę unosił w
górę, ogon zawijał mu się wokół cielska, pysk miał otwarty prezentując swoje
długie kły. Artur zdjął go i jej podał. Wzięła go w palce i poczuła jaki jest
ciężki. Obróciła go kilka razy w palcach i spojrzała w oczy swojemu chłopakowi.
-
Jest jeszcze coś o czymś powinieneś wiedzieć.
Opowiedziała mu o Morganie, ich
spotkaniu w Dark Hole. Sama nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo była wtedy
bezbronna. Zrozumiała, że nadal nie ma szans w starciu z jej wrogiem. Artur
leżał obok niej, wodząc opuszką palca po policzku dziewczyny.
- Co
z Melanie?
-
Nie wiem dlaczego, może Morgana rzuciła na nią urok, ale przeszła na jej
stronę. W poniedziałek, obserwowała nas. Jestem pewna, że podsłuchiwała – Gwen
roześmiała się cicho, ale nie był to wesoły śmiech. Artur zmarszczył brwi ze
zmartwienia. – Jestem ciekawa ile rzeczy podsłuchała, zanim ją zauważyliśmy i
ile rzeczy powiedziała Morganie.
- Co
masz teraz na myśli?
-
Kilka tygodni temu chciałam się z nią skonfrontować, po tym jak przyszła do
szkoły, ale usłyszałam, że z kimś rozmawia. Podsłuchałam ich rozmowę, to znaczy
jej i Morgany. One czegoś szukają, czegoś czego my też powinniśmy szukać.
Gwen przewróciła się na plecy i
oparła dłoń na czole. Dłoń Artura gładziła jej obojczyki. Kątem oka zauważyła,
że się uśmiecha. Obróciła głowę w jego stronę i przyjrzała się bacznie jego
szelmowskiemu uśmiechowi.
-
Co?
-
Ucieknijmy.
Dziewczyna westchnęła
przeciągle.
-
Nie możesz uciec od samego siebie.
Artur pochylił się nad nią, a
jego usta prawie dotykały jej policzka.
- Na
kilka dni, zaraz mamy przerwę wiosenną. Znam takie niewielkie miasto, właściwie
miasteczko na zachodnim wybrzeżu. Chciałaś wyjechać – w głosie Artura brzmiała
nuta oskarżyciela.
Gwen pocałowała go w usta.
Złapał zębami jej wargę i przeciągnął pocałunek, aż zabrakło im tchu. Odsunął
się od niej na kilka centymetrów, a w jego srebrnych oczach płonęły wesołe
iskierki. Czekał na jej odpowiedź.
-
Okay.
Artur uśmiechnął się szeroko,
odsuwając włosy z jej twarzy. Całowali się, a Gwen gładziła jego umięśniony
tors, czując pod palcami szybkie uderzenia jego serca.
-
Swoją drogą skąd wiedziałaś, kto jest ojcem dziecka? – Zapytał niepewnie, jakby
się bał, że ją urazi.
Uśmiechnęła się i przesunęła opuszką
po linii szczęki chłopaka.
-
Miał twoje oczy i takie samo znamię jak ty – uniósł brwi, wskazała palcem
kawałek skóry na jego biodrze, ukryty pod materiałem dżinsów. – Tej samej
wielkości i w tym samym miejscu.
Artur spojrzał jej w oczy, a na
jego policzki wypłynął rumieniec. Zauważyła łzy w jego oczach, pogłaskała go po
żuchwie. Chłopak złapał ją za nadgarstek i pocałował.
- Żałuję, że nie
mogliśmy go wychować razem.
Objęła go nogami w pasie,
przyciągnął ją do siebie, kładąc ręce na jej biodrach. W złotych oczach Gwen
zatańczyły iskierki radości.
- Mamy całe życie
przed sobą. Kto wie, co się stanie.
- Gwen – wymruczał,
a ich usta szybko odszukały drogę do siebie.
Byli jak dwa bieguny magnesu,
rozłączali się, ale zawsze do siebie wracali. Gwen miała nadzieję, że tak
pozostanie, że nigdy nic, ani nikt nie stanie między nimi. Żaden mężczyzna,
kobieta, czarodziej, czy czarownica – wiedziała, że gdzieś w głębi ciągle mają
siłę, by pokonać wszystko. Mieli niepowtarzalną okazję, taką która się trafia
tylko raz, by móc naprawić swoje błędy, móc zacząć wszystko od nowa, znając
konsekwencje niektórych czynów, ale mimo to ich związek był jedną wielką
zagadką.
~*~*~*~
No moi kochani!
Zanim zacznę, mam nadzieję, że się cieszycie, że tak szybko jestem znowu :)
Uwielbiam nasze statystyki (odrobina sarkazmu, ale na prawdę odrobina), potrafią spaść z 74 wyświetleń na 3 :c. Ale lepszy rydz, niż nic, prawda?
Dziękuję za komentarze, szkoda, że tak mało. Wiem, że czytacie, ale brakuje mi kontaktu z Wami!
Moja przeglądarka nadal odmawia wyświetlania mojego własnego bloga -,- Zapraszam Was w zakładki, informowani, spamownik (zostawcie mi tam linki do swoich blogów, chętnie zajrzę, poczytam!) oraz pamiętajcie, że możecie się ze mną skontaktować przez: facebook'a, aska i instagrama.
Dziękuję za 4421 wyświetleń, 103 komentarze, w których zawarte są przecudowne słowa :)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i, że nie opuścicie mnie :*
Wasza Raven
Wasza Raven