Stanęli
w wejściu do ogromnej komory, częściowo zalanej wodą. Na środku z ciemnego
jeziora wystawał ogromny rubin, jaśniejący w ciemności. Światło, które odbijało
się od szafirowej wody jeziora, zaginało się na krawędziach kryształu, rażąc
ich oczy. Błyszczał tak mocno, że musieli zmrużyć oczy, by dostrzec zatkniętego
w niego Excalibura.
- Udało nam się – powiedziała Gwen i zdjęła rękę z łopatki
smoczycy. Jej oczy natychmiast wróciły do zwykłego koloru.
Objęła
Artura za szyję i delikatnie pocałowała. Objął ją w talii, zamykając w swoich
ramionach.
- Jesteś niemożliwa.
Roześmiała
się, gdy ją podniósł. Saphira zamruczała cicho. Dziewczyna podeszła do niej i
objęła jej szyję. Z policzkiem przyciśniętym do pyska smoka, poczuła, że
wszystko zdaje się być wreszcie na dobrej drodze.
Podeszła
do brzegu jeziora. Woda była krystalicznie czysta, ale przez odbijające się w
niej skały nie można było określić jaka jest głęboka. Dziewczyna przywołała
dwie świetliste kule, które zawisły nad ich głowami. Wzięła głęboki oddech i
sięgnęła w głąb siebie, zrobiła pierwszy, niepewny krok. Jej stopa napotkała
opór wody, która otoczyła ją jak nóżki nartnika, nie mocząc ich. Drugi krok był
prostszy, trzeci wydawał się jej dziecinnie prosty. Odwróciła się, czując w
sobie pewność. Wyciągnęła rękę w stronę Artura. Chłopak przełknął głośno ślinę,
ale z rezerwą ruszył w jej stronę. Zacisnął powieki, gdy jego but oparł się o
powierzchnię jeziora. Otworzył jedno oko i uśmiechnął się szeroko.
Splótł
ich palce. Dalej szli ramię w ramię, Saphira obserwowała ich bacznie z brzegu.
Chłopak podsadził dziewczynę, by mogła stanąć na skale, z której wystawał
ogromny rubin, a później zgrabnie podciągnął się za nią. Gwen stawiała
ostrożnie stopy, mimo to spod podeszw jej butów uciekały drobne kamyszki.
Zatrzymała się u stóp kryształu, Excalibur wystawał kilka metrów dalej. Artur
minął ją i wyciągnął w jego stronę rękę.
- Stój – krzyknęła. Echo przeniosło jej głos dalej,
zmieniając w upiorny szept. – Powoli. To wszystko wymaga spokoju. Musimy się
zastanowić.
Artur
opuścił rękę i spojrzał na nią, spod przymrużonych powiek.
- Będzie mi łatwiej zebrać energię, gdy będę cię trzymać.
Złapał
ją za ramię i przyciągnął do siebie. Stykali się prawie całą powierzchnią ich
ciał.
- Wystarczająco blisko – wyszeptał, a jego oddech połaskotał
jej policzek.
Zarumieniła
się, mając świadomość, że na brzegu nadal stoi Saphira. Wspięła się na palce i
musnęła wargi chłopaka.
- Saphiro, jak uważasz: czy mam zgromadzić tą energię w
sobie, czy od razu ją przerzucić na zaklęcie.
Smoczyca
zrobiła kilka kroków w ich stronę. Woda jednak nie sięgała jej zbyt wysoko,
podeszła do nich, nie zamaczając nawet brzucha. Co dla Artura wiązało by się z
zanurzeniem po pas, a w przypadku Gwen po talię.
- Nie jestem pewna, czy utrzymasz takie połacie energii. To
bardzo potężny oręż i naładowany kryształ. Moc jest ogromna, mogłaby cię
spalić. Czujesz ją? Nadal uważam, że to idiotyczny pomysł – Gwen nie mogła
uwierzyć, że smoczyca używa słowa „idiotyczny”. – Nie roztrząsajmy teraz mojego
zasobu słownictwa – dodała zniecierpliwiona, a końcówka zdania zmieniła się w
warknięcie. Jak? – Nasza wieź. Wróćmy
do tematu głównego. Cokolwiek dostaniesz od razu przesuń to dalej, nie może to
pozostać w tobie. Rozumiesz?
- Tak, łapię. Zacznę zaklęcie, a gdy zacznę słabnąć, wyciągniesz
miecz. Zaklęcie powinno być krótkie.
Artur
wypuścił powietrze z sykiem. Oparł usta o jej włosy i złożył na nich pocałunek.
Objęła go ramionami i przycisnęła mocno do siebie.
- Mam nadzieję, że to się uda – wyszeptał, całując miejsce
miedzy brwiami dziewczyny.
- Damy radę – złapała jego policzki i zmusiła, by opuścił
głowę. – Kocham cię, tak?
Uśmiechnął
się krzywo, unosząc lewy kącik do góry. Blizna na dolnej wardze rozciągnęła
się.
- Ja ciebie też, tak?
Delikatnie
musnęła jego wargi i odsunęła się lekko. Splotła ich palce razem, w myślach
powtarzała słowa zaklęcia.
- Gwen? – Artur zacisnął kilka razy prawą rękę w pięść.
Spojrzała
na Saphirę, w jej błękitnych oczach pojawiło się zwątpienie.
- Uda mi się. Zaczynamy.
Chłopak
odgarnął kasztanowe włosy do tyłu.
***
- Saphiro!
Krzyk kobiety uniósł się w rozgwieżdżone niebo. Czuła
zbliżającą się obecność swojej drugiej połowy. Jej palce mocniej zacisnęły się
na rękojeści miecza. Był wykuty idealnie do ręki Artura. Sam jej ojciec go
wykuwał, a w nikogo oprócz swojego ukochanego nie wierzyła tak mocno jak w
swojego tatę. Usłyszała łomot ogromnych skrzydeł.
Gwen.
Saphira odezwała się miękko w jej głowie.
Tęskniłam za tobą.
Smoczyca uderzyła nogami w ziemię. Gwen podbiegła do
niej i uściskała ją mocno. Saphira wydała z siebie ciche mruknięcie. Ich myśli
i emocje zlały się w jedno. Całe ich jaźnie przepływały się nawzajem,
wymieniały się wspomnieniami z ostatnich dni.
- Nie mogę być tak daleko od
ciebie – wyszeptała dziewczyna, gładząc łuski na jej pysku.
- Zawsze jestem blisko. Jest
gotowy?
- Artur czy miecz?
Smoczyca roześmiała się nisko. Jej śmiech bardziej
przypominał warczenie, niż chichot.
Obydwoje.
- Miecz jest wykuty, nie
został jeszcze zahartowany w ogniu. A Artur… Zmienia się. Wie, że nie jestem
normalna, ale nie podejrzewa mnie o zbyt dużo. Wierzę w to, że będzie dobrym
królem.
Ufam twojemu osądowi. Jesteś gotowa?
Gwen odsunęła się na kilka metrów do tyłu. Smoczyca
kiwnęła krótko głową. Uniosła mecz obiema rękami do góry, smok zaryczał, a z
jego pyska wydobył się pióropusz biało-błękitnego ognia. Dziewczyna czuła
gorąca na swoich dłoniach, ale jej nie parzyło. Ogień zniknął, ale klinga
miecza nadał jarzyła się w mroku jasnym światłem. Gwen opuściła go i przyjrzała
się swojemu odbiciu w szerokim ostrzu.
- Taki miecz zasługuje na
silne imię – powiedziała, patrząc na smoczycę.
- Powiedz młodemu księciu,
że nazywa się Excalibur, co znaczy miecz ze światła.
***
Artur
zacisnął dłoń na rękojeści miecza i powoli pociągnął w górę. Później wiele rzeczy
zdarzyło się na raz, jaskinie wypełniło białe światło, które rozproszyło mrok.
Oczy Gwen rozbłysły złotem, a czarne włosy uniosły się do góry jakby targane
wiatrem. Woda w jeziorze cofnęła się, odsłaniając suchą skałę, z której wyrosły
pnącza, pełzające po ścianach i wypuszczających białe kwiaty.
Dziewczyna
wypowiadała zaklęcie, a jej ręka, leżąca na pysku Saphiry, zrobiła się gorąca.
Smoczyca zawyła z bólu, który rozsadzał także dłoń dziewczyny. Na czoło
wystąpiły jej kropelki potu. Artur uniósł Excalibura, który nie stanowił dla
niego prawie żadnego ciężaru, był idealny dla jego ręki. Nie puszczał dłoni
swojej dziewczyny. Rozległ się huk łamanych kości, który zlał się z rykiem
smoczycy. Gwen nie przestawała mówić, a jej głos robił się coraz mocniejszy. Drżała,
a powietrze wokół niej falowało z gorąca. Skóra dziewczyny, parzyła jego dłoń,
ale nie puścił jej. Smoczyca wydała z siebie głośne wycie, po czym rozległ się
dziwny dźwięk. Rozłożyła skrzydła, a dziura w jednym z nich zaczęła się
zasklepiać.
Saphira
wydała z siebie ciche warknięcie, jakby jęk i zwaliła się na ziemię. Chwilę
później Gwen osunęła się na kolana, Artur złapał ją wolną ręką w talii i
przyciągnął do siebie. Jej ręce zwisały bezwładnie wzdłuż tułowia, włosy opadły
na twarz, a głowa odchyliła się do tyłu. Trzymając w wolnej ręce Excalibura,
posadził dziewczynę na skale i oparł ją plecami o kryształ.
Gwen
zamrugała, a jej długie rzęsy rzuciły cień na złote oczy, które już przybrały
normalny odcień. Obok nich poruszyła się Saphira, która od razu spojrzała na
dziewczynę.
- Udało się? – Zapytały jednocześnie.
Artur
uśmiechnął się szeroko, zaciskając mocno palce na rękojeści miecza.
- Same się przekonajcie.
Smoczyca
z gracją wstała i rozwinęła skrzydło. Poruszyła nim kilka razy, by ocenić jego
sprawność. Zaryczała radośnie. Gwen roześmiała się, a po jej policzkach
popłynęły łzy szczęścia. Smoczyca podeszła do niej i przycisnęła pysk do jej
twarzy. Gorący oddech łaskotał jej policzki.
Dziękuję. Nie masz pojęcia jak się cieszę.
Gwen objęła ramionami jej głowę.
Czuję to. Obiecałam, zawsze dotrzymuję
słowa.
- Co zrobimy z Excaliburem? Nie mogę z nim chodzić, bez
wzbudzenia podejrzeń.
Gwen
uśmiechnęła się lekko. Położyła dłoń na klindze i wyszeptała krótkie zaklęcie.
Miecz skurczył się do rozmiaru długopisu. Artur zdjął skuwkę i znów w jego ręce
znajdował się prawdziwy Excalibur.
- No dobra, umiem go otwierać, ale jak go zamykać? –
Roześmiał się lekko.
- Zamknij go skuwką – Saphira zaśmiała się tubalnie.
Chłopak
przycisnął metal do metalu i znów trzymał w dłoni długopis.
- Miecz wrócił do króla – wyszeptała Gwen i objęła go za
szyję. – Nie zgub go.
Wsunął
go do kieszeni. Czuł jego chłód na skórze. Przytulił ją do siebie, opierając
dłonie na jej plecach.
- Postaram się. Co teraz? Mamy wszystko, by to zakończyć.
Zszedł
na ziemię i złapał Gwen. Postawił ją pewnie obok siebie. Dziewczyna była blada,
ale wyglądała całkiem nieźle. Przygładziła włosy, które poplątały się podczas
wykonywania zaklęcia.
- To dobre pytanie, ale nie mam sił o tym teraz myśleć.
Powoli. Saphiro, jak się czujesz?
Smoczyca
zamachnęła się skrzydłami, które wzniosły w powietrze tuman kurzu. Zakaszleli.
- Dawno się tak nie czułam. Chce poczuć znów wiatr.
Gwen
uśmiechnęła się szeroko, doskonale wiedziała, co czuje smoczyca. Podeszła do
niej i wspięła się na jej grzbiet. Artur spojrzał niepewnie na swoją
dziewczynę, przeniósł wzrok na smoka. Saphira wskazała mu miejsce na swoich
plecach. Szybko wskoczył i usadowił się blisko Gwen. Objął ją w talii, trzymając
mocno. Dziewczyna spojrzała na sygnet na jego palcu, dotknęła opuszkiem
graweru.
***
W domu
Gwen paliło się światło, gdy wyszli z lasu. Twarz dziewczyny nadal była blada,
a ona sama czuła ogromne zmęczenie. Na podjeździe stał mercedes Jacka. Artur
zatrzymał się w pobliżu jej drzewa, przeciągnął dłonią po włosach, które
prosiły się o podcięcie. Objęła jego szyję ramionami, a on położył dłonie od na
jej biodrach.
- Nie wierzę, że nam się udało – wyszeptał, opierając czoło o
skroń Gwen. – Żałuję, że siebie nie widziałaś. Wyglądałaś cudownie, a
jednocześnie przerażająco. Twoje oczy lśniły, jak najprawdziwsze gwiazdy.
- Chcę, żeby to się skończyło. Musisz wrócić zaraz po
egzaminach do Banetown, nie możemy sobie pozwolić na zbyt długie rozdzielenie
się. Jesteśmy wtedy zbyt łatwym celem.
Ujął
delikatnie jej brodę, musnął ustami wargi dziewczyny. Przeciągnęła pocałunek do
granic możliwości. Czuła jego uśmiech. Zaburczało jej głośno w brzuchu.
- Chodźmy coś zjeść, mam wrażenie, że twoja mama przygotowała
coś bardzo dobrego – powiedział, z ustami prawie dotykającymi jej ust.
Zgodziła
się skinieniem głowy. Weszli do domu pełnego zapachu smażonego kurczaka, ziół i
słodkich róż. Gwen zrzuciła buty i praktycznie wpadła na swoją matkę, która
wybiegła z kuchni. Jej czarne włosy były upięte w luźnego koka, z którego
wysunęło się kilka kosmyków, które opadły na twarz kobiety. Uścisnęła ją mocno.
- Mamo – wychrypiała dziewczyna, czując, że brakuje jej
oddechu. – Co się stało?
- Wracam do domu, a was nie ma. Nie odbierasz telefonów ode
mnie! Martwiłam się – wzięła głęboki oddech i przejechała dłonią po swojej
twarzy, pozbawionej makijażu. – Mon
cherie, wiesz, że nienawidzę, gdy znikasz.
Dziewczyna
przytuliła ją mocno, czuła jej ciepło i zapach zmieszany z perfumami Chanel.
Puściła ją i wyciągnęła z kieszeni telefon, nacisnęła klawisz, który powinien
odblokować ekran, ale ten pozostał czarny.
- Chyba się rozładował – powiedziała, pokazując Aurorze
komórkę.
- Okej. W kuchni na stole jest kolacja, zjedzcie. Arturze, o
której jutro masz pociąg?
- O 15.16 z Edynburga.
Aurora
skinęła głową. Objęła Jacka w pasie i razem zniknęli w salonie. Po chwili dom
znów wypełniła muzyka. Młodzi podgrzali jedzenie i usiedli przy wysokim blacie.
Gwen nalała im po kieliszku ciemnego wina, które jej matka zostawiła obok
kolacji. Artur wyjął z kieszeni srebrny długopis i położył go obok talerza.
Excalibur wyglądał tak niepozornie.
Gwen w
zamyśleniu mieszała widelcem w kaszy.
- O czym myślisz skarbie?
- Zastanawiam się, co teraz robi – Artur od razu domyślił się
o kogo chodzi. – Mam nadzieję, że jest szczęśliwa.
Złapał
ją za rękę i pocałował w knykcie.
- Na pewno. Dałaś jej coś dzięki czemu znów czuje się pełną
sobą. To tak jakbyś uleczyła nogi niepełnosprawnemu człowiekowi.
Roześmiała
się.
- Gdy tak o tym mówisz, to brzmi jakbym zrobiła coś
wielkiego.
Artur
spojrzał na nią surowo. Skradł jej delikatny pocałunek.
- Bo to było coś wielkiego – milczał przez chwilę, jedząc
kolację. – Przykro mi z powodu twojego telefonu.
- Trudno. O tym akurat nie pomyślałam. Mam odłożone trochę
pieniędzy na wakacje, na studia, mogę coś wydać – widząc jego minę, szybko
dodała: Nie chcę, nie życzę sobie, żebyś mi go kupił, okay?
Spojrzał
na nią. Uderzyła go w udo.
- Ożeń się ze mną, a będziesz mi kupował, co tylko zechcesz.
Roześmiał
się i zamyślił.
- Nie kuś mnie, aczkolwiek zgodziłabyś się wtedy na wszystko?
– Skinęła głową. – Naprawdę na wszystko? – Zaakcentował ostatnie słowo.
Tym
razem to Gwen wybuchła śmiechem. Dopiła ostatni łyk wina i wrzuciła sobie do
ust małego pomidorka. Zeszła z krzesła i stanęła bardzo blisko chłopaka.
Nachyliła się do jego ucha, a jej oddech łaskotał skórę Artura.
- Jesteś nieprzyzwoity.
Kilka
godzin później Aurora i Jack poszli spać. Gwen przysłuchiwała się ich krokom na
schodach, a później wieczornej krzątaninie, siedząc między nogami Artura,
wtulona w jego szeroką pierś. Przez otwarte okno wpadał zapach nocy.
- Rosaline wybrała kiepski moment na premierę, nie sądzisz? –
Jego głos rezonował w niej.
Długimi
palcami rysowała wzory na jego przedramionach, którymi obejmował jej talię. W
rękach trzymał jej ukochaną maskotkę, skubał trójkątne wypustki z żółtego
polaru na plecach smoka.
- Nie. Połowa tancerzy to drugie klasy, a orkiestra jest w
niewielkim stopniu stara – roześmiała się. – My seniorzy jesteśmy tu
mniejszością.
Zaśmiał
się w jej włosy. Zesztywniał, mocniej oplatając ją ramionami. Obok nich na
łóżku leżał laptop z włączonym filmem, ale zatrzymali go, ponieważ żadne z nich
nie mogło się skupić. Pomimo tego wszystkiego próbowali zachować chociaż pozory
normalności.
- Chciałbym cię usłyszeć, ale na złość mam hiszpański w
piątek, a w poniedziałek zdaję matematykę. Nawet, gdybym chciał, ojciec nie
wypuści mnie z domu. Szczególnie biorąc pod uwagę nasze kiepskie stosunki –
wydał z siebie dziwne parsknięcie. – Nie chcę o tym myśleć, a tym bardziej
gadać na ten temat. Masz sukienkę na bale?
- Jedną mam, a co?
- Chcesz czegoś poszukać?
Gwen
odwróciła się do chłopaka i objęła jego biodra nogami. Dłonie Artura przesunęły
się krzywiznę jej pleców, tuż nad pośladkami. Uniosła brwi, jednocześnie
przekrzywiając głowę na prawo. Czarne kosmyki opadły jej na twarz.
- Chcesz iść ze mną na zakupy – ni to zapytała, ni
stwierdziła ze śmiechem. Splotła palce na jego karku. – Arturze, przecież
nienawidzisz zakupów, zawsze kupujesz kilka czarnych T-Shirtów i nosisz dwa
modele levisów.
- Oj przepraszam, moja garderoba nie ogranicza się tylko do
czarnego. A szary, biały? – Zamilknął, widząc jej minę. – Masz mnie, nie lubię
zakupów, ale chce iść z tobą.
- Arturze. O co ci chodzi?
Pocałowała
go lekko, a jej złote oczy wpatrywały się w niego intensywnie. Westchnął i ujął
jej twarz w dłonie. Zadrżała, gdy przejechał kciukiem po wardze dziewczyny.
Gwen zagryzła usta, próbując zapanować nad swoim ciałem. Uśmiechnął się lekko i
założył czarny kosmyk za ucho. Zamruczała cicho.
- Chce spróbować wszystkiego z tobą. Wiele rzeczy już
zrobiliśmy, ale chcę jeszcze więcej.
Gwen
objęła go ramionami za szyję i wbiła się ustami w jego miękkie wargi. Artur
jęknął, gdy rozchyliła je językiem. Położył ją delikatnie na łóżku, opierając
się na łokciu. Czarne włosy dziewczyny rozsypały się po poduszce. Ręką
przesunął po jej biodrze i wsunął się pod koszulkę. Chłopak zaczął oddychać
ciężej, a jego pocałunki były coraz bardziej brutalne.
- Mama jest obok – wyszeptała, gdy ustami zsunął się jeszcze
niżej. – Poza tym to nie jest nic nowego – dodała z uśmiechem.
Artur
pocałował ją w brodę.
- Jak mówiłem: chcę więcej. Ciebie, twojego dotyku,
wszystkiego, co związane z tobą.
Usiadła
i obróciła go na plecy. Sięgnęła po laptopa i ułożyła go tak, by obydwoje mogli
widzieć. Objął ją ramieniem i wtulił twarz w włosy dziewczyny. Gwen włączyła
film i ułożyła się wygodnie w jego ramionach. Chłopak obserwował jak jej
powieki stają się coraz cięższe, a po kilku minutach zasypia. Wyłączył komputer
i położył go na podłodze obok łóżka. Położył się na plecach, a po chwili na
jego piersi spoczęła jej głowa. Wyglądała tak słodko i niewinnie, gdy spała.
Odgarnął kilka kosmyków z twarzy dziewczyny.
- Kocham cię – wyszeptał w każdym znanym mu języku. – Nie
potrafię żyć bez ciebie.
~*~*~*~
~*~*~*~
Beta: Julia z http://ksiazkiwdgwachamksiazki.blogspot.fr/?m=1
No i mam to :3 Rozdzial był gotowy od kilku dni, ale nie mogłam znaleźć chwili na dodanie go. Jak wiecie z postu o LBA, którego dodałam kilka dni temu, bawię się we Francji, a konkretnie (i obecnie) w Normandii, bo wczoraj byłam jeszcze w Bretanii, a jutro będę w Szampanii (?) coś takiego mi się obiło o uszy xd
Bardzo mnie inspiruje ten wyjazd, więc możecie się spodziewać, że będzie się działo :) Nie mam zamiaru przeciągać, ale możecie liczyć na dłuuugaśny epilog :3 Tak, to opowiadanie skończę definitywnie. A przynajmniej tak planuję...
Bardzo mnie inspiruje ten wyjazd, więc możecie się spodziewać, że będzie się działo :) Nie mam zamiaru przeciągać, ale możecie liczyć na dłuuugaśny epilog :3 Tak, to opowiadanie skończę definitywnie. A przynajmniej tak planuję...
Dziękuję za to, że jesteście i, że piszecie komentarze, które zawsze czytam i staram się odpisywać na każdy, a jeśli nie odpisuję to przepraszam i dziękuję jeszcze raz i każdemu z osobna.
Kocham Was Misiaki i do zobaczenia!
Kocham Was Misiaki i do zobaczenia!