Czarne, wąskie spodnie podkreślały jej szczupłe i długie nogi. Na biały top, narzuciła wiosenny płaszcz do połowy uda. Ciemne włosy zebrała w niedbałego koka, który dodał jej twarzy delikatności. Weszła do baru posługując się fałszywym dowodem osobistym. Używała go z dwóch powodów. Po pierwsze dopiero za rok miała skończyć osiemnaście lat, a po drugie nie chciała, by ktokolwiek połączył ją z arystokratyczną rodziną Ravenscar. Przez chwilę chciała być anonimową Astorią Prior, która według dokumentu miała dwadzieścia lat i mieszkała w Edynburgu. Ochroniarze znali ją i nawet nie spojrzeli na jej wyciągnięty w ich stronę dowód. Uśmiechnęła się do nich delikatnie i oddała płaszcz do szatni. Weszła do sali. Nad parkietem unosiła się szara mgła. Na ciemno czerwonych kanapach krytych we wnękach siedziało kilka par namiętnie się całujących.
Melanie stanęła obok Gwen i zacmokała cicho. Miała na sobie złotą sukienkę do połowy uda i wysokie szpilki. Jej brązowe włosy spływały kaskadą na plecy i pierś, błyszcząc w kolorowych światłach. Położyła jej dłoń na talii. Gin także objęła przyjaciółkę i razem podeszły do baru. Usiadły na wysokich krzesłach z oparciami z kutego żelaza, zamówiły kolejkę. Całe wnętrze było stylizowany na gotycki wystrój; stroje bawiących się w klubie też nie odbiegały od tych stylizacji. Dziewczyna w krótkiej skórzanej sukience i w kabaretkach tańczyła z długowłosym brunetem, którego oczy miały dziwną białawą barwę. Kilka krzeseł dalej siedziała grupa gotów, wyglądających na studentów. Melanie uniosła swój kieliszek.
- Za twoje zdrowie - powiedziała i trąciły się szklankami.
Gwen szybko wypiła, czując palenie w gardle. Chłodny napój spłynął jej do gardła, paląc jego wnętrze. Skrzywiła się mimowolnie. Melanie zakaszlała i wyjęła z torebki drogie papierosy. Poczęstowała przyjaciółkę i podała jej zapalniczkę. Siwe spirale dymu uniosły się pod sufit. Przez chwilę w milczeniu paliły i piły. Alkohol zaczął szumieć w głowie Gwen, popędzając ją do działania. Nie przyszła tu tylko po to, by się napić.
- Melanie - zaczęła, jej głos drżał lekko - powiedz mi, po co właściwie wróciłaś?
Brunetka spojrzała na nią zamglonym wzrokiem, jej niebieskie oczy zdawały się nie widzieć tego, na co patrzą.
- Dla ciebie. Stęskniłam się za moją przyjaciółką! - wybełkotała, wlewając w siebie zawartość kolejnego kieliszka.
- Kłamiesz - syknęła Gwen. Melanie wypuściła ze świstem dym. W klubie było coraz więcej ludzi, a w powietrzu unosiła się mieszanka zapachu drogich perfum, potu, papierosów i alkoholu. Gwen wiedziała, że musi zachować trzeźwość umysłu, więc udała, że opróżnia swój kieliszek i nalała kolejny Melanie. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie postępuje dobrze, ale musiała się dowiedzieć prawdy. Jej przyjaciółka czknęła i opróżniła jego zawartość. Zakaszlała.
- Miałam tu kilka spraw do załatwienia.
- Jakich?
Melanie otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Gwen ściągnęła ze zdziwienia brwi, gdy wargi brunetki poruszały się bezgłośnie.
- Mel? - spytała, nagle trzeźwiejąc. Dotknęła dłoni swojej przyjaciółki.
- Wszystko w porządku?
Dziewczyna zamrugała, dziwna mgła zniknęła z jej oczu.
- Tak, w najlepszym - uśmiechnęła się. - Chodźmy potańczyć.
Złapała ją za rękę i pociągnęła na parkiet, gdzie wmieszały się w tłum tańczących. Muzyka dudniła im w uszach. ich ciała poruszały się w jej rytm. Gwen obserwowała uważnie przyjaciółkę, która flirtowała z mężczyzną o dużych zielonych oczach i czarnych włosach. Ginny czuła na sobie spojrzenie kilku studentów, kołyszących się obok. Mrugnęła do nich zalotnie, przygryzając wargę. Odpowiedzieli jej szerokimi uśmiechami. Odwróciła się do Melanie, ale jej nigdzie nie było. Zatrzymała się, serce dziewczyny podskoczyło w piersi i zaczęło bić szybciej. Przepchnęła się do baru, ale Mel tam nie było. Weszła do damskiej toalety, gdzie kilka dziewczyn poprawiało makijaż. Spojrzała na swoje odbicie i zobaczyła bladą twarz oraz bursztynowe oczy, rozszerzone ze strachu.
- Widziałyście brunetkę o niebieskich oczach i w złotej sukience?
Jedna z nich odwróciła się do niej, na oko miała dwadzieścia lat, krótkie blond włosy z różowym pasemkiem i ciemny makijaż.
- Nie - Gwen pokiwała głową i odwróciła się w stronę drzwi. Nagle poczuła dłoń na swoim ramieniu, spojrzała na blondynkę.
- Wszystko w porządku?
Brunetka pokiwała głową, biorąc głęboki oddech. Nic nie było w porządku. jej przyjaciółka zniknęła. wokół niej działo się tyle przerażających rzeczy, a ona była przerażona.
- Tak, dziękuję.
Blondynka uśmiechnęła się do niej.
- Spokojnie, na pewno się znajdzie.
- Tak - dodała przyjaciółka nieznajomej, wysoka i chuda o czerwonych włosach.
- Jeśli ją spotkamy, powiemy jej, że jej szukasz.
- Dzięki.
Gwen odwróciła się na pięcie i wróciła na salę. Uważnie rozglądała się po tłumie, wypatrując Melanie. Nagle jej wzrok przykuła drobna osóbka siedząca przy barze. Miała długie, złote włosy. Dziewczyna zamarła. Znała tą osobę, to ona stała wtedy na je podwórku. Zaczęła iść w stronę złotowłosej, ale gdy doszła do kontuaru, jej już nie było. Rozejrzała się po klubie i zobaczyła ją przy schodach, prowadzących do wyjścia. Pomagając sobie łokciami, ruszyła w tamtą stronę. Ludzie wpadali na nią, popychając ją na siebie. Kilka razy ktoś objął ją ramieniem i namawiał do wypicia drinka. W końcu udało jej się dotrzeć do szatni, ale tam czekali na nią tylko dwaj ochroniarze, który kilka godzin wcześniej wpuścili ją do środka.
- Nie widzieliście blondynki o długich włosach?
- Właśnie wyszła - odpowiedział jeden z nich.
Gwen złapała swój płaszcz, mrucząc podziękowanie i wybiegła na ulicę. Noc była chłodna. Silny wiatr szarpał jej włosami, wdzierając się pod kołnierz. Rozejrzała się i zobaczyła cień kobiety, znikający za rogiem. Ruszyła szybko w tamtą stronę, na tyle szybko, na ile pozwalały jej wysokie obcasy. Naciągnęła kaptur na twarz, ukrywając swoje obliczę przed przechodniami. Przestała w ogóle myśleć o Melanie, teraz interesowała ją złotowłosa i jej podobieństwo do Morgany la Fay. Musiała się przekonać, czy to tylko jej wyobraźnia, czy faktycznie świat wokół niej był inny, niż jej się zdawało. Skręciła za róg, w ciemną, wąską uliczkę. Na chodniku leżały kartony i stare gazety.
- Hej! - krzyknęła.
Kobieta odwróciła się powoli. Jej złote włosy powiewały na wietrze, a ciemna suknia opinała jej talię. Uśmiechnęła się dumnie, odsłaniając rząd białych, równych zębów, które odcinały się od ciemnych warg. Spojrzały sobie w oczy. Jej tęczówki błyszczały jak płynne złoto. Zacisnęła dłoń i machnęła ją zamaszyście. Gwen poczuła, jak niewidzialna siła zaciska się wokół jej ciała i ciągnie ją w górę, i w bok. Krzyknęła, gdy uderzyła plecami w szorstki mur. Upadła boleśnie na zimną ziemię. Uniosła się na łokciu i dotknęła palcami tyłu głowy. Gorąca i lepka ciecz pokrywała jej palce. Krew. Podniosła głowę i spojrzała na czarownicę. Wiedziała, kto nad nią stoi.
- Morgana - szepnęła, ledwo mogąc wydobyć z siebie głos.
Morgana podeszła do niej powoli, a echo jej kroków odbijało się w jej głowie. Uniosła rękę, a ciało Gwen uniosło się do góry po ścianie. Czuła, że się dusi, po omacku szukała rąk, czy sznura zadającego jej cierpienie, lecz na próżno. Przed oczami zrobiło jej się ciemno, płuca paliły z braku powietrza. Kopała nogami, próbując trafić Morganę. Do uszu dziewczyny dochodził tylko śmiech czarownicy. Nagle nastała cisza. Ponownie upadła na chodnik, kaszląc i krztusząc się. Złapała się za obolałą szyję. Była oszołomiona i zagubiona. Nie była pewna, czego przed chwilą doświadczyła. Drżała. Jeszcze chwila i umarłaby, przyszpilona do ściany za pomocą niewyobrażalnej mocy, o której istnieniu nie miała nawet pojęcia.
- Jeszcze cię nie zabije - powiedziała cicho Morgana. - Będziesz mi jeszcze potrzebna.
Uliczkę wypełnił chłód. Silny wiatr poderwał z ziemi gazety, które uniosły się z ziemi, by po chwili znów na nią upaść. Usłyszała szybkie kroki, ale nie miała sił, by się podnieść. Chciała zasnąć, odciąć się od świata. Ukoić ból.
- O mój Boże. Gwen! Gin! - usłyszała głos Melanie, dobiegający jakby zza kotary - Gwen, wstań!
Uchyliła powieki, patrząc na podeszwy szpilek Mel. Dziewczyna pomogła jej wstać i złapała ją za podbródek, by przyjrzeć się jej twarzy. Szczupłym palcem dotknęła jej opuchniętego policzka.
- Co się stało?
Gwen odwróciła głowę i oparła się o ścianę.
- Nie pamiętam - skłamała. Ostatnio kłamstwo wychodziło z jej ust zbyt często i zbyt łatwo. Melanie objęła ją i pociągnęła w stronę światła. Dziewczyna przymknęła powieki, odcinając się od ostrego światła. Mel zatrzymała taksówkę i wepchnęła przyjaciółkę do samochodu, powiedziała coś do kierowcy i samochód ruszył. Ginny oparła policzek o ramię przyjaciółki, która przytuliła się do niej. Czuła jak ociera jej twarzy i tamuje krew, ciągle płynącą z rozcięcia z tyłu głowy.
***
Nie pamiętała, w jaki sposób dotarła do domu. Obudziło ją ostre światło porannego słońca i okropny ból głowy. Podniosła głowę z poduszki i uświadomiła sobie, że jest w swoim pokoju. Ciemne, fioletowe ściany pokryte plakatami, cytatami wypisanymi czarnym markerem były jej doskonale zdane. Przyłożyła dłoń do czoła, które pulsowało niemiłosiernie. Była dziesiąta. Usiadła na łóżku i zobaczyła, że nadal jest w ubraniach. Z lustra, wiszącego w garderobie, patrzyło na nią jej zmęczone odbicie. Makijaż rozmazał jej się po policzkach, a włosy wysunęły się z koka i odstawały pod różnymi kątami. Weszła pod prysznic i puściła gorącą wodę. Natarła swoje włosy werbenowym szamponem. Masowała skórę, pozbywając się zapachu klubu i zaschniętej krwi. Umyła swoje ciało waniliowym mydłem.
Stanęła przed lustrem, otulona puchowym ręcznikiem, z mokrymi włosami opadającymi na ramiona. Miała rozciętą wargę i siniaka pod prawym okiem. Na linii włosów miała niewielkie rozcięcie. Wzięła do ręki szczotkę i zaczęła rozczesywać czarne pukle, pełne kołtunów. Kostki dłoni dziewczyny były poharatane. Do Gwen powoli powracały wspomnienia poprzedniej nocy. Klub, Morgana i jej nieracjonalny atak na Ginny. Kim właściwie ona była i czego od niej chciała? Szczotka wyślizgnęła się z dłoni dziewczyny i z hukiem upadła na kafelki. Ubrała się w luźne dresowe spodnie i obszerny T-Shirt.
Usłyszała charakterystyczne pukanie, gdy związywała włosy w warkocza. Charlotte spojrzała na nią ze smutkiem w zielonych oczach.
- Zejdziesz na śniadanie?
Gwen spojrzała na nią chłodno.
- O ile odpowiesz mi na kilka pytań.
Charlotte westchnęła ciężko, ale pokiwała głową. W milczeniu zeszły do kuchni i zajęły swoje stałe miejsca. Gwen na krześle, a Lottie oparta o blat z kubkiem kawy w ręku. Dziewczyna poczuła silny zapach świeżych rogalików z czekoladą i od razu wzięła się do jedzenia. Nie miała pojęcia, że jest aż tak głodna. Charlotte przyglądała się jej bacznie z zatroskaną twarzą.
- Ginewro - prawie nigdy nikt nie mówił do niej pełnym imieniem, chyba że chodziło o coś bardzo ważnego. Dziewczyna wytarła palce w płócienną serwetkę i spojrzała na gosposię.
- Musisz wiedzieć, że pochodzisz z bardzo starego rodu, którego członkowie byli obdarzeni mocą.
Gwen zakaszlała, krztusząc się kawą.
- Mocą? Jak jacyś Jedi?
Charlotte jednak nie było do śmiechu. Miała poważną minę, która uwydatniła cienie pod jej oczami i zmarszczki wokół nich. Uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny, tak szybko jak się pojawił. Objęła kolana ramionami i patrzyła w milczeniu na opiekunkę.
- Jak czarownice.
Gwen parsknęła śmiechem.
- Chyba oszalałaś.
Charlotte tylko wzruszyła ramionami.
- Sama chciałaś znać odpowiedź. Moja rodzina od pokoleń zajmuję się ochroną twojej. Naszym zadaniem jest opiekować się wami i pomóc jednej z was wypełnić przeznaczenie i zdjąć klątwę.
- Czy mama też...? - spytała cicho Gwen, przerywając jej monolog.
- Nie, ani jej babka, prababka i praprababka. Od dwustu lat nie urodziła się dziewczynka, która byłaby naznaczona. Powoli traciłam nadzieję, aż powiedziałaś mi o swoim śnie. Wczoraj usłyszałam trzask, później spotkałam ciebie zapłakaną na schodach. Wazon był roztrzaskany. Stłukłaś go.
- Nawet go nie dotknęłam - warknęła dziewczyna i natychmiast skarciła się w duchu, zachowywała się jak pięciolatka. Charlotte nie chodziło o ukaranie ją za rozwalenie kawałka szkła, a o coś ważniejszego.
- Przepraszam, Lottie.
Kobieta uśmiechnęła się dobrotliwie i pogłaskała ją po dłoni.
- I o to właśnie chodzi. Masz moc, która zaczyna dochodzić do głosu. To oznacza - z trudem wzięła oddech, Gwen widziała jak drżą jej ręce - że nadszedł czas. Powinnaś się dowiedzieć wszystkiego, a moim zadaniem jest odpowiedzieć ci na tyle pytań, na ile będę znała odpowiedź.
Ginny zacisnęła dłonie na kolanach. Od czego zacząć? Kim była? Co oznaczają jej sny? Czy to przebłyski jej przeszłości, czy może przyszłości? Czego chce od niej Morgana la Fay? Oddychała powoli, by się uspokoić. To wszystko wymagało spokoju.
___
Wybaczcie, że rozdział taki krótki, ale więcej nie chciałam do niego wciskać.
Dziękuję za wsparcie jakie mi okazujecie w komentarzach, nie na wszystkie odpisuję, ale czytam je, nawet kilka razy i staram się zmienić to, co według Was jest złe. Mam nadzieję, że widać, że się staram :)
Proszę Was o komentarze, bo to Wasza opinia jest fundamentem tego bloga, bez Was nie powstałby żaden rozdział!
Proszę Was o komentarze, bo to Wasza opinia jest fundamentem tego bloga, bez Was nie powstałby żaden rozdział!
Kocham Was xoxo
Wiesz, że kocham ten blog, tą historię i twój styl pisania. Rozdział jak zawsze świetny. Nic dodać nic ująć. Prosiłabym się, abyś następnym razem dała trochę większą czcionkę, bo jak dla mnie jest trochę za mała. Życzę weny i czekam na kolejny rozdział :) :) :)
OdpowiedzUsuńzaraz pojde do kompa to poprawic :) dziekuje :*
UsuńCudowny rozdział. Nawet mi nie przeszkadza jego długość. Było w nim to (jak podejrzewam) co najważniejsze. Życzę kolejnych świetnych rozdziałów i milych wakacji :*
OdpowiedzUsuńszpiegostwo-poplaca.blogspot.com
Łohoho no to się zaczęło.
OdpowiedzUsuńMam jakieś dziwne wrażenie, że Morgana to Melanie, ale czy to prawda?
No i w końcu dowiemy się o co w tym chodzi i kim jest Gwen. Jej! :D
Hej.:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na rozdział dwunasty opowiadania Bądź moją nadzieją.
http://dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com/2014/07/dwanascie.html
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
PS, Wybacz, że nie skomentowałam, obiecuję to nadrobić jeszcze dziś.:P
Miałam nadrobić i zapomniałam. Proszę wybacz mi moją demencję.:)
UsuńRozdział całkiem niezły. Rzuca trochę światła na całe opowiadanie.:)
Nie będę się dłużej rozwodzić, lecę czytać kolejny.:)
Pozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
Raven!
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! Jak zwykle bardzo mi się spodobał. Długość nie jest ważna bo napisałaś tutaj wszystkie istotne rzeczy.
Życzę miłych wakacji ;) Zabieram się za resztę bloga. Przepraszam, że tak wolno czytam, ale mam problemy ze wzrokiem i nie mogę go tak nadwerężać. Jeden lub dwa rozdziały na dzień to i tak dużo ;)
Pozdrawiam, Melete
Nie przepraszaj :D
Usuńciesze sie, ze w ogole chcesz czytac moje opowiadanie :)
dziekuje i wzajemnie, dbaj o paczydelka :)
Buziaki, Raven
Dziękuję i oczywiście, że chcę czytać takie cudowne opowiadanie jak twoje! I do zobaczenia ;)
UsuńCałusy, Melete